Janusz Maszczyk: Zaułkami Nowego Sielca. Cz. 1

„Lubię was krętych ulic wąskie korytarze,

Stare domy zaułków, szare i posępne”…

 

Artur Franciszek Michał Oppman

[Własność – pan Artur Adach.]

 W ostatnim okresie czasu dzięki pozyskaniu kilku niezwykle ciekawych zdjęć z rejonu Nowego Sielca i pogranicza z Sielcem, zrodził się pomysł, by opublikowany w październiku 2015 roku artykuł – „ZAUŁKAMI NOWEGO SIELCA część 1”- jednak na nowo uzupełnić tymi pocztówkami z równoczesnym obiektywnym ich opisem. Sam tekst jest ważny, co do tego stwierdzenia nie wnoszę więc ze zrozumiałych względów absolutnie żadnych zastrzeżeń, ale niesamowicie jest też wielka siła obrazu. Jedno bowiem unikatowe stare zdjęcie, czy pocztówka, potrafi wyjaśnić więcej ukrytych tajemnic i jest bardziej czytelna, niż całe stronice wydrukowane barwnych, ale tylko słów…

[Zdjęcie nr 1 autora, z 2007 roku. Po lewej stronie część dawnego barwnego i gwarnego urzędniczego osiedla „Rurkowni Hulczyńskiego” usytuowanego przy Placu Tadeusza Kościuszki. Natomiast po prawej stronie widocznej rzeki, to już tereny dawnego renardowskiego browaru i fabryczki sztucznego lodu. Środkiem płynie już uregulowana rzeka Czarna Przemsza. W dali, na tym zdjęciu niezbyt widoczna trasa dawnej Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej (Варшавско-Венская железная дорога), o popularnej wtedy nazwie Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska.]

 

[Zdjęcie nr 2. Własność mojego dawnego przyjaciela Zbigniewa B.

Ten sam pejzaż co na zdjęciu nr 1 tylko dotyczący okresu II Rzeczypospolitej Polski.]

Już przed pierwszą połową XIX wieku, a tym bardziej znacznie później, utrwalone na zdjęciach leżące już jednak poza horyzontem, po lewej stronie tereny, ale ciągnące się wzdłuż jeszcze wtedy nieujarzmionej rzeki, czyli od pogońskiego „Wygwizdowa”, aż po same dzisiejsze widoczne powyżej na zdjęciach nr 1 i 2 tereny przy Placu Tadeusza Kościuszki zwano popularnie „Zabagniem”. Tak te topograficzne tereny popularnie były wówczas jak i przez kolejne pokolenia mieszkańców z tych stron popularnie określane. O tym już kiedyś w jednym z  artykułów wspominałem, ale jak sądzę, to jednak warto do tej tematyki jeszcze raz w skróconej chociażby tylko formie, ale jednak powrócić. By sentymentalne wspomnienia zaułków ulicznych w Nowym Sielcu zabarwiły się jeszcze bardziej realnymi wizjami, niż to co po nich obecnie dla potomnych już tylko pozostało. Były to wówczas, jeszcze bardzo odległe lata, gdy widocznych po lewej stronie terenów ze zdjęć nr 1 i 2 suchą nogą nie można było absolutnie pokonać. Bowiem na całym odcinku zachodnim rzeki Czarnej Przemszy rozciągały się jeszcze rozległe topieliska z jedyną wtedy tylko malutką i do tego jeszcze wąską groblą, która zalegała w trudnym obecnie już do określenia topograficznym miejscu. Podobno gdzieś jednak w okolicy popularnie zwanej „Wenecją”. Dzisiaj jest to fragment ulic: Chemicznej i Rybnej. Ta grobla to pierwszy przejezdny trakt komunikacyjny, znany wówczas doskonale  kupcom i to tym tylko co trudnili się handlem w postaci transportu przewoźnego. Ten szlak kupiecki wiódł wówczas ze wsi Pogoń, aż do odległej wsi zwanej jeszcze wtedy jako Sielce. Trakt niezwykle jednak niebezpieczny, gdyż w ukryciu gęstych lasów na przemieszczających się tą trasą kupców czyhały bandy bezwzględnych opryszków i rozbójników. Jeszcze wówczas Sosnowiec jako miasto nie istniej i wielu przekazach pisemnych zwane jest jako Sosnowice. Prawa miejskie bowiem nabędzie dopiero w 1902 roku. Jednak i wówczas w niektórych źródłach pisemnych pojawia się jako Sosnowice.

Drugi z kolei szlak komunikacyjny ze wsi Pogoń do ówczesnej wsi Sielce, ale już wytyczony od drugiej połowy XIX w., wił się po końcowym pogońskim fragmencie tej okolicy i poprzez tereny obecnego Placu Tadeusza Kościuszki. Na tym szlaku komunikacyjnym, tereny położone po lewej stronie zdjęć nr 1 i 2, ale już nie na dalekim horyzoncie, ale jeszcze w bezpośrednim zasięgu naszego wzroku, tuż, tuż obok na wymienionych zdjęciach dawnego urzędniczego osiedla mieszkaniowego, zwano jednak wtedy „Dzikimi – Zaroślami”. W zasadzie były to też jeszcze wówczas tereny bagniste, z lekka tylko porosłe skarłowaciałą i niemiłosiernie powykrzywianą sosną, zapewne na skutek niedostatku tlenu i zabójczej bagnistej wody. Do tego były jeszcze wyjątkowo zdradliwe, prawdziwe wprost topieliska. Dopiero od drugiej połowy XIX wieku, będą stopniowo osuszane i staną się przystępne, i stopniowo też zdatne do zabudowy, ale to dopiero nastąpi pod koniec XIX w. Te bagniste tereny, zwane „Dzikimi Zaroślami” ciągnęły się, aż w kierunku centrum Sosnowca, ponoć po dzisiejszy Wawel, a możliwe, że nawet jeszcze ciut, ciut dalej.

* * * *

Drugi natomiast trakt komunikacyjny poprzez tereny obecnego Placu Tadeusza Kościuszki, ponoć dopiero wytyczono w drugiej połowie XIX wieku. Jeszcze wówczas te okolice tkwiły w zaborczych kajdanach Rosji carskiej. Już jednak wtedy na carskich mapach z XIX wieku jest widoczny ten długi trakt komunikacyjny, który się ciągnął z centralnej części wsi Pogoń do pozornie sąsiedniej wsi – zwanej jeszcze wtedy jako Sielce. Jednak na tyle jeszcze odległej, że gdy zachodziła konieczność, by ten piaszczysty i na dużym odcinku polny oraz zalesiony już dystans jednak pieszo pokonać, wtedy od wędrowca wymagało to ogromnego wprost wysiłku fizycznego. Ten wiejski trakt na planie rosyjskim z 1891 roku jest jednak niezbyt precyzyjnie oznakowany i opisany cyrylicą jako – „Sosnowice – Sielce” oraz wytyczony w postaci powyginanej nitkowatej wiejskiej drogi. Do tego jeszcze niemiłosiernie wąziutkiej, która po pokonaniu obecnego Placu Tadeusza Kościuszki i rzeki Czarnej Przemszy dalej i dalej się jeszcze wiła w kierunku Sielca, jednak trudnym już dzisiaj do określenia szlakiem. Obok tego sieleckiego nieoznakowanego jeszcze wtedy traktu, a należące już wówczas do wielkiego modrzejowsko – sieleckiego koncernu renardowskiego, od 1884 roku oficjalnie już nazwanego Spółką Gwarectwa Górniczo – Hutniczego „Hrabia Renard”, a popularnie określanym też jako Gwarectwo „Hrabia Renard”, opisane są tylko na rosyjskiej mapie większe stojące już tam budowle. Takie jak: „Piwowar.Zaw.” czyli browar w Nowym Sielcu i „Parow Melnica”, czyli młyn parowy usytuowany też wtedy tuż, tuż obok tego browaru, przy późniejszych zaułkach uliczek: Dworskiej i Piekarskiej. Na tym końcowym odcinku tej jeszcze wówczas wiejskiej drogi, we wsi Sielce,czyli w dzisiejszym Sielcu, obecnej dzielnicy Sosnowca, jeszcze tylko oznaczono dosłownie jeden, jedyny obiekt, ale leżący już w samym centrum tej wsi, a jest nim – „Zamok”. To nic innego jak dzisiejszy znany nam wszystkim Zameczek w Sielcu, w którym się mieści jedno z sosnowieckich muzeów, a położony jest na styku z  Parkiem Renardowskim, dzisiaj przez młode pokolenie sosnowiczan zwanym już jednak w zasadzie tylko jako Park Sielecki1/.

     Z kolei na kolejnym już planie carskim, ale z 1905 roku, a noszącym nazwę – „SosnowicyPierwszaja Kopija” – takie ulice jak Orla i Staropogońska jeszcze nie istnieją. Natomiast są tylko na mapie zaznaczone ich nitkowate szlaki. Z kolei od nieoznaczonego na tej samej mapie będzińskiego Małobądza, aż do ul. Dytlowskaja, późniejsza ulica Ditlowska, a obecnie już Stefana Żeromskiego, ciągnie się tylko oznaczona ulica Bendzjnskaja (dzisiejsza ul. Będzińska). Z kolei ulica NowPogonskaja czyli dzisiejsza ul. Nowopogońska wprawdzie już jest zaznaczona na planie, ale tylko do krzyżówki z ówczesnymi ulicami: Fliorijanskaja i Aleksandrowskaja, czyli obecnej uliczki Floriańskiej, a tak to dalej aż do samej rzeki Czarnej Przemszy jest tylko wytyczony, ale jeszcze absolutnie nieoznakowany klepiskowo – piaszczysty szlak komunikacyjny.

Już bardziej precyzyjniej w tym samym kierunku szlak komunikacyjny jest z kolei wytyczony i oznakowany na „Planie Michała Klenicy”, z 1907 roku. Ten pierwszy odcinek drogi, czyli tylko do rzeki Czarnej Przemszy, nosi już bowiem nazwę uliczki Nowopogońskiej, która wije się już z Pogoni od skrzyżowania ulic z polskimi już nazwami: Orlej, Staropogońskiej i Będzińskiej i definitywnie kończy się tuż, tuż u zachodnich brzegów leniwie jeszcze wtedy i zakolami płynącej rzeki Czarnej Przemszy, w okolicy dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki.

     Są to jednak dla ludzi obecnie tam żyjących, na tyle czasowo przepastne lata, bowiem obecny Plac Tadeusza Kościuszki jeszcze w polskich patriotycznych snach nawet nie zaistniał, a nawet się zapewne jeszcze w polskich sercach też nie narodził. A tym bardziej w carskich antypolskich wyrachowanych planach. Podobnie jak nie zostały jeszcze wówczas skrupulatnie wytyczone i zagospodarowane wokół niego wąziutkie uliczki. Ten proces, bo tak to należy określić, zapoczątkowany zostanie dopiero podczas pierwszej okupacji niemieckiej Sosnowca, czyli od 1914 do 1918 roku, a epilogiem będzie już odrodzona Polska – II Rzeczypospolita. Ta długa wijąca się poprzez Pogoń uliczka Nowopogońska w okresie II Rzeczypospolitej Polski będzie się więc już jednak prezentowała zupełnie inaczej niż ta jeszcze z czasów zaborów carskich. Po prostu, jezdnia już zostanie pokryta kamieniem brukowym, zwanym „kocimi łbami” oraz zostaną też po dwóch jej stronach wytyczone i zabudowane płytami betonowymi chodniki. Natomiast obok chodnika, po raz pierwszy na jezdni pojawią się kanały ściekowe zwane wtedy „rynsztokami”, z nieznanymi tu dotąd „studzienkami”, odprowadzającymi gromadzący się nadmiar wody po opadach deszczu do głównych kanałów ściekowych. Wreszcie wzdłuż ulicy na chodniku, od strony „Rurkowni Huldczyńskiego” usytuowane zostaną też drewniane słupy oświetleniowe, gdyż prąd elektryczny poraz pierwszy w Sosnowcu pojawi się dopiero w 1909 roku 2/. Jej odcinek będzie jednak o wiele krótszy niż dawniej. Przebiegał bowiem będzie od skrzyżowania ulic: Orlej, Staropogońskiej i Będzińskiej i zakończy się już definitywnie przy samym wiadukcie Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Dalszy natomiast dawny jej trakt, a raczej jedna z wąskich już  później uliczek, tak jak obecnie, ale usytuowanych już przy samym Placu Tadeusza Kościuszki, będzie się wówczas definitywnie kończyła w tym samym miejscu co w latach 50. XX wieku, czyli przy samym zachodnim brzegu rzeki Czarnej Przemszy, na zachodnim progu nieistniejącego już drewnianego, przejezdnego jeszcze wtedy rzecznego drewnianego mostu.

Już na wstępie warto zaznaczyć, że wielki renardowski koncern kopalniano – przemysłowy, dworski i osiedlowy od zawsze przywiązywał ogromną wagę do szlaku komunikacyjnego wiodącego z odległego Sielca poprzez rzekę Czarną Przemszę w kierunku wsi Pogoń. Bowiem wokół niego usadowione były już wtedy jego kopalniane, dworskie i przemysłowe, oraz też pojedyncze i osiedlowe zabudowania mieszkalne jak również wszelakie usługowe dobra, a po drugiej już stronie tej rzeki, czyli na Pogoni, też jeszcze wtedy zalegały jego integralne tereny. Te leżące już poza rzeką i Koleją Warszawsko – Wiedeńską tereny na Pogoni zostaną już jednak niebawem odsprzedane, bowiem w drugiej połowie XIX wieku, gliwickiemu przybyszowi, a właścicielowi „Rurkowni Huldczyńskiego”.

 

DREWNIANE  MOSTY PACHNĄCE  ŻYWICĄ

 

Jak już wyżej zasygnalizowałem, to już w XIX wieku, by wreszcie połączyć rozległe tereny, dotąd rozdarte jednak dzikim nurtem rzeki Czarnej Przemszy, to ponad nią, w okolicy jednak dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki, zabudowano drewniany most. Ten jeden z pierwszych drewnianych mostów, a prezentowany majestatycznie ze sporą grupką osób z dumą pozujących do zdjęcia,był wyjątkowo jednak prymitywnie wykonany, co zresztą doskonale widać na poniżej pocztówce nr 3. Do tego pocztówka, z odręczną adnotacją z 28 czerwca 1901 roku, została jeszcze przez wydawcę błędnie opisana, w tym konkretnym przypadku tytuł zdjęcia powinien bowiem brzmieć: Widok z Pogoni w kierunku Nowego Sielca, a nie Widok z Sielca. W miarę jednak upływu czasu – jak to wspominali moi dziadkowie – most był jednak kilkakrotnie przerabiany i dostosowywany, by mogły go z każdym rokiem i o każdej też porze dnia i roku pokonywać coraz to cięższe pojazdy.

[Zdjęcie nr 3. Źródło: pan Piotr Hangiel. Na zdjęciu widoczna jeszcze nieuregulowana rzeka Czarna Przemsza, a poza palisadą płotową pierwotne jeszcze zabudowania browaru. W okresie II Rzeczypospolitej Polski po prawej stronie mieściły się dwa kilkupiętrowe ceglaste zabudowania, przeznaczone szczególnie dla kadry urzędniczej i wyróżniających się pracowników fizycznych.]

W okresie II Rzeczypospolitej Polski zawisł więc ponad rzeką ponownie drewniany most, który w nienaruszalanym stanie przetrwał do czasów okupacji niemieckiej. Pamiętam więc go doskonale. Był wyjątkowo solidnie wykonany i wyjątkowo szeroki, podtrzymywany grubymi balami drewnianymi wbitymi w dno rzeki i dostosowany by jednocześnie mogły go pokonywać obok siebie różnej maści dwa ciężko załadowane nie tylko konne pojazdy, ale i mechaniczne. Do tego jeszcze po dwóch stronach wyposażono go w zainstalowane na podwyższeniu specjalne bezpieczne przejścia dla pieszych. Podobne, a nawet wręcz identyczne jak te na zdjęciu nr 5.

     Nocą 17 stycznia 1945 roku pod naporem wkraczającej na te tereny Armii Czerwonej wysadziły go w powietrze wycofujące się w popłochu z Sosnowca oddziały armii niemieckiej. Przez wiele następnych miesięcy polscy saperzy zawiesili więc tuż, tuż ponad taflą rzeki, po prawej stronie obok kościółka, tylko prowizoryczną kładkę dla pieszych, niemiłosiernie jednak powyginaną na wszystkie strony i do tego jeszcze ciągle się chybocząca. Absolutnie jednak nieprzejezdną dla żadnych pojazdów, trudną zresztą nawet do pokonania przez przechodniów suchą nogą, szczególnie jednak przez starsze już wiekiem osoby i dzieci. Przejście na drugą stronę tej rzeki po tej niemiłosiernie chyboczącej się kładce wymagało więc od śmiałka wprost wyjątkowej ekwilibrystyki. Znam to zjawisko wprost doskonale i zapamiętałem też częste kąpiele przechodniów w rzece, i ich sypiące się wtedy przekleństwa, gdyż tę chyboczącą się kładkę wielokrotnie pokonywałem z rodzicami i z moim bratem oraz  z moimi też niektórymi podwórkowymi przyjaciółmi. W trakcie tej nietypowej przeprawy zawsze jednak odczuwałem trudny do opisania lęk i towarzyszące temu zjawisku przyspieszone bicie serca. Bywali jednak pośród moich kolegów i przyjaciół podwórkowych, i tacy strachliwi osobnicy,co nie byli jej absolutnie w stanie nigdy pokonać. Dopiero ta saperska, do tego jeszcze nieudolna prowizorka, ostatecznie zniknęła z firmamentu tej okolicy gdzieś około 1947, czy nawet w 1948 roku.

     Zawisł więc w końcu ponad szeroką i nieuregulowaną jeszcze wtedy i majestatycznie płynącą rzeką, po raz kolejny już w dziejach tej ziemi drewniany most, jednak tym razem jak mi się wydaje jeszcze bardziej okazały, niż te poprzednie, co dumnie już tu od wielu, wielu lat łączyły po dwóch stronach położone brzegi rzeki. Jest widoczny na zdjęciu nr 4 i jego fragmencik na zdjęciu nr 5.  W latach 60. XX wieku, gdy jednak regulowano koryto rzeczne, został niestety ale kolejny już raz zburzony i zastąpiono go już wtedy tylko prostą kładką dla pieszych.

[Zdjęcie po lewej stronie nr 4 jest własnością mojego byłego przyjaciela – Zbigniewa B. (lata 50. XX w.). Drewniany most i w tyle widoczny wzniesiony już kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP. Po prawej stronie zdjęcie nr 5 (lata 50. XX w.). Widoczny fragmencik nowo wybudowanego już mostu. Tego samego co na zdjęciu nr 4. Od lewej: Tadeusz Będkowski – mój od najmłodszych lat, drogi memu sercu przyjaciel z Placu Tadeusza Kościuszki (już nie żyje), obok – Janusz Maszczyk.]

Jak już wyżej zasygnalizowałem, to już w końcowych latach XIX wieku ten odcinek wiejskiej drogi – w przeciwieństwie do lat współczesnych – był niezwykle ruchliwy, a stukot końskich kopyt ciągnących przeróżnego rodzaju pojazdy był niezwykle charakterystycznym i romantycznym kolorytem tej okolicy. W tym samym niemal okresie czasu dołączyły do tego jeszcze wlokące się bicykle, a trochę później znacznie już od nich szybsze i wygodniejsze w podróżach jednośladowe rowery. W jeszcze późniejszych latach tą trasą komunikacyjną przemieszczały się też różnego rodzaju pojazdy mechaniczne, z charakterystycznym warkotem silników i automobilowymi klaksonami. Od lat 60. XX wieku, do współczesnych nam czasów, na tym dawnym niezwykle kiedyś ruchliwym szlaku komunikacyjnym już wszelki ruch pojazdów jednak całkowicie zamarł i to jak mówią tutejsi – zamarł dosłownie na amen, gdyż zamiast szerokiego przejezdnego mostu zawieszono nad rzeką tylko kładkę dla pieszych (patrz zdjęcie nr 8).

 

****

Okolica w pobliżu drewnianego mostu była zawsze – jak tylko pamiętam – szczególnie urokliwa zarówno kwitnącą wiosną i gorącym nasyconym już zielenią latem, jak i pełną mieniącymi się złocistymi kolorami jesienią, gdyż wówczas niezwykłego kolorytu tej okolicy dodawały jeszcze zalegające od zachodniej strony w pracowniczych ogródkach działowych, rosnące tam niemal po horyzont owocowe drzewa, krzewy i liściaste drzewa. Ciepłą zaś i słoneczną wiosną okolice mostu były też wyjątkowo nasycone odgłosem ptaków, szczególnie rozśpiewanych o poranku kosów, które gniazdowały na pobliskich w browarze, pokaźnie już wówczas wyrosłych kasztanowcach. Z okolicznych natomiast pracowniczych ogródków działkowych, które wówczas zalegały od zachodu i ciągnęły się szerokim pasmem wzdłuż rzeki od urzędniczego osiedla „Rurkowni Huldczyńskiego” aż do samych „Białych Domów” (budynki stojące dzisiaj przy basenach kąpielowych w Nowym Sielcu), dochodziły też melodyjne ptasie śpiewy. Bajeczne koncerty zięb i kolorowych szczygłów oraz malutkich czyżyków i trylowanie dzwońca. Natomiast z pobliskiego Parku Renardowskiego, nawet nocną porą, słychać było niekiedy jakże charakterystyczne wołanie kukułki: – „ku – ku”, „ku – ku”… Ten rozśpiewany ptasi zakątek ziemi i pełen kolorowej flory nadrzeczny świat, im bliżej letniej pory, to tym bardziej obfitował szybującymi w locie licznymi pełnych też bajkowych kolorów motylami i ważkami.

Bardzo więc często, od strony Pogoni, można było wówczas zobaczyć niezwykły, wprost bajeczny taniec motyli, jaki corocznie odbywał się nad brzegiem tej jeszcze wówczas nieujarzmionej i szemrzącej rzeki, nad bujnie jeszcze wtedy nieskoszoną trawą i w okolicznych też kolorowych ogródkach działkowych. Szybowały wtedy w locie dostojne i barwne motyle o wdzięcznych nazwach, jak paź królowej, czy paź rusałka admirała, a nawet i paź żeglarz, i niezwykle jeszcze wtedy popularne bielinki kapustniki oraz trzepoczące się najczęściej już nad samym lustrem wody żółte listkowe cytrynkowca. Natomiast wśród kwitnących nadrzecznych ziół nieodłączną ich barwną ozdobą były też jeszcze wtedy szybujące w locie rusałki pokrzywnika i dostojka selene oraz niebieskiego mnogooczka lazurka. Z kolei, nad samym już lustrem wody niczym tuląc się do niej, w pobliżu zarosłego miododajnymi kwiatami brzegu, szybowały w locie, w różnych odcieniach barw, wiotkie jak puch ważki. Ten opisywany barwny świat już jednak dzisiaj nie istnieje, gdyż co do pnia wycięto browarne kasztanowce, zlikwidowano dosłownie wszystkie ogródki działkowe, zniszczono faunę i florę rzeczną, a regulacja w latach 60. XX w. rzeki zdewastowała soczyste i bajkowo kwitnące kiedyś nadrzeczne  łąki. Dawne zielone nadrzeczne zielone płuca, dzisiaj więc pokrywają już tylko zaśmiecone szerokie aleje asfaltowe i wytyczone place też zalane asfaltem, gdzie parkuje się już tylko samochody.

 

****

 

Jak już wyżej wspominałem, to za moich jeszcze beztroskich dziecięcych, a nawet i młodzieńczych lat, z tego właśnie pachnącego żywicą drewnianego mostu, wiosną i w gorące polskie lato, a szczególnie nasyconą kolorami barwną jesienią, po dwóch jego stronach rozciągały się wprost bajkowe malarskie pejzaże. Oczywiście, dostrzec je mógł dosłownie każdy z nas. Tylko należało patrzeć w dal, wrażliwą polską duszą i sercem, lub przynajmniej nie zamykać na piękno krajobrazu swych oczu. Rozciągający się pejzaż w kierunku Placu Tadeusza Kościuszki nie był jednak, aż tak bajecznie urokliwy i nie mienił się taką niekończącą się paletą barw, jak ten rozpościerający się po drugiej stronie tego mostu, od strony Nowego Sielca. Taka przynajmniej wtedy panowała opinia wśród moich podwórkowych przyjaciół i osób już starszych wiekiem, czego absolutnie nie potwierdzam, ale uczciwie odnotowuję dla potomnych. W tamtym ponoć kierunku, wzrok człowieka mimo woli uciekał hen, hen daleko, aż po nasycony kolorami i rozśpiewany ptasimi odgłosami Park Renardowski.

Już o tym kiedyś w jednym z artykułów wspominałem, więc teraz może tylko zasygnalizuję. A myślę, że jednak warto, tym bardziej, że we wrześniu 2015 roku cudownie pozyskałem od pana Piotra Hangiel sentymentalną i romantyczną starą jeszcze pocztówkę z fragmentem nieistniejącej już obecnie, ale doskonale mi jeszcze znanej,kamiennej zabudowy brzegu rzeki od strony Nowego Sielca (zdjęcie nr 6). W kierunku centrum Sosnowca cały bowiem wschodni brzeg rzeki Czarnej Przemszy na odcinku ponad kilkusetmetrowym, od strony terenów kościelnych w Nowym Sielcu, aż do Parku Renardowskiego, był zabudowany wysokim od 3 do 4 metrów niezwykle urokliwym, kamienno wapiennym murem, porośniętym też fragmentarycznie dziką winoroślą. Druga część tego samego muru od około  2 do 3 metrów, była zawsze zanurzona w topieli tej rzeki, mojej sentymentalnej i romantycznej rzeki.

 

[Zdjęcie nr 6 – źródło: pan Piotr Hangiel.]

Natomiast na tym samym rzecznym odcinku, ale po drugiej stronie rzeki, czyli od zachodu, ciągnęły się już fabryczne kolorowe ogrody pracownicze. Sceneria była istnie bajkowa, co już wyżej zasygnalizowałem. Niezwykłego zwłaszcza czaru dodawały temu rajskiemu pejzażowi odbijające się w perlistej rzece nasycone kolorami, wspomniane już powyżej, kamienne nadbrzeżne mury. Rozpościerające się widoki były tak piękne i jednocześnie tak bajecznie urokliwe, że nie sposób było więc przejść przez ten most obojętnym krokiem. W tamtych czasach wielu więc moich rodaków tu, na tym drewnianym moście się zatrzymywało i z zapartym tchem podziwiało te widoki. Bardzo więc często, gdy już dorastałem, nawet jeszcze w latach 50. XX.w, można tu było spotkać samotne starsze zamyślone osoby, które oparte o barierę tego mostu, tęsknym wzrokiem patrzyły jak urzeczone hen w dal, aż poza odległy parkowy horyzont. Tak jakby intuicyjnie w swej podświadomości przywoływały swe beztroskie dziecięce i młodzieńcze minione lata, a utracone na skutek kolejnych zaborów i dwóch światowych wojen oraz okupacji niemieckiej, i co tu dużo mówić, też powojenne stalinowskie lata, jakże wredne i okrutne dla wielu Polaków. Przynajmniej tak to zjawisko w rodzinnym gronie opisywali moi dziadkowie i rodzice, a po nagłej śmierci ojca w 1954 roku, do tego tematu wielokrotnie powracała już tylko moja mama i babcia.

     Może jeszcze tylko wspomnę, że powietrze na tych nadbrzeżnych kolorowych terenach było zawsze rześkie, a świergot ptaków bywał tak głośny niczym polityczne awantury w dzisiejszym polskim parlamencie. Wszak ta nasączona kolorowymi barwami kraina, to sentymentalne i romantyczne miejsce mojego urodzenia, to też dzieciństwo spędzone pośród dymiących fabrycznych kominów i gwiżdżących parowozów, ale też na łonie żywej i bujnej jeszcze wówczas przyrody. To również pełne radości i szczęścia kąpiele w nurtach jeszcze wówczas toczącej swe wody krystalicznie czystej Czarnej Przemszy. Podobnie jak podróże w nieznane łodzią i kajakami pośród wijących się jeszcze wtedy zakolami dzikiej i nieujarzmionej rzeki. Mojej rzeki – nad, którą odkąd tylko pamiętam to już dumnie stał i przeglądał się w jej nurtach niezwykle malowniczy kościółek parafialny, a wokół niego „drżały w powietrzu melodie najmilszych pioseneczek, których nikt już nie śpiewa i nikt zapewne też już nie pamięta”.

     W trakcie regulacji rzeki w latach 60. XX wieku jednak zburzono nie tylko ten pachnący żywicą drewniany most, ale unicestwiono też całkowicie piękny, wręcz nigdzie już niespotykany, kilkusetmetrowy nadrzeczny przykościelny, niezwykle ozdobny i zabytkowy mur z kamienia wapiennego. Zresztą bliźniaczo podobny do dawnego będzińskiego z okolicy zamku i dawnej synagogi, jaki się też przez wiele lat tam rozciągał wzdłuż tej samej rzeki, Czarnej Przemszy. Drugi dosłownie taki sam majestatyczny i bajecznie przecudowny w Zagłębiu Dąbrowskim, a być może i w Polsce. Później wycięto kwitnące ogrodowe drzewa i zlikwidowano też ogródki pracownicze, a znaczne połacie zniwelowanego już terenu, zalano prostym, topornym asfaltem. Zburzono też od strony Placu Tadeusza Kościuszki wszystkie okoliczne ozdobne parkany i na dodatek stojący nad brzegiem rzeki piękny z XIX jeszcze wieku, wręcz urokliwy ceglasty nadrzeczny budynek. Już wówczas mieszkałem na stałe w Katowicach. Nie wiem więc co było istotnym powodem tych niebywałych dotychczas wyburzeń, jakie wówczas nawiedziły tę okolicę. Przecież pod ciosami kilofa i spychaczy padły wtedy też zabytkowe obiekty. Dlaczego jednak nie wykorzystano wtedy z wyburzeń choćby tylko kamienia wapiennego, niezwykle ozdobnego, wręcz bajkowego, do zabudowy chociażby tylko obecnej kiczowatej kładki utrwalonej przez autora na zdjęciu nr 8, wręcz kolidującej obecnie z pobliskimi jak z bajki zabudowaniami dawnego mojego parafialnego kościołka, a teraz Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjno – Opiekuńczego, Centrum Służby Rodzinie i Życiu. Tylko ponoć jak twierdzili to miejscowi ludzie został jako zbyteczny kamienny balast wyrzucony na śmietnik.

 

ULICZKA  BROWARNA

 

     Jak wyżej wspominałem, to tu na zachodnim brzegu rzeki, czyli na terenie dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki, już w XIX w. definitywnie kończyły się tereny rozległej wsi Pogoń,a po drugiej już stronie rzeki rozciągały się z kolei tylko tereny wsi zwanej wtedy jako Sielce, a dopiero znacznie później nadano im nową nazwę Sielec, a te położone znacznie bliżej rzeki z kolei nazwano Nowym Sielcem. To znacznie późniejsze i doskonale znane już autorowi sentymentalne i romantyczne oraz  urokliwe zaułki uliczek: Browarnej, Dworskiej i Piekarskiej. początkowo klepiskowe, a w okresie II Rzeczypospolitej Polski zostały już pokryte kamieniem brukowym zwanym „kocimi łbami”.

Po tym kiedyś dawnym trakcie na terenach Nowego Sielca, z pierwszej połowy XIX wieku, wtedy jeszcze klepiskowym i piaszczystym niczym rolnika masło, i zagubionym w terenie lesisto – polnym, już w zasadzie nic nie pozostało w ludzkiej współczesnej pamięci. Nawet zagubił się ich dawny topograficzny opis komunikacyjny. Jedynym z tamtych przepastnych lat, wręcz cukierkowym reliktem, jaki jeszcze jakimś cudem przetrwał do naszych czasów – jest więc tylko przy obecnej uliczce Skautów szczątkowy z pierwszej połowy XIX wieku, kamienny wapienny mur oraz te zastygłe w czasie urocze stare jeszcze pozyskane pocztówki i autorskie zdjęcia, o czym więcej poniżej.

Już w XIX wieku – jak wspominał to mój dziadziuś, Wawrzyniec Doros mieszkaniec osiedla Huty „Katarzyna” – a później ten temat jeszcze w rozmowach znacznie poszerzali też moi rodzice, to poprzez wybudowany tu jeszcze wówczas prymitywny wielki drewniany most ciągnął się z Sielca w kierunku Pogoni trakt kołowy, a końcowe jego nadrzeczne tereny od strony Nowego Sielca już wtedy zwano uliczką Browarną. Ten stosunkowo krótki browarny zaułek uliczny, bowiem liczący zaledwie około od 100 do 150 metrów długości zachował się zresztą do dzisiaj i jest doskonale widoczny zarówno na poniższej urokliwej i starej jeszcze pocztówce oraz został też utrwalony na kilku współczesnych zdjęciach przez autora, które też poniżej prezentuję.

[Zdjęcie nr 7: źródło – pan Artur Adach]

Na początku XX wieku uliczka Browarna prezentowała się jeszcze tak jak na powyższej pocztówce nr 7, a wiele jej elementów z tamtej zabudowy przetrwało nawet do lat 50. XX wieku. W zasadzie więc nie powinno to nikogo dziwić, że niektóre zabudowania utrwalone na tej urokliwej pocztówce, pamiętam również ja i to wprost doskonale jeszcze z lat dziecięcych jak i młodzieńczych.

Jezdnia uliczki Browarnej jeszcze w latach 1914 – 1918, była typowo wiejska, kompletnie nieoświetlona lampami ulicznymi, do tego jeszcze pokryta utwardzonym piaskiem, jednak nie w wyniku mechanicznego drogowego walca, ale przez przemieszczające się tą trasą już liczne pojazdy konne. Wprawdzie, jak na ironię, po dwóch stronach tej klepiskowej jezdni już wtedy były chodniki, z których jeden po prawej stronie jezdni jest nawet widoczny na powyższej starej pocztówce. Już wówczas dwie strony tej uliczki były jednak solidnie i niemal zwarcie zabudowane. Po lewej bowiem stronie w dobrach Spółki Górniczo – Hutniczej „Hrabia Renard”, już od 1882 roku mieścił się bowiem browar, który po roku 1884 znacznie jeszcze znacznie rozbudowano i zmodernizowano o uruchomioną w 1901 roku na tym browarnym terenie fabryczkę sztucznego lodu i uruchomioną w 1904 roku słodownię. Na powyższej pocztówce te budowle są jednak absolutnie niewidoczne. Po lewej stronie z samego przodu jest tylko widoczny króciutki fragmencik dawnego wapiennego muru z XIX wieku jaki się jeszcze ciągnął w latach 50. XX wieku, od samego brzegu rzeki, aż do reprezentacyjnej murowanej browarnej portierni, gdzie obok niej wmontowana była dwuskrzydłowa też reprezentacyjna drewniana brama. Natomiast po lewej stronie na samym już końcu tej uliczki, mieściła się dopiero druga browarna brama, która miała już jednak od zawsze wyłącznie tylko charakter typowo roboczy. Tę roboczą bramę zamontowano tam jednak dopiero w latach 30. XX wieku, gdyż pierwotnie wjazd na tereny browarne był zlokalizowany od strony osiedla mieszkaniowego Huty „Katarzyna” 3/.

Na tej urokliwej powyższej pocztówce zabudowania browarne usytuowane po lewej stronie późniejszej uliczki Browarnej, poza fragmencikiem starego nadrzecznego wapiennego muru są jednak absolutnie niewidoczne. Utrwalono natomiast w oddali po prawej stronie, fragmenty zabudowań parowego młyna i piekarni, a jeszcze dalej fragment dopiero co wybudowanego osiedla Huty „Katarzyna”

 

****

 

Spółka Górniczo – Hutnicza „Hrabia Renard” oprócz czerpanych zysków z produkcji eksportowej piwa bawarskiego w położonym po lewej stronie browarze, jeszcze w 1900 roku stawia dosłownie kilkanaście metrów obok, poza jednak klepiskową drogą, ogromny kompleks – piwiarnię, której podstawowym zadaniem jest też przynoszenie ze sprzedaży alkoholi krociowych zysków dla tego koncernu. W wyniku trudnych do dzisiaj ustaleń, gdyż przekazy ustne są w wielu przypadkach ze sobą sprzeczne, podobnie jak odnotowane ponoć skrupulatnie źródła pisemne, już jednak w 1903 roku ta pijalnia piwa, a składająca się już wówczas z dwóch pokaźnych gabarytowo budowli, niezwykle zresztą też urokliwych, zostanie już jednak zamieniona na parafialny kościółek i plebanię. Trochę więcej na temat tych niezwykłych budowli w dalszym ciągu tego artykułu.

     Za moich jeszcze dziecięcych i młodzieńczych lat, od brzegu rzeki do kuto – drewnianych drzwi wiodących do tej sakralnej budowli, a następnie jeszcze około od 3 do 4 metrów poza widoczny na pocztówce zakręt, czyli do późniejszej uliczki Dworskiej, ciągnął się dosłownie ten sam ozdobny wapienny mur, jaki został utrwalony na powyższej pocztówce nr 7. Jego stopniowo już zdemolowany nadrzeczny tylko fragmencik, przypadkowo utrwalił też autor w latach 60. XX w. i prezentuje na zdjęciu nr 8.  

     Przy uliczce Dworskiej na pozyskanej pocztówce, ku memu jednak zaskoczeniu, jest jeszcze niewidoczny urzędniczy budynek Gwarectwa „Hrabia Renard”. Widać już jednak niwelację terenu, w postaci wyburzenia wapiennego muru, jaki się tu jeszcze ciągnął na stosunkowo rozległym odcinku, wzdłuż starego jeszcze starego z XIX wieku traktu uliczek Browarnej, Dworskiej i Piekarskiej.

Kolejne zdjęcie z lat 60 XX wieku o numerze 8, tym razem autora, też udokumentowało uliczkę Browarną na całej jej długości. Po lewej stronie jest więc jeszcze widoczny parterowy budynek należący do dawnego renardowskiego browaru. Po 1945 roku browar został już jednak znacjonalizowany, a w w 1976 roku po jego modernizacji, ku zaskoczeniu pracowników z tej fabryki i okolicznej ludności, zostanie całkowicie unicestwiony, o czym jeszcze więcej poniżej.

Po prawej stronie, co już wyżej zasygnalizowałem na tym samym zdjęciu nr 8, widać jeszcze fragment dawnej browarnej piwiarni, a później mój parafialny urokliwy kościółek, następnie zamieniony na kaplicę, a dzisiaj w tym pomieszczeniu mieści się Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno – Opiekuńczy Centrum Służby Rodzinie i Życiu. Widoczny w tyle za kaplicą budynek ze spadzistym dachem pokrytym dachówką, to jeszcze dawny urzędniczy budynek koncernu górniczo – hutniczego „Hrabia Renard”, położony już jednak przy dawnej uliczce Dworskiej (za PRL uliczce Pionierów), a obecnie uliczce Skautów. Został postawiony w tym miejscu dopiero w okresie II Rzeczypospolitej Polski, dlatego jest jeszcze niewidoczny na pozyskanej unikatowej pocztówce, która prezentuję pod numerem nr 7.

Nie wiem co jest tego istotnym powodem, że mimo całkowitego zamarcia na tym terenie przelotowego ruchu kołowego, gdyż zawieszono ponad rzeką tylko wąską kładkę, to jednak jezdnia na odcinku dzisiejszej uliczki Skautów (dawne uliczki: Browarna i Dworska) jest nadal pokryta kiczowatym asfaltem, a nie tak jak dawniej romantycznym i upiększającym ten teren kamieniem brukowym – „kocimi łbami”. Tym bardziej jest to zadziwiające, gdyż dzisiejsza uliczka Skautów jest całkowicie ślepą arterią  komunikacyjną. Wszak ponowny koszt pokrycia jezdni kamieniem brukowym, tak jak bywało tu dawniej nie byłby zapewne zbyt wysoki, ale za to pejzaż tych stron stałby się ponownie niezwykle urokliwy, wręcz nawet romantyczny. Będąc przy temacie, myślę, że warto też te ogołocone już w latach 70 i 80 XX w. z zabytkowych zabudowań tereny wreszcie jednak uporządkować, gdyż bałagan jaki tam zalega nie najlepiej świadczy o gospodarzach tej dzielnicy miasta Sosnowca.

[Zdjęcie autora nr 8 z lat 60. XX wieku. Pejzaż uchwycono od strony zachodniej, czyli z brzegów nadrzecznych, z Placu Tadeusza Kościuszki. Nurt rzeki Czarnej Przemszy na tym zdjęciu jest akurat niewidoczny, gdyż w trakcie jej regulacji w latach 60. XX w., lustro rzeczne znacznie obniżono w stosunku do pierwotnego jej stanu. Czyli gdy rzeka jeszcze wtedy nie była uregulowana. Przypominam, że po drugiej stronie rzeki, jeszcze w XIX wieku zalegała wieś określana jako Sielce, później tę okolicę nazwano Sielcem, a jeszcze później Nowym Sielcem.]

[Zdjęcie nr 9 autora, współczesne. Utrwalone od końcowych fragmentów dawnej uliczki Browarnej w kierunku rzeki, z miejsca gdzie uliczka Browarna skręcała już pod kątem 90 stopni w kierunku Parku Renardowskiego, ale już pod nazwa uliczki Dworskiej. Po lewej stronie dawne zabytkowe zabudowania pijalni piwa, a później, aż do dzisiaj zabudowania kościelne. Po prawej stronie, zarośnięte już dzikimi drzewami i krzakami to tereny dawnego renardowskiego browaru i fabryczki sztucznego lodu.]

[Zdjęcie autora nr 10 współczesne, dawnej uliczki Browarnej. Po prawej stronie, w miejscu pierwszego solidnego słupa oświetleniowego, dawniej była wmontowana jedyna robocza brama jaka wiodła do browaru i fabryczki sztucznego lodu. Z kolei po lewej stronie, w miejscu widocznego parkanu, od rzeki ciągnął się wysoki ozdobny wapienny mur, jeszcze nawet kilka metrów dalej, aż poza zakręt uliczki Browarnej i kończył się dopiero przy uliczce Dworskiej naprzeciw stojącego do dzisiaj urzędniczego budynku. Co widać doskonale na starej pocztówce nr 7. Fragmencik tego muru jest też widoczny na zdjęciu nr 8, wykonanym przez autora w latach 60. XX w.]

[Zdjęcie autora nr 11 współczesne, dawnej uliczki Browarnej. Po lewej stronie Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno – Opiekuńczy Centrum Służby Rodzinie i Życiu. Dawniej po lewej stronie, przez dziesiątki lat, od rzeki do widocznego obiektu budowlanego ciągnął się wysoki ozdobny mur taki jak na zdjęciach: 7 i 8 (na zdjęciu nr 8 widoczny jest tylko jego fragmencik), 21, 22, 23,24, 25, 26 i na wielu jeszcze innych zaprezentowanych w tym artykule. Po prawej stronie, naprzeciw bezgustownie obecnie zamurowanego wejścia do Diecezjalnego Ośrodka przez dziesiątki lat była usytuowana wielka murowana portiernia i reprezentacyjna brama wiodąca do browaru i fabryczki sztucznego lodu.]

[Zdjęcie autora nr 12 wykonano współcześnie. Po lewej stronie tereny dawnego browaru i fabryczki sztucznego lodu. W oddali, po lewej stronie, koło sterczącego słupa oświetleniowego, od zawsze mieściła się robocza brama poprzez, którą wszelkiego typu pojazdy docierały na teren browaru i do fabryczki sztucznego lodu. Widoczny trzykondygnacyjny budynek stoi już przy uliczce Dworskiej (za PRL uliczka Pionierów) i należał do koncernu górniczo – hutniczego „Hrabia Renard”.]

 

BROWAR, SŁODOWNIA I FABRYCZKA SZTUCZNEGO LODU.

 

W centralnej części wsi w Sielcu już w latach 1880 -1886 powstanie kopalnia węgla kamiennego zwana początkowo jako „Fanny”, później „Renard” i „Nowy Renard”, a jeszcze później zostanie nazwana kopalnią „Hrabiego Renarda” 4/. W roku 1882 po drugiej stronie rzeki, naprzeciw fabrycznego urzędniczego osiedla „Rurkowni Huldczyńskiego”, obok późniejszego Placu Tadeusza Kościuszki, a raczej już na terenie Nowego Sielca, wzdłuż uliczki Browarnej, potężny koncern górniczo – hutniczy „Hrabia Renard”, określany też jako Gwarectwo „Hrabia Renard”, wybuduje browar parowy, później jeszcze znacznie rozbudowany i zmodernizowany, znany zresztą nie tylko w Sosnowcu i w Zagłębiu Dąbrowskim. Z kolei w 1904 roku obok tego browaru powstaną jeszcze zabudowania fabryczki sztucznego lodu i słodowni, też należące do tego samego wielkiego koncernu.

[Źródło: Sosnowiec Archiwum.

Nowy Sielec – zdjęcie nr 13. Widok browaru i fabryczki sztucznego lodu w Nowym Sielcu, ale utrwalony od strony roboczej bramy, jaka od czasów powstania browaru mieściła się przy uliczce Browarnej, obok renardowskiego urzędniczego budynku, który zachował się do dzisiaj i został utrwalony przez autora na wielu zdjęciach, stosownie opisanych. Wówczas fabryczka była własnością wielkiego koncernu „Hrabia Renard”. Pocztówka na 100 % pochodzi z przełomu XIX i XX wieku, jeszcze z okresu zaborów Rosji carskiej. Na wagonach widoczne charakterystyczne napisy wykonane cyrylicą. Widoczna na pocztówce browarna stosunkowo krótka bocznica była jednak jeszcze wtedy dodatkowo podłączona, też do kilkukilometrowej bocznicy kopalnianej, która już od XIX w. ciągnęła się głębokim parowem, od Kopalni „Hrabia Renard”, następnie przebiegała pomiędzy osiedlem i Hutą „Katarzyna”, a widocznym browarem i fabryczką sztucznego lodu, by swą długą trasę ostatecznie już zakończyć w okolicy „Wenecji” (dzisiejszy fragment uliczki Chemicznej), gdzie z kolei już podłączona była do głównej trasy Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej.]

Tereny fabryczne browaru i fabryczki sztucznego lodu rozciągały się w postaci klina na kilku hektarowej powierzchni. Duże fragmenty browaru były wprost doskonale widoczne z Placu Tadeusza Kościuszki, szczególnie jednak z mojego nadrzecznego ukwieconego ogródka, gdyż najdłuższa granica tych piwowarskich zabudowań wprost sąsiadowała z przepływającą obok rzeką Czarną Przemszą. Fragment tej fabryczki stykał się też z ulicznym zaułkiem Browarnym, a konkretnie to z główną portiernią, podłużnym parterowym budynkiem i roboczą bramą, a nawet pewne jego fragmenty rozciągały się jeszcze poza ceglastym urzędniczym budynkiem przy zaułku uliczki Dworskiej. Ten sam co jeszcze stoi tam do dzisiaj, jednak przy zaułku zwanym teraz, jako uliczka Skautów. W okresie okupacji niemieckiej w tym niskim parterowym budyneczku z kilkunastoma malutkimi okienkami, ze strzelistym dachem pokrytym papą, a utrwalonym przez autora na zdjęciu nr 8 mieścił się podręczny magazynek z narzędziami dla pracowników zatrudnionych w tej fabryczce i dla etatowego browarnego ogrodnika. Część pomieszczeń była też przeznaczono dla administracji.

     Szczegółowy opis zabudowań browaru i fabryczki sztucznego lodu byłby zbyt obszerny jak na ten internetowy artykulik, więc może tylko wspomnę o najistotniejszym zagadnieniu. Tereny browaru w specyficznej formie zabudowy dzieliły się na część typowo mieszkalno – reprezentacyjną (2. lub 3. trzykondygnacyjne ceglaste budynki mieszkalne i ukwiecone uliczki) oraz typowo roboczą (tylko zabudowania fabryczne).

****

Ozdobnego kamienia wapiennego w tej okolicy od zawsze było w bród. Tkwi nawet do dzisiaj ukryty pod cienką warstwą ziemi i nie tylko w rejonie „Pekinu” i Zagórza , o czym wielu może nawet nie wie, lub ci co powinni faktycznie o tym wiedzieć, przymykają tylko oczy, lub udają, że to nie są ich problemy, jak taki ozdobny surowiec można pozyskać. Renardowski koncern, który dysponował w okolicy „Pekinu” swym prywatnym kamieniołomem, czerpał więc stosunkowo duże jego ilości i ozdabiał nim budynki oraz różnego rodzaju parkany, murki graniczne oraz mury zaporowe. To było widoczne na każdym niemal kroku. W ozdobnym murze przyulicznym z tego właśnie kamienia, a ciągnącym się od brzegu rzeki Czarnej Przemszy, naprzeciw wieżyczki kościelnej przy uliczce Browarnej, była już w okresie wolnej i niepodległej Polski, zlokalizowana nowoczesna browarna portiernia, w większości pokryta kamieniem wapiennym. Całodobowo profesjonalnie dozorowana. W okresie okupacji niemieckiej (1939-1945) portierami był uzbrojony w broń krótką i długolufową Werkschutz. Portiernia łączyła się z kolei z dwuskrzydłową, niezwykle efektowną w wystroju bramą, a ta już tylko z parterowym pokrytym papą budynkiem, który od ulicy Browarnej był wyposażony kilkunastoma w rzędzie usytuowanymi oknami (zdjęcie nr 8). Dopiero w dalszej kolejności za tym budynkiem, ale dopiero od lat 30. XX w.stykała się robocza browarna brama. Ponieważ poprzednio była zlokalizowana pomiędzy osiedlem Huty „Katarzyna”, a dwupasmową renardowską bocznica kopalnianą, co już zasygnalizowałem na stronie 11 tego artykułu. Niektóre drobne jej elementy sterczą tam jeszcze do dzisiaj obok dawnego renardowskiego ceglastego urzędniczego budynku, w zalegającym tu niemal wszędzie dzikim rozrosłym nieuporządkowanym zielsku. Ta pierwsza od rzeki wiodąca do browaru dwuskrzydłowa brama, wyjątkowo zresztą elegancka, miała charakter wybitnie tylko reprezentacyjny. Absolutnie nie roboczy. Poza nią wiodła w głąb browaru szeroka brukowana już wtedy cegłą klinkierową uliczka. Jedyna zresztą w tamtych odległych latach w zabudowie klinkierowej w Sosnowcu. Fragmenciki tego dawnego klinkieru zachowały się jeszcze do dzisiaj, co utrwaliłem na poniższym zdjęciu nr 14.

[Powyższe zdjęcie nr 14 utrwalono w czerwcu 2015 roku. Widoczne jeszcze dawne fragmenty klinkieru w miejscu, gdzie przez dziesiątki lat, tuż przy portierni była reprezentacyjna brama browarna.]

Terytoria browaru i fabryczki sztucznego lodu odkąd tylko pamiętam, to zalegały na stosunkowo rozległym obszarze. Od zachodu granicząc z toczącą swe wody rzeką Czarną Przemszą, a od wschodu z trasą renardowskiej bocznicy kolejowej i od północy wciskały się nawet aż poza renardowski budynek urzędniczy stojący przy dawnej uliczce Dworskiej. Tereny browarne były od zawsze wizytówką koncernu Renardów. Dlatego utrzymywano je w należytej wprost sterylnej czystości, a ceglaste mieszkalne budynki i kamienno – ceglaste budynki fabryczne o przeróżnej architektonicznej formie, zawsze na bieżąco remontowano. Przetrwały więc w doskonałym wprost stanie technicznym do lat 70. XX wieku. Dlaczego więc jednak te wszystkie niezwykle efektowne zabytkowe fabryczne zabudowania (nie licząc ceglastych budynków fabrycznego osiedla) doszczętnie wówczas wyburzono, a nie dostosowano ich do zamieszkania lokatorskiego?… I to kolejne już retoryczne pytanie, pozostanie jednak bez odpowiedzi. Może jeszcze tylko wspomnę, że niejeden mieszkaniec z urzędniczego osiedla z Placu Tadeusza Kościuszki zazdrościł mieszkańcom z terenu browaru luksusowych mieszkań jakimi oni dysponowali oraz ich przecudownego usytuowania w prawdziwej oazie zieleni, szczególnie w dominującym gąszczu kasztanowych drzew i ozdobnych krzewów. Wzdłuż bowiem głównej klinkierowej alei i innych bocznych ciągów browarnych uliczek rosły już bowiem wtedy o potężnych rozmiarach kasztanowce, a po dwóch stronach zalegały jeszcze ogromne plastry skrapianych wodą zielonych trawiastych kwietników, a od chodników oddzielały je ozdobne krzewy. O piękno przyrody browarnej i dworskiej dbał bowiem specjalnie do tego celu zatrudniony ogrodnik, który miał jeszcze do pomocy dodatkowych przyuczonych pracowników. To właśnie z tych terenów szczególnie wiosną dochodziły do budynków przy Placu Tadeusza Kościuszki najpiękniejsze trele ptasich śpiewów jakie kiedykolwiek w swym długim życiu słyszałem.Te ptasie wiosenne koncerty, szczególnie kosów, zapamiętałem wprost doskonale. Bardzo często,szczególnie podczas okupacji niemieckiej o nich wspominał też mój ojciec, gdyż ponoć – z samego rano gdy w pośpiechu podążał do pracy – to ten ptasi niebiański śpiew pozwalał mu w trudnych życiowo chwilach bardziej pogodniej  i z większą też nadzieją wypatrywać lepszego polskiego jutra. Może warto jeszcze wspomnieć, że zanim w Sosnowcu w Nowym Sielcu wybudowano basen kąpielowy, nie licząc odziedziczonego malutkiego poniemieckiego przy sieleckim schoenowskim pałacyku (później Sąd Okręgowy przy ul. 1 Maja), to na tym terenie fabrycznym już w XIX wieku był zlokalizowano na potrzeby własne też basen, którego jednak podstawowym zadaniem było zlokalizowanie sporej ilości wody, która w sytuacji pożaru mogła być z tego zbiornika czerpana. Podobno początkowo zamrożona zimową porą woda w tym basenie, w postaci kostek lodu, służyła do produkcji sztucznego lodu. Ten basen kąpielowy wraz moimi kolegami z Placu Tadeusza Kościuszki z osiedla „Rurkowni Huldczyńskiego” poznaliśmy też wprost doskonale już jako dzieciaki, bowiem wystarczyło tylko pokonać nurt rzeki i tajemniczo ukrytą furtkę w nadrzecznym parkanie, by się do niego bez problemu dostać. Strażnicy zamiast nas skarcić za nielegalne wkroczenie na strzeżony browarny teren, to widząc nieznanych im maluchów jakby mimo woli przymykali swe czujne oczy, ale w gruncie rzeczy chyba jednak też życzliwe. Jak już wspominałem to te tereny od zawsze jak tylko pamiętam były utrzymane wprost w luksusowym, wręcz sterylnym stanie.Tak było przynajmniej od czasów zaborów Rosji carskiej, aż do całkowitej likwidacji tego obiektu w 1976 roku, mimo iż w latach 19721974 przeprowadzona była jego modernizacja. Dzisiaj, co już wyżej zasygnalizowałem, pośród potwornego bałaganu jaki już tam od wielu lat zalega i walających się w ziemi przeróżnych rupieci, nawet z dawnego jeszcze browaru, można też natrafić na resztki drobniutkich elementów z dawnych jeszcze renardowskich eleganckich budynków mieszkalnych. Mimo, iż jest tu wyjątkowo niebezpiecznie, szczególnie o zmroku, to jednak z pobliskiego osiedla katarzyńskiego wytyczono już sobie poprzez dawne tereny browaru drogę wiodącą na skróty, która się wije wśród dzikich rozrosłych tu przez lata drzew i krzewów oraz różnego rodzaju walających się tu rupieci, i kończy się dosłownie w tym miejscu, gdzie dawniej była robocza browarna brama, przy uliczce Browarnej na styku z zaułkiem uliczki Dworskiej.

 

BROWARNA PIWIARNIĄ, A PÓŹNIEJ PARAFIALNY KOŚCIÓŁEK

 

Jak już wyżej zasygnalizowałem dawną renardowską piwiarnię piwa od 1903 roku definitywnie jednak już zamieniono na parafialny kościółek, który cieszył oczy, serce i dusze parafian i był im dostępny przez następne kilkadziesiąt lat, aż do 1956 roku, kiedy to wreszcie obok zakończono budowę obecnego już kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP. Dawniej do wnętrz tego romantycznego, mojego parafialnego kościółka rzymsko – katolickiego wiodły z zewnątrz niezwykle efektowne dwuskrzydłowe drzwi, wykonane głównie z ozdobnych elementów: z kutego metalu, z drewna i ze szkła. Obecnie te drzwi już jednak nie istnieją. A pozostała po nich natomiast już tylko wnęka, która jak widać na zdjęciu nr 11 jest jednak po bałaganiarsku zamurowana. Wnętrze tego kościółka było też niezwykle efektownie i charakterystycznie ozdobione. Przeważały bowiem głównie w wystroju elementy metalowe i kute oraz z żeliwa odlewnego, świadczące dobitnie o tym, jaką kiedyś pierwotnie ta budowla spełniała rolę. Dokładny opis wnętrz tego sakralnego obiektu w tym artykule jest jednak niemożliwy, gdyż ich skala jest tak bogata, że nadaje się już wyłącznie, ale już tylko do odrębnego artykułu. Obecnie, o czym już wyżej kilkakrotnie wspominałem, a warto chyba jednak przypomnieć, w jego wnętrzach mieści się Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno – Opiekuńczy Centrum Służby Rodzinie i Życiu.

****

Przy nadrzecznym fragmencie przykościelnego muru ciągnącego się od samej rzeki, ale tylko do drzwi wiodących do mojego parafialnego wtedy kościółka (patrz koniecznie na pozyskaną  starą pocztówkę nr 7), zawsze – jak tylko pamiętam od czasów okupacji niemieckiej – stali biedni i żebrzący ludzie. Wśród nich stał też oparty o mur kamienny jeden nieznany mi jednak bliżej biedak, do tego jeszcze niemowa, bez jednej nogi, z zawieszoną na piersiach tekturą, z napisem o groszowe chociażby tylko wsparcie. Pamiętam jeszcze do dzisiaj i to doskonale, że do jednego zwisającego kikuta miał przywiązany konopnym sznurkiem drewniany pręt. Taki okropny obraz żebrzącej biedy był ponoć tu od zawsze, od zaborów Rosji carskiej – jak to ze smutkiem wspominali moi rodzice i dziadkowie. Ci biedni żebracy to byli jednak drodzy memu sercu moi rodacy. Tym widokiem byłem więc zawsze ogromnie wstrząśnięty i zestresowany. Stąd jeszcze długo, bardzo długo, nawet po dotarciu do swego mieszkania przy Placu Tadeusza Kościuszki, nie mogłem się pozbyć tego obrazu polskiej żebrzącej biedy. Ten hańbiący już moich dziadków i moje jeszcze tylko dziecięce pokolenie, obraz skrajnej żebrzącej polskiej biedy, zniknął już jednak całkowicie za PRL po 1945 roku i był niewidoczny na naszych polskich ulicach do 1989 roku. Ponownie jednak jak nocna zmora, ku memu nieograniczonemu zaskoczeniu i zdziwieniu pojawił się na nowo, szczególnie w śmietnikowej już jednak postaci – obecnie w czasach ponoć boomu gospodarczego i powszechnie panującego dobrobytu.

****

     Zagraniczny kapitał wniósł wiele pozytywnych aspektów z dziedziny architektury w upiększaniu terenów w Nowym Sielcu, podobnie jak i przy Placu Tadeusza Kościuszki, gdzie urokliwe zaułki i w przeróżnej formie zabudowania wzajemnie się od zawsze uzupełniały, i współgrały też z wplecioną w ten rejon przyrodą. Dowodem tego mogą być podziwiane nawet obecnie zabudowania dawnej browarnej restauracji i pijalni piwa, a później zamienionych na plebanię i kościółek parafialny, czy też otoczony urokliwym kiedyś parkanem niezwykle wtedy jeszcze elegancki, ale obecnie niestety sypiący się już, dawny renardowski urzędniczy budynek mieszkalny przy dzisiejszej ul. Skautów, a za czasów PRL uliczki Pionierów, a w latach II Rzeczypospolitej Polski uliczki zwanej Dworską. Fragmenty tego kiedyś ekskluzywnego urzędniczego budynku autor utrwalił, miedzy innym na fotkach: 19 i 20 i kilku jeszcze innych, a bardziej precyzyjną tematykę z nim związaną przedstawię w trakcie opisów uliczki Dworskiej.

[Zdjęcie nr 15 wykonane w 2015 roku od strony dawnej uliczki Dworskiej. Dawna piwiarnia piwa, a od 1903 roku kościółek parafialny. Obecnie zabudowanie po prawej stronie, to Diecezjalny Ośrodek Adopcyjno – Opiekuńczy Centrum Służby Rodzinie i Życiu, a po lewej stronie dzisiejsza plebania kościoła pw. Niepokalanego poczęcia NMP.]

[Zdjęcia autora nr 16 wykonane współcześnie (rok?). Obecnie plebania kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.]

[Zdjęcie autora nr 17 z 2015 roku. Fragment budowli oznaczony numerem 16 wykonano od dawnej uliczki Dworskiej. Z kolei zdjęcie oznaczone nr 17 utrwalono od strony dawnej uliczki Browarnej. Widoczny dzisiejszy budynek parafialny, był kiedyś lokalną piwiarnią piwa.]

[Zdjęcie autora nr 18 z września 2015 roku. Opis jak przy zdjęciu nr 15.]

 

 DAWNA ULICZKA DWORSKA, A ZA PRL PIONIERÓW

 

     W okolicy roboczej bramy wiodącej do browaru i stojącego tam do dzisiaj dawnego urzędniczego budynku z koncernu „Hrabia Renard”, co utrwaliłem na poniższych zdjęciach nr 19 i 20, nagle dotychczasowy zaułek uliczki Browarnej skręcał pod kątem 90 stopni w kierunku południowym i kończył się u stóp dawnej bramy i portierni poprzez, które dopiero docierało się do nasyconego kolorami i przyrodą serca i płuc Parku Renardowskiego.

[Zdjęcie autora nr 19 z 2015 roku. Dawny fragment uliczki Dworskiej (za PRL Pionierów), a obecnie Uliczki Skautów. Zdjęcie utrwalono w stronę dawnej renardowskie, browarnej roboczej bramy. Jej wrota były usadowione mniej więcej poza stojącym samochodem ciężarowym, ale w gąszczu już dzisiaj rosnących tam dziko drzew i krzewów.]

[Zdjęcie nr 20 autora, współczesne. Fragment dawnej uliczki Dworskiej (za PRL uliczka Pionierów, obecnie Skautów). W tyle, w porosłym, dzikim gąszczu drzew i krzewów, mniej więcej tuż za samochodem osobowym, do 1975 roku mieściła się robocza brama wiodąca do browaru. Po prawej wybudowany dopiero w okresie II Rzeczypospolitej Polski luksusowo wyposażony budynek dla urzędników z koncernu „Hrabiego Renarda” oraz ozdobny też parkan. Po lewej w ostatnich latach zabudowany kościelny parkan, który w zasadzie zastąpił identyczny jaki tu stał przez dziesiątki lat.]

     Ten zaledwie około od 200 do 250 metrów odcinek zaułkowy, ciągnący się też w lini prostej, jak uliczka Browarna, w czasach II Rzeczypospolitej Polski oficjalnie zwany był już jednak uliczką Dworską, a w czasach PRL uliczką Pionierów. Z kolei miejscowa ludność prawdopodobnie na skutek bliskiego  sąsiedztwa z Parkiem Renardowskim ten sam fragment zaułkowy popularnie zwała uliczką Parkową. Taką nazwą przez dziesiątki lat operował też nie tylko autor, ale i moi dziadkowie i najbliższa też moja rodzina. W latach 70. XX w. po wycięciu jednak od strony portierni i bramy wiodącej do Parku Renardowskiego co najmniej kilku tysięcy, czy nawet kilkunastu tysięcy drzew i krzewów, kiedyś bajkowe wypoczynkowe tereny zielonych płuc parku, już jednak przesunięto, bowiem hen, hen, dalej aż kilkaset metrów w kierunku centrum Sosnowca.

     Na poniższym zdjęciu nr 21 autor utrwalił dawny końcowy już odcinek uliczki Dworskiej. Kończyła się ona bowiem mniej więcej od 30 do 40 metrów, ale już poza widocznym na zdjęciu po lewej stronie kamiennym wapiennym murze.

[Zdjęcie nr 21 autora z czerwca 2015 roku. Dawne końcowe metry uliczki Dworskiej od strony Parku Renardowskiego. Portiernia i brama wiodąca do parku była kiedyś usadowiona mniej więcej w miejscu kończącego się po prawej stronie widocznego parkanu kościelnego.]

 

****

 

Uliczka Dworska, a przynajmniej jej fragment, podobnie jak dalszy też ciąg tych nowosieleckich zaułków, czyli uliczka Piekarska są utrwalone na poniższym zdjęciu nr 22, które pozyskałem z fotopolska.eu.

[Zdjęcie nr 22. Źródło: www. fotopolska.eu]

Pozyskane powyższe zdjęcie nr 22 z www.fotopolska.eu jest dla autora niezwykle unikatowym darem, gdyż dokumentuje niezwykle fascynującą historię przeszłości tych nowosieleckich zaułków. Fotograf utrwalił bowiem stosunkowo długi ciąg zabytkowego jeszcze muru jakim już w XIX wieku były od tej strony oplecione renardowskie tereny przemysłowe i mieszkalne w Nowym Sielcu, a którego już tylko fragmencik jakimś cudem przetrwał do naszych czasów, co prezentuję miedzy innymi też poniżej na zdjęciach nr: 23, 24, 25 i 26.

[Zdjęcie nr 23 autora, z 2007 r. Dawny zaułek uliczki Dworskiej, za PRL uliczka Pionierów. W dali dawne tereny renardowskiego browaru. Po prawej stronie urokliwy fragmencik dawnego jeszcze z XIX wieku wapiennego muru, tego samego co na zdjęciu nr 22.]

[Powyższe zdjęcia nr 24, 25 i 26 autora. Dawna uliczka Dworska. Zdjęcia pochodzą z lat 2007 – 2009. Fragmencik dawnego, jeszcze z XIX wieku wapiennego muru, dosłownie tego samego co na unikatowym zdjęciu nr 22, pozyskanym z fotopolska.eu. Proszę zwrócić uwagę nie tylko na niezwykle urokliwą strukturę kamienną tego zabytkowego muru, ale też szczególnie na zachowane liczne stare jeszcze autentyczne wnęki, gdyż są to dosłownie te same, co utrwalone zostały jeszcze na zdjęciu nr 22 – fotopolska.eu.]

Na tym sentymentalnym i romantycznym dla autora zdjęciu, oznaczonym numerem 22, uchwycono też jeszcze te fragmenty dawnych uliczek: Dworskiej (w czasach PRL uliczka Pionierów, obecnie Skautów) i Piekarskiej jakie się tu już wiły i to jeszcze w swej pierwotnej postaci w okresie zaborów Rosji carskiej. To unikatowe zdjęcie z dużą więc dozą prawdopodobieństwa pochodzi jeszcze z końca XIX wieku, lub co najmniej z zaledwie pierwszych lat XX wieku. Na wprost, fotograf uchwycił jeszcze dawny piaszczysty i nawet niewyprofilowany oraz bez nazwy, dosłownie ten sam fragment uliczki Dworskiej, który jest widoczny też na wielu innych prezentowanych już przez autora zdjęciach. Po prawej stronie na tym samym zdjęciu jest też utrwalony z pierwotnych jeszcze, bowiem z dziewiętnastoletnich czasów, dawny fragmencik uliczki Piekarskiej, o której więcej poniżej, w odrębnym tematycznie opisie.

Prawdopodobnie pejzaż utrwalony na powyższym zdjęciu nr 22, uchwycono z jednego z rosnących tu jeszcze wówczas drzew, gdyż do tego właśnie miejsca, a nawet jeszcze dalej w kierunku dawnej renardowskiej piwiarni, jeszcze wówczas dochodziły rozciągające się w tym kierunku zielone tereny Parku Renardowskiego. I to dosłownie tej części parku, która już od 1905 roku była stopniowo karczowana i wchłonięta pod zabudowę nowego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP i pod rozległy teren placu przykościelnego. Będąc przy temacie budowy nowego kościoła na dawnym jeszcze terenie Parku Renardowskiego, poniżej prezentuję rodzinne zdjęcie z lat 20. XX wieku z autentycznie wydzielonego już terenu przykościelnego. Pod zdjęciem celem poszerzenia merytorycznej informacji dokonałem też opisu, tej jeszcze starej fotki.

[Zdjęcie nr 27 rodzinne – końcowe lata 20. XX wieku. Plac kościelny, przyszłego nowo wznoszonego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP. Od lewej moja ciocia – Genowefa Doros (później Paliga), moja mama – Stefania Doros (od 1933r. Stefania Maszczyk) i mój ojciec – Ludwik Maszczyk.

 Jak widać na zdjęciu, na placu kościelnym zgromadzono już stosunkowo duże ilości materiałów budowlanych. Od prawej strony, w lewą stronę, za leżącymi cegłami widoczne są tylko szczyty dawnego deskowego płotu jaki wtedy od strony Parku Renardowskiego do parkanu parafialnego przy uliczce Dworskiej otaczał ten teren przyznany już kościołowi. Po lewej stronie w płocie pomiędzy ciocią i mamą , jednak już niezbyt widoczna, tymczasowa związana z budową kościoła dwuskrzydłowa deskowa brama, z którą też są związane ciekawe historie. Po prawej stronie, czego na tym zdjęciu już absolutnie jednak nie widać – około 20 m dalej – była usytuowana wiodąca do Parku Renardowskiego wielka dwuskrzydłowa drewniana i kolorowa brama, a do niej dopiero przytulona była malutka portiernia (stały na styku ówczesnych ulic: Dworskiej i Piekarskiej). Poza płotem biegnie już ulica Dworska (obecnie fragment ul. Skautów; na niektórych mapach nie wiem dlaczego, ale oznaczona jako ul. Browarna). Jeszcze dalej widoczne, ale już tylko szczytowe partie starego jeszcze z XIX wieku wapiennego muru kamiennego (do dzisiaj zachował się tylko jego fragmencik, który jest prezentowany na wielu powyższych zdjęciach). Poza widocznym wapiennym murem rozciągał się już wtedy pusty i ogromny, ale absolutnie niezagospodarowany plac po dawnym renardowskim młynie i piekarni parowej. Poza wapiennym murem, ale przed budynkiem, widoczny fragmencik komina ze stojącej tam jeszcze wtedy fabryczki sztucznego lodu. Budynek o skośnym dachówkowym pokryciu – to po prostu ten sam renardowski obiekt dla kadry urzędniczej, który utrwaliłem na kilku zdjęciach, m.in. na zdjęciach nr 19 i 20 i wielu jeszcze innych.]

     Zdjęcie nr 22 z fotopolska.eu opisano jednak niezbyt precyzyjnie, gdyż na pierwszym planie uchwycono raczej same tylko zabudowania parowego młyna i piekarnię parową oraz budynki  mieszkalne. Natomiast główne fabryczne i mieszkalne urzędnicze zabudowania jakie stały też na terenie browaru i fabryczki sztucznego lodu są tu absolutnie niewidoczne, gdyż są usytuowane daleko po lewej stronie prezentowanego zdjęcia. Stąd zaledwie na tej pocztówce są widoczne tylko ich fragmenciki . Dlaczego więc twórca tej urokliwej starej pocztówki opisał utrwalony pejzaż jako: „Browar w Sielcu”?… Zapewne dlatego, gdyż w tamtych sentymentalnych i romantycznych latach te rozległe tereny umownie i popularnie oraz powszechnie, określano jednoznacznie, jako – Browar w Sielcu, a w XIX wieku nawet jako Browar Parowy w Sielcu, lub Browar Dóbr – Sielce. Bowiem przez pewien okres czasu na jednym wielkim ogrodzonym terenie sąsiadowały z sobą, zarówno browar w Nowym Sielcu – jako wizytówka i wiodący zakład pracy tego gigantycznego wtedy koncernu górniczo – hutniczego „Hrabiego Renarda” – oraz fabryczka sztucznego lodu, młyn parowy i piekarnia parowa, jak również jeszcze cały szereg zabudowań fabrycznych i administracyjno – mieszkalnych.

Na tym samym unikatowym zdjęciu nr 22 przy uliczce Dworskiej, w zabytkowym murze na wprost, są też widoczne po prawej stronie trzy wnęki, dwie mniejsze i jedna już od nich o znacznie większych rozmiarach. Proszę sobie tylko wyobrazić, że ta właśnie trzecia z kolei największa wymiarowo wnęka, patrząc w lewą stronę, to jeszcze dawna główna brama, która już wtedy wiodła na ten wielki teren fabryczny i zachowała się jeszcze do lat 50. XX wieku. Autor doskonale jeszcze pamięta tę dwuskrzydłową drewnianą bramę, wiecznie jednak niedomkniętą, podobnie jak poza nią rozciągający się już wtedy rozległy i pofałdowany oraz zupełnie już pusty i niezagospodarowany teren. Część tego rozległego terenu była jeszcze wówczas pokryta tłuczniem z kamienia wapiennego, jakże charakterystycznym kolorytem jakim „za cara” ozdabiano tylko place i podwórka, których właścicielami byli jednak wyłącznie tylko zasobni w środki materialne bogaci osobnicy. Wschodnia bowiem cześć tego rozległego i pustego już wówczas placu (ta od strony Huty „Katarzyna” i osiedla mieszkaniowego), co już wyżej zasygnalizowałem, jeszcze w latach 50. XX wieku była też odgrodzona takim samym wysokim kamiennym pięknym i urokliwym z kamienia wapiennego murem. A to z tego powodu, gdyż dosłownie poza nim w głębokim parowie, przebiegała jeszcze wtedy kolejowa renardowska bocznica kopalniana, co doskonale jest wprost widoczne na poniższym zdjęciu nr 32, a pozyskanym z „Sosnowiec Archiwum”, o czym znacznie więcej poniżej.

****

     Po lewej stronie, co już też wyżej nawet kilkakrotnie zasygnalizowałem, w miejsce widocznego wapiennego muru wtopiono już w latach II Rzeczypospolitej ekskluzywny jak na tamte czasy, urzędniczy renardowski budynek mieszkalny, a przed nim pociągnięto ozdobny parkan, który skutecznie go wówczas odgradzał od uliczki Dworskiej. Ten urzędniczy budynek  jest doskonale widoczny na prezentowanych i stosownie opisanych, trochę wyżej przez autora wielu zdjęciach. Do tego właśnie budynku od ulicy Dworskiej poprzez furtkę parkanu wiodło główne wejście dla mieszkających w nim urzędników. Popularnie określane mianem „pańskiego wejście”. Podobno w okresie okupacji niemieckiej w tym budynku mieszkali już jednak tylko Niemcy oraz Volksdeutsche i Reisdeutsche. Ten ozdobny parkan, dzisiaj już niemiłosiernie sypiący się, od zawsze stykał się ze stojącym tam wapiennym murem, w który na dalszym odcinku w kierunku Parku Renardowskiego, z kolei wmontowana była szeroka dwuskrzydłowa drewniana brama, o której już wyżej wspominałem. Natomiast już poza tą drewnianą bramą, w kierunku jednak Parku Renardowskiego, ciągnął się wówczas na odcinku około 10 metrów, króciutki odcinek tego samego muru, który jeszcze stykał się z kamiennym rogowym budynkiem uliczki Dworskiej i Piekarskiej. Tak przynajmniej ten fragment ulicy był zabudowany jeszcze do lat 50. XX w.

Dawniej – jak pamiętam – cała strona ciągnącego się tam chodnika, po stronie parafialnego kościółka, co jest też wprost jeszcze doskonale widoczne na pozyskanym unikatowym zdjęciu nr 7 i fragmentarycznie też na zdjęciu nr 8, była ozdobiona takim samym urokliwym kamieniem wapiennym, jak jego zabytkowy już tylko fragmencik, który doczekał się naszych czasów i został utrwalony przez autora na wielu zdjęciach. Ten niezwykle efektowny wapienny mur, o czym dzisiaj wielu może nawet nie wie, ciągnął się początkowo od wschodniego brzegu rzeki Czarnej Przemszy, ale tylko do drzwi prowadzących do renardowskiej piwiarni, którą jak już wspominałem od 1903 roku zamieniono na kościółek parafialny. Następnie od wymienionych drzwi kościołka, co już doskonale widać na pozyskanym zdjęciu nr 7, aż poza widoczny zakręt i definitywnie dopiero kończył się na terenie już uliczki Dworskiej (za PRL Pionierów), i to na wprost pierwszych okien stojącego tam do dzisiaj renardowskiego urzędniczego budynku, o którym tez już i to wielokrotnie wspominałem, i jest też utrwalony na wielu opisanych zdjęciach. Ten jak z malowniczego obrazka ozdobny mur, możliwe, że za zgodą kościoła, bezmyślnie jednak zburzono w latach 60. lub 70. XX w., a w jego miejsce wmontowano parkan ceglasto – metalowy. Dalszy odcinek zaułka uliczki Dworskiej, po tej jednak samej stronie jezdni, zabudowany już był parkanem, zresztą podobnym do obecnego, a dopiero na odcinku dzisiejszego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP, wtedy jeszcze niewykończonego, ciągnął się już wysoki na około od 3 do 4 m metrów płot, ze ściśle do siebie dopasowanymi deskami.Ten płot stykał się jeszcze wtedy z potężną gabarytowo drewnianą parkową bramą i stojącą obok niej portiernią, poza którą już tylko rozpościerały się kolorowe i rozśpiewane ptasimi głosami tereny Parku Renardowskiego. Może warto jeszcze przypomnieć, że w okolicy dzisiejszej dzwonnicy przy kościele pw. Niepokalanego Poczęcia NMP, w tym parkanie deskowym wmontowana była z tych samych desek dwuskrzydłowa brama, cały czas jak jednak pamiętam na głucho zamknięta. Ten płot, przez innych określany parkanem, dopiero został ostatecznie zlikwidowany z chwilą oddania do użytku wyżej wymienionego kościoła.

     Zapytacie jednak zapewne dlaczego tak drobiazgowo ten odcinek dawnej uliczki Dworskiej jednak opisuję?… Ano dlatego, iż na tym króciutkim odcinku uliczki Dworskiej w okresie okupacji niemieckiej doszło do kilku bardzo głośnych incydentów, o których nawet w dwóch publikacjach książkowych wspomina sam pan Komendant Śląskiego Okręgu AK, wtedy jeszcze w stopniu podpułkownika Zygmunt Walter Janke 5/. W swych barwnych opisach w wielu przypadkach, prawdopodobnie jako przyjezdny z dalekich stron i nieznający dobrze tych terenów, podaje jednak inną zabudowę nie tylko samej uliczki Dworskiej, ale też uliczek Browarnej i Piekarskiej, a nawet Placu Tadeusza Kościuszki, i sieleckiej ulicy Gabriela Narutowicza, co z kolei nie pokrywa się z prawdą obiektywną.

     Jeden opisywany przez niego w jednej z tych publikacji książkowej incydent dotyczy też brawurowej akcji Armii Krajowej ze strzemieszyckiego zgrupowania „Ordona”, którą ja z kolei też opisałem, ale postrzeganą odmiennie, w części drugiej tego samego artykułu. A drugi incydent jest związny z plakatowaniem hasłami antyniemieckimi Sielca, którego niejako epilogiem była wymiana strzałów do jakiej doszło przy uliczce Dworskiej, naprzeciw utrwalonego przez autora na wielu zdjęciach renardowskiego urzędniczego budynku. W wyniku wymiany strzałów został wtedy tam ciężko raniony uzbrojony niemiecki portier – Werkschutz, zdążający do ówczesnej renardowskiej kopalni w Sielcu. Ta bezładna wymiana strzałów omal wtedy nie doprowadziła do tragedii harcerzy i żołnierzy z Armii Krajowej oraz samego też Komendanta biorącego udział w tej sieleckiej plakatowej akcji. Nie licząc ewentualnych odwetowych sankcji jakie w tego typu okolicznościach okupant niemieckie mógł zastosować wobec miejscowej boga ducha niewinnej cywilnej polskiej ludności. Dalszy ciąg tej opisywanej przez Komendanta AK akcji miał jeszcze swój epilog w Szpitalu Pekińskim i przy Placu Tadeusza Kościuszki, miejsca doskonale mi znanego. Ale to temat już tak rozległy i zapewne też frapujący historyków, że nie sposób go zbagatelizować kilkoma zdaniami. Wymaga więc odrębnego artykułu i to wielostronicowego.

****

     Również z terenem przykościelnym, przy uliczce Dworskiej, gdzie Polacy w okresie II Rzeczypospolitej zmagazynowali wiele materiałów budowlanych, jest też związany ciekawy incydent. Ten incydent, a raczej kradzież przez Ukraińców z niemieckiej organizacji Todt, zmagazynowanego na tym terenie wapna już kiedyś z drobiazgami opisałem na portalu internetowym „Poznaj Sosnowiec”. Może więc w kilku zdaniach go teraz tylko przypomnę. Ukraińcy ukradli wówczas duże ilości zmagazynowanego tam wapna. Przynajmniej tym łupem – w mojej i brata – Wiesława Maszczyka obecności – zapełnili kilka furmanek. Wapno miało ponoć służyć do budowy specjalnych wyprofilowanych zbiorników wodnych, z których w razie bombardowania przez aliantów stojących obiektów przemysłowych i mieszkalnych, miano czerpać wodę do gaszenia ewentualanych pożarów. Jak się dopiero po latach okazało to kradzione wtedy wapno przeznaczono nie na budowę specjalnych zbiorników wodnych, ale na budowę normalnego basenu kąpielowego, który Niemcy jeszcze w roku 1944 wybudowali w parku, na tyłach dawnego sieleckiego pałacu Schoenów, który w tym czasie pełnił funkcję DeutschesHaus. W tym nieprawdopodobnym incydencie zastanawiające jest to, że Niemcy są powszechnie postrzegani jako naród przedsiębiorczy i pragmatyczny. Budowa więc w Sosnowcu w 1944 roku basenu kąpielowego, gdy na całym froncie się już się cofali, a ich dni były już tylko policzone, musi więc budzić wśród nas Polaków ponoć wielkich romantyków i nierealnych marzycieli, zastanowienie, a nawet i zdziwienie.

ZAUŁEK ULICZKI PIEKARSKIEJ

Na styku z dawną portiernią i bramą wiodącą do Parku Renardowskiego, dotąd ciągnący się w lini prostej zaułek uliczki Dworskiej, nagle skręcał pod kątem 90 stopni, tym razem w kierunku Huty „Katarzyna” i osiedla hutniczego i dalej już jako uliczka Piekarska. Jednak już tuż, tuż przy stojącej wieży ciśnień (patrz zdjęcia nr: 31 i 32), a raczej już przy samym parowie kopalnianym, ponownie wyraźnie pięła się pod górkę i kończył już definitywnie swój kilkusetmetrowym odcinek na kopalnianym wiadukcie pod, którym z kolei wiła się już długa bocznica z Kopani „Hrabia Renard” aż do samej Wenecji (dzisiejszy fragmencik uliczki Chemicznej). Ta uliczka swą ciekawą nazwę, zapewne zawdzięczała stojącej obok niej i to przez wiele, wiele lat, renardowskiej piekarni parowej.

[Zdjęcie 28 współczesne, wykonał autor. Zdjęcie zostało utrwalone mniej więcej z tego miejsca, gdzie kiedyś wiodły do Parku Renardowskiego drewniane wrota i portiernia. Miejsce, gdzie widoczna uliczka Dworska, nagle skręcała w prawo i dalej się już wiła jako zaułek uliczki Piekarskiej.

Dawniej po prawej stronie utrwalony mur (ukryty w zacienionych krzewach) stojący jeszcze dzisiaj koło ceglastego urzędniczego budynku, o czym już wyżej wspominałem ciągnął się jeszcze kilkanaście metrów dalej w kierunku Parku Renardowskiego, w który wtopiona była jeszcze dwuskrzydłowa brama, a na samym już rogu uliczek Dworskiej i Piekarskiej stał kamienny o skośnym dachu budynek, który był usytuowany jako pierwszy z kilkunastu następnych stojących już przy uliczce Piekarskiej, co widać doskonale na zdjęciu nr 29.

Po lewej natomiast stronie, w miejscu widocznego parkanu, od samych wrót i portierni Parku Renardowskiego, ciągnął się w stronę uliczki Browarnej deskowy płot, o którym już wyżej wspominałem. Później z tych samych desek wmontowano weń dwuskrzydłową bramę (brama była wtopiona w deskowy płot mniej więcej pomiędzy stojącym słupem oświetleniowym a dzwonnicą). Dalej w tym samym jak wyżej kierunku ciągnął się parkan, ale  już na samym rogu uliczki Dworskiej i Browarnej z parkanem był zespolony kamienny wapienny mur, o czym już też wyżej wspominałem. On z kolei ciągnął się wzdłuż uliczki Browarnej, z niewielką przerwą przy kościółku, aż do samego brzegu  rzeki, co widać wprost doskonale na starej pocztówce nr 7.]

     Ten urokliwy fragment nieistniejącej już absolutnie uliczki Piekarskiej możemy jednak dzisiaj podziwiać dzięki darczyńcom starych pocztówek i zdjęć, a mianowicie: źródło – fotopolske.eu –fotka – nr 22 oraz źródło – pan Paweł Ptak – fotki: 29, 30, 31, i 32. Jest to dosłownie taki sam fragment uliczny wraz z zabudową jaką autor już doskonale zapamiętał z lat okupacji niemieckiej (1939- 1945) i z lat 50. XX w, gdy tych terenów jeszcze nie wyburzano. Bardzo ciekawa jest zwłaszcza fotka nr 29, gdyż zaprezentowano na niej prawie cały ciąg niskich folwarcznych budynków jakie się ciągnęły wzdłuż uliczki Piekarskiej w niezmienionej postaci architektonicznej do lat 50. XX wieku, od samej uliczki Dworskiej, aż do samych barier jakie stały przy parowie kolejowej bocznicy kopalnianej. Dosłownie naprzeciw wieży ciśnień. Na tej pocztówce nie utrwalono bowiem jeszcze tylko kilku w podobnym stylu architektonicznym stojących tam wtedy budynków i ceglastej wieży ciśnień.

[Pocztówka nr 29: źródło – pan Paweł Ptak.

Opis oryginalny: Sosnowiec – Browar Sielecki 1920 -1930.]

     Zapewne to niezwykłe zdjęcie w postaci pocztówki powinno też wzbudzić ciekawość wśród osób absolutnie nieznających tych terenów. Według autora, który te tereny już od dziecka spenetrował co najmniej kilkasetkrotnie, to nieznany fotograf to unikatowe już obecnie zdjęcie wykonał z jednego z jeszcze wtedy stojących pośród malowniczych ogrodów pracowniczych, kilkupiętrowego ceglastego budynku. Może warto jeszcze wspomnieć, że w czasach gdy jeszcze funkcjonował koncern renardowski to w tych ceglastych budynkach mieszkała wyłącznie tylko wyselekcjonowana kadra urzędnicza. Z kolei już podczas okupacji niemieckiej panowało wśród miejscowych Polaków takie przekonanie, że w tych pięknych urzędniczych budynkach, zarówno przy uliczce Piekarskiej jak i Dworskiej oraz w budynku usytuowanym już na terenie Parku Renardowskiego, zaraz poza bramą i portiernią, mieszkali już tylko sami osobnicy, którzy podpisali folkslistę niemiecką (Deutsche Volksliste DVL) oraz rodowici Niemcy. Czy to jednak polegało na prawdzie obiektywnej?…

[Zdjęcie nr 30. Źródło – pan Paweł Ptak.

Zdjęcie nr 30 dokumentuje baseny kąpielowe w Nowym Sielcu. Usytuowane na terenie dawnego Parku Renardowskiego, kosztem wycięcia ogromnej, trudnej nawet do oszacowania ilości ozdobnych starych drzew i krzewów. Zostały wybudowane mniej więcej w tym miejscu, gdzie kiedyś był sztuczny staw. Zdjęcie z dużą dozą prawdopodobieństwa pochodzi z późnych lat 60. XX w. W dali bowiem jeszcze jest widoczna katarzyńska żużlowa hałda oraz po prawej stronie zdjęcia ceglasty budynek urzędniczy na terenach ogrodów i kolejny po lewej stronie (skośny dach pokryty papą), jaki stał tuż, tuż przy portierni i bramie wiodącej na tereny już Parku Renardowskiego.]

     Zdjęcie nr 29 ponoć pochodzi z odległych lat 1920 – 1930. W zasadzie jednak poza widocznymi zabudowaniami parowego młyna i piekarni oraz budynkami administracyjnymi, jak również kominami, to utrwalona na tej pocztówce okolica wraz z zabudową zachowały się niemal w niezmienionym stanie aż do lat 50. XX wieku, a może i z drobniutkimi pierwszymi już wtedy wyburzeniami nawet do lat 60. XX wieku, o czym już zresztą wyżej wspominałem. Pamiętam zresztą te urocze zakątki, gdyż je wielokrotnie pokonywałem i penetrowałem z zaciekawieniem odkrywcy, docierając nawet do ich ukrytych zakątków. Stąd zapewne tak wprost doskonale je też zakodowałem, i to z taką niemal fotograficzną precyzją, że jestem w stanie podać wiele ciekawych faktów związanych z tą okolicą. Oczywiście, że w tym internetowym artykuliku, mimo woli zmuszony jednak jestem swe wspomnienia znacznie jednak ograniczyć. Oto więc w ogromnym skrócie i uproszczeniu, to co zostało według autora utrwalone na tej dla mnie sentymentalnej i romantycznej oraz pamiątkowej pocztówce nr 29.

Zupełnie całkiem z przodu, stosunkowo szerokim pasem – tak jak jeszcze w latach 50 XX wieku – zalegają ogrody pracownicze, kiedyś wielkiego koncernu „ Hrabia Renard”. Poza jezdnią i niskimi tulącymi się do ziemi folwarczno – robotniczymi zabudowaniami są jednak też widoczne o stosunkowo dużym gabarycie budynki. To stojący tam jeszcze wtedy młyn parowy i piekarnia (powstały w 1880 roku) oraz fabryczne budynki administracyjne i mieszkalne, które jednak w czasach okupacji niemieckiej już jednak nie istniały. Z kolei zachowały się widoczne przed nimi malutkie o różnorodnej architekturze zabudowania o skośnych, pokrytych czarną papą dachach. Te ciągnące się szeregowo  wzdłuż uliczki Piekarskiej niezwykle zróżnicowane zabudowania, to już folwarczno – robotnicze osiedle, też jednak przynależne do koncernu renardowskiego. Część z nich bowiem pokryta była kamieniem wapiennym, inne tylko kamieniem, a jeszcze inne tylko chropowatą cegłą w kolorze ciemnego brązu i czerwieni. Stały jednak też tylko takie, których cała elewacja była tylko pokryta kamieniem, lub częściowo z kamienia i z drewna. Na tyłach tych urokliwych niskich folwarczno – robotniczych budynków, ciągnęły się też ozdobne drewniane galeryjki z parterowymi dwupiętrowymi komórkami, które na tym zdjęciu są jednak niewidoczne. Co ciekawe?… W tym ciągu komórek mieściły się też dostępne nie tylko dla mieszkańców, ale nawet i dla przechodniów, typowe wtedy w Sosnowcu – proste ubikacje – zwane popularnie „wychodkami”. Niestety, ale standard wyposażenia tych malutkich uroczych dla autora mieszkalnych budynków był kiepski. Pozbawione bowiem były wodociągów i kanalizacji oraz sanitariatów. W tych malutkich romantycznych budynkach mieszkała więc tylko renardowska biedota, która najczęściej była zatrudniana w pobliskim dworze, kamieniołomach i browarze, też należącym do koncernu Renardów. Wodę donoszono jeszcze wtedy do mieszkań w specjalnych nosidłach, do których po dwóch stronach na łańcuchu doczepiano wiadra, a czerpano ją ręcznie z podwórkowych żeliwnych, niezwykle jednak malowniczych ręcznych pomp. Wielka szkoda, że w trakcie niwelowania tego wielkiego terenu w latach 70. XX wieku nie zadbano o uratowanie przynajmniej tych drobnych elementów i poszczególnych też niezwykle romantycznych zabudowań, gdyż dzisiaj rozciągający się z okolicy Katarzyny pejzaż byłby niewątpliwie bardziej urokliwy i ciekawszy niż ten pustynny krajobraz widoczny na zdjęciu nr 36.

     Wijące się w tej części Nowego Sielca zaułki uliczek: Browarnej, Dworskiej i Piekarskiej były tak ze sobą ściśle zabudowane, wręcz zespolone i zabezpieczone też różnego rodzaju parkanami i murami z kamienia wapiennego, że cały ten długi nowosielecki labirynt uliczny sprawiał wrażenie wielkiego wielokilometrowego  wąwozu lub parowu. Znalezienie więc w nim drogi wiodącej na skróty było w tamtych czasach zarezerwowane wyłącznie tylko dla osób, które się tu urodziły, lub te tereny wprost doskonale znały. Osoby natomiast nieznające tych tajnych przejść aby szybko przedostać się z jednej do drugiej dzielnicy miasta zmuszone były poruszać się tylko tymi wąwozowymi ulicznymi szlakami.

     Równocześnie trakt wiodący od rzeki Czarnej Przemszy, uliczkami Browarną, Dworską i Piekarską, był nie tylko wyjątkowo urokliwy, ale cichy i w pełni bezpieczny, gdyż mieszkający tu od XIX wieku ludzie, głównie Polacy, lub spolonizowani już Niemcy, byli do każdego obcego nastawieni wyjątkowo tolerancyjnie, wręcz przyjaźnie. To zagadnienie znam nie tylko z opowiadań moich dziadków z hutniczego osiedla mieszkaniowego z Katarzyny i rodziców, ale poznałem też osobiście te zaułki i mieszkających w nich ludzi. Bywałem zresztą na zapleczach tych niskich zabudowań wielokrotnie, na wielkim już wtedy i niezagospodarowanym placu, i nigdy ze strony tutejszych mieszkańców nie spotkała mnie absolutnie żadna przykrość. Absolutnie nigdy! Wręcz odwrotnie, gdyż jako gaduła nawiązałem z niektórymi tu osobami, szczególnie z ludźmi ze starszego, wiekowego już pokolenia, w pewnej formie bliskie przyjaźnie, których owocem były niekiedy przegadane, a trwające nawet kilkadziesiąt minut, tęskne wspomnienia o przeszłości tej okolicy. Te w podeszłym już wieku osoby, mimo klepanej na co dzień biedy i ubóstwa, nie sprawiały jednak wrażenia prymitywnych i umartwiających się tylko nad swym losem ludzi, a wręcz odwrotnie. Były niezwykle rozmowne i dysponowały prawdziwą kopalnią wiedzy o zaułkach w Nowym Sielcu i sąsiednich dzielnicach Sosnowca. Obecnie te tereny wyglądają już jednak jak wymarłe oraz sprawiają wrażenie jakby również zabrano im polską duszę, sumienie i serce. Po prostu znikł bezpowrotnie ich zaułkowy sentymentalny i romantyczny charakter, a pozostawiono tylko niezagospodarowaną pofałdowana rozległą polanową patelnię…

 

****

     Obok stosunkowo szerokiego chodnika dla pieszych jaki się ciągnął przy ulicy Piekarskiej, ale tylko od strony kolorowych urzędniczych ogrodów, w ozdobny parkan wmontowane były drewniane furtki. Jak sobie przypominam, to w okresie okupacji niemieckiej, zawsze solidnie je jednak zamykano na klucz. Od nich dopiero poprzez płuca zielonych ogrodów wiodły różnej długości alejki, otoczone po dwóch stronach parkanami, aż do samych usytuowanych tam urzędniczych budynków. Jeden z tych dawnych budynków jest utrwalony, całkiem po prawej stronie na poniższym zdjęciu nr 31. Jak już wyżej wspominałem, to w tych eleganckich jak na ówczesne czasy o pokaźnym gabarycie budynkach, w okresie okupacji niemieckiej, ponoć mieszkali już wyłącznie tylko Volsdeutsche, Reisdeutsche i przyjezdni Niemcy, ale tylko tacy, którzy głównie byli zatrudnieni w Kopalni „Graf Renard – Mauveschacht”, czy w innych też zakładach tego nadal wielkie koncernu 6/. Z kolei już po 1945 roku, niektórzy lokatorzy z tych samych budynków – z tego co wiem osobiście – nie byli już absolutnie powiązani żadnymi nićmi zatrudnienia z dawnym koncernem górniczo – hutniczym „Hrabia Renard”.

Jak już wspominałem poza ciągiem malutkich i powyginanych przyulicznych folwarczno – robotniczych zabudowań, to na zdjęciu nr 29 sam browar w Nowym Sielcu, który powstał w 1882 r., wbrew opisu na pocztówce jest zupełnie jednak niewidoczny, gdyż  młyn i piekarnia parowa oraz budynek administracyjny całkowicie go zasłaniają. Widać natomiast tylko trzy kominy browarne. Na tej pamiątkowej fotce są jednak niewidoczne mury przyszłego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP. Całkiem jednak możliwe, że są ukryte wśród potężnych gabarytowo drzew jakie już wtedy rozrosły się przy uliczce Dworskiej.

[Zdjęcie nr 31 – źródło: pan Paweł Ptak.

Dawna uliczka Piekarska. Na zdjęciu widoczny ozdobny parkan jaki się ciągnął od bramy i portierni Parku Renardowskiego w kierunku Sielca i katarzyńskiej huty oraz osiedla mieszkaniowego. Poza parkanem niewidoczne na tym zdjęciu ogrody pracownicze. Na tym zdjęciu w okolicy wieży ciśnień (tej samej uliczki co na zdjęciu nr 32) jest widoczna furtka, poprzez którą pokonując alejkowy labirynt parkanowy mieszkańcy tego budynku i goście mogli do niego dotrzeć. Jak już wspominałem, to wiodące przyuliczne furtki do tych ogrodowych zbudowań, w okresie okupacji niemieckiej zamykano na klucz. Po lewej stronie na tym zdjęciu ciąg fornalsko – robotniczych zbudowań jest absolutne niewidoczny. Utrwalono tylko fragmencik chodnika i rynsztoka.]

     Powyższe zdjęcie nr 31 wykonano od strony dawnej bramy i portierni Parku Renardowskiego. Po lewej stronie niewidoczne niskie i zróżnicowane zabudowania folwarczne (patrz zdjęcie nr 29). Poza widocznym parkanem skąpane w bujnych i kolorowych renardowskich ogrodach, usytuowane już tylko były urzędnicze budynki. Może warto jeszcze przypomnieć, że cechą wyjątkowo charakterystyczną całego ciągu zabudowy tej zaułkowej uliczki Piekarskiej, było to, że już od bramy i portierni Parku Renardowskiego pięła się ona wyraźnie cały czas pod górkę, aż do samego kopalnianego wiaduktu, co wprost doskonale jest widoczne na pozyskanych od Pana redaktora Pawła Ptak zdjęciach nr 31 i 32. Z kolei na fotce nr 29 jest to jednak absolutnie niewidoczne, gdyż zdjęcie utrwalono ze znacznej wysokości, co spowodowało nienaturalne spłaszczenie całego pejzażu.

****

Dalszy z kolei fragment uliczki Piekarskiej, ze zdjęcia nr 29 i 31, jest natomiast wprost doskonale uchwycony aparatem fotograficznym na kolejnym już zdjęciu nr 32. Można więc przyjąć prawie w 100 procentach taką wersję, że te dwa w ostatnim czasie pozyskane rarytasowe zdjęcia: nr 31 i 32 prezentują dosłownie całą dawną uliczkę Piekarską. Z tym, że konieczne jest jeszcze uzupełnienie tego pejzażu o widok uchwycony na zdjęciu nr 29. I tak dzięki wprost nieprawdopodobnemu zbiegowi okoliczności, czyli na skutek cudownego pozyskania tych fantastycznych zdjęć, jesteśmy już teraz w stanie, prawie w 99,99 procentach przywrócić pasjonatom przeszłości Sosnowca nieistniejący już absolutnie obecnie cały ciąg dawnego urokliwego i romantycznego zaułku dawnej uliczki Piekarskiej.

[Zdjęcie nr 32 jest własnością Pana redaktora – Sosnowiec Archiwum – Pawła Ptak.]

Na prezentowanym powyżej zdjęciu nr 32 zostały utrwalone już dosłownie końcowe fragmentem uliczki Piekarskiej i dawnej dzielnicy Nowy Sielec. Zdjęcie, w lewem rogu, jest  opisane jako – „Sosnowiec. Huta św. Katarzyny”, co jest jednak niezgodne z prawdą obiektywną, gdyż nazwa tej huty absolutnie nie dotyczy świętej osoby,ale znanej nam doskonale i to jeszcze do tego wrogo zawsze ustosunkowanej do Polaków, rosyjskiej carycy – Katarzyny II Wielkiej. W tamtych bowiem carskich czasach wielu zagranicznych inwestorów, by czerpać korzyści materialne, grało w tej samej orkiestrze zaborczej i imionami znaczących się osób z Rosji, ozdabiało też wznoszone przez siebie inwestycje. Poza tym, wymieniona  Huta „Katarzyna” na tym akurat właśnie zdjęciu poza kominami jest absolutnie niewidoczna. Natomiast na zdjęciu wykonanym od strony Sielca, doskonale wprost uchwycono nie tylko ostatnie dosłownie fragmenty dawnej urokliwej uliczki Piekarskiej, ale po prawej stronie nawet część zabytkowego ceglastego fabrycznego osiedla mieszkaniowego, dawnej jeszcze Huty „Katarzyna”. Większość tych widocznych na zdjęciu zabytkowych i wielorodzinnych  budynków, podobnie jak i ozdobnych ceglastych murów już jednak nie istnieje. W takiej zabytkowej z XIX jeszcze wieku krasie stały tam bowiem jednak jeszcze do lat 50. XX wieku.

****

     Na pewno wielkie wrażenie na czytelniku powinna wzbudzić dostojna, wprost majestatyczna wieża ciśnień. Elewacja tej wieży była w całości zabudowana ze znakomitej jakości pozyskanej cegły, w kolorze brązu i czerwieni. Wiodące na jej szczyt schody i wypolerowane poręcze, wykonane były jednak tradycyjnie, czyli z drewna. Z kolei malutkie drzwiczki wmontowano w nią od strony uliczki Piekarskie, czyli od strony Parku Renardowskiego. Na tym zdjęciu są więc niewidoczne.Woda pitna dla mieszkańców, mieściła się na samym czubku tej potężnej gabarytowo wieży, w jej znacznie szerszej owalnej części, niż sam stojący na ziemi ten potężny wymiarowo ceglany korpus. Była obiektem niezwykle urokliwym i z tego powodu podziwianym zarówno przez miejscowych, a szczególnie przez przyjezdnych. Konkurowała swym majestatem z podziwianą stożkową katarzyńską żużlową hałdą. Była tak potężna gabarytowo i jednocześnie na tyle wysoka, że widać ją na wielu starych jeszcze zdjęciach i pocztówkach. Nawet tych wykonanych z pogranicza Środuli i Konstantynowa. Jest też widoczna na poniższym zdjęciu nr 35. W tamtych bowiem latach była prawdziwą perełkową ozdobą architektoniczną nie tylko samego Sosnowca, ale też naszego Zagłębia Dąbrowskiego. W doskonałym wprost technicznym stanie została jednak, ku osłupieniu mieszkańców z tych stron, na zawsze zlikwidowana w latach 70. XX wieku.

****

Na tym unikatowym powyższym zdjęciu są też jeszcze doskonale widoczne, po prawej i po lewej stronie porośnięte trawą spadziste skarpy, które od zawsze – jak tylko pamiętam – były integralną częścią tego stosunkowo głębokiego kolejowego parowu. W jego głębi, od Kopalni „ Hrabia Renard”, aż do samej „Wenecji” (okolice dzisiejszej uliczki Chemicznej), już od 1886 roku poprowadzona była dwutorowa kopalniana bocznica kolejowa, o czym już wyżej też wspominałem, a teraz jeszcze mogę to wizualnie zaprezentować. Ta kilkukilometrowa trasa bocznicy kolejowej dopiero w tamtej odległej okolicy, stykała się z główną linią kolejową, dawnej Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Była to główna trasa kolejowa, którą transportowano wydobywany z kopalni węgiel, aż do czasu całkowitego unieruchomienia KWK „Sosnowiec” w 1997 roku. Pamiętam więc jeszcze doskonale jak w głębi tego parowu poruszały się sapiące i buchające parą parowozy i ich charakterystyczne gwizdy oraz słane mi odwzajemniające uśmiechem i mechanizm ręką życzliwie pozdrowienia od maszynisty. Te sapiące parowozy i sznury doczepionych doń załadowanych po brzegi węglem wagonów, zawsze w mej dziecięcej psychice wywierały pełne dumy wrażenie. Bo dla nas sosnowiczan węgiel zawsze był traktowany jako czarne polskie złoto, z zatrudnieniem tysięcy moich rodaków i chlebem na polskich stołach.

     Skośny płot po prawej stronie wieży ciśnień, a ciągnący się od chodnika przy jezdni, aż w głąb samego zielonego parowu, jest charakterystycznym elementem z tamtych odległych lat. Podobne płoty są też widoczne na wielu jeszcze starych zdjęciach, czy pocztówkach sosnowieckich. Ten konkretny, a utrwalony na opisywanym zdjęciu miał wtedy utrudniać swawolnym osobnikom pokonywania tego parowu na skróty. A takich śmiałków jak pamiętam, to wówczas w tych stronach nigdy nie brakowało. Podobne płoty jednak stawiono też wtedy nad rzeką Czarną Przemszą, w pobliżu Parku Renardowskiego, a nawet w miejscu mojego urodzenia przy Placu Tadeusza Kościuszki, co zresztą też widać na wielu starych pocztówkach i zdjęciach pamiątkowych.

****

     Ta z pozoru tylko klepiskowa jezdnia, od czasów II Rzeczypospolitej Polski została już jednak pokryta pięknym romantycznym kamieniem, tak zwanymi „kocimi łbami”. O ile chodnik był stosunkowo szeroki i ciągnął się od samego Parku Renardowskiego poprzez końcowe fragmenty Nowego Sielca, aż do samego Sielca, to z kolei po drugiej stronie tej jezdni, szczególnie tam gdzie już wkomponowano parów, to widać typowe bariery ochronne, które tylko z króciutką przerwą na samym wiadukcie kolejowym, ciągnęły się jeszcze znacznie dalej, bowiem dosłownie aż do samych sieleckich murów otaczających wtedy Kopalnię „Hrabia Renard”. Z kolei obok barier na tym samym długim odcinku ulicznym brak było jakiegokolwiek typowego chodnika. Może niejako przy okazji warto jeszcze przypomnieć, że ulica G. Narutowicza w kierunku Sielca już z kolei jednak opadała w dół, do samej jednak tylko uliczki Zamkowej na „Renardzie”. Odnosiło się więc wtedy nawet takie wrażenie, że spadek tej uliczki był pod takim samym stopniem nachylenia jak wznoszenie się uliczki Piekarskiej na odcinku od Parku Renardowskiego do wymienionego już wyżej wiaduktu kolejowego.

     Po lewej stronie obok szerokiego chodnika, na tym samym zdjęciu jest widoczny niezwykle ozdobny parkan, który ciągnął się niczym wąż od samego Parku Renardowskiego, ale tylko do wiaduktu kopalnianego. Natomiast już dalej w stronę Sielca, ale tylko do uliczki Zamkowej na „Renardzie”, zabudowano tę samą stronę uliczną murem z kamienia wapiennego. Był to mur o wysokości co najmniej około 3 metry. Poza ozdobnym parkanem i murem, grunt na odcinku uliczki Piekarskiej i G. Narutowicza, był jednak znacznie obniżony w stosunku do widocznej jezdni, przynajmniej o około 2 metry, a w bezpośredniej już okolicy wiaduktu kolejowego poza murem, nawet znacznie, znacznie jeszcze niżej, co widać nawet na starej jeszcze pocztówce nr 32. Przy wiadukcie kolejowym w wysoki z kamienia wapiennego mur była wmontowana metalowa furtka, poprzez którą po pokonaniu w dół kilkunastu krętych schodów można było na skróty dotrzeć do okolicznych budynków fornalskich oraz też do zabudowań dworskich i Zameczku na „Renardzie”.

Fotograf już tego końcowego odcinka uliczki Piekarskiej jednak nie uchwycił, ale zaraz po lewej stronie, jeszcze wiodło pierwsze w kolejności od strony Sielca wejście do ceglastego budynku urzędniczego usytuowanego w ukwieconych ogrodach (malutka, drewniana furtka i schodki wiodące w dół). Może jeszcze tylko kilka sentymentalnych słów o fikuśnej furteczce, jaka była wmontowana w ceglaste mury otaczające od parowu kopalnianego osiedle mieszkaniowe Huty „Katarzyna”. Opisywałem zarówno ją w kilku moich artykułach jak i drogę wiodąca na skróty z Katarzyny na Pogoń. Na tym fantastycznym i urokliwym dla mnie zdjęciu jest też widoczna po prawej stronie jako malutka biała plamka na murze. Te pozyskane zdjęcia opisałem z zastosowaniem skrótów myślowych, gdyż sentymentalnych i romantycznych wątków związanych z tymi tylko stronami, zakodowałem taką ilość, że nie sposób ich wszystkich opisać w tym króciutkim internetowym artykule.

****

To niezwykle unikatowe zdjęcie wykonano w 100 procentach z dawnego wiaduktu kolejowego.Ten wiadukt w pierwotnej jeszcze wersji budowlanej został utrwalony na poniższej pocztówce nr 33.

[Źródło – pan Paweł Ptak.

Zdjęcie nr 33 wykonano od strony uliczki Staszica. Po drugiej stronie widoczne tylko szczyty zabudowań folwarcznych z dawnego dworu renardowskiego na Renardzie. Bowiem te tereny były już znacznie niżej położone w stosunku do przebiegającej obok ulicy Piekarskiej, co już w wiodącym tekście opisałem. Natomiast z samego przodu jest widoczna jeszcze pierwotna droga jaka jeszcze wówczas wiodła do roboczej bramy na tereny browaru w Nowym Sielcu.]

Pocztówka ta z dużą dozą prawdopodobieństwa pochodzi więc jeszcze z końcowych lat XIX wielu lub zaledwie z pierwszych lat XX wieku. Ten elegancki wiadukt wykonano głównie z elementów stalowo – żelbetowych. W trakcie jego budowy nie przewidziano jednak jednego. A mianowicie tego, iż w niedalekiej już przyszłości w tym rejonie Sosnowca nastąpi ogromny wprost rozwój komunikacji. W wyniku zachodzących więc zmian w gospodarce poprzez ten wiadukt, w ciągu tylko jednej doby, będą się bowiem przemieszczały setki obładowanych ciężkim towarem pojazdów samochodowych. Równocześnie przez ten sam wiadukt zostanie w okresie II Rzeczypospolitej Polski jeszcze poprowadzona linia tramwajowa z Milowic do Konstantynowa,którą będą pokonywały w ciągu tylko jednej doby też przeciążone ludźmi tramwaje z doczepionymi jeszcze doń dwoma przyczepami. Na dodatek tego, jakby tych kłopotów nie było już za wiele, to jeszcze pojawi się jeden poważny problem. A mianowicie. W wyniku zwiększonego z każdym rokiem wydobycia węgla w Kopalni „Hrabia Renard” wzrośnie też dobowa częstotliwość i ilość przemieszczających się tym parowem obładowanych węglem sznurów pociągów. W późniejszym więc okresie czasu, aby ten wiadukt pewnego dnia nie runął, to jeszcze go po przeróbce solidnie wzmocniono metalowymi podporami.

[To unikatowe już obecnie zdjęcie o numerze 33 A pochodzi od pana Artura Babika. Źródło jego pozyskania – pan Paweł Ptak.]

W okresie II Rzeczypospolitej Polski, a nawet już znacznie wcześniej, na tym eleganckim wiadukcie stykały się z sobą cztery uliczki: Gabriela Narutowicza (ciągnęła się z głąb Sielca), Staszica (ciągnęła się od strony Katarzyny w stronę Sielca), Piekarska (wiła się od uliczki Dworskiej, za PRL Pionierów, od bramy i portierni Parku Renardowskiego) oraz „dworska droga” zwana wtedy uliczką Zamkową (patrz poniższy fragmencik planu Sosnowca – fotka nr 34).  Proszę jednak nazwy tej uliczki absolutnie nie mylić z dosłownie taką samą nazwą uliczki, ale położoną już na terenie obwarowanego ze wszystkich stron osiedlowo – dworskiego „RENARDA”.

[Zdjęcie nr 34 – fragment Planu Miasta Sosnowca z 1935 roku. Na planie jest właśnie zaznaczona dworska droga zwana uliczką Zamkową, identycznie jak taka sama, ale na obwarowanym „Renardzie”, która w tym przypadku łączy się już w polach z ulicą Zagórską, obecnie jako ulica Kombajnistów. Plan jest jednak wyjątkowo nieprecyzyjnie opracowany. Uliczka Zamkowa z terenu „Renarda” jest na tym planie nieopisana.]

[Zdjęcie nr 35 własnością: www.fotopolska.eu

Zdjęcie nr 35 pochodzi z lat 60. XX wieku. Po prawej stronie zdjęcia widoczna w oddali, ta sama co na powyższych zdjęciach nr 31 i 32, stojąca przy uliczce Piekarskiej ceglasta wieża ciśnień. Utrwalono też wybudowany już kościół w Nowym Sielcu pw. Niepokalanego Poczęcia NMP (ten sam co na poniższym zdjęciu nr 36) oraz obok katarzyńskiej stożkowej żużlowej hałdy są też widoczne końcowe fragmenty kiedyś dworskiej drogi Zamkowej jaka łączyła się jeszcze wówczas z ulicą Zagórską (dzisiaj ul Kombajnistów). Jeszcze raz jednak zwracam uwagę, aby jednak tej polnej drogi nie mylić z uliczką Zamkową z trenu „Renarda”.]

[Zdjęcie nr 36 współczesne. Po prawej stronie wśród drzew ukryta zdewastowana uliczka Browarna i fragment dawnej uliczki Dworskiej. Po lewej stronie od kościoła w kierunku, z którego autor wykonał to zdjęcie, wiła się kiedyś uliczka Piekarska. Zdjęcie wykonano mniej więcej z terenu dawnej ulicy Staszica – z okolicy osiedla katarzyńskiego. Dawniej już po lewej stronie, tuż, tuż za widocznymi murami kościoła zaczynały się integralne tereny dawnego Parku Renardowskiego. Obecnie po wycięciu w parku co najmniej kilku tysięcy drzew i krzewów, ten teren przesunął się już daleko, w kierunku centrum Sosnowca. Tak daleko, że jest nawet niedostrzegalny na tym zdjęciu. Autor proponuje porównać powyżej zaprezentowane zdjęcia z autorskimi opisami, by się samemu przekonać jakiej kolosalnej negatywnej metamorfozie te tereny uległy na przestrzeni zaledwie tylko ostatnich czterdziestu lat…]

 

****

 

     Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, że osoby, które Nowego Sielca dotąd absolutnie nie znały z autentycznymi starymi pocztówkami i zdjęciami, ze stosownym celowym jeszcze pogłębionym ich opisem, mogą jednak w pierwszej chwili doprowadzić do zawrotu głowy i chaosu dezinformacyjnego. Wiem o tym doskonale, gdyż właśnie taka młoda osoba z Sosnowca, która mnie niedawno temu w Katowicach odwiedziła, po przeczytaniu tego tekstu i nasyceniu wzroku jeszcze starymi wręcz unikatowi pocztówki i zdjęciami, nie mogła się jednak, ku memu zdziwieniu, nadal absolutnie zorientować w dawnej topografii tego terenu. Na jej prośbę, zmuszony więc byłem dokonać jeszcze kilku odręcznych ołówkowych szkiców, by chociaż jej oczy w jakimś sensie, ale się jednak znacznie szerzej otworzyły i realniej przybliżyły topografię Nowego Sielca z tamtych przecież odległych już lat. Te trudności w odwzorowaniu dawnych terenów przez młodziutkie pokolenie sosnowiczan, czy przyjezdnych, całkowicie jest jednak dla mnie zrozumiałe. Tym bardziej, że skala wyburzeń jakie te tereny nawiedziła już od lat 70. XX wieku jest tak niewyobrażalnie potworna, że z tej kiedyś gwarnej i zabytkowej dzielnicy, pozostały do dzisiaj dosłownie już tylko  trzy, do tego jeszcze nie w pełni wyremontowane zabudowania! Czyli konkretnie wyliczając zachowały się jeszcze tylko: dawny kościółek – kaplica i plebania oraz ceglasty urzędniczy budynek dawnego koncernu Renardów przy ul. Skautów (dawna Dworska za PRL uliczka Pionierów). Widoczny bowiem na zdjęciu kościół pod wezwanie Niepokalanego Poczęcia NMP, to już nowa inwestycja, gdyż zakończono jego zabudowę w latach 50. XX wieku.

     W trakcie wyburzania tych sentymentalnych i romantycznych zaułków, a później jeszcze niwelowania terenu, nie darowano nawet pięknej kolorowej przyrodzie jaka się tam jeszcze zachowała w Parku Renardowskim od XIX wieku. Tam z kolei skala wyciętych samych tylko starych dorodnych drzew i krzewów, od strony tylko zaułków Nowego Sielca, jest więc trudna nawet dzisiaj do policzenia. W każdym razie tereny dawnego Parku Renardowskiego skrócono wówczas od strony Nowego Sielca, co najmniej o kilkaset metrów.

  

Bibliografia i źródła:

1 – Autor w dalszym tekście tego artykułu będzie już tylko operował starą jeszcze wielopokoleniową nazwą tego parku, czyli stosując terminologię – Park Renardowski.

2 – Wg. pana profesora dr hab. Henryka Rechowicza, „Sosnowiec. Zarys rozwoju miasta” Warszawa – Kraków, 1977, s. 30 – W 1893 roku przy Kopalni „Hrabia Renard” w Sielcu zostanie wybudowana elektrownia, a w latach 1903 – 1904 zostanie jeszcze w niej zbudowana nowa centrala elektryczna, która od 1909 roku będzie już zaopatrywała w prąd elektryczny nie tylko miasto Sosnowiec, ale Hutę „Bankową” i Kopalnię „Reden” w Dąbrowie Górniczej. Ten zabytkowy obiekt został już właściwie jednak unicestwiony w ostatnich latach XX wieku.

3 – Szczegółowe opisy i stosowne zdjęcia tej pierwotnej trasy i bramy, są do pozyskania w moim artykule: „U STÓP STOŻKOWEJ HAŁDY”, na stronach 14 – 15.

4 – Po 1945 rok Kopalnia  „Renard”, od 1946 r. KWK. „Sosnowiec”, od 14 grudnia 1949 roku nazwana Kopalnią „Stalin”(30.X.1956 – górnicy z kopalni Józef Stalin na zorganizowanej masówce zażądali przywrócenia pierwotnej powojennej nazwy, czyli „Sosnowiec”). Od 1956 r. więc funkcjonowała jako Kopalnia Węgla Kamiennego „Sosnowiec”, 31 grudnia 1997 roku została na zawsze unieruchomiona i już nie istnieje.

5 Zygmunt Walter – Janke „Śląsk jako teren partyzancki Armii Krajowej”, Warszawa, 1986, s. 57 – 58 oraz w „W Armii Krajowej na Śląsku”, Katowice, 1966, s. 239 – 243.

6 – Po agresji III Rzeszy Niemieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku dawną Kopalnię „Hrabia Renard” przeszła na własność III Rzeszy Niemieckiej, a konkretnie to przejął ją Główny Urząd Powierniczy – Wschód (Haupttreuhandstelle – Ost). Już jednak grudniu 1941 r. została przejęta przez zarząd komisaryczny Preussagowi (Pruskie Kopalnie i Huty Spółka Akcyjna w Berlinie). W listopadzie 1942 roku nabyła już do niej wyłączne prawo własności. Kopalnia dopiero wówczas otrzymała nazwę „Graf Renard – Mauveschacht”.

……………………………………………………………………………………………………….

Autor bardzo serdecznie dziękuje tym wszystkim zacnym osobom, które wyraziły zgodę na bezpłatne opublikowanie pocztówek i zdjęć, a mianwicie: Szanownej Pani Danucie Bator z fotopolska.eu oraz Szanownym Panom: Arturowi Adach, Zbigniewowi B., Piotrowi Hangiel oraz Szanownemu Panu Pawłowi Ptak znanemu redaktorowi portalu internetowego 41-200.pl Sosnowiec dobry adres – Wydarzenia, ciekawostki, historia… i „Sosnowiec Archiwum”.

 

Uprzejmie przypominam, że wszystkie artykułu autora jak do tej pory są publikowane bezinteresownie. Z tego tytułu nie korzystałem więc dotąd nigdy i nie czerpię też nadal żadnych korzyści materialnych, ani też innych jakichkolwiek profitów, poza satysfakcją autorską.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.

 

 

Katowice, wrzesień 2017 rok

 

 

                                                                                                   Janusz Maszczyk

 

 

Bear