Janusz Maszczyk: Rozśpiewana Pogoń
Bardzo szczegółowe wspomnienia o tamtych jakże odległych już latach są obecnie niezwykle trudne, gdyż zabrakło już bezpośrednich świadków. Pozostały więc tylko w moim domowym archiwum pożółkłe carskie paszporty oraz zakodowane w mojej starczej głowie wspomnienia mojego nieżyjącego już ojca i mojej mamy. W tym malutkim mieszkanku – jak ze smutkiem wspominał to zawsze mój ojciec – ponoć tylko przez krótki okres panowały jednak sielskie warunki, gdyż dziadziuś Franciszek zaczął od pewnego dnia coraz to bardziej niedomagać:
-„Bolały go głównie coraz to bardziej nogi. To taka szewska choroba… Gdy miałem 6. lat zmarł nagle braciszek– Zygmuś. Z kolei gdy miałem zaledwie 14. Lat umarł nam ojciec, a w trzy lata później zmarła nam mama. Zostaliśmy więc sami. Zupełnie sami… Marysia, moja najstarsza siostra miała wtedy zaledwie 14. lat, a Janina (przyp. autora: mama Zdzisława Klimka) 11. lat, a Stefania 9. lat”. Ogromnie przeżyłem śmierć ojca, ale śmierć mamy to mnie już całkowicie psychicznie załamała. Zostaliśmy bowiem sami… Zupełnie sami w tym piszczącym z biedy i pełnym tragedii klitkowatym mieszkanku…”
Mój siedemnastoletni jeszcze wówczas ojciec Ludwik Maszczyk, jako najstarszy w tym osieroconym gronie, w tej tragicznej dla rodziny chwili, zadecydował wbrew nawet sugestiom z dalszej rodzinny, by nie oddać jednak osieroconych trzech sióstr do domu dziecka, tylko zapewnić im dalszą solidną rodzicielską opiekę i możliwie też jak na tamte czasy dobre wykształcenie. Mieszkali więc dalej w tych samych dwóch malutkich izdebkach przy ulicy Małej nr 6, tylko już sami bez rodziców. Początkowo w osieroconym mieszkanku zapanowała bieda. Trudna do opisania bieda i tęsknota za utraconymi rodzicami. Sam kształcąc się dalej podejmuje jednak pośpiesznie zatrudnienie biurowe w Fabryce Budowy Kotłów „Fitzner i Gamper” w Konstantynowie, by zapewnić byt, opiekę i wykształcenie siostrom. Mama Zdzisia, zgodnie więc z sugestiami mojego ojca, ukończyła Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie im. Marii Konopnickiej w Sosnowcu przy ulicy Brackiej. Po poznaniu przyszłego męża Jakuba Klimka (nauczyciela i kierownika szkoły podstawowej) przeniosła się jednak z Sosnowca do Smardzewidz pow. Opoczno koło Spały, gdzie wspólnie z nowo poznanym mężem zamieszkali na stałe. Natomiast mój ojciec jako jeszcze wtedy kawaler, z jedną z sióstr – Stefanią Maszczyk, też absolwentką Żeńskiego Seminarium nauczycielskiego z ulicy Brackiej – zamieszkali z kolei w budynku przy ulicy Lisiej nr 8. Już wówczas mój ojciec bardzo poważnie romansował z moją mamą – Stefanią Doros, którą zresztą poznał w Żeńskim Nauczycielskim Seminarium na Brackiej, w trakcie odwiedzin i wywiadówek sióstr. Tymczasem Janina Klimek, przyszła mama Zdzisia, będąca już wtedy w ciężarnym stanie, zdecydowała urodzić dziecko, nie w zapadłej wsi Smardzewidzkiej, tylko w dynamicznie rozwijającym się mieście – Sosnowcu. I w takich oto okolicznościach, przyszedł na świat w mieszkaniu mojego ojca – Zdzisiu Klimek. Zdzisiu przez kilka kolejnych jeszcze miesięcy przebywał w Sosnowcu, pod czuła opieką swojej mamy, mojego ojca i cioci Stefani (siostry jego mamy).Może w tym stosunkowo jednak przydługim komentarzu jeszcze tylko wspomnę, że ojciec Zdzisia – Jakub Klimek – jako oficer rezerwy WP, został podczas okupacji niemieckiej zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Auschwitz – Birkenau.
[Zdjęcie powyższe współczesne. Ulica Lisia nr 8. Miejsce, gdzie mieszkał mój ojciec i ciocia Stefania Maszczyk oraz też miejsce urodzenia Zdzisława Klimka (wysoki budynek, pokojowe okno z balkonem).]
****
Zdzisiu Klimek zadebiutował jako śpiewak w Operze w Łodzi już w roku 19547/. Nie przesadzam ani na jotę, stwierdzając fakt, że jego solowe, jako baryton popisy w sztuce „Straszny dwór” w tym pięknym łódzkim gmachu, przyciągały aż takie rzesze widzów, że przez kilka lat ta wystawiana sztuka nie opuszczała już tej sceny, otwierając równocześnie tej placówce szerokie okno na polski artystyczny świat. Bowiem to właśnie „61 lat temu ‘Straszny dwór’ dał początek Operze Łódzkiej – pierwszej w historii miasta stałej scenie operowej”. Koniec cytatu.8/.
Oto zaledwie tylko kilka opublikowanych opinii o talencie mojego kuzyna, Zdzisia Klimka, jakie zresztą bez jakiegokolwiek problemu można nawet jeszcze obecnie pozyskać z internetu:
-„Niezwykła intuicja pozwoliła rozwinąć się takim artystom, jak Zdzisław Klimek (wychowanek Grzegorza Orłowa), wspaniały baryton, który da się usłyszeć na kilku płytach. (Marcin Maria Bogusławski – TEATRALNE AGGIORNAMENTO, CZYLI JUBILEUSZ OPERY W ŁODZI).
-„18 października 1954 r. na gościnnej scenie Teatru Nowego nowo powstała Opera Łódzka wystawiła ‘Straszny dwór’, na widowni dominował entuzjazm…[…]…. W obecnym sezonie – 55 lat po pierwszym przedstawieniu Opery Łódzkiej – nie mogło zabraknąć Moniuszkowskiego arcydzieła. W spektaklu ‘Straszny dwór’ przygotowanym z okazji jubileuszu, oznaczonych dwoma piątkami, zobaczymy wielu najlepszych solistów Teatru Wielkiego: Dorotę Wójcik, Agnieszkę Makówkę, Jolantę Bibel. Andrzeja Kostrzewskiego, czy Zenona Kowalskiego. Jest wszakże w tym gronie artysta, którego trzeba szczególnie uhonorować. Premiera sprzed 55 lat stała się początkiem kariery kilku znakomitych śpiewaków: Zdzisława Klimka, Tadeusza Kopackiego, Romualda Spychalskiego oraz basa Andrzeja Saciuka, któremu wówczas powierzono partię Skołuby (z artykułu Jacka Marczyńskiego ‘Jubileusz z dwoma piątkami’. Rzeczpospolita 17, 09.2009)”.
-„61 lat temu, 18 października 1954 roku Opera Łódzka zorganizowała pierwszą premierę ‘Strasznego dworu’ Stanisława Moniuszki w reżyserii Jerzego Merunowicza i pod batutą Władysława Raczkowskiego.
Do dnia premiery Opera Łódzka napotykała na szereg trudności związanych z brakiem własnych kostiumów, dekoracji, sal do prób i przede wszystkim… sceny. Toteż próby odbywały się w Łódzkim Domu Kultury, w Teatrze Nowym, a także w prywatnym mieszkaniu prof. Raczkowskiego. Kostiumy oraz dekoracje według projektu Ewy Soboltowej i Józefa Rachwalskiego wykonały za symboliczną opłatę pracownie Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, zaś sceny użyczył Teatr Nowy, dzięki uprzejmości dyrektora Kazimierza Dejmka. W przedstawieniu premierowym zagrała orkiestra Filharmonii Łódzkiej. Niestety, z powodu braku baletu nie było słynnego mazura. Bohaterami wieczoru byli: imponująca głosem i urodą Wera Kuźmińska jako Hanna, Edward Kamiński jako Stefan, Zdzisław Klimek jako Miecznik i Jerzy Brandel – Skobuła. Równie świetni byli pozostali wykonawcy oraz pięknie brzmiący chór. (Teatr Wielki z Łodzi z 18 października 2015 roku)”.
W latach 60. XX w. Zdzisiu był też jednym z solistów w Operze Teatru Narodowego w Warszawie. Przez pierwsze lata 60. XX w., gdy w Warszawie nadal brakowało mieszkań, to on otrzymał mieszkanie w samym wnętrzu tego pięknego gmachu – Teatru Narodowego – a jego sąsiadami na tym samym dosłownie piętrze, ale w odrębnych oczywiście pomieszczeniach, byli też wówczas tacy wybitni śpiewacy jak: Bernard Ładysz i Bogdan Paprocki.
Obecnie Zdzisiu Klimek przebywa już na zasłużonej emeryturze. Mieszka na osiedlu willowym na Bielanach w Warszawie i cieszy się nie tylko zdrowiem, ale w wolnych chwilach odwiedza też swoje dzieci i wnuczęta.
………………………………………………………………………………………………………..
Niniejszy artykuł w stosunku do opublikowanego już w listopadzie 2015 roku został poszerzony o nowe pozyskane fakty.