Janusz Maszczyk: Tragedia partyzantów przy ulicy Przechodniej

image015W meldunku wspomina się też o telefonie. Telefony w tej okolicy posiadali wyłącznie Niemcy. Polacy w czasie okupacji niemieckiej absolutnie nie posiadali w swoich mieszkaniach telefonów, bo to było kategorycznie zabronione. Na chodnikach przyulicznych też nie było wtedy „budek” telefonicznych.  Jedynym wtedy pobliskim miejscem znanym tutejszym mieszkańcom, gdzie niemiecki policjant mógł bez problemu skorzystać z telefonu, był urząd pracy przy ulicy Orlej nr 31 – Arbeitsamt (dawnybudynek Państwowego Gimnazjum im. B. Prusa), ale przecież ten budynek od ulicy Przechodniej był położony stosunkowo daleko. Z jakiego więc w końcu telefonu ten będziński policjant skorzystał – jak wynika z niemieckiego raportu –  by zaalarmować placówki niemieckie, że odkrył miejsce, gdzie ukryli się Polnische Banditen (polscy bandyci), skoro już ponoć po 10 minutach od ich wejścia do budynku pojawił się przed „meliną” zmotoryzowany oddział niemiecki?…

Jak już wyżej tylko zasygnalizowałem, Niemcy w trakcie atakowania „meliny” przy uliczce Przechodniej też popełnili wiele wprost kardynalnych błędów, bowiem po ich stronie były też śmiertelne ofiary, i to w akcji, w której partyzanci z AK prawie nic nie widzieli co się dzieje poza ich klatkową „meliną”. Po prostu nic ! Ten temat jeszcze poszerzę znacznie niżej.

image012[Zdjęcie z  października 2016r. Zdjęcie zostało wykonane z miejsca, gdzie przez kilkadziesiąt lat stał, przy skrzyżowaniu uliczek Mariackiej i Przechodniej z uliczką Nowopogońską, opisywany poniżej drewniany budynek. W widocznym ceglastym budynku prawie na skrzyżowaniu uliczek Mariackiej i Przechodniej z uliczką Nowopogóńską stał i stoi nadal budynek, w którym mieszkał lekarz pan Jan Wójciński.

W dali widoczny fragmencik ulicy Będzińskiej, przy skrzyżowaniu ulic: Orlej, Będzińskiej, Nowopogońskiej i Staropogońskiej.]

Pozostaje jeszcze pytanie, czy wszyscy czterej partyzanci z AK sami sobie odebrali życie, czy przynajmniej jeden z nich już wcześniej poległ z rąk niemieckich?… Bowiem z raportu niemieckiego jednoznacznie wynika, że jeden partyzant z AK już wcześniej „padł” w trakcie opuszczania „meliny”. Skąd taka niemiecka pewność, że został wtedy śmiertelnie ugodzony, a nie został tylko ciężko ranny, a dopiero później, już na „melinie” się wykrwawił, lub w ostatnich sekundach, gdy zabrakło już amunicji, to odebrał sobie życie, tak jak być może dokonali też tego jego współtowarzysze? W każdym bądź razie, przy jednym z martwych partyzantów odnaleziono wtedy receptę wystawioną przez polskiego lekarza. Lekarz został natychmiast aresztowany. Okazało się, że ten lekarz, mieszkający w jednym z ceglastych budynków przy ulicy Nowopogońskiej, zresztą obok uliczki Przechodniej, kilkanaście dni wcześniej opatrywał rannego w rękę partyzanta i chyba jednak nierozsądnie, ale zgodnie z polskim sercem i sumieniem, opatrzył ranę i wystawił mu receptę, mimo iż zorientował się, że rana ma charakter postrzałowy. Podobno po przesłuchaniu w policyjnym więzieniu śledczym przy ulicy Ostrogórskiej groziła mu nawet kara śmierci. Ostatecznie został jednak zesłany do obozu koncentracyjnego Gross–Rosen.

image014[Po lewej zdjęcie z 2008 roku, a poniżej  zdjęcie z października 2016 roku.]

Dzisiaj już niezmiernie bardzo trudno określić kiedy na ścianie budynku nr 5 przy uliczce Przechodniej zawieszono już nową, ponoć uaktualnioną tablicą pamięci. W każdym bądź razie wisiała tam już w 2008 roku. Oto jej treść:

Jednak i na tej, kolejnej już tablicy jest błędnie wygrawerowane nazwisko i pseudonim jednego z partyzantów. Bowiem zamiast Bogusław Zychla  – pseud. „Bogdan”, powinno być Bogdan Zychta – pseud.„Bocian”. Również wygrawerowany napis imienny tego powstańca na tablicy nie zgadza się z tym, co napisał w swym cytowanym już wyżej wspomnieniu były komendant Śląskiego Okręgu AK. W publikacji książkowej (patrz poz. 9 poniższych przypisów i publikacji, s. 65)  jest bowiem napisane tak – Bogdan Zychla – „Bogdan”,  a powinno być – Bogdan Zychta – „Bocian”.

image013Pierwszy raz starałem się odwiedzić dawną „melinę” przy ulicy Przechodniej 5, gdzieś w pierwszych latach 60. XX w. Wtedy na parterze w wąskim pomieszczeniu obok schodów wiodących na piętro, mieszkały jakieś nieznane mi osoby. Dopiero wąziutkim korytarzykiem, po pokonaniu kilkunastu schodów docierało się na piętro, do byłej kryjówki, która mieściła się po lewej stronie. Jednak drzwi do niej były wtedy na głucho zamknięte.

Ponownie tę dawną partyzancką kryjówkę postanowiłem więc odwiedzić w 2008 roku. W wyniku mojego delikatnego pukania, drzwi wiodące do tego mieszkania otworzyła wtedy jakaś zupełnie mi nieznana kobieta. Ta sympatyczna i niezwykle miła i życzliwa w rozmowie kobieta nie przekazała mi jednak wtedy prawie żadnych ciekawych informacji dotyczących wydarzeń, do jakich tu doszło 14 marca 1944 roku, gdyż nie mieszkała w tym budynku podczas okupacji niemieckiej. Już wtedy jej mieszkanie z wąskim przedpokoikiem było tak gruntownie przerobione, że nie była mi nawet w stanie określić jak prezentowało się podczas okupacji niemieckiej.

image016[Zdjęcie z 8 października 2016 r. Wąziutkie okienko z przedpokoju – dawnej „meliny” w budynku nr 5.]

Możliwe, że podobne przeróbki po 1945 roku zostały też dokonane w innych mieszkaniach tego budynku, gdyż to zjawisko było wówczas w zasadzie w Sosnowcu powszechne. Zgodnie zresztą z ogólnopolskim trendem i zaleceniami władz samorządowych, by większe powierzchniowo mieszkania dzielić na dwa odrębne, co miało służyć złagodzeniu występowania tak zwanego „głodu mieszkaniowego”. Okazało się jednak, że z wąziutkiego okienka jej przedpokojowego mieszkania (patrz zdjęcie poniżej po prawej stronie), widoczny jest tylko fragmencik przydomowego podwórka od strony ulicy Nowopogońskiej. Partyzanci z tego wąskiego okienka nie mogli więc absolutnie widzieć samochodu niemieckiego z karabinem maszynowym jaki wtedy stał na rozległym podwórku od strony skrzyżowania ulic: Mariackiej i Przychodniej oraz Nowopogońskiej. Dlatego więc chyba  nierozsądnie w pewnej chwili podjęli desperacką ucieczkę z „meliny”, trafiając prosto pod obstrzał z samochodowej broni maszynowej i ręcznej broni maszynowej, którą posiadali ukryci Niemcy. Wtedy to jak wynika już z raportu niemieckiego, ponoć „padł” jeden z nich, o czym już wyżej wspomniałem.

image017[Zdjęcie z 8 października 2016r. Patrząc od prawej strony, na górnym piętrze (trzy lub cztery okna) znajdowała się dawna kryjówka – „melina” – żołnierzy z AK.]

[Zdjęcie poniżej jest własnością pana Pawła Ptak (z 8.X.2016r.). Dalszy ciąg uliczki Przechodniej w kierunku uliczki Średniej i Floriańskiej. Widoczny prefabrykatowy bruk to dzieło powojenne. Po prawej stronie pierwszy ceglasty budynek to nr 4. Dalszy parterowy jaskrawo kolorowy budynek o skośnym dachu został postawiony już w pierwszych latach XXI w.]

image018Z kolei z izb dawnej „meliny” widoczne było tylko wąskie pasemko uliczki Przechodniej, a raczej sąsiadujące z tą uliczką podwórko. Spoza okien nie było absolutnie widać ani ulicy Mariackiej, ani też Nowopogońskiej. Wtedy dopiero naocznie się zorientowałem, że żołnierze z AK, którzy w tym mieszkaniu – „melinie” przebywali, nie mieli absolutnie żadnych szans na skuteczną obserwację otoczenia tego budynku. Bowiem z mieszkania spoza firanki, a nawet przytulając policzek do szyby okiennej, co było jednak wyjątkowo niebezpieczne, gdyż mogli zostać zdekonspirowani, nie byli w stanie prawie nic więcej dostrzec. Ich „melina” była jak klatka zakratowanego więzienia. Czy kiedy dużo wcześniej wybierali to pomieszczenie na bezpieczną „melinę”, zdawali sobie jednak z tego sprawę?….

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Bear