Janusz Maszczyk: Tragedia partyzantów przy ulicy Przechodniej
[Zdjęcie z 2008 r. Uliczka Mariacka. Zdjęcie wykonano z krzyżówki uliczki Mariackiej i Przechodniej z uliczką Nowopogońską, z miejsca, gdzie przez kilkadziesiąt lat stał utrwalony na poniższym zdjęciu drewniany budynek.]
Na przedłużeniu w linii prostej uliczki Przechodniej w kierunku ulicy Mariackiej, jeszcze przed 2008 rokiem stał stary cały drewniany zabytkowy, typowy dla zabudowy pogońskiej parterowy budynek, który prezentuję poniżej. Podczas okupacji niemieckiej, a nawet jeszcze kilka lat po 1945 roku przed tym budynkiem zalegał tylko wielki pokryty piachem plac, częściowo tylko utwardzony i posypany plastrami kamieni wapiennych. Tak było przez wiele, wiele lat, nawet do pierwszych lat XXI wieku. Ten budynek po 2008 roku został już jednak zburzony. Również sam plac jak i jego otocznie podczas mojej tam wizyty w październiku 2016 roku prezentuje się już nie tak, jak było to dawniej.
[Zdjęcie z 8 października 2016 r. – uliczka Przechodnia. Zdjęcie wykonane z miejsca, od strony ulicy Mariackiej, gdzie stał przez kilkadziesiąt lat poniżej prezentowany drewniany budynek. Pierwszy po lewej stronie przy uliczce Przechodniej ceglasty budynek to nr 5 – dawna „melina” AK. Jak widać nawet na prezentowanym zdjęciu, to z górnych okien gdzie mieściła się wtedy „melina”, widoczny był tylko położony po przeciwnej stronie ogródek i dosłownie nic więcej.]
Po wyjściu z dawnej „meliny” spotkałem w drzwiach tego drewnianego budynku, całkiem zresztą przypadkowo, stojącego tam mężczyznę i na jezdni obok budynku, jeszcze dwóch jego znajomych. Znajomi tego mężczyzny chyba jednak w tym dniu byli podchmieleni, więc zmieszany tą anormalną sytuacją, starałem się pośpiesznie zadać nieznanemu mi lokatorowi tego budynku tylko kilka pytań, a inne bardziej szczegółowe zarezerwowałem sobie na później, jak przyjadę tu ponownie z Katowic.
[Zdjęcie jest własnością Pawła Ptak (z 8.X.2016 r.). Charakterystyczne pod względem zabudowy architektonicznej dawne budynki leżące dosłownie po drugiej stronie uliczki Przechodniej nr 5, ale już przy ulicy Nowopogońskiej. Na parterze widocznego dwukondygnacyjnego budynku mieszkał jeszcze w latach 50. XX w. mój kolega klasowy Kulczyński (imię?) ze szkoły Podstawowej nr 9 im. Tadeusza Kościuszki (dawna Szkoła Aleksandrowska).]
On ku memu zaskoczeniu jednak mnie w mig rozpoznał. Okazało się, że jest ode mnie młodszy zaledwie o kilka lat. Powitał mnie z ogromną wprost serdecznością. Podobno przed laty był uczniem mojej mamy w Szkole Podstawowej nr 9 im. Tadeusza Kościuszki (dawna Szkoła Aleksandrowska), która mieściła się przy ulicy 3 Maja. Budynek tej szkoły stoi tam zresztą do dzisiaj.
[Zdjęcie jest własnością pana Tomasza Grząślewicza. Drewniany budynek przy uliczce Przechodniej.]
Podobno jako młodzieniec bywał też u swoich kolegów na moim podwórku przy Placu Tadeusza Kościuszki. Był nawet ogromnie zdziwiony, że go od razu nie poznałem. Od niego to właśnie wtedy usłyszałem wiele niezwykle ciekawych informacji o tragicznych wypadkach, do jakich tu podczas okupacji doszło w ceglastym budynku nr 5, leżącym dosłownie obok jego drewnianego budynku, w którym od urodzenia mieszkał. To on również podał mi wiele szczegółów o żołnierzu AK – Bogdanie Zychcie – pseud. „Bocian”, miejscu jego zamieszkania i jego rodzonej siostrze.
To od niego też właśnie dowiedziałem się wtedy, jak już wyżej opisałem, że w tym feralnym dniu, czyli 14 marca 1944 roku, obok jego drewnianego budynku, w którym mieszkał, stał specjalny, typowy pojazd SS, na którym był z samego przodu umiejscowiony karabin maszynowy.
[Zdjęcie z 2008 roku. Zdjęcie utrwalono z ulicy Orlej sprzed kościoła pw. Świętego Tomasza. Poza skrzyżowaniem ulic Nowopogońskiej (po prawej stronie) i Staropogońskiej (po lewej stronie). Na wprost widoczna ulica Będzińska. W oddali przy ulicy Będzińskiej widoczna filia Śląskiego Uniwersytetu. Budynek zwany popularnie „Żyletą”.]
Ponieważ jego podpici koledzy cały czas nam w rozmowie jednak marudzili, a nawet wręcz przeszkadzali, więc umówiłem się z nim na kolejne spotkanie za kilka miesięcy. Jak to jednak w życiu czasami bywa, te kolejne miesiące urosły do kolejnych dwóch lat. Kiedy więc tam dotarłem ponownie z moją żoną z Katowic, to okazało się wtedy, że po dawnym zabytkowym drewnianym budynku nie pozostał już nawet żaden ślad na ziemi, gdyż go w międzyczasie zburzono. Utraciłem więc na zawsze i całkowicie z moim nowopoznanym kolegą jakikolwiek kontakt. Wielka szkoda, gdyż mogłem od niego dowiedzieć się jeszcze wielu szczegółów związanych z tragicznym wydarzeniem z 14 marca 1944 roku.
[Zdjęcie z 8 października 2016 r. Podwórko pomiędzy uliczką Przechodnią, a uliczką Nowopogońską, po lewej stronie poza zabudowaniami komórek stoi budynek nr 5 (niewidoczny z tego miejsca), dawna „melina” AK przy uliczce Przechodniej. W tyle fragmencik uliczek Mariackiej i Nowopogońskiej oraz zadrzewiony skwer przy kościele pw. Św. Tomasza.]
Tym wspaniałym lekarzem, o którym napisałem powyżej, był pan Jan Wójciński, co zostało też potwierdzone komentarzem do serii moich opisów tragedii na portalu „Poznaj Sosnowiec”, chyba około roku 2010. Lekarza tego w okresie II Rzeczypospolitej i po 1945 roku doskonale znali moi wujkowie Wacław i Eugeniusz Maszczykowie z ulicy Mazowieckiej, a także mój brat, Wiesław Maszczyk, ale już po 1945 roku. Wyjątkowo jednak dobrze znała go moja ciocia Genowefa Paliga, która po 1945 roku pracowała jako pielęgniarka na Wawelu w dawnej Kasie Chorych, a faktycznie to już wtedy w Przychodni Lekarskiej. Był znanym w Sosnowcu inteligentnym, kulturalnym i bardzo cenionym reumatologiem.
[Zdjęcie z 8 października 2016 r. To samo podwórko jak wyżej, tylko zabudowa od strony uliczki Nowopogońskiej. W dali widoczny zadrzewiony skwer przy kościele pw. Św. Tomasza i końcowy fragmencik uliczki Nowopogńskiej.]
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia prawidłowe brzmienie nazwisk, imion i pseudonimów żołnierzy Armii Krajowej, którzy polegli w budynku nr 5 przy uliczce Przechodniej.
– Tadeusz Bolek, pseud. „Taddo”.
Według publikacji książkowej, która się ukazała w 1988 roku 12/, był to polski patriota, górnośląski harcerz z drużyny piotrowickiej (dzisiejsza dzielnica Katowic), który w chwili śmierci miał zaledwie 19 lat. „Był najmłodszym harcerzem w drużynie. Urodzony w 1925 roku, w chwili wybuchu wojny miał 14 lat. Wyróżniał się na obozach i wycieczkach zapałem i sprawnością. W chwili wkraczania wojsk niemieckich do Piotrowic pełnił służbę z bronią w ręku w grupie harcerskiej razem z piotrowickimi powstańcami. Włączony od jesieni 1939 r. do tajnej pracy harcerskiej, pełnił służbę łącznika i należał do oddziału ochrony komendanta okręgu SZP (przyp. autora: Józef Korol, komendant Służby Zwycięstwu Polski; więcej informacji – patrz Wikipedia). Ze względów na dziecinny wygląd, gestapo długo nie podejrzewało go o działalność konspiracyjną. Po aresztowaniach i zgilotynowaniu ukochanych instruktorów mówił: -‘Jedni cierpią w obozach koncentracyjnych i rozwala się ich – mnie przypadła w udziale walka i zemsta’. Zagrożony aresztowaniem w 1943 roku, poszukiwany przez gestapo, został przeniesiony do oddziału partyzanckiego w okolice Sosnowca. Zamieszkiwał w dobrze zamaskowanym bunkrze wraz z innymi partyzantami. Brał udział w wielu dywersyjnych akcjach”.