Janusz Maszczyk: Zaułkami Nowego Sielca. Cz. 2

Wg. przekazów niemieckich:

CZTERECH A NAWET MOŻE PIĘCIU BANDYTÓW POLSKICH NAPADA  NA TRANSPORT  PIENIĘDZY…

W TRAKCIE ATAKU ZOSTALI TEŻ RANNI NIEMIECCY FUNKCJONARIUSZE…

[Plebania kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP]

Ponoć historia ma to do siebie, że powinna być zawsze tylko przekazem spójnych opisów. Niestety ale te prorocze dla nas życzenia nie zawsze się jednak po latach spełniają. Niejednokrotnie bowiem publicystyczne wspomnienia są pełne luk, czy to na skutek zatarcia przekazów przez niektóre osoby, czy postrzegania faktów nieprecyzyjnie, czy nawet poprzez celowe usuwanie ich z ludzkiej pamięci. Nad wieloma więc głośnymi wydarzeniami z dalekiej przeszłości stawiamy znaki zapytania, których niejednokrotnie za swego życia nie potrafimy rozwiązać. Niekiedy jednak upływ czasu i odkrycie dotychczas nieznanych źródeł oraz ich prawidłowe i logiczne skorelowanie, powoduje jednak to, iż te otulone mgłą tajemniczego milczenia wątpliwości nagle stają się na tyle czytelne, że można ich wersję wreszcie w miarę prawidłowo odsłonić.

 

Ta akcja polskiego patriotycznego zbrojnego podziemia przeprowadzona kiedyś w cichym i romantycznym nowosieleckim ulicznym zaułku uliczki Dworskiej, na styku z zaułkiem uliczki Piekarskiej, tuż, tuż u bramy wiodącej do Parku Renardowskiego (obecnie Park Sielecki),dzisiaj już tylko w sennej i rozdartej koparkami uliczce Skautów,odbiła się głośnym echem przynajmniej w tej okolicy, gdzie ją przeprowadziło polskie podziemie z Armii Krajowej. W rezultacie więc musiała też dotrzeć i do mieszkańców z Placu Tadeusza Kościuszki, który był i jest zaledwie troszeczkę tylko dalej położony od Parku Renardowskiego, czyli od miejsca gdzie potencjalnie doszło do tej akcji zbrojnej. To zdarzenie w czasach okupacji niemieckiej przedstawiali jednak diametralnie odmiennie w drodze plotki Polacy, niż niemieccy mieszkańcy z Placu Tadeusza Kościuszki. Oczywiście jeszcze wtedy absolutnie nikt nie znał szczegółów tej akcji. Ani dnia, ani też godziny napadu, a tym bardziej jej konkretnych autorów i ofiar, które ta akcja pochłonęła.Niemieccy sąsiedzi z Placu Tadeusza Kościuszki uczestników tego napadu określali zawsze jednoznacznie. Sprawcami według ich mniemania byli tylko – „polscy bandyci”. Tą poniżającą insynuacją ozdabiali bowiem wtedy polskie podziemie niemal wszyscy Niemcy. Jak wspominał to mój ojciec – również w niemieckich urzędniczych kuluarach fabrycznych „Rurkowni Huldczyńskiego” operowano wtedy tym samym poniżającym nas Polaków określeniem. Po 1945 roku echa tej akcji wśród mieszkańców z Placu Tadeusza Kościuszki całkowicie już jednak przycichły i nawet się zamazały w pamięci potomnych, by na nowo ożywić się wspomnieniami, przynajmniej w mojej pamięci. A miało to miejsce w latach 80. XX wieku, przede wszystkim dzięki opublikowanej książce przez byłego naszego Komendanta Okręgu Śląskiego AK, jeszcze wtedy w stopniu pułkownika – Zygmunta Waltera– Janke1/. Po 1945 roku był to w zasadzie dosłownie, ale to dosłownie jedyny taki publicystyczny przekaz dotyczący właśnie tego konkretnego  napadu jakiego dokonali żołnierze z AK z grupy Ordona.

Zanim jednak przystąpię do dalszych opisów tego wydarzenia, to pozwolę sobie już na wstępie zasygnalizować pewne opisowe stereotypy jakie po 1945 roku funkcjonowały w naszej powojennej publicystyce. Nie znam oczywiście ich istotnej przyczyny?… Niektóre bowiem bardziej znaczące akcje polskiego patriotycznego podziemia przeprowadzone na terenie Sosnowca w czasach okupacji niemieckiej, już w czasach PRL były opisywane tylko na podstawie pozyskanych źródeł i to wyłącznie od samych tylko Niemców. I co jest jeszcze ciekawe?… Te informacje mimo, że przekazywały nam wtedy wyjątkowo kompetentne osoby, bowiem nawet z dowódczych kręgów naszej Armii Krajowej, to jednak najczęściej były oparte na pozyskanych po 1945 roku dawnych raportach z Gestapo lub z Kripo. Według mnie w wielu przypadkach wyjątkowo zresztą tendencyjnych, niekiedy niedokładnych, czy nawet wręcz z premedytacją zakłamanych. Brakowało natomiast informacji rzeczowych i to z pierwszej ręki od Polaków bezpośrednio zaangażowanych, czy wręcz nawet uczestniczących w tego typu akcjach zbrojnych.Odnosiło się więc nawet wrażenie, że osoby bezpośrednio zaangażowane w tego typu akcjach, jakby nie były wtedy zobligowane do przekazywania sprawozdań swym przełożonym jak w rezultacie zrealizowali wydany im przez przełożonych rozkaz. Co jest jednak ciekawe i zastanawiające? Akurat właśnie ta zbrojna akcja polskiego patriotycznego podziemia powinna być właśnie  z wieloma detalami znana samemu panu Komendantowi z Śląskiego Okręgu AK, gdyż została właśnie wykonana z jego rozkazu, a jej echa nie tylko dotarły, ale wręcz wyjątkowo nawet zaintrygowały Komendę Główną Armii Krajowej w Warszawie.

***

Oto jednak co na ten temat pisze w cytowanej poniżej publikacji i źródłach (punkt 1) sam jej autor – pan Zygmunt Walter Janke:

Zdobyte pieniądze wpłynęły do kasy Okręgu Śląskiego AK. Z tego powodu komendant Okręgu Śląskiego miał zresztą znamienną rozmowę z szefem sztabu Komendy Głównej, generałem ‘Grzegorzem’ (przyp. autora: prawdopodobnie pod pseudonimem generała‘Grzegorza’ jest ukryta postać generała brygady Tadeusza Pełczyńskiego). Na najbliższej odprawie (przyp. autora: – która się odbyła prawdopodobnie w Warszawie) otrzymałem pytanie: Meldowaliście, że w okręgu została wykonana akcja dla zdobycia pieniędzy. Kto dał taki rozkaz? Ja. Wiedzieliście, że komendant główny zabronił dokonywania takich akcji? Wiedziałem. Co macie na swoje usprawiedliwienie? Po tym pytaniu wszystko było możliwe. Nawet sąd polowy na miejscu”. Koniec istotnego fragmentu z publikacji (s.58) do powyższych moich sugestii i stawianych pytań.

[Źródło: 41-200.pl Sosnowiec dobry adres. Zdjęcie nr 1 ponoć pochodzi z 1911 roku. Wg autora. Zdjęcie wykonano od strony uliczki Schloss Strasse, dzisiejszej tak jak i wówczas, bardzo króciutkiej uliczki Zamkowej położonej na terenie Renarda. Widoczna na pocztówce ulica Renardowska w czasach okupacji niemieckiej nosiła nazwę Renard – Strasse. W zasadzie ten fragment uliczny do opisywanych okupacyjnych niemieckich czasów nie uległ prawie żadnej zmianie, poza wybrukowaniem w okresie II Rzeczypospolitej widocznej na pocztówce jezdni kostką brukową, zwaną „kocimi łbami” i poprowadzeniu po jej lewej stronie, tuż, tuż obok wąziutkiego chodnika linii tramwajowej z Milowic poprzez Sielec, Katarzynę, aż do samego Konstantynowa. Widoczny szeroki chodnik po prawej stronie ciągnął się w latach okupacji niemieckiej jeszcze dalej w kierunku Katarzyny, aż poza uliczkę Zamkową, gdzie już się jednak wznosił i to wyraźnie pod górkę, na odcinku około 200 – 300 m, aż do samego na szczycie tego wzniesienia wiaduktu kolejowego, gdzie stykały się wtedy ze sobą, aż trzy ulice: Renard Strasse (ul. Renardowska, a później Narutowicza), Zaun Strasse (Piekarska; już nie istnieje) i Mauve (Staszica).

Po lewej stronie, patrząc jednak trochę dalej w głąb Sielca, mieściła się kopalniana portiernia (Kopalnia „Hrabia Renard”) zwana podczas okupacji niemieckiej już jako – Graf Renard – Mauveschacht. Widoczny po lewej stronie kopalniany mur ciągnął się też jeszcze wtedy w kierunku Katarzyny, ale zaledwie tylko około 20 do 30 metrów, aż do styku z głębokim parowem, gdzie przebiegała wtedy z kopalni do „Wenecji” dwupasmowa bocznica kolejowa. Reasumując opis. W zasadzie po uwzględnieniu powyższych uwag to można przyjąć, że w czasach okupacji niemieckiej ten fragment uliczny w Sielcu był prawie taki sam jak na pozyskanej pocztówce.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8

Bear