Janusz Maszczyk: Rozśpiewana Pogoń
[Zdjęcie z 2011 roku. Dawne Technikum Hutnicze przy Hucie „Sosnowiec” z okolicy ulicy Rybnej.]
Z Sosnowca, z Pogoni przebił się szturmem do historii i uzyskał nawet sławę światową tylko jeden śpiewak, a był nim Jan Kiepura. O innych śpiewakach, oczywiście niedorównującym sławą panu Janowi i nie tak wysoko notowanymi w świecie oper i kina, a szczególnie wielkiego biznesu, to w zasadzie wiemy bardzo niewiele, lub zupełnie nie wiemy nic. Autor w tym króciutkim artykuliku przypomni więc jeszcze dwóch śpiewaków, dzisiaj w większości przypadków, zupełnie już nieznanych nie tylko w Sosnowcu, ale nawet na Pogoni, w miejscu ich urodzenia.
W dniu 5 listopada 2015 roku miałem zamiar udać się z Katowic, do mojego rodzinnego miasta Sosnowca. Od samego więc rana, lekko już podekscytowany tą wyprawą, bo w tym wieku jaki już osiągnąłem, takie podróże tak powinno się już raczej określać, zerkałem więc co jakiś czas przez okno z mojego mieszkania w kierunku położonego niemal na wysunięcie ręki Sosnowca. Patrząc z dziewiątego piętra, uznaliśmy z moja żoną Renią, że pogoda w tym wybranym do podróży dniu, wybitnie nam jednak sprzyja1/. Bowiem od wczesnych już godzin rannych świeciło intensywnie słońce i w zasadzie nic nie zapowiadało na niebie i ziemi, ani z przekazów pogodynkowo – radiowych, że już za kilkadziesiąt minut mgła połączona ze smogiem pokryje niczym pierzyna nie tylko trasę samej podróży ale i cel do, którego mieliśmy dotrzeć. Właściwie to celem naszej podróży, miało być tylko fotograficzne utrwalenie pewnych kamieniczek i podwórek zlokalizowanych w centrum Sosnowca, a związanych z Powstaniami Śląskimi, a bardziej precyzyjnie określając to z wywiadem II Oddziału Sztabu Generalnego WP ulokowanym w dwóch budynkach przy obecnej ulicy Targowej. Jak zwykle środkiem transportu z Katowic do Sosnowca miał być autobus, w tym przypadku z linii nr 808, którego początkowy przystanek znajduje się jakieś kilkaset metrów dalej od mojego stałego miejsca zamieszkania.
Już po dotarciu do centrum Sosnowca, zanim jednak udaliśmy się do wyznaczonego celu, to najpierw odwiedziłem Centrum Informacji Miejskiej. Tam w trakcie wymiany zdań z niezwykle miłą obsługą tej placówki wręczono nam Miejski Kurier, czasopismo samorządowe Sosnowca, rozdawane bezpłatnie, w tym konkretnym przypadku pochodziło z listopada 2015 roku (nr 10/406). Czyli całkiem najnowsze wydanie, pachnące jeszcze do tego świeżym drukiem. Już po powrocie z tej wyprawy do Katowic, w trakcie zaznajamiania się z jego treścią, zaciekawił mnie szczególnie artykuł pani redaktor Teresy Kamińskiej, a zadedykowany z okazji dnia 1 listopada, gdzie dokonała przemyśleń z okazji święta zmarłych. Między wierszami pisze tak:
– „Drugi to Jerzy Nowiński – solista zespołu ‘Śląsk’, tenor. Gdy ktoś kupił bilet na koncert, wchodził, mówiąc ‘Ja do pana Jerzego z Sosnowca’ to działało. Był również solistą Opery w Bytomiu”. Koniec cytatu.
Już samo imię i nazwisko nie tylko mnie zelektryzowało, ale wyzwoliło też w mojej wrażliwej psychice taką lawinę nostalgicznych i romantycznych wspomnień, że ze wzruszenia me starcze oczy dziwnie się nagle spociły i natychmiast też pokryły mgłą. Wszak – Jurka – znałem wprost doskonale i to jeszcze z końcowych lat 40. XX wieku. Poznałem go przypadkowo, gdy jeszcze był młodziutkim uczniem Technikum Hutniczego przy Hucie „Sosnowiec”. To technikum początkowo mieściło się jeszcze przy uliczce Nowopogońskiej, naprzeciw uliczki Wodnej, w niezwykle urokliwej piętrowej i ceglastej kamienicy. Z zawieszonymi od strony ulicy ozdobnymi balkonami, okazałą bramą prowadzącą na podwórko i efektownymi drzwiami poprzez, które docierało się do klatki schodowej, a stamtąd już bezpośrednio do usytuowanych wewnątrz wielu pomieszczeń mieszkalnych i szkolnych. Dzisiaj po tej stronie ulicy już wszystkie zabytkowe prywatne budynki i hutnicze budowle oraz ceglaste mury już dawno, dawno temu wyburzono. Nie pozostał po nich już nawet żaden ślad i to nawet w ludzkiej pamięci 2/. Zresztą już pod koniec lat 40. XX wieku to technikum przeniesiono do parterowego baraku opodal ulicy Rybnej, co utrwaliłem na powyższym zdjęciu w 2011 roku.
****
Jurek Nowiński już wówczas gdy go poznałem, był starszym ode mnie o siedem lat młodzieńcem, bowiem urodził się już 1 stycznia 1930 roku. A ja z kolei 11 maja 1937 roku. Doskonałym też jak na tamte czasy, wyczynowym koszykarzem Klubu Sportowego „Włókniarz” w Sosnowcu. Klubu Sportowego i sekcji koszykarskiej, do której i ja wreszcie też dotarłem. Swą wirtuozerią i kunsztem gry ogromnie mi wówczas imponował. Ponieważ i ja tą dyscypliną sportową byłem wówczas zafascynowany więc korzystaliśmy z różnych okazji, by doskonalić swe koszykarskie umiejętności. Wiele więc razy, jak sobie to obecnie przypominam, wykorzystując zachłannie każdą nadarzającą się okazję, szlifowaliśmy więc naszą formę tam gdzie tylko było nam dostępne boisko z konstrukcją koszykarską. Najczęściej jednak doskonaliliśmy nasze umiejętności w nie tak jeszcze dawno temu prywatnej ujeżdżalni koni państwa Schoen, a po 1945 roku zaadoptowanej już na halę sportową i przyznaną Klubowi Sportowemu „Włókniarz”. Ta o potężnych gabarytowo wymiarach hala sportowa, jak na warunki sosnowieckie i Zagłębia Dąbrowskiego, mieściła się wtedy na bulwarach nadrzecznych Placu Schoena. Ale rozgrywaliśmy też wielokrotnie chłopięce mecze nawet na klepiskowym boisku szkolnym z rozchwianymi konstrukcjami koszykarskimi przy uliczce Rybnej, gdzie już wtedy mieściło się przeniesione z uliczki Nowopogońskiej Technikum Hutnicze. Wówczas rzeka Czarna Przemsza jeszcze była nieuregulowana i zakolami płynęła innym niż obecnie korytem, bardzo blisko tego boiska i baraku szkolnego, w którym to wówczas też mieściło się technikum. Wielokrotnie więc w trakcie gry w koszykówkę zmuszeni byliśmy z niej wyławiać wpadającą doń piłkę. Już wtedy Jurek był wysokim, niezwykle też przystojnym i o pięknych rysach młodzieńcem. Ten młodzieńczy wygląd w miarę dorastania jeszcze bardziej się wyszlachetniał i nabierał też charakterystycznych męskich cech niemal filmowego amanta. Już wówczas wśród nas krążyły opowieści, że Jurek podobno przepięknie też śpiewa, co jakoś w mojej chłopięcej wyobraźni kolidowało to jednak z jego wprost nieprawdopodobną sprawnością fizyczną. Ja raczej wówczas zawsze kojarzyłem go tylko z wyczynowym, profesjonalnym sportem.
****
Już ponoć po ukończeniu Technikum Hutniczego w Sosnowcu przy uliczce Rybnej, gdzieś około 1953 roku, w wyniku konkursowego egzaminu, został zakwalifikowany do Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Jurek z dumą wspominał mi kiedyś, że jego skalę głosu oceniał wtedy sam pan profesor Stanisław Hadyna, który oczarowany jego śpiewem bez jakichkolwiek zastrzeżeń przyjął go wówczas do zespołu „Śląsk”. Wówczas to przyjeżdżał z dalekiego Koszęcina do Sosnowca już tylko na same mecze i zdobywał dla naszego zespołu zawsze cenne punkty. Bowiem na doskonalenie swojej fizycznej sprawności i techniki na organizowanych co najmniej trzy razy w tygodniu treningach nie miał już wtedy absolutnie czasu. O jego kunszcie gry, niepopartej jednak profesjonalnymi treningami, mogą dobitnie świadczyć poniższe oryginalne protokoły z rozegranych spotkań, które zachowały się w moim domowym archiwum, podobnie jak i odpisy z protokołów oraz informacje prasowe. Niektóre z tych starych i pożółkłych już upływem czasu dokumentów, aby nie być posądzonym o gołosłowność mych wypowiedzi, prezentuję więc poniżej.