Janusz Maszczyk: Uliczkami i zaułkami Konstantynowa

 

W 1881 roku powstają pierwsze elementy budowlane i produkcyjne Huty „Katarzyna”. Już niebawem w tej hucie znajdzie zatrudnienie kilka tysięcy miejscowych i napływowych osób. Od samego niemal początku, bowiem już po przyjeździe z Pińczowa w 1895 roku, podejmie w niej też pracę mój dziadziuś, Wawrzyniec Doros – ojciec mojej mamy, Stefani Maszczyk. Później w jej murach po 1950 roku, aż do śmierci w 1954 r. będzie też jeszcze pracował mój ojciec, Ludwik Maszczyk. A z kolei moja mama, Stefania Maszczyk (rodowe nazwisko Doros) będzie już od 1907 roku rodowitą mieszkanką w nowo wzniesionym pod koniec XIX wieku przez Hutę „Katarzynę” ceglastym Osiedlu Mieszkaniowym Robotniczym1/. Więc i autor tego artykułu, urodzony w 1937 roku mimo woli pozyska też wiele informacji o tych terenach zarówno od dziadków z Katarzyny jak i też od mojej mamy, rodowitej zresztą mieszkanki z Katarzyny. Jak również też sam, gdy już tylko podrośnie, to doskonale pozna te tereny z autopsji. Bowiem co jak co ale tereny Konstantynowa i Katarzyny pozostawały w zabudowie prawie identycznie takie same jakie były w okresie jeszcze II Rzeczpospolitej Polski, jak i podczas ostatniej okupacji niemieckiej oraz po 1945 roku, a nawet jeszcze w latach 50. i 60. XX wieku.

Dzieje dzisiejszej dzielnicy Sosnowca – Konstantynowa – w zasadzie sięgają jeszcze czasów drugiej połowy XIX wieku, kiedy to na tych terenach usytuowanych pomiędzy Sielcem, Katarzyną i Środulą zaczęły już powstawać pojedyncze, głównie robotnicze zabudowania. Te pierwsze sklecane zabudowania przez polskich robotników powstawały jeszcze wtedy na nieuprawnych polach zarosłych chwastami i dzikimi zaroślami, pośród dołów kryjących malutkie kamieniołomy i nisze pełne żółtego budowlanego piasku. Jednak w pobliżu już wtedy zalegających upranych pól i pastewnych łąk Gwarectwa „Hrabia Renard”. Jeszcze wtedy od strony tych pachnących ziołami pól i kwiecistych łąk oraz stopniowo też stawianej żużlowej „Katarzyńskiej hałdy” nie było jednak ceglastego muru. Powstanie już jednak niebawem i będzie odgradzał duże fragmenty Konstantynowa od Katarzyny. O czym więcej w dalszej części tego artykułu. Stąd to pierwsze rozbudowujące się to konstantynowskie osiedle tych niskich szeregowo usytuowanych zabudowań stykało się niemal jeszcze wtedy z oceanem renardowskich przestrzeni rolnych i pastewnych. Były to w zasadzie tylko malutkie, do tego jeszcze parterowe i przytulone do ziemi oraz powykrzywiane biedą chatki, pozbawione prądu elektrycznego, bieżącej wody i kanalizacji. Już wówczas jak wspominali to moi dziadkowie jak również i moja mama, ta część Konstantynowa zwana była przez mieszkańców z pobliskich terenów „Abisynią”. Z tą nazwą jednak współcześnie mieszkający tam ludzie absolutnie się jednak nie utożsamiają i twierdzą, że od kiedy tu tylko mieszkają to te kolorowe osiedle z malutkich chatek przyklejonych niemal do ziemi zwali „Barakami”. W tej sytuacji wiec i autor w dalszej części tego artykułu w stosunku do opisów tego fragmentu Konstantynowa, będzie też posługiwał się już tylko nazwą „Baraki”, a nie „Abisynia”.

Niektóre z tych zabudowań, z upływem lat, w zależności od zasobności właścicielskiego portfela stopniowo jednak modernizowano. Zdecydowana jednak większość z tych dziewiętnastowiecznych zabudowań nie doczekała się jednak już współczesnych czasów. Te jednak o wyższym standardzie i na bieżąco też z duchem czasu modernizowane, można jeszcze obecnie podziwiać, jako jednak zabytki z minionych lat. Inna sprawa, że były to raczej lata niesielskie i nieanielskie dla ich właścicieli, gdyż niejednokrotnie w tamtych latach decydowały o standardzie ich życia zasobne portfele – na ogół niestety ale zawsze puste. Wszystkie niezależnie od upływu czasu są nadal jednak niezwykle kolorowe, o zróżnicowanej też architekturze i budulcu z którego je wznoszono oraz ciągną się tak jak jeszcze dawniej po dwóch stronach niezwykle wąziutkich uliczek, na ogół o klepiskowej nawierzchni. Inne też zalegają ale pojedynczo i jakby nieśmiało przytulone są też do tego osiedla. To chyba te, które wznoszono już znacznie, znacznie później Również zgodnie z polską pokoleniową tradycją zarówno jedne jak i te drugie otoczone są jednak przeróżnej jakości płotami i parkanami oraz siatką drucianą.

[Powyższe zdjęcia autora z lat 2005 i 2008. Dawne osiedle zwane popularnie „Barakami”.]

Najczęściej pierwsze elementy tego bajecznie kolorowego osiedla zwanego „Barakami”, bez jakiejkolwiek wizji urbanistyczno – architektonicznej wyrastały jednak tylko nocą. Oczywiście za wyłącznym tylko pozwoleniem jak zwykle przekupnego carskiego stójkowego. Później dopiero już cichcem i w niezwykłym pośpiechu, ponoć najczęściej o zmroku, posługując się do tego jeszcze tylko prymitywnym kartkowym szkicem sklecano kolejne już elementy zaprojektowanego budynku. Takie bowiem niestety panowały wówczas w zniewolonej Polsce zazwyczaj budowlane reguły na tych carskich jeszcze wtedy terenach. I w taki więc też oto sposób powstawały najczęściej w drugiej połowie XIX wieku i w pierwszych latach XX wieku pierwsze polskie zabudowania tego niezwykle mieniącego się barwami osiedla, dziś zwanego po prostu tylko „Barakami”.

Do dzisiejszego dnia jednak położone opodal zarówno uprawne pola Gwarectwa „Hrabia Renard”, jak i katarzyńska hałda już się jednak nie zachowały. Podobnie jak wijący się biały ceglasty mur, który przez dziesiątki lat odgradzał zabudowania „Baraków” i ciągnące się kamieniczki przy dawnej uliczce Szewczyka (obecna W. Fitzner – K.Gamper) od renardowskich posiadłości rolnych i od terenów Huty „Katarzyna” 2/. A konkretnie to od katarzyńskiego zakładu pracy, gdzie z odpadów żużlowych z wielkiego pieca formowano charakterystyczną białą cegłę (więcej na ten temat w moich opublikowanych już artykułach). Do współczesnych czasów tylko malutki fragmencik tego muru jeszcze ocalał przy „Barakach” od strony „Katarzyńskiego Pekinu”.

[Zdjęcie autora z lat 50 XX wieku. Uliczka Szewczyka (obecnie uliczka W.Fitznera – K.Gampera). Po lewej stronie widoczny jeszcze mur ceglany jaki przez dziesiątki lat odgradzał Konstantynów od „Katarzyńskiej żużlowej hałdy”. Został zburzony już co najmniej kilkanaście lat temu. Zachowała się tylko jego podmurówka. Przynajmniej jeszcze kilka lat temu utrwaliłem ją na sentymentalnej kilszy pamięci. To zdjęcie prezentuję poniżej.]

[Zdjęcie autora z 2011 roku. Po lewej stronie widoczna podmurówka z dawnego jeszcze zabytkowego muru.]

Na tym abisyńskim osiedlu mieszkali i mieszkają też jednak nadal bardzo przyzwoici i przyjaźnie do innych ustosunkowani ludzie3/. Moja mama, która najczęściej z naszej sosnowieckiej rodziny dawniej tam bywała, często o tym wspominała w naszym rodzinnym gronie. Również i autor tego artykułu, bardzo mile wspomina swoje wielokrotne niezwykle sentymentalne tam pobyty i wielką świadczoną życzliwość jaką wtedy okazywano nie tylko mnie, ale też mojej żonie Reni 4/. Renia zresztą, też bardzo uwielbiała te nasze wspólne sentymentalne konstantynowskie podróże i w trakcie nich snute wtedy przeze mnie barwne wspomnienia z minionych już lat. Nic w tym dziwnego, bowiem Konstantynów, to przecież jest cząstką – Polski – Ojczyzny naszej.

Strony: 1 2 3 4 5 6

Bear