„Wywołane z przeszłości. Sosnowiec 1900-1910” – wystawa w Zamku Sieleckim

Jeszcze do 28 lutego w Sosnowieckim Centrum Sztuki – Zamek Sielecki (ul. Zamkowa 2) można obejrzeć wystawę „Wywołane z przeszłości. Sosnowiec 1900-1910”. Prezentowane są na niej zdjęcia naszego miasta z pierwszej dekady XX w., pochodzące ze zbiorów Muzeum Historii Fotografii im. Walerego Rzewuskiego w Krakowie.

Zapytaliśmy Annę Urgacz-Szczęsną – kuratorkę wystawy, o to jak to się stało, że nieznane dotąd zdjęcia Sosnowca pojawiły się w Zamku Sieleckim?

-Pomysł na wystawę zrodził się zaraz po tym jak natknęłam się na stronie Muzeum Historii Fotografii na ten fantastyczny zbiór zdjęć. Byłam pod wrażeniem prostoty ujęć, ich tematyki – od portretów i zdjęć typowo rodzinnych, do reportażowych, na których widać wiele fragmentów naszego miasta, a także jego przypadkowych mieszkańców. Przedstawiały nieco inny Sosnowiec niż ten, który znamy z oficjalnych pocztówek z tamtego okresu. Trzeba było jednak pochylić się nad mini dłużej, zidentyfikować miejsca, stworzyć z nich jakąś opowieść. W rozpoznaniu niektórych miejsc pomógł mi Artur Ptasiński, który jest znawcą naszego miasta.

Cała wystawa jest bardzo ciekawa, ale zdumienie zaczyna się pojawiać w momencie gdy widzimy coś jakby ruiny średniowiecznego zamku, a w tle wieżę sosnowieckiej katedry…

-Przedstawione na serii zdjęć ruiny huty, to pozostałości po hucie Romania, która znajdowała się w miejscu obecnego Urzędu Miejskiego w centrum Sosnowca. Najprawdopodobniej są to jedyne zachowane wizerunki po tej hucie, gdyż zdjęć prywatnych z tamtego okresu prawie nie ma, a oficjalne pocztówki nie pokazują miejsc brzydkich, szpecących, a tak właśnie wyglądały te ruiny.

Pośród zdjęć przeważają te wykonane w miejscu, gdzie w tamtych latach znajdowało się ścisłe centrum miasta, wraz z ówczesnym Urzędem Miasta.

-Sporo zdjęć pokazuje okolicę, gdzie mieszkał autor zdjęć, a mieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem przy ul. Kołłątaja 3. Kilka ujęć zrobionych jest prawdopodobnie z balkonu. Kamienica ta zachowała się do dziś, nieco zmieniona, ale balkony istnieją nadal. Widzimy też ulicę Sadową, którą udało mi się rozpoznać m.in. po stojącej na jej końcu (właściwie już przy Piłsudskiego) przepięknej kamienicy z wieżyczką, należącej w owym czasie do aptekarza Podlewskiego. Kamienica nie zachowała się do dziś, ale wielu mieszkańców ją pamięta, ponieważ była bardzo charakterystyczna. Autorem tych kilkudziesięciu zdjęć jest najprawdopodobniej fotograf nieprofesjonalny, wówczas nastolatek – Tadeusz Francman, później Bukowiecki. Rodzina Francmanów jeszcze przed I wojną światową osiadła w Krakowie, gdzie m.in. prowadziła kino, jedno z pierwszych w tym mieście.

Wiele fotografii przedstawia rodzinę i znajomych autora. Udało mi się ustalić, że na jednym z nich sportretowany został młody Feliks Chiczewski, który później został konsulem m.in. w Lipsku, gdzie w czasie II wojny światowej, dzięki swoim wpływom, zdołał uratować 1300 Żydów. Na innym zdjęciu widzimy grupkę małych dzieci w oknie, i okazało się, że to dzieci Mariana Dajkowskiego, który był na przełomie XIX i XX wieku dzierżawcą hotelu i restauracji Victoria, a prywatnie wujkiem autora zdjęć. Hotel Victoria znajdował się w miejscu dzisiejszego placu Stulecia, i trzeba tutaj zaznaczyć, że hotelem był już w latach 70. XIX wieku. Niestety budynek ten został wyburzony w okresie PRL. To właśnie z Marianem Dajkowskim, swoim szwagrem, ojciec naszego fotografa, Zygmunt Francman, kupił w 1912 roku kamienicę przy ulicy Floriańskiej w Krakowie.

Skąd wiadomo, z jakiego kresu pochodzą zdjęcia? Czy ich wiek był określony na odbitkach?

-Zakres lat, który zawiera się w tytule wystawy określony był przez pracowników Muzeum Fotografii, ale mnie udało się go nieco doprecyzować. Ponieważ na dwóch fotografiach widać figurę Matki Bożej z Lourdes sprowadzona do Sosnowca i ustawiona w grocie przy kościółku kolejowym w 1904 roku, wiemy, że na pewno nie wykonano tych zdjęć wcześniej. Z kolei jedna z sióstr autora, przedstawiona na kilku fotografiach, umarła w 1905 roku, o czym dowiedziałam się z nagrobnej inskrypcji na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, i stąd wiemy, że zdjęcia musiały zostać zrobione przed jej śmiercią.

Zastanawiam się, czy istnieją jacyś potomkowie Francmanów. Niestety przez pandemię mamy krótszy czas prezentacji wystawy i mniejsze szanse dotarcia do szerszych mas odbiorców. Gdyby jednak ktoś z czytelników mógłby coś na ten temat wiedzieć, to prosimy o kontakt. Wspaniale byłoby móc poznać i gościć na wystawie kogoś z rodziny Francmanów.

Przygotowywanie tej wystawy, to była prawdziwa podróż w czasie, mam nadzieję, że podobne odczucia spotykają odwiedzających ją. Warto podkreślić, że autorką aranżacji ekspozycji jest Ewa Kozera.

Nam pozostaje zaprosić naszych czytelników na tą niezwykle interesującą wystawę, szczególnie w kontekście historii Sosnowca.

[PP][Fot. Mateusz Jaruszewski]

 

Bear