Janusz Maszczyk: Wspomnienia o wyjątkowej szkole
“Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada,
lecz przez to kim jest, nie przez to, co ma,
lecz przez to, czym dzieli się z innymi.”
Karol Wojtyła – Jan Paweł II
W 1922 roku na Pogoni przy ul. Brackiej powstaje Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie im. Marii Konopnickiej. Seminarium będzie funkcjonowało w pięcioletnim systemie edukacyjnym. Władysław Mazur w tym czasie opracuje pedagogiczne podwaliny do nauki dydaktycznej, zorganizuje też grono pedagogiczne i stworzy w Seminarium miłą i przyjazną atmosferę, tak niezwykle ważną w każdej tego typu oświatowej placówce.
Jest rok 1918, Państwo Polskie odzyskuje wolność i suwerenność.Po 123 latach nieobecności i zapomnienia, ponownie z triumfem powraca na mapę Europy. A Sosnowiec, po wypędzeniu kolejnego okupanta, w tym przypadku niemieckiego, staje się miastem już tylko polskim. Chociaż w duszach, sercach i sumieniach wielu Polaków dotychczas również był polskim miastem, tylko pod obcymi zaborami. Polacy odrabiali kolejną lekcję historii. Były to bowiem takie lata, gdy Polska budziła się z wiekowego letargu, ale jak to niestety bywało też w przeszłości – z wyjątkiem kolaborantów i ludzi obojętnych co do dalszych losów dźwigającej się z ugiętych kolan Ojczyzny. Przed władzami Sosnowca, teraz już polskimi, wśród których wszak znajdowały się również spolonizowane osoby obcej narodowości, pojawiły się nieprawdopodobne problemy. Szkolnictwo polskie, poza pojedynczymi jaskółkami, w ogóle przecież nie istniało. Po latach zaborów, i totalnego wynaradawiania Polaków brakuje w Sosnowcu dosłownie wszystkiego, by prawidłowo i z duchem polskim nauczać dzieci i młodzież. W tak niezwykle trudnym dla nas czasie na szczęście nie zabrakło jednak ludzi o gorących polskich sercach i charyzmatycznej postawie.
Czas niestety nieubłaganie i to zbyt szybko mija, odeszły już kolejne pokolenia mieszkańców Sosnowca. Warto więc przypomnieć ludzi, którzy w tamtych jakże trudnych latach czynili wszystko, by dzieci i młodzież nauczać i wychowywać w duchu polskim. Tymi orędownikami niosącymi wymodlony kaganiec oświaty byli przede wszystkim polscy nauczyciele. Wprost nieocenione zasługi dla sosnowieckiego szkolnictwa oddał pan Władysław Mazur. Dzisiaj człowiek ten,niezwykle zasłużony dla sosnowieckiego szkolnictwa jest niestety wrzucony do kosza zapomnienia i nieznany nawet wśród sosnowieckich nauczycieli. A przecież poniósł męczeńską śmierć w kamieniołomach niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Mauthausen-Gusen, za to tylko, że był Polakiem i polskim nauczycielem. Do tego jeszcze nauczycielem uczestniczącym w licznych patriotycznych inicjatywach dla Narodu i Państwa Polskiego.
W roku 1921 z Jego to właśnie inicjatywy powstaje w Sosnowcu, w dzielnicy Sielec, przy ul. Legionów, placówka oświatowa kształcąca nauczycieli – Państwowe Seminarium Nauczycielski Męskie im. Adama Mickiewicza. Już w następnym roku 1922, również z inicjatywy tego samego człowieka,na Pogoni przy ul. Brackiej powstaje Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie im. Marii Konopnickiej. Seminarium Nauczycielskie będzie funkcjonowało w pięcioletnim systemie edukacyjnym.
Z tą placówką dydaktyczną, zarówno autor jak i jego rodzina, jest związany niezwykle uczuciowo. To bowiem Seminarium ukończyła moja mama, Stefania Maszczyk (nazwisko rodowe Doros) i cztery moje ciocie. W tym samym mniej więcej okresie czasu Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza ukończyło też dwóch moich wujków, Franciszek i Mieczysław Dorosowie.
* * * *
Moja mama jako siedmioletnia dziewczynka doznaje okropności wojny, gdy w popłochu przed kolejnym zaborcą, w tym przypadku niemieckim, wraz matką i pozostałym rodzeństwem, siostrą i trzema braćmi, w 1914 roku zmuszona jest opuścić swoje rodzinne miasto Sosnowiec. W dalekim Pińczowie, rodzinnym mieście swojej mamy, Marianny Doros, przez „kolejne trzy lata uczęszcza do szkoły powszechnej”. Po powrocie do Sosnowca w 1918 roku „pobiera naukę w szkole powszechnej aż do jej ukończenia” 1/.
Jednak kolejne lata nie przynoszą dźwigającej się z poddańczych kolan Polsce upragnionego spokoju i stabilności terytorialnej granic państwa,bowiem w pobliżu wolnego już od zaborów Rosji carskiej Sosnowca dochodzi do wybuchu trzech kolejnych powstań śląskich 2/. W marcu 1919 roku zostaje w Sosnowcu powołana Ekspozytura Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska (POW G. Śl.), która umożliwi lepszą i bardziej skuteczną komunikację powstańców z Warszawą. W wyniku toczących się zbrojnych walk na Górnym Śląsku, przez wiele kolejnych dni do Sosnowca przybywa ogromna liczba uchodźców chcących uniknąć szykan i aresztowań, w związku z czym koniecznością staje się utworzenie „Komitetu Opieki nad Uchodźcami”. Moja mama w tym czasie, jako zaledwie 13-letnia dziewczynka, mieszkanka osiedla fabrycznego Huty „Katarzyna”, podobnie jak wiele innych jej koleżanek i kolegów, w miarę swych możliwości aktywnie angażuje się w niesienie pomocy charytatywnej Górnoślązakom, którzy schronili się na tym osiedlu mieszkaniowym.
Jak wspomina: – „wykonywałam wówczas bardzo proste prace. Nawiązywałam z nimi osobisty kontakt, gdy już przekroczyli Brynicę i stąpali z malutkimi dziećmi przez nieznane im miasto Sosnowiec, a następnie docierałam z nimi do katarzyńskiego osiedla. A tam, w postawionych już wcześniej namiotach, udzielałam im dalszej podstawowej opieki. Moja działalność, ze względu na mój wiek, była jednak wtedy prosta. Z innymi koleżankami i kolegami, aby rozładować ich stres, pokazywaliśmy naszym Braciom z Górnego Śląska, głównie rodzinom z małymi dziećmi, okoliczne ciekawostki. W rezultacie nie robiłam więc przecież nic wielkiego. Po prostu spełniałam tylko swój patriotyczno-narodowy obowiązek […] Obowiązek przyzwoitej Polki”.Być może dla wielu osób wychowanych w wolnej i niepodległej Polsce oświadczenie to wydaje się dziwne,jednak były to przecież lata, gdy nawet dzieci dorastały szybciej niż w czasach pokoju, więc przynajmniej ja temu się zbytnio nie dziwię, gdyż znam to zjawisko z własnej autopsji. Jak mówił przywódca powstań śląskich Wojciech Korfanty: -„powstanie niepodległej Polski w 1918 roku wzmogło działający na Górnym Śląsku polski ruch narodowy, zwalczany przez niemiecką administrację i wojsko. Cud nad Wisłą uratował Polskę od zguby, cud nad Odrą dał Polsce Śląsk. Cudu nad Wisłą i cudu nad Odrą nie stworzył żaden dyktator, żaden mocarz, który wziął odpowiedzialność za losy narodu, ale duch narodu, jego solidarność narodowa, duch obywatelski i poczucie odpowiedzialności każdego obywatela”.
Niemalże natychmiast po zakończeniu trzeciego powstania śląskiego moja mama rozpoczęła naukę w żeńskim gimnazjum w Katowicach, które wówczas oficjalnie nazywało się „Miejskie liceum z wyższem liceum i zakładem studji wyższej szkoły realnej w Katowicach”. Kontynuatorką tradycji tej placówki dydaktycznej jest obecne VIII Liceum Ogólnokształcące im. M. Skłodowskiej – Curie w Katowicach.
[Powyżej jedna z bardziej czytelnych oryginalnych pieczęci szkolnych z zachowanych świadectw szkolnych mojej mamy. Prawdopodobnie świadectwa szkolne były jednak wówczas wręczane nie osobiście uczennicom, tylko ich opiekunowi lub ojcu,bowiem na wszystkich zachowanych świadectwach widnieje wyraźny i dobrze mi znany zamaszysty podpis mojego dzidziusia, Wawrzyńca Dorosa, ojca mojej mamy.]