Janusz Maszczyk: Uliczkami i zaułkami Konstantynowa

[Unikatowy już obecnie dokument. A jest nim oryginalny schemat organizacyjny z roku 1930 zatrudnionych dyrektorów i urzędników w firmie Polskie Zakłady Babcock – Zieleniewski S.A. (dawna Fabryka W. Fitzner i K. Gamper).]

[Powyżej dokumenty firmowe informujące o zwolnieniu z pracy mojego ojca, Ludwika Maszczyka, na skutek postępującego ogólnokrajowego kryzysu gospodarczego.]

[Trzy kolejne powyżej zdjęcia autora z 2007 roku. Zabudowania dyrekcji i biur urzędniczych dawnej Fabryki Kotłów Parowych. Już w 1897r. zostanie przekształcona w Towarzystwo Akcyjne Zakładów Kotlarskich i Mechanicznych w. Fitzner i K.Gamper.]

****

W początkowym okresie, gdy Konstantynów dopiero się stopniowo ale widocznie już zaludniał, był całkowicie jeszcze jednak odcięty od innych wiosek i osad sosnowieckich. Pamiętajmy jednak o tym, że były to jeszcze lata, gdy stosunkowo rozległe tereny obecnego Sosnowca pokryte były uprawnymi polami, zielonymi pastwiskami, lasami i mokradłami. A pierwszymi przybyszami na te opustoszałe jeszcze okolice byli polscy biedacy pochodzący wyłącznie z zaboru rosyjskiego, głównie z miechowskiego, zawierciańskiego, myszkowskiego, i z dalekiej kielecczyzny. To oni i garstka też miejscowych biedaków, za nędzne wynagrodzenie budowali więc w pocie czoła Konstantynów i inne też dzielnice Sosnowca. Natomiast zyski i to kolosalne, płynęły szerokim strumieniem tylko do kieszeni przybyłych na tereny obcych fabrykantów i bogatych ludzi. Do dzisiejszego zresztą dnia, zachowały się więc jeszcze na terenie Sosnowca ekskluzywne fabrykanckie pałace tonące w powodzi dawnych prywatnych parków.

Mimo, iż część wiejskich terenów uzyskała już prawa administracji miejskiej w 1902 roku, to jednak Konstantynów dalej jeszcze tkwił administracyjnie poza miastem Sosnowcem. Pokonanie większych odległości, i to poprzez terytorium samego tylko miasta Sosnowca, wymagało więc od mieszkańców zamieszkujących ten teren nie lada wysiłku fizycznego. Nawet przyłączenie już podczas okupacji niemieckiej w 1915 roku Konstantynowa do Sosnowca nie rozwiązało tego problemu. Oczywiście, że pojedynczy mieszkańcy z wypchanym portfelem korzystali z usług jednokonnych dorożek. Inni bardziej oszczędni, czy mniej sytuowani mieszkańcy Konstantynowa, dokonując zakupu, korzystali z drogiego jak na tamte czasy wehikułu, zwanego bicyklem (rower), którym też mieli możliwość łatwiejszego i szybszego przemieszczania się nawet w dalsze rejony Zagłębia Dąbrowskiego. Ale to były dosłownie tylko jednostki! Znam to zagadnienie doskonale z przekazów rodzinnych. Pierwsza wymodlona jaskółka powszechnej publicznej komunikacji pojawi się więc dopiero w 1934 roku, gdy zostanie wybudowana linia tramwajowa z ul. Okrzei do ul. 1 Maja, dalsze bowiem odcinki linii tramwajowej już istniały od 1933 roku z ulicy 1 Maja, poprzez centrum Sosnowca do Milowic. Uruchomiona bowiem linia autobusowa tego problemu w zasadzie nigdy nie rozwiązała, z uwagi na ograniczone kursy i pojemność jednorazowego przewozu pasażerów.

Mimo upływu wielu lat, gdy opuściłem już Sosnowiec, to jednak poznaję tu niemal każdy zakątek ziemi jak również pokryte kamieniem wapiennym segmenty uliczne, ocalałe resztki ozdobnych murów i parkanów, sięgające jeszcze lat z przełomu XIX i XX wieku. Zabudowa jakże charakterystyczna dla wielu wtedy uliczek Sosnowca. Dawna jeszcze ulica Konstantynowska – jak wspominali to moi dziadkowie i mama – a później już zwana Staszica przez wiele lat była klepiskowa. W okresie więc wiosennym i jesiennym, gdy tylko opady deszczu były intensywne, to nie sposób było się po niej pieszo poruszać. Podobno jeszcze za czasów carskich po jej dwóch stronach wbijano więc o sporej wysokości drągi i słupy, by zimową porą, gdy spadną już duże opady śniegu, to podróżujący tą trasą szczególnie obcy przybysze, nie pobłądzili, tylko bezpiecznie mogli dotrzeć do upragnionego celu. Dopiero w późniejszych latach, już podczas pierwszej okupacji niemieckiej (lata 1915 – 1917) zaczęto ją stopniowo brukować kostką granitową zwaną popularnie „kocimi łbami”. Natomiast całą już trasę tej ulicy od Katarzyny aż do Konstantynowa pokryto „kocimi łbami” dopiero w okresie II Rzeczpospolitej Polski. Obecnie ta trasa na całej już długości pokryta jest asfaltem. Chociaż z drugiej strony, pokrycie jezdni „kocimi łbami” harmonizowało i dawało też posmak romantyczny z ciągnącymi się po jej stronach strojnymi kamieniczkami i ceglastym fabrycznym murem.

****

Konstantynów już pod koniec XIX wieku zamieszkiwany był też przez przybyszy z narodowości żydowskiej. Wśród bowiem 3000 polskich mieszkańców, dziesiątą część stanowili też wtedy Żydzi, głównie zajmujący się handlem i będący też na tym terenie właścicielami wielu kamienic czynszowych. Pośród Żydów, większość to byli jednak biedacy. Wszyscy mieszkańcy pochodzenia żydowskiego z Konstantynowa i ze Środuli oraz też z innych jeszcze dzielnic Sosnowca, zostali od listopada 1942 roku do marca 1943 roku osadzeni w środulskim getcie. Natomiast getto ze Starego Sosnowca zostało zlikwidowane. Jednak już dużo wcześniej wielu mieszkańców ze Środuli, głównie z tego terenu gdzie miało być utworzone getto zostało przesiedlonych do innych dzielnic Sosnowca. I tak moje dwie ciocie Irena Doros (rodowe nazwisko Boblewska) i Bronisława Boblewska (siostra Ireny) zostały zmuszone do opuszczenia rodzinnej trzypiętrowej kamieniczki i przeniesienia się do jednej pożydowskiej izby, do jednego ze stojących tam jeszcze do dzisiaj budynku przy ulicy Kościelnej 5/. Nadzorujący wtedy tę akcję policjanci niemieccy i esesmani oraz gestapo zezwoli im tylko w pośpiechu zabrać ze sobą tylko to co zmieściło się w sumie do ich dwóch walizek. Natomiast pozostałe wyposażenie z wszystkich izb z tej kamienicy zostało już później skonfiskowane przez Niemców.

Warunki w utworzonym przez Niemców Getcie Schrodel były niezwykle trudne. Bowiem około 15.000 Żydów wraz z rodzinami, w tym i malutkie dzieci nie tyle umieszczano, co upychano w niskich tulących się do ziemi środulskich domkach i kamieniczkach. Podobno nie wszyscy jednak Żydzi w tych pierwszych dniach znaleźli dach nad głową – bowiem według rodzinnych przekazów – wielu z nich przez kolejne dni, a nawet i tygodnie, a niektórzy i przez kolejne jeszcze miesiące, spędzało całą dobę wyłącznie tylko pod gołym niebem. Już wcześniej Getto Schrodel zostało otoczone kolczastym drutem. Każdy więc uwięziony Żyd, który próbował wtedy tę kolczastą granicę tylko przekroczyć był na miejscu rozstrzeliwany. Tylko żydowskie kolumny maszerujące do sosnowieckich Szopów, pod nadzorem policji żydowskiej, na czele z maszerującym umundurowanym żołnierzem niemieckim mogły opuszczać getto6/. Według pozyskanej publikacji internetowej z „13 stycznia 1944 roku ostatnia grupa sosnowieckich Żydów, licząca około 600 osób, trafiła do obozu zagłady”7/.Autorzy tej publikacji internetowej nie podają jednak do jakiego konkretnego obozu zagłady przesłano tych biedaków. Powołują się tylko, że źródłem tych informacji jest pan Natan Eliasz Szternfinkel, autor: “Zagłady Żydów z sosnowieckiego Getta”. Z kolei inni publicyści i historycy przekazują, różniące się miedzy sobą przekazy nie tylko o samym utworzeniu getta na Środuli, ale też o dalszych losach uwięzionych w getcie Żydów. Według natomiast profesjonalnych badaczy tego zagadnienia z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce utworzenie getta w Sosnowcu i późniejsza jego likwidacja przebiegała oto takimi etapami 8/:

Strony: 1 2 3 4 5 6

Bear