Janusz Maszczyk: Zaułkami Nowego Sielca. Cz. 1

Już bardziej precyzyjniej w tym samym kierunku szlak komunikacyjny jest z kolei wytyczony i oznakowany na „Planie Michała Klenicy”, z 1907 roku. Ten pierwszy odcinek drogi, czyli tylko do rzeki Czarnej Przemszy, nosi już bowiem nazwę uliczki Nowopogońskiej, która wije się już z Pogoni od skrzyżowania ulic z polskimi już nazwami: Orlej, Staropogońskiej i Będzińskiej i definitywnie kończy się tuż, tuż u zachodnich brzegów leniwie jeszcze wtedy i zakolami płynącej rzeki Czarnej Przemszy, w okolicy dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki.

     Są to jednak dla ludzi obecnie tam żyjących, na tyle czasowo przepastne lata, bowiem obecny Plac Tadeusza Kościuszki jeszcze w polskich patriotycznych snach nawet nie zaistniał, a nawet się zapewne jeszcze w polskich sercach też nie narodził. A tym bardziej w carskich antypolskich wyrachowanych planach. Podobnie jak nie zostały jeszcze wówczas skrupulatnie wytyczone i zagospodarowane wokół niego wąziutkie uliczki. Ten proces, bo tak to należy określić, zapoczątkowany zostanie dopiero podczas pierwszej okupacji niemieckiej Sosnowca, czyli od 1914 do 1918 roku, a epilogiem będzie już odrodzona Polska – II Rzeczypospolita. Ta długa wijąca się poprzez Pogoń uliczka Nowopogońska w okresie II Rzeczypospolitej Polski będzie się więc już jednak prezentowała zupełnie inaczej niż ta jeszcze z czasów zaborów carskich. Po prostu, jezdnia już zostanie pokryta kamieniem brukowym, zwanym „kocimi łbami” oraz zostaną też po dwóch jej stronach wytyczone i zabudowane płytami betonowymi chodniki. Natomiast obok chodnika, po raz pierwszy na jezdni pojawią się kanały ściekowe zwane wtedy „rynsztokami”, z nieznanymi tu dotąd „studzienkami”, odprowadzającymi gromadzący się nadmiar wody po opadach deszczu do głównych kanałów ściekowych. Wreszcie wzdłuż ulicy na chodniku, od strony „Rurkowni Huldczyńskiego” usytuowane zostaną też drewniane słupy oświetleniowe, gdyż prąd elektryczny poraz pierwszy w Sosnowcu pojawi się dopiero w 1909 roku 2/. Jej odcinek będzie jednak o wiele krótszy niż dawniej. Przebiegał bowiem będzie od skrzyżowania ulic: Orlej, Staropogońskiej i Będzińskiej i zakończy się już definitywnie przy samym wiadukcie Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Dalszy natomiast dawny jej trakt, a raczej jedna z wąskich już  później uliczek, tak jak obecnie, ale usytuowanych już przy samym Placu Tadeusza Kościuszki, będzie się wówczas definitywnie kończyła w tym samym miejscu co w latach 50. XX wieku, czyli przy samym zachodnim brzegu rzeki Czarnej Przemszy, na zachodnim progu nieistniejącego już drewnianego, przejezdnego jeszcze wtedy rzecznego drewnianego mostu.

Już na wstępie warto zaznaczyć, że wielki renardowski koncern kopalniano – przemysłowy, dworski i osiedlowy od zawsze przywiązywał ogromną wagę do szlaku komunikacyjnego wiodącego z odległego Sielca poprzez rzekę Czarną Przemszę w kierunku wsi Pogoń. Bowiem wokół niego usadowione były już wtedy jego kopalniane, dworskie i przemysłowe, oraz też pojedyncze i osiedlowe zabudowania mieszkalne jak również wszelakie usługowe dobra, a po drugiej już stronie tej rzeki, czyli na Pogoni, też jeszcze wtedy zalegały jego integralne tereny. Te leżące już poza rzeką i Koleją Warszawsko – Wiedeńską tereny na Pogoni zostaną już jednak niebawem odsprzedane, bowiem w drugiej połowie XIX wieku, gliwickiemu przybyszowi, a właścicielowi „Rurkowni Huldczyńskiego”.

 

DREWNIANE  MOSTY PACHNĄCE  ŻYWICĄ

 

Jak już wyżej zasygnalizowałem, to już w XIX wieku, by wreszcie połączyć rozległe tereny, dotąd rozdarte jednak dzikim nurtem rzeki Czarnej Przemszy, to ponad nią, w okolicy jednak dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki, zabudowano drewniany most. Ten jeden z pierwszych drewnianych mostów, a prezentowany majestatycznie ze sporą grupką osób z dumą pozujących do zdjęcia,był wyjątkowo jednak prymitywnie wykonany, co zresztą doskonale widać na poniżej pocztówce nr 3. Do tego pocztówka, z odręczną adnotacją z 28 czerwca 1901 roku, została jeszcze przez wydawcę błędnie opisana, w tym konkretnym przypadku tytuł zdjęcia powinien bowiem brzmieć: Widok z Pogoni w kierunku Nowego Sielca, a nie Widok z Sielca. W miarę jednak upływu czasu – jak to wspominali moi dziadkowie – most był jednak kilkakrotnie przerabiany i dostosowywany, by mogły go z każdym rokiem i o każdej też porze dnia i roku pokonywać coraz to cięższe pojazdy.

[Zdjęcie nr 3. Źródło: pan Piotr Hangiel. Na zdjęciu widoczna jeszcze nieuregulowana rzeka Czarna Przemsza, a poza palisadą płotową pierwotne jeszcze zabudowania browaru. W okresie II Rzeczypospolitej Polski po prawej stronie mieściły się dwa kilkupiętrowe ceglaste zabudowania, przeznaczone szczególnie dla kadry urzędniczej i wyróżniających się pracowników fizycznych.]

W okresie II Rzeczypospolitej Polski zawisł więc ponad rzeką ponownie drewniany most, który w nienaruszalanym stanie przetrwał do czasów okupacji niemieckiej. Pamiętam więc go doskonale. Był wyjątkowo solidnie wykonany i wyjątkowo szeroki, podtrzymywany grubymi balami drewnianymi wbitymi w dno rzeki i dostosowany by jednocześnie mogły go pokonywać obok siebie różnej maści dwa ciężko załadowane nie tylko konne pojazdy, ale i mechaniczne. Do tego jeszcze po dwóch stronach wyposażono go w zainstalowane na podwyższeniu specjalne bezpieczne przejścia dla pieszych. Podobne, a nawet wręcz identyczne jak te na zdjęciu nr 5.

     Nocą 17 stycznia 1945 roku pod naporem wkraczającej na te tereny Armii Czerwonej wysadziły go w powietrze wycofujące się w popłochu z Sosnowca oddziały armii niemieckiej. Przez wiele następnych miesięcy polscy saperzy zawiesili więc tuż, tuż ponad taflą rzeki, po prawej stronie obok kościółka, tylko prowizoryczną kładkę dla pieszych, niemiłosiernie jednak powyginaną na wszystkie strony i do tego jeszcze ciągle się chybocząca. Absolutnie jednak nieprzejezdną dla żadnych pojazdów, trudną zresztą nawet do pokonania przez przechodniów suchą nogą, szczególnie jednak przez starsze już wiekiem osoby i dzieci. Przejście na drugą stronę tej rzeki po tej niemiłosiernie chyboczącej się kładce wymagało więc od śmiałka wprost wyjątkowej ekwilibrystyki. Znam to zjawisko wprost doskonale i zapamiętałem też częste kąpiele przechodniów w rzece, i ich sypiące się wtedy przekleństwa, gdyż tę chyboczącą się kładkę wielokrotnie pokonywałem z rodzicami i z moim bratem oraz  z moimi też niektórymi podwórkowymi przyjaciółmi. W trakcie tej nietypowej przeprawy zawsze jednak odczuwałem trudny do opisania lęk i towarzyszące temu zjawisku przyspieszone bicie serca. Bywali jednak pośród moich kolegów i przyjaciół podwórkowych, i tacy strachliwi osobnicy,co nie byli jej absolutnie w stanie nigdy pokonać. Dopiero ta saperska, do tego jeszcze nieudolna prowizorka, ostatecznie zniknęła z firmamentu tej okolicy gdzieś około 1947, czy nawet w 1948 roku.

     Zawisł więc w końcu ponad szeroką i nieuregulowaną jeszcze wtedy i majestatycznie płynącą rzeką, po raz kolejny już w dziejach tej ziemi drewniany most, jednak tym razem jak mi się wydaje jeszcze bardziej okazały, niż te poprzednie, co dumnie już tu od wielu, wielu lat łączyły po dwóch stronach położone brzegi rzeki. Jest widoczny na zdjęciu nr 4 i jego fragmencik na zdjęciu nr 5.  W latach 60. XX wieku, gdy jednak regulowano koryto rzeczne, został niestety ale kolejny już raz zburzony i zastąpiono go już wtedy tylko prostą kładką dla pieszych.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14

Bear