Jak odradzało się Zagłębie Sosnowiec

Dziś piłkarze Zagłębia Sosnowiec walczą o utrzymanie się w drugiej lidze. Liczymy na nich, ale mamy świadomość tego, że potrzebują pomocy nie tylko kibiców, ale też przede wszystkim sponsorów oraz władz miasta. Poniższa opowieść dotyczy okresu, w którym na nowo budziło się  Zagłębie. To jedynie krótki zarys tego, co wtedy działo się w sosnowieckim klubie. Warto jednak przypomnieć, że historia każdego klubu sportowego to historia jego wzniesień i sukcesów, ale też historia jego upadków.

Kiedy w 1993 roku piłkarze Zagłębia spadli z drugiej ligi w piątoligową otchłań, wydawało się, że sosnowiecka piłka już na zawsze pozostanie na poziomie przysłowiowego „podwórka”.  Dziś widzimy, jak wielką pomyłką była taka opinia, jakże krzywdzącym wyrokiem obdarzono sosnowieckich piłkarzy, trenerów i działaczy. Wtedy jednak odrodzenie piłkarskiej drużyny Zagłębia nie było tak oczywistym faktem. Właśnie trwało zamykanie największych zakładów przemysłowych, których pomoc finansowa niegdyś stanowiła o potędze sztandarowego klubu Zagłębia Dąbrowskiego.  Zagłębie już wcześniej pozbawione dotacji resortowych chyliło się ku upadkowi praktycznie od końca lat 80. Dopóki jednak istniał w Sosnowcu przemysł, istniała też nadzieja.

Kiedy w wyniku przekształceń ustrojowych stało się jasnym, że Zagłębie może liczyć już tylko na siebie, wówczas działacze zaczęli gorączkowo szukać sponsorów. Nie był to dobry czas na sponsoring, duże zakłady – jeżeli nawet istniały jeszcze – musiały zmierzyć się z wolnym rynkiem. Małe firmy nie były w stanie dofinansowywać sportowego molocha, gdyż same nierzadko ledwie wiązały koniec z końcem. Próbowano uciec od długów przekształcając Zagłębie z powrotem w Stal, jednak i to się nie powiodło. Dlaczego to nie udało się i czy w ogóle była na to szansa, to temat na zupełnie inną opowieść. Ja postanowiłem zająć się tym, co nastąpiło po spadku piłkarzy z drugiej ligi i rozwiązaniu klubu…

Każdą opowieść powinno się najpierw umiejscowić w czasie i przestrzeni. Dopełnijmy więc tej formalności. Jest 15 lipiec 1993 roku na mocy postanowienia Sądu Rejonowego w Dąbrowie Górniczej zostaje ogłoszona upadłość klubu sportowego Zagłębie. Wiadomo już, że oficjalnie Zagłębia już nie ma. Pozostało w sercach kibiców, działaczy oraz piłkarzy, którzy chcą zaopiekować się trofeami zdobywanymi niegdyś przez klub. Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji nie wyraża na to zgody.

Na bocznych boiskach Stadionu Ludowego jak zwykle grają w piłkę dzieciaki. Oni nie wiedzą, że tego dnia zlikwidowano Zagłębie. Może to i dobrze, mogliby tego nie zrozumieć, że ponad dwustupięćdziesięciotysięcznego wówczas Sosnowca nie stać nawet na trzecioligowy klub.

Dokładnie miesiąc później, 15 sierpnia wychowankowie Zagłębia, dotychczasowa rezerwowa drużyna wybiega na boisko w Kluczach, aby rozegrać swój pierwszy mecz w sezonie 1993/94. Jest to liga okręgowa, druga grupa w okręgu katowickim. Bez owijania w bawełnę należy powiedzieć wprost – piąta liga. Kibice, którzy nigdy nie pogodzili się z rozwiązaniem klubu, biorą liczny udział w wyjazdowym spotkaniu. Uważają, że naturalną koleją rzeczy teraz ta drużyna jest ich „Ukochanym Zagłębiem”.

Warto przytoczyć skład z tego meczu, gdyż mimo niewielkiej stawki (piątoligowe punkty), przeszedł on do historii. Trener Andrzej Kręgiel desygnował do gry następujących piłkarzy: Przybyś, Płonka, Pyzie, Antczak, Koster, Ziemski, Nowacki, Książek, Banasik, Kołodziejczyk, Seweryn, Tomsia i Sikora. Zespół zagrał pod oficjalną nazwą MOSiR Sosnowiec. W świadomości wszystkich funkcjonował jednak jako Zagłębie Sosnowiec. Młodzi piłkarze nie popisali się w tym meczu zbytnio, gdyż Przemsza Klucze wygrała 3:0, jednak nie to było najważniejsze. Ważne było, że kibice, działacze i trenerzy mieli punkt zaczepienia, bazę na której należało próbować stworzyć zespół mający w przyszłości nawiązać do chlubnych tradycji czterokrotnego zdobywcy Pucharu Polski. Na zwycięstwa miał nadejść odpowiedni czas, nikt nie wiedział jednak, kiedy i czy w ogóle nadejdzie.

Trener Kręgiel miał do dyspozycji wychowanków Zagłębia, piłkarzy, którzy od najmłodszych lat szkolili się pod okiem bardzo dobrych sosnowieckich trenerów. W niektórych z nich, jak się później okazało po latach, drzemała ogromna siła. Co z tego, skoro ciężko było umotywować graczy, którzy całe swoje dotychczasowe życie poświęcili Zagłębiu, większość z nich oczami wyobraźni widziała się w składzie pierwszoligowego Zagłębia, a nagle to Zagłębie zniknęło z piłkarskiej mapy Polski. Teraz, jak nigdy wcześniej dotąd, strach zajrzał im w oczy. Niektórzy z nich mieli za sobą debiut w drugiej lidze, a tu nagle nicość. Gdyby nie kibice, wszystko straciłoby dla nich sens.

Kibice Zagłębia w tym okresie to też temat na osobną opowieść. Jedni załamani upadłością klubu długo oswajali się z myślą, że jest na „Ludowym” drużyna, która dla nich gra. Inni, w których rozwiązanie klubu jeszcze bardziej wzmogło ich fanatyzm, żywo interesowali się drużyną trenera Kręgla. Trzeba wspomnieć, że było to jeszcze w czasach, gdy nie istniały witryny internetowe, gdzie można by w kilka sekund dotrzeć do relacji z meczu. Ba, nawet gazety nie pisały o „okręgówce”. Między innymi dzięki zainteresowaniu Zagłębiem sportowe gazety zaczęły podawać wyniki spotkań niższych lig. Nie zawsze były to jednak wyniki i tabele rzetelnie zamieszczone, często zdarzały się błędy. Na dobrą sprawę o meczach Zagłębia zaczęło się pisać wraz z pojawieniem się sosnowieckiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Dla kibica przyzwyczajonego do suchego wyniku, pojawienie się relacji z 5 ligi na pół strony, w dodatku opatrzonej zdjęciem, było pozytywnym szokiem. Również katowicki „Sport” zaczął częściej pisać o Zagłębiu. Zanim do tego jednak doszło, wyniki meczów z udziałem MOSiR Sosnowiec rozpowszechniane były przez samych kibiców.

Pierwszego gola dla MOSiR-u (będziemy się trzymać oficjalnego nazewnictwa) strzelił w trzecim meczu Michał Rak. Było to w remisowym (3:3) wyjazdowym meczu z Hutnikiem Trzebinia 28 sierpnia 1993 roku. Na pierwsze zwycięstwo kibice musieli jeszcze długo czekać, bo aż do 24 października. Wtedy to MOSiR pokonał Pilicę Wierzbka 3:0, a łupem bramkowym podzielili się Łukasz Antczak, Marek Kołodziejczyk oraz wspomniany już Michał Rak. Drugie zwycięstwo miało miejsce jeszcze w tym samym roku. Sosnowiczanie 6 listopada zmierzyli się z lokalnym rywalem Czarnymi Sosnowiec. Na stadionie „Ludowym” w deszczu i zimnie gospodarze pokonali Czarnych 2:1. Dramatyzm tego meczu do dziś tkwi kibicom w pamięci. Czarni prowadzili od 34 minuty po golu Kalińskiego. Wyrównał jeszcze przed przerwą Antczak, a w 64 minucie Rak pokonał Molendę z karnego. Ciekawostką tego meczu był fakt, że w zespole Czarnych występowali m.in. znakomity przed laty defensor Zagłębia Karol Kordysz oraz Dariusz Klamra, również były gracz Zagłębia, który już kilka tygodni później został nowym trenerem MOSiR-u.

Po rundzie jesiennej MOSiR w 16 drużynowej lidze zajmował 11 miejsce. Realna wydawała się możliwość spadku do A-klasy. Aby do tego nie dopuścić w przerwie zimowej, jak już nadmieniłem, nastąpiła roszada na stanowisku szkoleniowca. W osobie Dariusza Klamry MOSiR zyskał nie tylko nowego trenera, ale również dobrego zawodnika. Młoda drużyna potrzebowała doświadczonych graczy. Wraz z wiosną pojawiło się kilku nowych graczy, m.in. Maciej Rutkowski.

Faktycznie, wiosną sosnowiczanie mieli już znacznie lepsze rezultaty. Gra zdawała się być bardziej poukładana. Nadal zdarzały się jednak słabsze dni, dlatego wiosną piłkarze z Sosnowca zdobyli tylko 3 punkty więcej, co w końcowym rozrachunku wystarczyło na zajęcie 10 miejsca.

W przerwie letniej pojawiło się kilku nowych graczy w kadrze MOSiR-u. Udało się też zatrzymać w klubie Michała Raka, najlepszego napastnika drużyny, o którego ponoć zabiegało kilka klubów. Trener Klamra oświadczył, że jego podopieczni powinni się liczyć w walce o awans do 4 ligi. Rozgrywki sezonu 1994/95 pokazały, że trener bardzo się mylił, gdyż sosnowiczanie mieli problemy z utrzymaniem się w chyba najsilniejszej z wszystkich 4 grup katowickiej „okregówki”. Ale po kolei…

Jesienią zespół MOSiR-u  grał chimerycznie. Potrafił tracić punkty w ostatnich minutach, np. w meczach z RKS Grodziec, czy z Górnikiem Wesoła na własnym boisku. Często remisował, co mimo iż wtedy obowiązywała jeszcze punktacja 2-1-0 było wątpliwym sukcesem. Dopiero na zakończenie rundy zagrał bardzo efektowny i efektywny mecz z Zagłębiem Dąbrowa Górnicza. Na boisku RKS sosnowiczanie pokonali gospodarzy aż 8-0! Trzy gole w tym meczu strzelił Roman Miszczak, który niedawno powrócił do Sosnowca po kilkuletniej piłkarskiej tułaczce.

Spośród wcześniejszych meczy tej rundy wymienić należałoby wyjazdowe spotkanie z Sarmacją Będzin, zakończone trzema! czerwonymi kartkami dla piłkarzy MOSiR-u (Koster, Lubiatowski, Książek) po których posypały się drastyczne kary dla naszych zawodników. Mecz skończył się wynikiem 2-2, gole strzelili Arkadiusz Koster (długo twierdził, że był to jego strzał życia) i Paweł Cygan. Trenerem Sarmacji Będzin był wówczas Krzysztof Tochel. W innym meczu z KS Olkusz (8.10.94) zadebiutował młody, obiecujący junior MOSiR – Daniel Treściński, późniejszy reprezentant młodzieżowej reprezentacji Polski. Po jesieni sosnowiczanie zajmowali 9 miejsce z dorobkiem 13 punktów w 14 spotkaniach.

W przerwie zimowej doszło do długo oczekiwanej zmiany nazwy klubu. Sztucznie brzmiącą nazwę MOSiR zastąpiono STS Zagłębie. Sosnowieckie Towarzystwo Sportowe „Zagłebie” przejęło drużynę z dniem 1 stycznia 1995 roku. Niewiele to zmieniło w samej drużynie, ale jeśli chodzi o prestiż to na pewno wzrósł. W oczach rywali nazwa Zagłębie budziła większy respekt.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego rozpoczynającym wiosenne zmagania, trener Klamra odczytał swoim podopiecznym list otwarty od kibiców, którzy przybyli na to wyjazdowe spotkanie do Ząbkowic.

Przed rundą wiosenną nie doszło do spodziewanych wzmocnień zespołu zawodnikami z zewnątrz. Jedynym znaczącym nabytkiem był Andrzej Papaj, który zapisał się w historii Zagłębia najszybciej zdobytym golem. Strzelił bramkę w pierwszym swoim występie, w pierwszej minucie, pierwszego meczu rundy wiosennej z Unią Ząbkowice (1:1) na wyjeździe. Swój wyczyn powtórzył dwa tygodnie później strzelając gola również w pierwszej minucie meczu z Hutnikiem Trzebinia na wyjeździe (0:2). Zagłębie grało słabo, przegrywając większość meczy w tej rundzie. Psuła się atmosfera. Nie wróżyło to niczego dobrego przed następnym sezonem. Podziękowano za pracę Dariuszowi Klamrze. Nikt nie przypuszczał, że oto właśnie nadchodzą dla Zagłębia lepsze czasy…

 

[PP]

Bear