Janusz Maszczyk: Renardowską ciuchcią na majówkę…

****

Te kopalniane majówkowe wyprawy, do których w miarę upływu lat już oficjalnie i bez żadnych ceregieli mogły się już też „załapać” osoby kompletnie nie związane z Kopalnią Węgla Kamiennego „Sosnowiec” były jeszcze modne w PRL, ale już tylko w pierwszych latach 40. XX wieku Jednak wtedy do kopalnianego parowozu tylko niekiedy podczepiano już tylko jeden wagon osobowy. Najczęściej więc wtedy kursował i taki właściwie stosunkowo dobrze zapamiętałem, specyficzny zespół wycieczkowy, składający się z dwóch lub trzech krytych towarowo – bydlęcych wagonów, wyposażonych tylko na poboczach w proste drewniane, zbite z desek ławy. Niektóre ławy były składane. Ciężkie i masywne przesuwane drzwi w tych towarowych „pulmanach” były zawsze szeroko na oścież otwarte, a przestrzeń pomiędzy przesuwanymi drzwiami, była zabezpieczona raczej prowizorycznie, tylko dwoma metalowymi prętami. Mieszkańcy Sosnowca z charakterystyczną sobie ironią, ochrzcili te charakterystyczne „pulmanowskie” składy wagonowe – „krowiakami”. Podobno od pierwszych lat 50.XX wieku, jednak już nie organizowano zbiorowych wycieczek majówkowych, ale parowóz z doczepionymi bydlęcymi wagonami dalej kursował i to w dwie strony. Zapuszczał się bowiem nawet, jak to wspominają starzy już górnicy z tej zlikwidowanej już dzisiaj Kopalni Węgla Kamiennego „Sosnowiec”, nawet w odległe od Sosnowca rejony Zagłębia Dąbrowskiego. By tylko przywozić i na powrót odwozić, zwerbowanych do pracy w podziemiach tej kopalni – jak ich wtedy określano -chłoporobotników.

Może jeszcze tylko wspomnę, że ostatni raz miałem okazję podróżować tymi niezwykłymi „pulmanami”, ale tylko do Jęzora w latach 50. XX wieku. Natomiast z Jęzora udaliśmy się później pieszo do Dębowej Góry. Tą obecnie dla mnie sentymentalną i romantyczną podróżą była wówczas hucznie nagłaśniana przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Sosnowcu akcja – „młodzież ‘Staszica’ społecznie porządkuje Jęzor i zadrzewia sadzonkami iglastymi Dębową Górę”. Bardzo nas wtedy do tej akcji zachęcał też w liceum „Staszica” sam pan dyrektor Julian Latosiński. W rezultacie na tą niezwykłą ciuchciową podróż załapało się wtedy co najmniej kilka klas z naszego liceum. Wtedy to w czynie społecznym oprócz sprzątania Jęzora mieliśmy też jeszcze powiększyć zielone obszary płuc Zagłębia Dąbrowskiego. Pamiętam jeszcze doskonale, jak na rozległych aż hen po horyzont niezadrzewionych polach Dębowej Góry, gdzie hulał jeszcze tylko wiatr, pod nadzorem leśniczego sadziliśmy wtedy malutkie iglaki. Do Dębowej Góry kolejny raz dotarłem już wraz z moją żoną Renią. Dopiero po kilkudziesięciu latach nieobecności w tamtych stronach. Było to chyba późną wiosną lub początkiem lata roku 2015 lub 2016.Jeszcze wtedy moja kochana – Renia, była wyjątkowo sprawną kobietą, pełną więc życia i nadziei na przyszłość, przynajmniej na najbliższe lata. Odeszła jednak niespodziewanie i nagle z tego świata już 1 sierpnia 2017 roku, mając zaledwie 75. lat ziemskiego życia. A ponoć według naukowców kobiety obecnie w Polsce żyją dłużej niż mężczyźni. Przynajmniej o kilka lat.

Ku memu rozczarowaniu, jednak już po dotarciu do Dębowej Góry konkretnego miejsca gdzie zakopywałem w gruncie polnym malutkie sadzonki iglaste już jednak nie odkryłem. Żona jak zwykle w takich sytuacjach mnie jednak pocieszała. Błądziliśmy więc po zakamarkach tej sosnowieckiej dzielnicy w poszukiwaniu tego zaczarowanego i zbiegiem lat coraz bardziej sentymentalnego oraz romantycznego dla mnie miejsca. Jednak bez pozytywnych skutków. Możliwe, że spowodował to ponad 62-letni przedział czasowy, kiedy tam jako jeszcze młodzieniec byłem. Spotykani przez nas przypadkowo przechodnie nie kojarzyli moich sentymentalnych i romantycznych wspomnień. Twierdzili natomiast, że w tych stronach to faktycznie rośnie posadzony po 1945 roku jakiś iglasty las. Czy mówili wówczas jednak prawdę? Czy po prostu widząc dwie starsze już wiekiem osoby, do tego jeszcze zagubione w terenie, chcieli nas tylko, tak po ludzku pocieszyć. Absolutnie bowiem nie mogli podać daty zadrzewienia tych polnych wtedy terenów. Wskazywali nam tylko ręką kierunek, gdzie ponoć ten las jednak się znajduje. Jednak tymi dotychczasowymi poszukiwaniami byliśmy już wtedy tak zmęczeni, że zrezygnowaliśmy z dalszej penetracji terenu.

Jak już wyżej wspominałem dawny sielecki kopalniany przystanek kolejowy, który jest prezentowany wyżej na zdjęciu, teraz obecnie już nie istnieje. Nie pozostał po nim nawet żaden ślad. Chyba poza moim powyższym zdjęciem. Podobnie jak uległy też dewastacji, zarówno miejscowa żywicielka – renardowska kopalnia, okazałe fabryczne osiedle mieszkaniowe, dwór i okoliczne pola uprawne, itd., itd. Również i „Park Renardowski” jak go wówczas określało starsze jeszcze pokolenie mieszkańców z Sosnowca, też już znacznie odbiega od stanu pierwotnego. Nawet tego z lat 50., a nawet 60. XX wieku… No cóż? Świat się zmienia… Ale my tego w ślepej i ułudnej pogoni życia, najczęściej jednak nie widzimy…

…………………………………………………………………………………………………………………………

Bibliografia i przypisy:

1 – Obecnie ten park nosi nazwę Park Sielecki. W tamtych latach, czyli za czasów zaborów Rosji carskiej podobnie jak i w okresie II Rzeczypospolitej codzienny wstęp do „Parku Renardowskiego” z wyjątkiem pory nocnej, bowiem mieli zapewniony tylko nieliczni mieszkańcy z Sosnowca. Ci tylko, którzy posiadali przyznaną im przez Gwarectwo „Hrabia Renard” specjalną imienną przepustkę. Przepustki były przyznawane zarówno samotnym osobnikom jak rodzinom. Więcej na ten temat w moim artykule: – „ALEJKAMI PARKU RENARDOWSKIEGO”.

Prawie podobna sytuacja z przepustkami miała też miejsce podczas okupacji niemieckiej. Przepustki dopiero zniesiono po 1945 roku.

2 –Stefan Wacław Bielecki, „Kopalnia ‘Sosnowiec’. Dzieje zakładu górniczego (1876-1997) oraz Sielca, dzielnicy miasta Sosnowca”, Sosnowiec 2017, s. 79.

3 –Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, Rada Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, „Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939 – 1945”, PWN – Warszawa, 1979, s. 464. Przy ulicy Rzeźniczej w barakach mieścił się podczas okupacji niemieckiej: – „Oddział roboczy jeńców brytyjskich obozu w Cieszynie (czes.) – Komando E 538 Stalag VIII B Teschen. Jeńcy pracowali w Kopalni ‘Sosnowiec’ (zw. wówczas ‘Renardgrube”). były śmiertelne wypadki przy pracy. 7. I.1945 oddział liczył 526 ludzi.

4 – Wspomnienia rodzinne i własne.

 

Uprzejmie przypominam, że wszystkie artykułu autora jak do tej pory są publikowane bezinteresownie. Z tetego tytułu nie korzystałem więc dotąd nigdy i nie czerpię też nadal żadnych korzyści materialnych, ani też innych jakichkolwiek profitów, poza satysfakcją autorską.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.

Niniejsza publikacja jest uzupełnieniem już listopadowego z 2012 roku o tym samym tytule artykułu. Tym razem jednak znacznie poszerzonego o nowe informacje i zdjęcia.

Strony: 1 2 3 4

Bear