Janusz Maszczyk: Randez vous z każdą władzą – czyli krótka historia pogońskiej Szkoły Realnej

[Tytułowa strona albumu wydanego przez Henryka Dietla na okoliczność otwarcia na Pogoni w Sosnowcu w 1898 roku „Sosnowieckoje Realnoje Uczyliszcze. Uczereżdennoje i Soderżimoje GG. Ditelem” (Sosnowiecka Szkoła Realna). Ufundowana i utrzymywana przez H. Dietla). Na albumie widoczny też wiernopoddańczy najwyższemu carowi wszechrosji podpis – Gienrich Gienrichowicz Ditjelej.]

 Historia ma to do siebie, że stara się niekiedy dotrzeć i opisać zgodnie z prawdą obiektywną ważne, ale niekiedy też jednak niemiłosiernie już zagmatwane wydarzenia z naszej przeszłości. Ponad studwudziestoletni przedział czasowy jaki nas współczesnych dzieli od tamtych historycznych wydarzeń, nie powinien więc nam pozornie nastręczać większych kłopotów, by tamte, a szczególnie następne już lata, wreszcie opisać rzetelnie i obiektywniej niż jak to uczynili dotychczas niektórzy historycy i publicyści. Przy tym nie tworząc mitów, legend i półprawd, czy niedomówień. Niestety ale w wielu wspomnieniach historycznych napotykamy też na luki, które się przez lata zagościły na skutek różnorodnych przekazów. Jedne w wyniku zatarcia informacji w czasie, inne z kolei wręcz nawet celowo usuwano z przekazów dla potomnych. Postarajmy się więc funkcjonujące w sosnowieckiej przestrzeni publicznej niektóre tylko znaki zapytania, teraz w tym króciutkim artykule wyjaśnić, poszerzając przy tym ten artykuł o pozyskane w ostatnim czasie nowe konkretne informacje.

[Źródło: www.WikiZaglebie.pl Szkoła Realna w Sosnowcu.]

Historia sosnowieckiej dzielnicy Pogoń gdzie się kilkadziesiąt lat temu urodziłem i mieszkałem przez następne 27 lat, sięga XIV wieku, gdy była jeszcze na terenie Polski prawie nikomu nieznaną wsią, a jej istnienie w zasadzie poznaliśmy dopiero współcześnie, z głęboko ukrytych kart notarialnych. Od drugiej połowy XIX wieku do czasów współczesnych jej tereny południowo – wschodnie są raczej już tylko kojarzone z rodziną państwa Dietlów i ich przemysłem włókienniczym. Historia po prostu w tej części sosnowieckiej wsi zaczyna się jak w typowej bajce, której ciekawe i nieprawdopodobne wręcz wersje, jeszcze w dzieciństwie czytali i opowiadali mi moi rodzice. Polska bowiem od 1795 roku już nie istnieje, wymazano ją nawet nie tylko z mapy Europy, ale też z ludzkiej pamięci, podobnie jak w wielu też przypadkach również z serc i sumień niektórych Polaków. Przyjeżdżający więc wówczas na te tereny obywatele z dalekich krain, z obcych państw, ze zrozumiałych więc względów, nawet nie kojarzą, gdzie się nasza Ojczyzna jeszcze przed rozbiorami zaczynała, a gdzie się tak naprawdę obecnie już teraz ostatecznie kończy. Przybywali więc nie do Polski, ale na dalekie tereny zachodnie wielkiego Cesarstwa Rosyjskiego.

****

W roku 1878 na odległe zachodnie rubieże cesarstwa Rosyjskiego, do zagubionej wsi pogońskiej, dociera z dalekiej Saksonii nieznany tu nikomu fabrykant niemiecki – Heinrich Dietel wraz ze swą małżonką Klarą Jacob.

[Źródło: www.Wiki Zaglebie.pl Henryk Dietel z żoną Klarą Jacob (1903), który po przyjęciu obywatelstwa rosyjskiego tytułował się jako: Gienrich Gienrichowicz Ditjelej.]

[Gienrich Gienrichowicz  Ditjelej – zdjęcie z wydanego 1989 r. albumu z okazji otwarcia Szkoły Realnej.]

[Ze zbiorów autora. Pod zdjęciem z lewej strony napis M. Arbus, a z prawej Częstochowa i Sosnowice. Wg autora: Z tyłu stoi pani Klara Dietel, a z przodu siedzi z czapką na kolanach jej małżonek Henryk Dietel Zdjęcie wykonano w prywatnym parku państwa Dietel, przed dawną Świątynią Sybilii.]

Niemieccy przybysze z dalekiej Saksonii nie przybywają jednak na ten teren tak jak wielu wtedy też biedaków z całkiem pustymi kieszeniami, ale dysponują już odpowiednio wysoką fortuną pieniężną, na tyle pokaźną by jeszcze przy wsparciu swej rodziny można było rozkręcić intratny interes. Nie namyślając się długo, najpierw więc nawiązują bliższe kontakty z wpływowymi na tych terenach Rosjanami i przystępują do budowy przędzalni czesankowej, której raczkująca produkcja zacznie się rozwijać i nabierać tempa już od około 1879 roku. Zanim jednak ta fabryka już pełną parą ruszy jak z kopyta w 1890 roku i będzie znacznie już też rozbudowana oraz zmodernizowana, i zatrudniała około 2000 robotników, to na świat przyjdą już ich dzieci, a konkretnie to pięciu synów: w 1881 r. – Heinrich Georg, w 1883 r. – Boris Eduard, w 1885 r. – Alfred Richard, w 1886 r. – Roman Jacob i w 1888 r. – Gotlob Władmir, który w okresie II Rzeczypospolitej Polski był też przez polskich mieszkańców z Sosnowca zwany Włodzimierzem.

W międzyczasie, na okres przejściowy na skutek braku gotówki, rodzina zamieszka więc tylko skromnie. W malutkim budynku położonym tuż, tuż obok ich fabryki i wijącej się jeszcze wtedy wiejskiej piaszczystej drogi, która jeszcze wtedy na carskich mapach nie była w ogóle oznakowana – to dzisiejsza ulica Stefana Żeromskiego. Jednak już niebawem dzięki ogromnym zyskom jakie popłyną z przędzalni czesankowej – pierwszej wtedy i jedynej tego typu fabryki w Królestwie Polskim (Królestwo Polskie przez władze carskie ironicznie jednak określana jako Kraj Nadwiślański; ros. Привислинский край, Priwislinskij kraj) – to państwo Dietlowie wybudują już sobie przestronny i duży gabarytowo dom mieszkalny, popularnie na tych terenach określany pałacem. Obok tego pałacu, jednak już znacznie później powstanie też rozległy prywatny park, a po jego drugiej stronie, obok zabudowań fabrycznych, postawią jeszcze nie tylko nowoczesną, ale wprost nawet luksusowo wyposażoną stajnię i powozownię. Niespotykane dotąd tego typu pomieszczenia w innych regionach Zagłębia Dąbrowskiego. O niewyobrażalnym bogactwie rodziny państwa Dietlów jak na ówczesne warunki sosnowieckie i pewnej też ich megalomani, może świadczyć fakt, że Henryk i Klara Dietlowie zostaną pochowani na cmentarzu sosnowieckim przy ulicy Smutnej, ale nie w typowym grobowcu, jakie tu na każdym prawie kroku dominują nawet wśród wyjątkowo bogatych przyjezdnych fabrykantów, jak w przypadku rodziny państwa Schoenów, czy Lamprechtów, ale w postawionym iście w królewskim stylu mauzoleum. W tym artykule nie jestem jednak w stanie skrupulatnie opisać wszystkich obiektów jakimi już wtedy dysponowała rodzina państwa Dietlów. Ciekawostek jest bowiem aż takie mrowie, że powinienem poświęcić temu tematowi zupełnie oddzielny już artykuł.

[Zdjęcia powyżej z 2007 r. Cmentarz ewangelicki na Pogoni przy ulicy Smutnej. Mauzoleum rodziny Dietlów.]

[Zdjęcia z 2007 roku. Cmentarz ewangelicki na Pogoni  przy ulicy Smutnej. Obok mauzoleum państwa Dietlów groby innych fabrykantów: Lamprechtów i Schoenów.]

Początkowo Henryk Dietel napotyka na ogromne trudności w pomnażaniu swego majątku w dotąd zupełnie nieznanym jemu, jak też i obcym dla niego i jego rodziny zachodnim zakątku wielkiego imperium Rosji carskiej. Aby więc rozkręcić intratny interes podejmuje odpowiednią grę z właścicielami tych terenów, czyli z Rosjanami. Polacy bowiem zamieszkujący te ziemie od wielu pokoleń, podejrzliwie zresztą obserwowani przez zaborcę carskiego – jako wiecznie chorobliwi wichrzyciele ustalonego europejskiego ładu państwowego i wieczni też buntownicy w tych pokerowych biznesowych rozgrywkach od wielu, wielu lat w ogóle się już przecież nie liczą. Oczywiście poza niewielką grupką osób, liczebnie trudną obecnie do ustalenia, która jednak bez jakichkolwiek skrupułów zawsze kolaborowała z każdym zaborcą. Najpierw więc pospiesznie się uczy nieznanego mu dotąd języka rosyjskiego, a później jeszcze, by porozumiewać się z niektórymi miejscowymi Polakami, stopniowo też uzupełnia  znajomość języka polskiego, którego ponoć nigdy nie opanuje w stopniu perfekcyjnym.

W dziesięć lat po przyjeździe rodziny państwa Dietlów, czyli w 1888 roku zaborca carski wprowadza już jednak drastyczne przepisy, że obcokrajowcy, właściciele fabryk zobowiązani są do niezwłocznego podjęcia decyzji zmierzających do zwiększenia swojej asymilacji z cesarstwem rosyjskim. Pierwszym krokiem w tym kierunku był ustanowiony obowiązek zdania przed specjalnie do tego celu powołaną komisją egzaminu z języka rosyjskiego, dopiero wówczas otrzymywało się obywatelstwo rosyjskie. Obywatelstwo jednak przyznawano dopiero po pięciu latach skrupulatnej obserwacji fabrykanta, czy jego postawa prawna, a zwłaszcza lojalność jest zgodna z prawodawstwem rosyjskim. Dopiero po złożeniu przysięgi na wierność carowi, przyznawano wtedy takiej osobie obywatelstwo rosyjskie. Henryk Dietel wówczas spełniłte wszystkie wymagania i obostrzenia. W końcu został też, podobnie jak wielu też innych fabrykantów, lojalnym obywatelem Rosji carskiej, dzięki czemu mógł już wreszcie bez problemu korzystać z przywilejów i ekspansji kapitalistycznej na całym terytorium cesarstwa rosyjskiego. W starych dokumentach jest zresztą możliwość sprawdzenia jego poddańczego podpisu, jako – Gienrich Gienrichowicz Ditjelej. W swoim wiernopoddańczym geście Najwyższemu Carowi Wszechrosji okazał nawet taki wymowny gest, że zaproponował aby miasto Sosnowiec „nazywało się Nikołajgorod”1/.

Henryk Dietel po rozkręceniu już swojej firmy i pozyskaniu ze sprzedaży jej produktów olbrzymich dochodów pieniężnych, był już więc zaliczany do najwyżej notowanych kupców w cesarstwie rosyjskim. Przez pewien okres czasu został więc nawet mianowany członkiem Towarzystwa Popierania Rosyjskiego Przemysłu i Handlu. Zaborca carski nawet tak doceniał Dietla, że powołał go na doradcę gubernatora piotrowskiego. Jednocześnie Rosjanie nie tylko, że odznaczają go carskimi orderami, ale nawet ozdabiają go specjalnym tytułem – carsko- rosyjskiego radcy handlowego. Jakby tych zaszczytów z zaborcą carskim było ciągle za mało, to w roku 1901 zostaje nawet przyjęty przez samego „miłościwie nam panującego” cara Rosji Mikołaja II na specjalnie w tym celu zorganizowanej audiencji, gdy ten w trakcie objazdu swych zaborczych włości przebywał akurat w Skierniewicach2/.

****

Początkowo w swej fabryce, ze zrozumiałych zresztą względów, na stanowiskach kierowniczych i bezpośrednio przy obsłudze skomplikowanych maszyn zatrudnia więc w większości przybyszy zagranicznych, głównie rodowitych Niemców i Górnoślązaków. Dla nich też obok swego niezwykle ekskluzywnego budynku mieszkalnego i bajkowego parku, na wydzielonym skrawku ziemi stawia malutkie, proste w zabudowie i wyposażeniu ich wnętrz kilkubudynkowe ceglaste osiedle. W fabryce włókienniczej obsługę nieskomplikowanych maszyn i wykonywanie też prostych prac w parku oraz stajni i powozowni, z kolei powierza już tylko Polakom. Za kilkanaście lat już poza swą pałacową rezydencją, poza torami Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej, powstaną jeszcze dwa osiedla mieszkaniowe, bardziej już jednak ekskluzywne jak na owe czasy, niż to malutkie klitkowe i zaledwie kilkubudynkowe ceglaste osiedle przypałacowe. Pomieszczenia w tych nowo postawionych budynkach, przy późniejszych ulicach: 3 Maja i Parkowej będą więc już znacznie bardziej rozległe metrażowo i bardziej już luksusowo wyposażone niż te z wymienionego terenu. W tym nowowybudowanym osiedlu przy ulicy 3 Maja, po 1945 roku zamieszka też moja rodzina i moja przyjaciółka, więc z autopsji miałem wtedy możliwość porównać wyposażenie wnętrz tych przypałacowych mieszkań jak i tych już później wybudowanych po drugiej stronie Kolei – Warszawsko – Wiedeńskiej.

Jedno z nich ciągnęło się niczym wąż boa przy obecnej ulicy 3 Maja. To osiedle mieszkaniowe jakimś cudem ocalało jednak od wyburzeń po 1945 roku i stoi tam do dzisiaj. Zburzono jednak niezwykle uroczą piętrową zabudowę komórkową. W jednym z budynków mieszkalnych tego właśnie osiedla państwo Dietlowie utworzą też „Szkołę Aleksandrowską”, przeniesioną już wcześniej z ulicy Dytlowskaja (obecna ulica St. Żeromskiego). Drugie natomiast osiedle, też ekskluzywne jak to już wymienione, wybuduje przy dawnej ulicy Parkowej, koło sieleckiego Wawelu. Z tego osiedla do dzisiaj zachował się już tylko jeden segment. Ten, który był postawiony jako pierwszy, czyli od strony rzeki Czarnej Przemszy. Oczywiście buldożery zrównały też z ziemią przepiękną ciągnącą się wzdłuż tych budynków piętrową zabudowę komórkową. Natomiast na 8 hektarach żyznej ziemi, tam gdzie obecnie już tylko rozciągają się tereny Parku Sieleckiego, pomiędzy rzeką Czarną Przemszą a ulicą 3 Maja, powstaną ich prywatne uprawy warzywne i szklarnie. W tych dwóch osiedlach początkowo zamieszkają głównie tylko niemieckojęzyczni kierownicy i urzędnicy, a później już też awansowani do biur i na stanowiska kierownicze Polacy, przede wszystkim wyselekcjonowani fachowcy z jego fabryki włókienniczej. Natomiast w pierwszym segmencie osiedlowym od rzeki Czarnej Przemszy, ale przy ulicy Parkowej będzie też wynajmował mieszkania dla nauczycieli ze „Szkoły Aleksandrowskiej”.

Jak już wyżej wspominałem stopniowo rozbudowywana fabryka w malutkiej, w dopiero co zurbanizowanej pogońskiej wsi już w 1890 roku będzie jednak zatrudniała, aż około 2000 robotników, co dzisiaj brzmi paraliżująco, przy prawie totalnym zlikwidowaniu większości dawnych fabryk i hut oraz wszystkich kopalń w Sosnowcu. Większość pracowników, szczególnie robotników, w tej włókienniczej fabryce będą stanowili Polacy. W tej sytuacji przybysze niemieckojęzyczni zatrudnieni w biurach i na stanowiskach kierowniczych, aby nawiązać w pracy bezpośredni roboczy kontakt z zatrudnionymi tam polskimi robotnikami, mimo woli zmuszeni więc będą opanować nieznany im dotąd i trudny też w posługiwaniu się język polski. Z kolei, by poszerzyć swe kontakty z miejscową władzą, na gwałt uczą się też języka rosyjskiego. Po wielu latach niektórzy z nich tak pokochają ten skrawek ziemi i cudownie odrodzoną niczym feniks z popiołów naszą Ojczyznę II Rzeczypospolitą Polskę, że staną nawet w jej obronie w czasach drugiej okupacji niemieckiej (lata 1939 – 1945) i poniosą nawet męczeńską śmierć z ręki niemieckich najeźdźców. O nich jak zwykle zapomnimy. Nie będzie więc nawet stać mieszkańców Sosnowca, by na murach dawanej pogońskiej Szkoły Realnej, do której jeden z takich bohaterów kiedyś uczęszczał zawiesić choćby tylko symboliczną tablicę wdzięczności. Tym polskim bohaterem był Cezary Zefiryn Uthke3/. Można to nazwać pewnym paradoksem losu, czy nawet jego ironią, ale ta wybitna i tragiczna postać jest współcześnie poza wyjątkowymi pasjonatami historii Zagłębia Dąbrowskiego zupełnie jednak nieznana w Sosnowcu. Tragizmu dodaje jeszcze fakt, że Cezary Uthke niemal całe swe dorosłe życie poświęcił nie tylko obronie Polskiego Narodu i Państwa Polskiego, ale i sprawiedliwości społecznej. Jego życiowym marzeniem było też to, by jak feniks z popiołów na nowo odrodziła się niepodległa i suwerenna Polska. Dzisiaj niestety pamięć o tym Wielkim Polaku jest do tego stopnia już zagmatwana, że trudno jest się nawet doszukać w publikacjach wspomnieniowych różnego typu pełnego i jednolitego oraz rzetelnego o nim życiorysu.

****

Prawdopodobnie już wtedy niezwykle przedsiębiorczy, kulturalny i inteligentny Henryk Dietel zaczyna rozumieć, że antidotum na rozwiązanie jego wszelkich rodowych kłopotów na tych dla niego przecież obcych terenach, gdzie w urzędach posługiwać się trzeba wyłącznie tylko językiem rosyjskim, a co ciekawe na ulicy i w fabryce tylko językiem polskim, jest budowa rosyjskiej szkoły. Już wkrótce podejmie więc decyzję wzniesienia typowej rosyjskiej szkoły, mimo iż jeszcze wtedy nie obowiązywał urzędowy obowiązek nauki szkolnej. Inteligentny i z polotem biznesowym Heinrich Dietel prawdopodobnie w mig jednak pojmuje, że szkoła rosyjska, a raczej opanowanie przez jego rodzinę języka rosyjskiego w jeszcze bieglejszym stopniu niż dotychczas, pozwoli też rozwiązać wiele towarzyszących mu kłopotów w fabryce i w dopiero co kiełkującym się lokalnym samorządzie oraz też będzie miała istotny wpływ na dalszą karierę zawodową jego dzieci. Z drugiej strony otwarcie szkoły rosyjskiej, o czym chyba wtedy też wiedział, stanie się również oknem na zawarcie jeszcze bliższych znajomości z jeszcze bardziej znanymi i liczącymi się osobistościami w tym wielkim cesarstwie rosyjskim. Niewątpliwie ten sam tok rozumowania, co jest zupełnie z punktu ludzkiego widzenia zrozumiałe będzie też towarzyszył zatrudnionym w jego fabryce innym przybyszom, którzy na co dzień posługiwali się tylko mową niemiecką. Musimy bowiem pamiętać, że jeszcze wówczas poddańcza mowa polska na tych ziemiach absolutnie się jednak nie liczyła. Najpierw więc z jego polecenia w jego ceglastych zabudowaniach pogońskich obok pięknej przyfabrycznej budowli, określanej pałacem, i ciągnącym się wzdłuż ulicy parku, powstanie malutka o podstawowym tylko profilu nauczania rosyjska placówka oświatowa, zwana „Szkołą Aleksandrowską” i to w zaledwie tylko w kilku izbach, oczywiście z językiem wykładowym rosyjskim. Natomiast już 17 października 1894 r. z jego rublowej kiesy, zostanie oddana na wzniesieniu, w wiosce Pogoń, do użytku publicznego, pierwsza prywatna i rządowa Szkoła Realna z językiem wykładowym rosyjskim. Na temat jej usytuowania, jednak nadal istnieją jeszcze konkretne luki informacyjne, czy wręcz nawet poważne rozbieżności lokalizacyjne. Według bowiem najbardziej autorytatywnego przekazu jaką w tej sprawie powinna być niewątpliwie „Księga Pamiątkowa ‘Staszica’ z 1969 roku” s.9, gdyż została opracowana i autoryzowana przez profesorów i byłych uczniów z tego liceum, to ponoć „przez pierwsze trzy lata mieściła się ona w skromnych warunkach lokalowych w jednym z domów Henryka Dietla odpowiednio przystosowanym do tego celu”. Co jest jednak w tym przypadku ciekawe i zastanawiające? Ano to, że autorzy tej publikacji, głównie nauczyciele z liceum „Staszica” nie podają jednak, w którym to było konkretnym budynku. Podobnie ten temat został tez pominięty milczeniem w kolejnej wydanej w 1984 roku „Księdze Pamiątkowej Staszica”. Z kolei znany publicysta Jan Przemsza – Zieliński w „Sosnowieckiej Encyklopedii Historycznej” (wyd. Sosnowiec 1994” s.437 i 438), pisze, że została usytuowana „początkowo w tym samym gmachu co szkoła aleksandryjska”. W tym przypadku, po pierwsze autor podaje nieprawdziwą nazwę tej szkoły, gdyż powinno być „Szkoła Aleksandrowska”, a po drugie nie precyzuje dokładnie konkretnego jej usytuowania.

Ponoć otwarcie pierwszej Szkoły Realnej miało charakter niezwykle uroczysty, na czym niewątpliwie najbardziej zależało samemu darczyńcy – panu Henrykowi Dietlowi. By wyeksponować splendor tej uroczystości i do tego jeszcze pozyskać łaskawość wśród rosyjskich oligarchów, Henryk Dietel ogłosił, iż szkoła jest otwierana w dowód wdzięczności w „rocznicę cudownego uratowania Suwerennego Cara i Jego Rodziny Królewskiej od grożącego Im niebezpieczeństwa na Kursko – Charkowsko – Azowskiej żelaznej drogi”. Koniec oryginalnego cytatu z okolicznościowego albumu „Sosnowieckoje Realnoje Uczyliszcze”z 1894 – 1898 roku”. Aby głębiej zrozumieć motywy jakimi się prawdopodobnie wtedy kierował Henryk Dietel, by we wsi pogońskiej uruchomić Szkołę Realną, konieczne jest choćby tylko zasygnalizowanie istotnego tła polityczno – społecznego jakie wówczas towarzyszyło tym nietuzinkowym wydarzeniom. Samo otwarcie Szkoły Realnej nastąpiło bowiem w sytuacji wyjątkowo wzmożonej rusyfikacji ziem polskich zagrabionych przez carat i to zaledwie w trzydzieści cztery lata po krwawym stłumieniu przez Rosję carską powstania styczniowego. Na otwarcie tej rosyjskiej szkoły, zresztą nie przypadkowo, zostają więc zaproszone przez hojnego darczyńcę – Henryka Dietla – znane carskie osobistości: wśród nich brylował z okupowanej Warszawy sam despotyczny i polakożerczy Aleksandr Lwowicz Apuchtin (ros. Александр  Львович  Апухтин 1822-1903) 4/.

****

Nowy już budynek Szkoły Realnej został wybudowany na pagórku wsi pogońskiej i oddany do użytku 21 listopada 1898 roku (s.13 tego albumu). Jak wspominał to mój ojciec, rodem z pogońskiego „Wygwizdowa” (urodzony w 1897 r.) – sam już budynek szkolny – pośród zapyziałych okolicznych pogońskich domków i klepiskowych wiejskich dróg prezentował się niczym królewski pałac, a otoczony do tego jeszcze szkolnym parkiem wzbudzał z każdym kolejnym rokiem nieukrywane zdumienie i podziw wśród mieszkańców nie tylko ze wsi Pogoń, ale i w całym też Zagłębiu Dąbrowskim.

[Zdjęcia powyżej pochodzą ze zbiorów autora, z albumu z 1898. Uwaga autora: Na tych dwóch zdjęciach utrwalono widok Szkoły Realnej ale od strony dopiero co zagospodarowywanego parku szkolnego, a nie już niezwykle bajkowo – urokliwego jaki miałem okazję już sam podziwiać w latach 1950 – 1955.]

[Powyżej zdjęcie z albumu z 1898 r. Widok Szkoły Realnej od strony dawnej drogi Kostelnaja (dzisiejsza uliczka Mariacka).]

 Jak wynika z poniższego planu sytuacyjnego, to Szkoła Realna początkowo została ze wszystkim stron otoczona i zagospodarowywana pięknym parkiem szkolnym, a dotąd we wszelkich przekazach pisemnych i ustnych twierdzono, że park szkolny od zawsze był położony ale tylko od strony zabudowań fabryki włókienniczej. Do lat 60. XX wieku to faktycznie zielone szkolne tereny już tylko dotrwały od strony włókienniczej fabryki, a konkretnie to od strony dawnych stajen i powozowni rodzinnej państwa Dietlów, w tym przypadku jest to całkiem tylko dolna strona prezentowanego poniżej planu. Ten fragment parku poznałem już doskonale w latach 1950 -1955, gdy byłem licealistą w dawnym budynku Szkoły Realnej, tym razem już jednak funkcjonującym jako polska szkoła o nazwie Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica.

[Powyżej plan sytuacyjny Szkoły Realnej i parku szkolnego z albumu (1898 r.)]

****

Aby ułatwić z pobliskich wsi i osad dojazdy uczniom do tej szkoły, to uruchomiono na trasie Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej dodatkowe połączenie kolejowe pomiędzy dworcami w Sosnowcu, a stacją kolejową położoną w Ząbkowicach. Do Dworca Głównego w Sosnowa dojeżdżał więc specjalny pociąg. W wyniku uzgodnień z zarządem Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej uruchomiono dodatkowo dwa kursy. Jeden w godzinach rannych w kierunku Sosnowca, a drugi w kierunku Ząbkowic już w godzinach popołudniowych, z dostosowaniem do zajęć lekcyjnych. Henryk Dietel udostępnił też uczniom internat, nad którym opiekę powierzył już jednak kierownictwu szkoły.

Jak już wyżej zasygnalizowałem budynek szkolny był otoczony wijącymi się w różnych kierunkach urokliwymi alejkami parkowymi, zatopionymi w gąszczu przeróżnych gatunków dorodnych krzewów i drzew. W tej oazie zieleni utworzono też specjalne miejsca – „dumania” – z intymnie ukrytymi wśród zarośli ławeczkami. Mieszkańcy więc z Zagłębia Dąbrowskiego traktowali ten teren nie jako tylko typową dzielnicową szkolną zabudowę, ale wręcz pałacową sosnowiecką posiadłość. Zresztą sam gmach nowej Szkoły Realnej w porównaniu do współczesnych nam czasów, prezentował się bowiem wręcz niezwykle uroczo. Do tego trzykondygnacyjnego gmachu, z zabudowanymi też luksusowo pomieszczeniami, w tym i w podziemiach tego budynku i na strychu, początkowo prowadziły tylko trzy wejścia. Dwa od strony klepiskowej jeszcze wówczas drogi Kostelnaja (dzisiejsza ul. Mariacka) i trzecie od strony głównych terenów parku szkolnego. To ostatnie było niezwykle urokliwie ozdobione kunsztownym portalem, jeszcze piękniejszym i malowniczym, niż te dwa od strony jeszcze wtedy wiejskiej drogi – Kostelnaja. Piękną i bajeczną oraz dużą i z ogromnymi oknami aulę, pełną też przeróżnych stiuków, rzeźb i malowideł, ozdabiał jeszcze zawieszony pod sufitem o wyjątkowo dużych rozmiarach plafon. Uczniowie otrzymają też do użytku duże przestronne i dobrze oświetlone sale wykładowe i specjalistyczne pomieszczenia, gdzie będą się w specjalnych pracowniach uczyli rysunku, fizyki, biologii, itd. Wielkie dodatkowe jeszcze pomieszczenia mieściły się też na poddaszu i w podziemiach tego gmachu. Te pomieszczenia zachowały się jeszcze w tym budynku w latach 50. XX wieku, gdy byłem uczniem w liceum „Staszica”. Cały budynek był centralnie ogrzewany, co jak na owe czasy w Zagłębiu Dąbrowskim było ewenementem, a na wsi pogońskiej przez miejscowych było postrzegane niczym współczesny lot na księżyc. Bowiem nawet siedziba państwa Dietlów, zwana pałacem, była jeszcze wtedy tylko ogrzewana piecami węglowo – kafelkowymi. Podobnie luksusowo zostały też wyposażone korytarze w szkole z centralnymi na piętrach zegarami uruchamianymi automatycznie w czasie przerw międzylekcyjnych przez specjalny system elektryczno – mechaniczny. Może warto wspomnieć, że po 1945 roku po tych zegarach nie pozostał już dosłownie żaden ślad, a z XIX wieku mechanizm elektryczno – mechaniczny, zastąpił już woźny z trzymanym w dłoni prymitywnym na drewnianym trzonku kielichowym dzwonkiem. Podobnie stopniowej dewastacji dokonywano też w podziemiach tego budynku, gdzie jeszcze w latach 50. XX wieku w zróżnicowanych co do powierzchni salach, mieściły się wykafelkowane prysznice z ciepłą, a nawet wręcz z gorącą wodą oraz niespotykane jeszcze wtedy muszlowe ubikacje w większości mieszkań licealistów z tej szkoły. Natomiast w podłużnej głównej sali obok prysznic i WC, pokrytej też kafelkami ściennymi i podłogowymi, na samym środku stały owalne dwie marmurowe kielichowe myjnie w formie wanien o średnicy około 2 metrów, a w środku każdej z nich wmontowane jeszcze były wysokie na 1,5 metra też z marmuru postumenty, na szczycie dopiero, których tkwiło kilka lśniących niklowych kranów. W tych marmurowych kielichach była więc możliwość nie tylko błyskawicznego umycia ubrudzonych rąk, lejącą się ciepłą i zimną wodą prosto z kranu, ale nawet można było usiąść na wyprofilowanych brzegach tych marmurowych wanien, by umyć też nogi. Te cacuszka architektoniczne i higieniczne, unikatowe dotąd w szkolnych budynkach w Sosnowcu, a będące natomiast podstawowym wyposażeniem gmachu „Staszica”, stopniowo jednak już dewastowano, podobnie jak unieruchomiono też na strychu ogromne pracownie, gdzie uczniowie jeszcze w latach 50. XX w. uczyli się rysunku – malarstwa oraz na specjalnych wystawach prezentowali też z tej dziedziny swoje artystyczne wyroby.

****

     Pod koniec 2015 roku sprezentowano mi unikatowy album, co już wyżej tylko zasygnalizowałem, a w nim znajduje się wiele też cennych starych jeszcze zdjęć z dawnej carskiej Szkoły Realnej. Album jest opisany wyłącznie tylko cyrylicą. Już sama okładka prezentuje się jednoznacznie, że uruchomiona na Pogoni Szkoła Realna jest typową jak na zabory carskie tylko rosyjską szkołą, a nie polską placówką dydaktyczną, jak to powojenna (po 1945 r.) wieść niosła w środowisku nauczycielskim ze „Staszica” i po zakamarkach sosnowieckich zabudowań. W tym albumie nie zakradło się więc ani jedno nawet słowo w języku polskim. Wiodąca treść i wszystkie opisy zdjęć w tym albumie dokonano więc wyłącznie tylko w języku rosyjskim, co na ówczesne carskie zabory jest zupełnie normalne i dla mnie zrozumiałe. Co jeszcze jest ciekawe w tym niezwykłym albumie?… Ano to, że dopiero teraz spokojnie go przeglądając, po upływie aż 61 lat jak opuściłem mury tego uroczego budynku, to zauważyłem, że plafony umieszczone w tamtych latach pod samym sufitem tej przepięknej szkolnej auli, przedstawiały wyłącznie tylko lizusowskie malunki z motywem moskiewskiego kremla i cerkwie prawosławne. Czyli jak na tamte czasy, pejzaże architektoniczne raczej bliskie sercu carskiemu zaborcy, a nie nostalgiczne pejzaże naszego polskiego Krakowa, czy królewskiego zamku w Warszawie. Ciekawe, że nikt z naszych zacnych pedagogów na ten bądź co bądź, ale jednak ciekawy i niezmiernie charakterystyczny szczegół, nigdy nam licealistom wówczas (lata 1950 – 1955) nie zwrócił jednak absolutnie żadnej uwagi. Ten album pamiętam jeszcze doskonale z roku 1950, gdyż pewnego dnia do liceum „Staszica” przyniósł go wówczas mój kolega klasowy. Oczywiście nie zapamiętałem wszystkiego co było w nim wtedy zaprezentowane, gdyż już w trakcie przerwy międzylekcyjnej, na skutek nieprzewidzianych zbiegów okolicznościowych, tak spodobał się pewnej pani profesor, że został nam w trakcie jego oglądania bezceremonialnie zabrany. Podobno później wylądował w gabinecie naszego dyrektora pana Juliana Latosińskiego, ale w końcu jednak szczęśliwie powrócił do prawowitego właściciela, ale ja przez kolejne 61 lat już go więcej nie widziałem. Oto poniżej twarda kartonowa okładka tego kuriozalnego albumu (awers). Z kolei już sam rewers okładziny tego samego albumu jest wykonany całkiem w kolorze popielatym bez jakichkolwiek charakterystycznych znaków, więc go nawet nie prezentuję.

[Powyżej okładka albumu z 1898 r. wydana przez Heinricha Dietla z okazji uroczystości otwarcia Szkoły Realnej. Po lewej stronie od góry widoczny charakterystyczne godło Rosji carskiej – dwugłowy orzeł. Opis tytułowej strony albumu, podobnie jak i wewnętrzne karty, dokonano nie w języku polskim tylko cyrylicą.]

[Zdjęcie z albumu. Cerkiew prawosławna w Moskwie.]

[Zdjęcie z albumu. Moskwa – Kreml (ros. Кремль)]

[Zdjęcie z albumu. Powyżej – Petersburg. Na placu tym wznosi się złoto-biało-zielony rokokowy Pałac Zimowy (Zimnij Dworiec), w którym w latach 1762-1917 rezydowali carowie. Poniżej sobór świętego Izaaka Dalmatyńskiego (ros. Исаакиевский собор) – największa prawosławna świątynia w Petersburgu oraz druga co do wielkości w Rosji.]

[Powyżej zdjęcia z albumu z 1898 r.]

[Zdjęcie z albumu. Korytarz. Wg autora: – korytarz na parterze, a po lewej jego stronie widoczne szerokie dwuskrzydłowe oszklone drzwi wejściowe, od strony dawnej carskiej uliczki Kostelnaja (późniejsza uliczka Mariacka). Pod sufitem widoczny zegar, który wraz z dzwonkiem uruchamiany był elektrycznie. Zdjęcia powyżej i poniżej pochodzą z albumu 1898 r.]

[Powyżej, po lewej stronie – sala wykładowa, a po prawej stronie – sala plastyczna.]

 [Powyżej – aula szkolna (zdjęcie z albumu z 1898).]

[Plafon sufitowy w auli (zdjęcie z albumu z 1898)]

Widoczne ogromne w swych rozmiarach malowidło sufitowe (plafon ), który na zdjęciu prezentuję powyżej, przedstawia alegorię Ducha oraz anioła Pokoju, który w jednej dłoni trzyma wieniec, a w drugiej dzierży gałązką palmową, a obok niego jeszcze unosi się w przestworzach anioł z symbolem religii prawosławnej, trzymający silnie i wymownie w swych dłoniach wzniesiony krzyż prawosławny. Na tym plafonie widoczny prawosławny krzyż został już jednak bezceremonialnie przemalowany, ale dopiero w okresie II Rzeczypospolitej, na krzyż rzymskokatolicki. Według Ireny Konty i Jacka Owczarka (patrz monografia Sosnowca z 2016 r., tom II, s. 374 i 375), to również w miejscu dawnego dwugłowego godła carskiego z herbem Romanowów pośród „wici roślinnych umieszczone zostały dwa medaliony z herbami Polski (Orzeł) i Litwy (Pogoń). Z kolei na ścianach pod samym już sufitem „w półkolistych polach lunet”, gdzie dawniej były wyłącznie tylko pejzaże architektury Rosji carskiej, których kilka prezentuje powyżej, również ponoć zostały dokonane przeróbki. Bowiem zamiast dawnych malunków Kremla i rosyjskich cerkwi są tam obecnie już tylko herby polskich miast, m.in.: Krakowa, Warszawy, Poznania, itd., itp. Jak twierdzą wyżej wymienieni autorzy tego tekstu z sosnowieckiej monografii, to z kolei te ostatnie przeróbki miały już miejsce „po II wojnie światowej”. Takie prace, bądź co bądź, na pewno jednak wymagają wysiłku twórczego i przez okres przynajmniej wielu tygodni, a może i kilku, czy nawet kilkunastu miesięcy, i postawienia też wtedy w auli wysokich rusztowań. Podobnie zresztą jak wszelkie inne prace, gdy dokonuje się typowej tylko konserwacji zabytkowych obrazów. Zarówno jednak mój brat Wiesław Maszczyk (rocznik absolwencki 1950/1951) jak i autor tego artykułu (rocznik absolwencki 1954/1955) podobnie jak i jeszcze inni znani mi powojenni absolwenci ze „Staszica”, absolutnie sobie jednak nie przypominają by szkolna aula przez tak długi okres czasu była po prostu na głucho dla licealistów wówczas zamknięta. Możliwe więc, że te przeróbki wykonywano już jednak cichcem, ale w późniejszych latach, gdyż ostatni raz w tym gmachu podobnie jak i w auli byłem w 1958 roku.

****

Uroczyste otwarcie nowego luksusowego gmachu Szkoły Realnej odbyło się z wielką pompą w dniu 21 listopada 1898 roku. Na tę nietuzinkową uroczystość do wsi Pogoń zostają więc zaproszone przez hojnego darczyńcę Henryka Dietla znane carskie osobistości: generalny gubernator Szkolnego Okręgu Warszawskiego – książę Aleksander Konstantynowicz Imerytyński i zastępca generalnego gubernatora – książę Aleksandr D. Oboleński, kurator warszawski – Walerian N. Ligin, Naczelnik Sztabu Warszawskiego wojennego okręgu generał – lejtnant A.K. Puzyrewskij, piotrowski gubernator K.K. Miller, prokurator warszawski sądowej komory szambelan E. F. Turau, naczelnik zarządzający pałacem, generał – major – P.M. Iwanow, dyrektor instytutu Politechniki Imperatora Mikołaja II – A.E. Łagorju i inne jeszcze wysoko notowane carskie osobistości.

Zaproszonym dostojnym carskim oficjelom wręczano też wtedy opracowany już wcześniej na tę wyjątkową okazję, pod nadzorem Heinricha Dietla, specjalny album w języku rosyjskim, pod tytułem: „Sosnowieckoje Realnoje Uczyliszcze. Uczereżdennoje i Soderżimoje GG. Ditelem”(Sosnowicka Szkoła Realna. Ufundowana i utrzymywana przez H. H. Dietla”; wyd. przez Jarmułowicza i Bergmana. Sosnowiec 1898), z którego wiele zdjęć prezentuję właśnie w tym artykule. Możliwe, że jeden egzemplarz tego albumu został wówczas też wspaniałomyślnie i uniżenie podarowany Aleksandrowi Lwowicz Apuchtinowi, który z niewyjaśnionych jednak powodów na tę uroczystość już jednak nie przybył.

[Fragmencik tekstu ze strony 13 z okolicznościowego albumu.]

[Кабинетдиректора (Gabinet dyrektora). Zdjęcie z albumu. Wg autora. Na ścianie widoczny portret ostatniego cara Rosji – Mikołaj II Aleksandrowicza Romanowa (ros. Николай II, Николай Александрович Романов).]

****

W tym przypadku przepraszam za wyjątkowe skróty myślowe, ale nie ozdabiajmy więc wszystkich byłych sosnowieckich fabrykantów wyłącznie tylko liśćmi laurowymi. Przecież zaborcy Rosji carskiej z oczywistych powodów nigdy nie zależało na kształceniu patriotyzmu i szerzeniu polskiej oświaty wśród wiecznie „zbuntowanych Polaków”, lecz na wychowaniu posłusznych i zakompleksionych wieśniaków oraz robotników. Wydaje mi się, że trochę inne już spojrzenie, bardziej materialne, przyświecało niemieckiemu fabrykantowi, panu Henrykowi Dietlowi. W tym zagubionym „Nadwiślańskim Kraju” na gwałt bowiem potrzebował wykwalifikowanych robotników i majstrów. Jak już bowiem wspominałem stanowiska kierownicze głównie wtedy zarezerwowane był dla fachowców z Niemiec, lub z pruskiego Górnego Śląska. Ale zdarzały się też przypadki, przynajmniej w późniejszej już fazie rozwoju fabryki, gdy stanowiska kierownicze były też powierzane Polakom. Jednak te wspaniałe gesty saskiego przemysłowca nie były podyktowane jakimś wyjątkowym altruizmem propolskim, lecz podłożem ich była czysta, na zimno i głęboko przemyślana kalkulacja, jakże typowa prawie każdemu ówczesnemu fabrykantowi. Tacy bowiem ludzie, jak inni ich określają – ludźmi interesu – kierują się w swym życiu następującymi zasadami. Najpierw aplikują w gospodarkę potężny wkład finansowy, a później przede wszystkim czerpią z tych inwestycji korzyści materialne, by tylko zaspokoić nimi swoje skrywane zachcianki. Czy takie postępowanie jest jednak naganne?… Uważam, że nie, chociaż autor w swym długim życiu dbając o rodzinę, kierował się jednak zawsze wyłącznie tylko wyższymi wartościami ludzkimi. W każdym bądź razie, w każdym dosłownie społeczeństwie istnieją przecież bogaci albo biedni, po prostu różni też mentalnie ludzie. Te różnice mentalne są uwarunkowane wieloma zresztą czynnikami, a wpływ na to mają: wrodzone specyficzne cechy i charakter danego osobnika, rodzina, szkoła, środowisko oraz wychowywanie przez państwo społeczeństwa w duchu patriotycznym i godności oraz dumy narodowej, itd., ale przede wszystkim tłem tych różnic jest sposób myślenia i interpretowania wielu spraw. Jedni wiecznie więc ryzykują i układają się dosłownie z każdym, by tylko osiągnąć swój cel, inni boją się działać, a jeszcze innymi kierują się tylko wyższymi wartościami ludzkimi, które nie pozwalają im na układanie się z każdym człowiekiem i z każdą władzą, gdyż to im się kojarzy ze złem i zdradą Ojczyzny, a nawet z grzechem. Państwo Dietlowie w tamtych czasach, co nie ulega absolutnie żadnym wątpliwościom, podjęli dalekosiężny poddańczy flirt z zaborcą Polski – Rosją carską. Możliwe, że jako ludzie interesu i szeroko rozumianej komercji, nie przewidywali wówczas, tak jak zresztą nikt przy zdrowych zmysłach z żyjących tu nawet Polaków, że już niedługo, bowiem za 34. lata Polacy wreszcie zerwą kajdany zaborcze i pozbędą się odwiecznego tyrana, i powstanie też wolna, niepodległa i suwerenna Polska – II Rzeczypospolita. I wówczas trzeba będzie się ponownie układać i do tego jeszcze grać w zupełnie już innej orkiestrze, w tym przypadku nie tylko polskiej, ale narodowo – patriotycznej. To tyle celem uczciwego i merytorycznego potraktowania, w ogromnym zresztą uproszczeniu, tej części tematycznej.

****

     W zasadzie nie jestem zwolennikiem bezkrytycznego korzystania z informacji, czerpanych wyłącznie tylko z drugiej ręki, ale gdy brakuje źródeł bezpośrednich więc warto i takie opinie przytoczyć, tym bardziej, że współcześnie przez wielu są uznawana nie tylko jako wiarygodne, ale nawet w jakimś też stopniu nobilitują takiego publicystę, czy historyka. Mam tu na myśli internetowe encyklopedyczne przekazy. Oto jakie informacje można więc zaczerpnąć z aktualnej Wikipedii – „Dietlowie w Sosnowcu” (z dnia 2 sierpnia 2014 r.). Ponoć Henryk Dietel był niezwykle szczodrym obywatelem miasta Sosnowca. Będąc sam wyznania ewangelickiego nie szczędził też grosza innym wyznaniom. Najpierw więc oczywiście zadbał o interesy tych, na których mógł w każdej niemal chwili liczyć. „W 1886 r. przeznaczył dla zborowników jedną z hal fabrycznych (nabożeństwa ewangelickie odprawiano prawdopodobnie już od 1880 r.), a w 1888 r. sfinansował jej rozbudowę, co pozwoliło na konsekrację kościoła ewangelickiego. W 1893 r. sprowadził pastora i nauczyciela – Eugeniusza Uthke. Koniec cytatu. Aby z kolei zyskać przychylność carskich zaborców sypnął więc też pokaźnymi rublami na budowę i wyposażenie dwu cerkwi. Tej położonej po drugiej stronie dworca kolejowego – pod wezwaniem Świętych Wiery, Nadziei, Luby i Matki Ich Zofii (Świętych Wiary, Nadziei i Miłości) – podarował pokaźną kwotę pieniężną na zakup aż ośmiu dzwonów, w tym jeden ważył nawet jedną tonę. Cerkiew ta stoi do dzisiaj. Z kolei postawionej przy dzisiejszej ulicy Parkowej w 1905 roku cerkwi pw. Świętego Mikołaja Cudotwórcy podarował 10000 rubli. Ta z kolei niezwykle też piękna cerkiew, ku memu zdumieniu, została decyzją samorządu Sosnowca zburzona jesienią 1938 roku.

Co jednak w tej hojności ze strony przemysłowca H. Dietla powinno wśród Polaków budzić nie tylko zdumienie, ale nawet pewne zażenowanie. Jak bowiem z Wikipedii o Będzinie wynika (dane z października 2014 r.), to dobrowolnie i z własnej inicjatywy, przekazał też wówczas okupantowi carskiemu, na budowę koszarów kozackich 306386 rubli. Oto cytat z tej Wikipedii:- „ok. 1898 – 1900 – przemysłowiec sosnowiecki, Henryk Dietel buduje za zezwoleniem cara Mikołaja II na własny koszt (w pobliżu stacji Stary Będzin) koszary kozackie dla 14. Pułku Kozaków Dońskich”. Koniec cytatu. Kozaków, którzy późnej wielokrotnie zarówno z inicjatywy władz carskich jak i na prośbę fabrykantów mieszkających na terenie Sosnowca, brali udział w wielu pacyfikacjach strajkującej polskiej ludności oraz tłumienia wszelkich, nawet drobnych rozruchów antyrosyjskich, jak również w celu poprawienia swego materialnego bytu.

[Powyższe trzy zdjęcia pochodzą z prywatnych zbiorów autora. Na zdjęciach żołnierze rosyjscy z 14. Pułku Kozaków Dońskich. Zdjęcia zostały wykonane na tle carskich koszar w Starym Będzinie zafundowanych z kiesy H. Dietla.]

Aby w końcu pamiętali i wspierali go też Polacy, to posypał też hojnie rublami na „budowę katolickiego kościoła św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu-Pogoni”. Podobno z jego głębokiej kiesy wydano też sporo pieniędzy na ogrodzenie ozdobnym murem, z kamienia wapiennego dwóch cmentarzy: ewangelickiego i prawosławnego, usytuowanych na Pogoni, przy dzisiejszej uliczce Smutnej.

O czym się jednak współcześnie już kompletnie zapomina, a co przynajmniej delikatnie tylko mówiąc powinno wzbudzać powszechne zdziwienie?… Mam taką nadzieję, że ta amnezja nie jest podyktowana wyrafinowaną premedytacją, tylko jest wynikiem roztargnienia jakiej od czasu do czasu doznają niektórzy badacze i znawcy historii  Sosnowca. Henryk Dietel już za swego życia (umrze w 1911r.) jako jedyny z pogońskiej wsi, za hojność i swój zawsze lojalny stosunek wobec każdej władzy, został wyjątkowo doceniony przez rosyjskiego zaborcę. Ozdobiono bowiem jego nazwiskiem – Dytlowskajaklepiskową jeszcze wtedy ulicę jaka się jeszcze ciągnęła od ulicy Bendzjnskaja (fragment dzisiejszej ulicy Orlej; ulica Orla jeszcze wtedy na mapie nie jest oznakowana), aż do samej ulicy Fabrycznej (późniejsza ulica Parkowa koło Wawelu; wg. carskiego planu Sosnowicy z 1905r.).

Z kolei już polskie władze miasta Sosnowca – mimo iż Dietlom tak jak poprzednicy im bezkrytycznie już nie dowierzali – to w wolnej już Polsce (Plan Sosnowca z 1935 r.) ulicę ciągnącą się od wiaduktu Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej, aż do ulicy Parkowej ozdobią nazwą – Dietlowska. Zapewne każdy jest ciekawy jak do ozdoby tą nazwą, tej ulicy jednak doszło?… Szczegółowo opisał to pan Andrzej Konieczny w swej publikacji książkowej „Jego Ekscelencja Prezydent Sosnowca – socjalista (przyp. autora: członek patriotycznej partii PPS; podczas okupacji niemieckiej PPS –WRN) Aleksy Bień (wyd. Katowice, 1987). Według niego nowo mianowany prezydent Sosnowca Aleksy Bień, zastał miasto nie tylko kompletnie pozbawione wodociągów i kanalizacji oraz ciągów komunikacyjnych, ale charakteryzujące się też klepiskowymi ulicami lub pokrytymi tylko fragmentarycznie kamieniem tak zwanymi „kocimi łbami”, brakiem publicznych szpitali i nowoczesnych europejskich szkół, miasto biednych slumsów „Wenecji”, „Pekinu” i „Abisynii”, pozbawione publicznych parków, itd., itp. Aby chociaż w podstawowej formie uzupełnić wynędzniałe dzielnice miasta siecią wodociągowo – kanalizacyjną, musiał więc podjąć trudne dialogi z ówczesnymi potentatami fabryk i kopalń. Największy opór stawiali ponoć Schoenowie, Dietlowie i Towarzystwo Sosnowieckich Kopalń i Zakładów Hutniczych. Otóż. Państwo Dietlowie absolutnie nie wyrażali zgody, by poprzez ich rozległe na Pogoni dobra ziemskie poprowadzić sieć kanalizacyjną, która miała być prezentem nowo wybranego prezydenta, dla najbiedniejszych mieszkańców z tej dzielnicy miasta. W końcu po wielu, wielu pertraktacjach wyrazili jednak zgodę. Postawili jednak warunek, by tak jak za czasów Rosji carskiej, ciąg komunikacyjny od obecnej ulicy Orlej, aż do Parkowej (koło Wawelu), ozdobić na powrót jak „za cara” ich nazwiskiem. Jak to opisuje A. Konieczny:  „…Znacznie poważniejsza sprawa wynikła z budowy kanalizacji. Wymagała robót na terenach należących do prywatnych fabrykantów, którzy otwarcie sabotowali magistrackie plany….[…]… Ale Bienia czekała kolejna przeprawa z innym potentatem sosnowieckim – Dietlem. Jemu również naraził się socjalistyczny samorząd, który w związku z planami budowy kanalizacji potrzebował zgody na wejście z robotami na teren jego posiadłości. Prezydent w tym przypadku znalazł salomonowe wyjście z zagmatwanej sytuacji. Ulicę Dietlowską przemianowaną wówczas na Żeromskiego, ostry zakręt dzielił w sposób naturalny na dwie części. Otóż pierwsza część zachowała nazwę Stefana Żeromskiego, autora Ludzi Bezdomnych, powieści tematycznie związanej z Zagłębiem i Sosnowcem, a druga powróciła do nazwy pierwotnej”. Koniec cytatu ze stron 89 i 91 z tej cytowanej powyżej publikacji.

Co jednak obecnie powinno budzić, delikatnie tylko mówiąc, powszechne zdziwienie. W okresie okupacji niemieckiej, gdy w Sosnowcu hitlerowska machina unicestwiła prawie wszystkich zamieszkujących tu Żydów i stosowała też totalny terror oraz przelała też hektolitry polskiej krwi, to mieszkający tu państwo Dietlowie w pewnym sensie zostali jednak docenieni przez III Rzeszę Niemiecką. Bowiem nie tylko obecna ulica Stefana Żeromskiego zostanie podczas krwawej i okrutnej okupacji niemieckiej ozdobiona imieniem i nazwiskiem – „Heinrich – Dietel Strasse” (Plan Sosnowca z 1942r.), ale również ich włókiennicza firma i pałac nie doznają w tamtych czasach absolutnie żadnego uszczerbku. Dzisiaj już trudno dociec, czy ozdobiono tę ulicę imieniem ojca, czy jednego z jego synów. Obydwaj bowiem mieli to samo imię. Czy te nieprawdopodobne gesty ze strony okupanta niemieckiego były wówczas bezinteresowne?… Czy w okresie okupacji niemieckiej państwo Dietlowie podpisali też narodową listę niemiecką i do jakiej grupy zostali wtedy zaliczeni?… Oto są pytania, na które jednak nie jestem już w stanie odpowiedzieć. W każdym bądź razie w dniu 27 stycznia 1945 roku, gdy do Sosnowca wkroczyła już Armia Czerwona, to rodzina państwa Dietlów ponoć już znacznie wcześniej opuściła swój pałac i treny dzisiejszej Polski. Do chwili obecnej nie spotkałem się jeszcze nigdy i nigdzie z informacją, gdzie się jednak kolejny raz na stałe zadomowili. Dopiero dalsze informacje pozyskałem z zakupionej w czerwcu 2016 roku cytowanej już powyżej monografii o Sosnowcu. W niej na stronie 334 odnalazłem dalsze losy rodziny państwa Dietlów. Okazuje się, że w Włodzimierz Dietel po wkroczeniu do Sosnowca Armii Czerwonej, nie opuścił miasta. Został więc aresztowany przez NKWD, które jak na ironię losu akurat miało swą siedzibę w jego rodzinnym pałacu przy obecnej ulicy Stefana Żeromskiego. Po przesłuchaniu przez NKWD w swej rodowej posiadłości został więc zesłany do ZSRR. W wyniku jednak interwencji pisemnej pracowników fabryki włókienniczej i o czym w monografii się już nie wspomina, podjęcia też prób jego uwolnienia przez bardziej wpływowe osoby (jakie?), ponownie na króciutki jednak już  okres powrócił do swojego Sosnowca, jednak po pewnym czasie wyjechał na stałe do USA, gdzie zmarł w 1963 roku. Z kolei jego brat Henryk junior przed wkroczeniem Armii Czerwonej udał się do Niemiec, gdzie zmarł w 1953 roku we Frankfurcie nad Menem. Natomiast Roman i Alfred Dietlowie również przed 27 stycznia 1945 roku opuścili Sosnowiec i udali się do Niemiec, gdzie już mieszkali aż do śmierci. Roman zmarł w Monachium w 1954 roku, a Borys w styczniu 1945 roku w Miśni w Saksonii. Borys junior był żołnierzem Wehrmachtu na froncie wschodnim. Po zwolnieniu go z niewoli sowieckiej udał się do Bayreuth (RFN). Ludwik, drugi syn Borysa od września 1939 roku był żołnierzem 3 pułku ułanów Wojska Polskiego, ale już w 1940 roku podpisał volkslistę (jaką niemiecką grupę narodowościową?). „Później pracował w Monachium (w okresie?)”. Podobno już jednak nigdy nie służył w wojsku niemieckim.

O państwie Dietlach moi rodzice zawsze wyrażali się pozytywnie i z ogromnym szacunkiem. Nie słyszałem też nigdy by ktoś kiedykolwiek z Sosnowca skarżył się na nich w czasie okupacji niemieckiej, podobnie jak i po 1945 roku. W latach 60. XX wieku będąc naczelnikiem Delegatury Zjednoczenia Przemysłu Taboru Kolejowego „Tasko” z siedzibą w Katowicach przy ulicy Adama Mickiewicza, po drugiej stronie długiego korytarza w tym samym ceglastym budynku mieściła się też wtedy kilkuosobową Delegaturę Ministerstwa Hutnictwa. Jej szef, z którym się przyjaźniłem, był nieocenionym wielkim gadułą. Kiedy się zorientował, że jestem rodowitym sosnowiczaninem, to w trakcie jednej z takich niesamowitych rozmów opowiedział mi niezwykle ciekawe swoje wspomnienia związane z Sosnowcem. Podobno jako przedwojenny jeszcze harcmistrz był podczas okupacji niemieckiej ścigany przez Gestapo i wtedy schronienia udzielili mu państwo Dietlowie. Ukrywał się wówczas pod przybranym imieniem i nazwiskiem jako ogrodnik w ich przypałacowej szklarni, a z nim jako jego pomocnika, państwo Dietlowie ukrywali też sosnowieckiego Żyda. Te szeptane wówczas informacje, a szczególnie ukrywanie Żyda przed Gestapo przez państwo Dietlów, były wtedy dla mnie wówczas tak niedorzeczne, że już nigdy po tej rozmowie nie dopytywałem mojego starszego wiekiem znajomego o bliższe szczegóły związane z tą sprawą, czego obecnie niezmiernie jednak żałuję.

****

Początkowo szkoły realne w królestwie Polskim zgodnie z reformą ministra oświaty Dmitrija Tołstoja (1871 r.) miały być tylko zawodowymi szkołami przygotowującymi młodzież do „wyższych studiów specjalnych”. Tak ten temat o placówkach oświatowych ocenia większość historyków. Jednak pod koniec XIX w. uzyskały też charakter szkół ogólnokształcących. Uczniami takich szkół mogli więc być chłopcy bez różnicy wyznań i narodowości. Zobowiązani tylko byli do ukończenia zarówno wstępnego kursu elementarnego jak i zdania egzaminu oraz wniesienia też stosownej opłaty wpisowej. Bardzo cennym źródłem w pogłębieniu wiodącego tematu oprócz pozyskanej pokoleniowej wiedzy rodzinnej jest też dostępna nawet w sprzedaży internetowej publikacja książkowa: „Księga Pamiątkowa wydana z okazji 75 – lecia Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Sosnowcu, wydanie Sosnowiec 1969” i druga publikacja o tym samym tytule tylko opracowana z okazji 90 – lecia tej samej placówki oświatowej, ale wydana już w 1984 roku. Autor w dalszej części więc tego artykułu ilekroć się będzie tylko powoływał na zawarte w nich oryginalne ciekawe cytaty, to będzie w stosunku do pierwszej z 1969 roku publikacji używał skrótów; – „K.P. 1969 i s.”, a w drugim przypadku : – „K.P. 1984, s.”(przyp. autora:- literka „s.” będzie oznaczała kolejną stronę).

[Źródło: – www.WikiZaglebie.pl Wg Autora – powyżej fragment wsi pogońskiej. Widoczna bryła budowlana to Realnoje Uczyliszcze (Gimnazjum Realne). Zdjęcie wykonano od dawnej klepiskowej jeszcze wtedy drogi zwanej – Dytlowskaja (obecna ul. St. Żeromskiego).]

Podobno – jak to wynika ze wspomnień – Henryk Dietel ufundował pierwszą w Zagłębiu Dąbrowskim Szkołę Realną „bogacąc się niepomiernie pod berłem carów rosyjskich. H. Dietel dążył do uzyskania rosyjskiego szlachectwa, które by mu otworzyło drogę do przywilejów i kapitalistycznej ekspansji. W tym celu wiele budował, przekazywał uroczyście oddane obiekty i dążył systematycznie do realizacji wytyczonego celu”. Koniec cytatu z K.P. 1969, s. 8. Z chwilą więc jej tylko wybudowania stała się typową jak na owe czasy rosyjską, a nie polską szkołą. Co do tego tylko stwierdzenia nikt kto poważnie i zgodnie z faktami interesuje się historią polski nie powinien więc mieć odmiennego zdania. Wszyscy więc uczniowie z tej szkoły tak jak w całym cesarstwie rosyjskim obowiązkowo musieli być odziani tylko w rosyjskie czarne mundurki szkolne, paski skórzane z klamrą i czapki z widocznymi na otoku literami S.P.Y., bo oficjalna nazwa tej szkoły brzmiała „Sosnowieckoje Riealnoje Ucziliszcze”(Gimnazjum Realne). Językiem wykładowym był wyłącznie tylko język rosyjski. Używanie przez uczniów języka polskiego na terenie szkoły było kategorycznie zabronione. Identycznie zakaz dotyczył też zatrudnionych tam innych pracowników i to zarówno pedagogicznych jak i nawet administracyjnych. Podobno – jak wspominał to mój ojciec rodowity mieszkaniec z pogońskiego „Wygwizdowa” (urodzony w 1897 r.), co również potwierdzali też moi z Pogoni wujkowie – to w języku rosyjskim próbowano również uczyć religii i to wszystkie dzieci ze Szkoły Realnej. Z kolei kolejni woźni z tej pięknej architektonicznie szkoły, zwani przez uczniów „pedlowie”, mieli nawet prawo karać aresztem tych uczniów, którzy rozmawiali w szkole po polsku.

Może jako ciekawostkę podam, że podobną Szkołę Realną w Królestwie Polskim w Łowiczu, w dzisiejszej dzielnicy Włocławka, ukończył też Anton Iwanowicz Denikin – przyszły rosyjski oficer, generał Armii Imperium Rosyjskiego. W Łowiczu się nie tylko się urodził (matka Polka, a ojciec Rosjanin), ale spędził tam też całą swoją młodość. Zresztą Anton Iwanowicz Denikin w swych opublikowanych wspomnieniach pisze ze szczerą uczciwością, że uczęszczał do rosyjskiej szkoły, a polskie okoliczne tereny ze swego dzieciństwa traktował zupełnie normalnie, czyli jako zachodnie kresy wielkiego cesarstwa rosyjskiego.

W pogońskiej Szkole Realnej „ze strony władz szkolnych była wyraźna tendencja do rusyfikacji uczniów, szczególnie w początkowym okresie szkoły”. Koniec cytatu z K.P. 1969, s.11. Czym się więc jednak objawiała?… Ano tym, że w czasie każdej uroczystości szkolnej wszelkie pieśni i hymn: śpiewano wyłącznie tylko po rosyjsku. Przy akompaniamencie orkiestry grano też i śpiewano wojskowe rosyjskie marsze i „pieśni ‘patriotyczne’ np. o ‘sławie ruskiej grzmiącej od Amura do Dniepra’ i ludowe pieśni rosyjskie”. Koniec cytatu z K.P. 1969, s.11. Za czasów carskich do szkoły realnej garnęli się też Polacy, gdyż ukończenie 7 klas Riealnoje Ucziliszcze (Gimnazjum Realnego), dawało uprawnienia do ubiegania się na wyższe uczelnie. Oczywiście nastroje patriotyczne wśród polskich uczniów kształtowały się wówczas różnie w zależności od aktualnej sytuacji politycznej, osobowości ucznia oraz przekonań politycznych jego najbliższej rodziny, o czym więcej za chwilę. Większość personelu nauczycielskiego w tej placówce nie miała jednak swych narodowych korzeni polskich. Głównie byli to przyjezdni Rosjanie i Niemcy, o czym może świadczyć pozyskany z Wiki Zagłębie poniższy wykaz kadry szkolnej. Ich stosunek do uczniów – jak to opisują byli absolwenci, m.in. w K.P. 1969, s. 65 – „prezentował się różnie”. Nie wszyscy – jak to wynika ze wspomnień byłych absolwentów – byli jednak wilkami wobec polskich uczniów. Niektórzy bowiem byli też ludzcy, co nie oznacza, że pragnęli, czy tolerowali, lub wręcz nawet popierali wszelkie marzenia uczniów o mowie ojczystej i wolnej, niepodległej oraz suwerennej Polsce.

Kadra Szkoły Realnej – 1898/1899

  • Dyrektor – Radca Stanu E.G. Chołodowski
  • Inspektor – Radca Stanu W.T. Sokołow
  • Nauczyciel religii prawosławnej – O. Joan Wasiliewicz Lewickij
  • Nauczyciel religii rzymskokatolickiej – ksiądz Władysław Musielewicz
  • Nauczyciel religii ewangelickiej – pastor Ernest Uthke
  • Nauczyciel religii mojżeszowej – N.S. Rieder
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i geografii – W.F. Trockij
  • Nauczyciel matematyki – Radca Kolegialny A.P. Parenawo
  • Nauczyciel historii naturalnej i fizyki – T.P. Szak
  • Nauczyciel języka niemieckiego – H.H. Dietel
  • Nauczyciel języka niemieckiego – P.A. Reichwald
  • Nauczyciel języka francuskiego – L.S. Pliume
  • Nauczyciel języka francuskiego – E.F. Breton
  • Nauczyciel języka polskiego – K.W. Zieliński
  • Nauczyciel rysunków – A. G. Mołodienkow
  • Doktor szkolny – Jakub Henryk Neufeld
  • Sekretarz – Aleksandr Konstantinowicz Kalisskij

Kadra Szkoły Realnej 1899/1900

  • Dyrektor – Radca Stanu E.N. Pfeifer
  • Inspektor – Radca Stanu S. Ignatienko
  • Nauczyciel religii prawosławnej – O. Joan Wasiliewicz Lewickij
  • Nauczyciel religii rzymskokatolickiej – ksiądz Władysław Musielewicz
  • Nauczyciel religii ewangelickiej – pastor Ernest Uthke
  • Nauczyciel religii mojżeszowej – N.S. Rieder
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i historii – W.F. Trockij
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i historii – M. Kriżanowskij
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i historii – S. Ignatienko
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i historii – Radca Stanu W.F. Trockij (Inspektor)
  • Nauczyciel języka rosyjskiego i geografii – W.F. Trockij
  • Nauczyciel matematyki i fizyki – Radca Kolegialny A.P. Parenawo
  • Nauczyciel matematyki i fizyki – A. Dmochowskij
  • Nauczyciel matematyki i fizyki – C. Uthke
  • Nauczyciel kosmografii – Radca Stanu E.N. Pfeifer (Dyrektor)
  • Nauczyciel historii naturalnej i fizyki – T.P. Szak
  • Nauczyciel języka niemieckiego – H.H. Dietel
  • Nauczyciel języka niemieckiego – P.A. Reichwald
  • Nauczyciel języka niemieckiego – R. Brejksz
  • Nauczyciel języka francuskiego – L.S. Pliume
  • Nauczyciel języka francuskiego – E.F. Breton
  • Nauczyciel języka polskiego – K.W. Zieliński
  • Nauczyciel rysunków – A. G. Mołodienkow
  • Nauczyciel śpiewu i muzyki – P. Zabrocki

Pomocnicy gospodarzy klasowych:

  • Nauczyciel języka niemieckiego i kaligrafii – P. Primo
  • Nauczyciel gimnastyki – A. Frytz
  • Nauczyciel rysunków – W. Honet
  • Nauczyciel kaligrafii – W. Rozankin
  • Doktor szkolny – Jakub Henryk Neufeld
  • Lekarz Dentysta – M. Goldberg
  • Sekretarz – Aleksandr Konstantinowicz Kalisskij

****

Autor z kolei doskonale sobie przypomina, że będąc licealistą w tym samym pięknym pogońskim budynku szkolnym, wtedy jako już uczeń Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica, to hymn Związku Radzieckiego i komunistyczną Międzynarodówkę oraz kantatę o Józefie Stalinie, chór szkolny będzie też śpiewał, ale już tylko po polsku, na licznie wtedy organizowanych jednak od samego rana odświętnych capstrzykach, oczywiście o podłożu ideologiczno – komunistycznym. Z kolei po rosyjsku śpiewano już tylko popularne i ludowe pieśni rosyjskie, jednak prym w tym wiódł w zasadzie tylko chór szkolny. A w szkolnej auli, na tej samej czołowej reprezentacyjnej ścianie, gdzie jeszcze „za cara” wisiał portret „najjaśniejszego panującego nam cara Mikołaja II”, teraz, jednak już znacznie po prawej stronie, zawisł wielkoformatowy portret serdecznie i życzliwie uśmiechającego się do nas Józefa Stalina, „co miał usta słodsze od malin”, a którego twórcą był znany mi doskonale, nieco jednak starszy ode mnie niezwykle też uzdolniony pod względem malarskim uczeń z tego samego liceum „Staszica”. Będąc przy tym temacie malarstwa. Podziwiałem zresztą wielokrotnie jego wspaniałe prace, zwłaszcza te kreślone z rozmachem na grubym brystolu portrety węglem i pastelami. Zauroczony też byłem szczególnie jego pejzażami. Wiele rysunków i malarskich eksponatów prezentowano wtedy w pracowni robót ręcznych na poddaszu tego samego budynku szkolnego, dawnej Szkoły Realnej. Po powieszeniu tego portretu w szkolnej auli, nie mogłem jednak już nigdy zrozumieć i zgłębić mentalnej duszy mojego starszego wiekiem, niezwykle zresztą utalentowanego kolegi szkolnego. Ten portret w tej auli jeszcze tam wisiał w maju, lub w czerwcu 1955 roku, gdy zdawałem tam maturalne egzaminy pisemne i ustne. Zresztą jeszcze w 1954 roku, jedynym godnym przywódcą, który zawisł na czołowej ścianie w mojej klasie na pierwszym piętrze był portret Józefa Stalina, co zresztą doskonale widać na, poniższym prezentowanym zdjęciu. Bowiem przywódcy państwowi z PRL, w tym liceum, w tym czasie, nie cieszyli się już takim uznaniem, czy wręcz uwielbieniem jak właśnie generalissimus – Józef Stalin.[Zdjęcie ze zbiorów autora z 5 czerwca 1954r. Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica. Egzamin pisemny z języka polskiego, tak zwany przejściowy z klasy X do klasy XI maturalnej (wg nowych ustaleń programowych Ministerstwa Oświaty). W pierwszej ławce (nie stoliku), po prawej stronie autor – Janusz Maszczyk. W tyle, za autorem jak zwykle serdecznie i życzliwi uśmiechnięty mój klasowy przyjaciel – Ludomir Małachowski. W Komisji Egzaminacyjnej uczestniczył też wtedy pan profesor Wacław Bryndzki (siedzi tyłem odwrócony; siwe włosy), człowiek z wielkim sercem, wrażliwością i polską patriotyczną duszą.]

[Zdjęcie powyżej z okolicznościowego albumu z 1898 r. -aula w Szkole Realnej – w tyle widoczny portret ostatniego cara Rosji – Mikołaj II Aleksandrowicza Romanowa, ros. Николай II, Николай Александрович Романов.]

****

Absolwenci z pogońskiej Szkoły Realnej swych pedagogów, po latach wspominali różnie. W okresie II Rzeczypospolitej – jak to komentowano w mojej pogońskiej rodzinie – oceniano ich raczej bardzo krytycznie, tylko niektórych wychwalali, za wyjątkowe merytoryczne przygotowanie i ludzki stosunek do uczniów. O publicznym bowiem przekazywaniu przez pedagogów swym uczniom jakichkolwiek patriotycznych haseł, czy szerzenia nawet szeptanych cichcem poglądów, by obecna Szkoła Realna  przekształciła się w typową polską placówkę oświaty nie mogło być wtedy absolutnie mowy, gdyż groziło to w każdej chwili donosem do tajnej politycznej policji Ochrany, co zresztą już wyżej zasygnalizowałem. A wtedy mając szczęście najpierw trafiało się do miejscowego więzienia, a stamtąd nawet na syberyjskie zesłanie. Po prostu, w Szkole Realnej temat wolnej i niepodległej Polski był grobowo wtedy zakazany i przemilczany, wręcz nawet wymazany z polskiej pamięci. Z kolei w cytowanych powyżej licealnych wspomnieniach jakie się ukazały w 1969 i 1984 roku, starano się ten drażliwy temat jak na tamte komunistyczne czasy, raczej koloryzować i to stosując całą paletę tylko pięknych, ale zafałszowanych barw.

****

Prawie każdy człowiek, o czym doskonale dzisiaj wiemy, ma podwójne oblicza, a osoby im bardziej są inteligentne, ale z duszą pełną hipokryzji, to tych oblicz mają wiele i potrafią nimi tak umiejętnie grać, że nawet aniołów wyprowadzą na manowce. Niestety, ale te negatywne cechy nie są też obce, tym osobom, które ich absolutnie nie powinny mieć, czyli niektórym pedagogom szkolnym – nauczycielom naszych dzieci i młodzieży. Nie wiem jak inni, ale ja w to zagadnienie nawet głębiej obecnie już nie wnikam, gdyż tę drugą niehonorową i nieszlachetną stronę moich szkolnych koleżanek i kolegów już doskonale poznałem i to na własnej osobie. Przypominam bowiem sobie doskonale, że gdy jeszcze byłem praktykującym nauczycielem w Katowicach to poznałem niestety też i takich osobników w swoim gronie, którzy co innego mówili w bezpośrednich koleżeńskich kontaktach, a zupełnie już co innego, gdy zmuszeni byli publicznie podnieść swoją rękę do góry w trakcie głosowania rady pedagogicznej, nad losem uczniów. Taki dwulicowy stosunek niektórych nauczycieli jaki istniał wówczas, a nawet i dzisiaj, potwierdzili zresztą też moi bliscy z rodziny, związani zresztą od dziesiątków lat z tym nauczycielskim zawodem. Prawdziwe więc swe pełne hipokryzji oblicza i zakłamany pokaz tolerancji oraz uczuć patriotyczno – narodowych, to zapewne rada pedagogiczna z tej placówki oświatowej ujawniła dopiero wówczas, kiedy ucząca się w Szkole Realnej polska młodzież w trakcie strajku szkolnego w 1905 roku już gremialnie, a nie tylko pojedynczo jak to bywało dotychczas, domagała się mowy polskiej i polskiej szkoły, a nawet dochodziły głosy, by na powrót powróciła wolna i niepodległa nasza Ojczyzna.

Otóż, w wyniku głosowania całej ówczesnej rady pedagogicznej „postanowiono wydalić bez prawa wstępu do innych szkół pięciu przywódców Komitetu Strajkowego: Borkowskiego, Birmana, Witolda Jabłońskiego, Szmidta i Klepę. Bez prawa powrotu do miejscowej szkoły wydalono dziewiętnastu innych uczniów: Wagnera, W. Hamerlinga, Kołudzkiego, Ryśkiewicz, H i Z. Cieszkowskich, Czaplickiego, G. Szolca, K. Hamerlinga, M. Reichera, Albrechta, Popławskiego, Brojewskiego, Gebela, Szkopa, Pogodę, Chabiniaka i Nawrockiego. Prócz tego usunięto ze szkoły 154 dalszych uczniów”. Koniec cytatu z K.P. z 1984 r., s. 23. Przepraszam w tym przypadku za operowanie wprost wyjątkowymi skrótami myślowymi, ale uczniowska tematyka strajkowa i udział uczniów ze Szkoły Realnej 9 lutego 1905 roku podczas rozruchów u bram Huty Katarzyna jest tak rozległy, że wymaga już odrębnego artykułu.

[Szkoła Realna. Pokój nauczycielski. To w nim Szacowna Rada Pedagogiczna podjęła tak drastyczne decyzję wobec uczniów z tej szkoły za udział w strajku szkolnym w 1905 roku (zdjęcie z albumu z 1898 r.)]

****

Po zlikwidowanym przez władze carskie strajku szkolnego, nie tylko znacznie zmalała ilość uczących się w Szkole Realnej na Pogoni, ale obniżyła się też znacznie pozycja tej szkoły w Zagłębiu Dąbrowskim. „W roku szkolnym 1905/6 było ich (przyp. autora: uczniów) 163, a w 1910/11 -262, 52 Rosjan. W roku szkolnym 1913/14….[…]… zorganizowano 10 oddziałów, z czego trzy pierwsze klasy były podwójne, a od IV do VII – oddziały pojedyncze. Liczba uczniów wahała się w granicach 300, w tym 200 spośród młodzieży polskiej”. Koniec cytatu z K.P. z 1984, s. 23. Już w tym miejscu najwyższa pora ustosunkować się do cytowanych wspomnień. Otóż. Byli absolwenci z tych placówek oświatowych bardzo często w swych opisach z przeszłości mylą pojęcie „klasy” z „oddziałem” szkolnym, a osoby które to powinny z racji pełnionych funkcji w oświacie szkolnej (pojęcie ogólne) prawidłowo je zinterpretować z nieznanych mi powodów nie czynią tego. W tej sytuacji bardzo często dochodzi do pewnego bałaganu opisowego, w wyniku, którego osoba czytająca te wspomnienia nie jest nigdy do końca pewna, ile ta szkoła w określonym roku nauki liczyła klas, a ile oddziałów. Wg najnowszych interpretacji pojęcie klasy, to np.:„1 klasa, 2 klasa, 3 klasa”, a oddział w szkole „stanowi tylko grupę uczniów pobierających naukę w tej samej klasie. Dodatkowym wyróżnikiem oddziału może być specyficzny skład grupy uczniów (oddział: specjalny, integracyjny, ogólnodostępny) lub program nauczania (oddział: dwujęzyczny, przysposabiający do pracy)”. Koniec cytatu. Rok szkolny 1914/15 zakończył się więc egzaminem maturalnym, co dzisiaj wielu z nas na pewno zadziwia, gdyż świadectwa maturalne w pogońskiej Szkole Realnej wydawano uczniom, którzy zakończyli naukę w tej szkole zdanym egzaminem zaledwie w klasie VII – mej.

W 1915 roku już po zajęciu Sosnowca przez wojska niemieckie, nowy okupant zlikwidował pogońską Szkołę Realną, a w budynku zagościła niemiecka administracja. W ten sposób ponad 200 uczniów pozbawiono dalszej nauki. W wyniku zaistniałej sytuacji polskie patriotyczne sosnowieckie kręgi inteligencji tworzą Towarzystwo Szkoły Średniej, które z kolei powołuje do funkcjonowania Wyższą Szkołę Realną, która staje się zalążkiem przyszłego Gimnazjum im. Bolesława Prusa. Ta szkoła została ulokowana w części istniejącego już wtedy tam budynku dawnej szkoły podstawowej w Sielcu, na terenie obszarowo zamkniętego tak zwanego „RENARDA”. Czego jednak, ponownie ku memu zdziwieniu, nie potwierdzają jednoznacznie wszystkie źródła (m.in. internetowa obszerna monografia szkoły pt.: „Historia Szkoły” – autorem jest Małgorzata Ociepka).

Jak pamiętam, to ten zabytkowy ceglasty budynek stał tam jeszcze kilka lat temu. W latach 80. XX wieku w jednej jego części mieścił się nawet oddział sosnowiecki RSW „Prasa – Książka – Ruch”, a w jego wnętrzach zachowało się wtedy wiele jeszcze starego wyposażenia. W ostatnich latach część tego kiedyś pięknego w wystroju architektonicznym ceglastego budynku kiczowato już jednak „zmodernizowano”, co widać na poniższym zdjęciu. Powracając jednak do tematyki z czasów carskich. Wtedy też: -„Tej to szkole oddano inwentarz zlikwidowanej Szkoły Realnej”. Koniec cytatu z K.P. z 1984, s. 28. Stąd zapewne słychać też obecnie głosy, ze strony nie tylko byłych wychowanków z III Liceum Ogólnokształcącego im. B. Prusa, że to właśnie Oni, a nie jak to nagłaśniają wielbiciele ze „Staszica”, mają prawo do kontynuowania dziedzictwa dawnej pogońskiej Szkoły Realnej5/.

[Zdjęcie autora z 2004 r. Sosnowiec Sielec – „Renard”. Dawny budynek szkolny. Jak widać, fragment budynku od prawej strony już kiczowato „odrestaurowano”, pokrywając bowiem starą zabytkową i urokliwą cegłę jakże typową do zabudowań „Renarda” kolorowym pstrokatym tynkiem.]

****

Powróćmy jednak wspomnieniami chociaż jeszcze raz na króciutką chwilkę do czasów zaborów Rosji carskiej. Według K.P. z 1984r., s.28 to podobno już w trakcie strajku szkolnego w 1905 roku „powstała przy Sosnowieckiej Szkole Realnej Rada Opiekuńcza, w skład której wchodzili wybitni polscy działacze społeczni i kulturalni z miasta”. Ta rada już w 1905 roku uzyskała od władz carskich zgodę na założenie w Sosnowcu progimnazjum, które później miało się przekształcić w gimnazjum klasyczne. Nowa szkoła została ulokowana nad rzeką Czarną Przemszą, w wynajętym gmachu, gdzie po 1945 roku mieściło się Technikum Kolejowe (gmach zburzono prawdopodobnie w latach 70. XX w.). Ten gmach Technikum Kolejowego poznałem wprost doskonale w latach 50. XX wieku. Zresztą na szkolnym boisku nawet grałem kilka razy w piłkę ręczną. Jednym z pedagogów w Technikum Kolejowym był wówczas bardzo bliski memu sercu, mój trochę starszy wiekiem kolega, mgr Józef Kopeć (ukończył WSWF we Wrocławiu). Dosłownie pierwszy w historii Sosnowca trener i założyciel sekcji piłki ręcznej w KS „Włókniarz” w Sosnowcu.

[Własność – pan Paweł Ptak. Na pierwszym planie dawna „Kawiarnia Kolorowa”, a po prawej stronie w oddali fragment budynku szkolnego Techniku Kolejowego.]

****

Jak wynika ze wspomnień K.P. z 1984 r., s. 28 w wyniku stawiania trudności przez carskie władze „w roku 1907/1908 gimnazjum zostało przekształcone w 7 – klasową Szkołę Handlową”. Co jest jednak istotne i tematycznie związane z tym artykułem, okazuje się bowiem, że w tym samym czasie, gdy już funkcjonowała Szkoła Handlowa w centrum Sosnowca nad rzeką Czarną Przemszą, to na Pogoni carska Szkoła Realna funkcjonowała też dalej (patrz –K.P. z 1984 s. 28).

W nowo powstałej 7 – klasowej Szkole Handlowej zgodnie z programem władz carskich, wykładano głównie, ale nie tylko, przedmioty o charakterze ekonomicznym i handlowych. Co jest zresztą dla autora zrozumiałe. Jednak według wspomnień K.P. z 1984 roku, ponoć skrycie przerabiano też program szkoły realnej, czego absolutnie już jednak nie mogę sobie wyobrazić. Czy to jest w ogóle możliwe, by niektórzy nauczyciele zdobyli się, aż na taką heroiczną odwagę, by oficjalnie, a nie na tajnych konspiracyjnych kursach, tylko w budynku tej samej szkoły handlowej, na oczach wszystkich uczniów, przerabiać też przedmioty nieobjęte programem carskiej szkoły?… Wszak po 1905 roku tajna policja Ochrana miała doskonale już rozbudowaną siatkę agentów i współpracowników oraz wiele też możliwości inwigilowania środowisk szkolnych. Czy więc nie obawiano się, że na taką skalę stosowane praktyki z czasem dotrą też do zaborcy? Jednocześnie należy zadać sobie uzasadnione też kolejne pytanie?… Czy carskie władze były wtedy, aż tak dziecinnie naiwne, czy wręcz zaślepione, że pozwoliły sobie po prostu grać Polakom na swym nosie?… Ponoć w tej, nad Czarną Przemszą Szkole Handlowej wykładowcami byli w zasadzie Polacy, jednak jak to wynika z licealnych wspomnień (z 1984r.) z pewnymi wyjątkami. Okazuje się bowiem, że takie przedmioty jak „język rosyjski, historię i geografię Rosji, wykładali osobnicy obcej narodowości”. Autor tego tekstu w zasadzie jednak nie podaje konkretów, z wyjątkiem tylko jednego przypadku, który w czasach PRL miał być prawdopodobnie odbierany przez uczniów i absolwentów z mojego Liceum Ogólnokształcącego im. St. Staszica jako barwna baśń słana od wschodniego przyjaciela dla „pracującego ludu miast i wsi”. Obecnie już jednak ten przekaz, przy nieograniczonej wprost rzece dostępnych informacji o polskiej zagmatwanej historycznej przeszłości z samego tylko internetu i telewizji, ma raczej wydźwięk kuriozalnego zjawiska. Otóż! Ponoć okazuje się, że „wśród grona pedagogicznego był też wówczas zatrudniony prawnik „Krylenkoczłonek partii bolszewickiej, współpracujący i kontaktujący się z Leninem, gdy ten przebywał na ziemi polskiej (w Krakowie i Poroninie). Po Rewolucji Październikowej Krylenko został generalnym prokuratorem ZSRR”. Koniec cytatu z K.P. 1984, s. 29.6/.Z dostępnych współcześnie nam źródeł publicystycznych wynika, że w Moskwie odbył się wtedy pokazowy proces, w którym oskarżycielem był nie kto inny jak znany nam z nostalgicznych kart wspomnień z mojego liceum „Staszica” były nauczyciel, właśnie prokurator Nikołaj Wasilewicz Krylenko, a oskarżanymi z jego strony była grupa polskich księży z kościoła rzymsko – katolickiego. Paradoksem losu było chyba też to, że ten dawny sosnowiecki nauczyciel domagał się wówczas w trakcie procesu sądowego kary śmierci wobec księdza, który pochodził z pobliskiej Dąbrowy Górniczej7/. Czy o tym wtedy ten dawny sosnowiecki nauczyciel mógł jednak nie wiedzieć?… Jako prokurator na pewno doskonale o tym wiedział! A czy o tej kuriozalnej decyzji prokuratora Nikołaja Wasilewicza Krylenko wiedzieli autorzy tekstu zamieszczonego w cytowanej powyżej Księdze Pamiątkowej z mojego liceum „Staszica” w Sosnowcu?… Na tak postawione pytanie nie jestem już jednak w stanie odpowiedzieć merytorycznie.

**** 

W końcu, jak to wynika z przekazów (K.P. z 1984, s. 30): – „W roku 1916 dokonane zostało historyczne przemianowanie Szkoły Handlowej w Sosnowcu na 8 – klasową Wyższą Szkołę Realną, równocześnie nadano jej imię wielkiego nauczyciela i patrioty Stanisława Staszica”. Jednak w tym przypadku autorzy nie podają absolutnie żadnych konkretnych aktów prawnych o dokonanej zmianie profilowej tej szkoły. Bardzo przepraszam, ale w tym przypadku nie jestem też w stanie pojąć korelacji myślowej i prawnej, jaka ma miejsce pomiędzy powyższą datą (1916 rok), a tym co nastąpiło dopiero w 1919 roku. Bowiem jak to wynika z dalszych wspomnień, dopiero 24 maja 1919 roku Towarzystwo Popierania Wychowania Handlowego w Sosnowcu „oddało utrzymywaną przez siebie Wyższą Szkolę Realną w Sosnowcu na własność państwu polskiemu” (cytat z K.P. 1984, s.31), a „Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zarządzeniem organizacyjnym wydanym we wrześniu uznało tę szkołę za państwową i pragnąc, aby kształcąca się w niej młodzież miała zawsze przed oczyma wysoki wzór miłości ojczyzny i służby narodowej, nadała szkole nazwę „Gimnazjum Państwowe im. Stanisława Staszica”. Koniec cytatu z K.P. 1984, s. 103. A historycznym tego wydarzeniem był konkretny dzień 9 września 1919 roku (K.P. 1984. s.31). Jednocześnie upaństwowiona już wtedy szkoła otrzymała „wówczas gmach oraz inwentarz szkolny po byłej rosyjskiej szkole realnej” (cytat zgodny treścią, pochodzi z K.P. 1984, s.30).

Autor w marcu 2015 roku pozyskał ciekawe informacje prasowe z czasopisma „Polonia” o odsłonięciu w 1926 roku zawieszonej na murach budynku dawnej Szkoły Realnej pamiątkowej tablicy i uroczystościach jakie z tej okazji też odbyły się w Sosnowcu, które jak sądzę w pewnym stopniu również poszerzą problematykę związaną z tym artykułem. Oto poniżej treść tych informacji prasowych:

[Fragmenty informacji z czasopisma „Polonia”. Informacja z soboty 30 stycznia 1926 r. i z poniedziałku 1 lutego 1926 r., oraz z 31 stycznia 1926 roku.]

Jak wspomniał to mój przyjaciel mgr inż. Zdzisław Wójcik, wielki pasjonat przeszłości Sosnowca, to wyżej wymieniona tablica pamiątkowa z Gimnazjum im. Stanisława Staszica, gdzieś się nie tyle zawieruszyła, co przepadła. W trakcie tej rozmowy nie sprecyzował jednak wówczas, czy miał na myśli tę z 1919 roku, czy tę o nowej już treści zawieszoną na murach tego budynku, ale już po 1945 roku, a prezentowaną poniżej na dwóch zdjęciach, które pozyskałem od Panów: Pawła Ptak i Tomasza Grząślewicza. Zdzisiu nadzorujący remont tego gmachu odnalazł ją w zakamarkach piwniczych tego pięknego gmachu. Po jej odnalezieniu natychmiast przekazał ją dyrekcji IV Liceum Ogólnokształcącemu im. Stanisława Staszica, które w tym gmachu się już jednak nie mieściło. Podobno od dyrekcji z tego liceum otrzymał nawet pisemne podziękowanie. To pismo mi nawet pokazywał, ale ja odłożyłem na później zapoznanie się z jego treścią. Zdzisiu zachorował nagle i to bardzo ciężko, i odszedł z tego świata tak cichutko i tak szybko, że o jego śmierci dowiedziałem się dopiero w kilkanaście dni po Jego pogrzebie. Pozostała po nim w moim sercu pustka, żal, tęsknota i najmilsze przyjacielskie wspomnienia. Jakie są dalsze losy tej zabytkowej tablicy to tego niestety ale już nie wiem.

****

Kierując się tylko normalnym ludzkim rozsądkiem, te dotychczas porozrzucane w nieładzie kostki domina trzeba jednak wreszcie jakoś logicznie w jedną całość poukładać. Uff! Muszę jednak przyznać, że zafundowana nam przez liczne grono autorów we wspomnieniach pamiątkowych chronologiczna historia tej szkoły (wspomnienia z 1969 i z 1984) jest opisana takim skomplikowanym językiem, że aby się w tym toku opowieści na dobre nie zagubić, trzeba niemal każdą stronę czytać uważnie i to jeszcze do tego w wielkim skupieniu. W końcu i tak nawet człowiek nie ma 100 % pewności, czy dokładnie te opisy zinterpretował. Okazuje się więc, że do września 1939 roku sosnowiecki „Staszic” miał tylko rangę szkoły średniej, ale tylko typu gimnazjalnego. Dopiero po 1945 roku na terenie całej Polski we wszystkich szkołach podstawowych będzie obowiązywał sześcioletni system nauki. Po, którym można było uzyskać dodatkowe kwalifikacje, ale już w szkole średniej typu gimnazjalnego (kolejne dwa lata nauki) i licealnego (kolejne trzy lata nauki). Dopiero od 1948/49 roku szkolnego, „Staszic” został już tylko szkołą licealną z 4 – letnim cyklem nauczania. A w Polsce powstał 11 – letni cykl kształcenia ogólnego, gdzie kolejne klasy stanowiły już jednolity ciąg, liczony od klasy pierwszej do jedenastej.

Reasumując powyższe. Dzieje obecnego IV Liceum im. Stanisława Staszica w Sosnowcu faktycznie więc powinny zaczynać swą prawdziwą pokoleniową, narodową i patriotyczną historię dopiero od 9 września 1919 roku, czyli od konkretnego terminu kiedy tę placówkę oświatową po raz pierwszy w historii Sosnowca ozdobiono imieniem Stanisława Staszica, co nie było jednak jednoznaczne z samym systemem nauki jaki w tej szkole obowiązywał od roku nauki 1948/49. W tych teoretycznych rozważaniach nie zapominajmy jednak też o tym, że w latach 1939 – 1945 nauka w dawnym budynku Szkoły Realnej na Pogoni z przyczyn oczywistych nie była kontynuowana, a po 1945 roku w „Staszicu” program nauki w tym liceum był diametralnie już inny niż w wolnej i niepodległej Ojczyźnie – II Rzeczypospolitej Polsce. Znam to zagadnienie zarówno sam jak i mój brat oraz żyjący jeszcze jego znajomi, koledzy i przyjaciele, którzy są też absolwentami tej placówki oświatowej z rogu ulic: Stefana Żeromskiego i Mariackiej. Do września bowiem 1939 roku w tej szkole, zgodnie z tamtym systemem powszechnej nauki, tytułem profesora określano też takie osoby, które zaliczyły tylko gimnazjalną maturę i dwuletnią naukę w szkole wyższej. Podobno, czego jednak w 100% nie potwierdzam, to po 1945 roku w murach tej szkoły byli również też tacy profesorowie i panie profesor, którzy mieli ukończoną zaledwie tylko szkołę średnią i to przedwojenną. Swe wyższe wykształcenie, niektórzy z nich, uzupełniali więc dopiero w trakcie, gdy byli jeszcze zatrudnieni w „Staszicu”.

Interpretując pokoleniową przeszłość tej szkoły nie zapominajmy jednak też i o tym, że od czerwca 1970 roku do 2013 roku dawny budynek Szkoły Realnej należał już do Wydziału Techniki Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Podobno w 2014 roku został już jednak ponownie zwrócony samorządowi Sosnowca. Obecnie ten prawie kompletnie zrujnowany już gmach odsprzedano nieznanej autorowi prywatnej osobie lub firmie. Z kolei luki prawne czy pojawiające się w sosnowieckiej przestrzeni publicznej pretensje ze strony III Liceum im. B. Prusa i jego sympatyków do dziedzictwa z pogońską Szkołą Realną powinni rozstrzygnąć już jednak inni, bardziej kompetentni ludzie. Takie mam przynajmniej subiektywne odczucia.

[Własność – pan Paweł Ptak. Po lewej stronie widoczna na murze dawnej Szkoły Realnej pamiątkowa tablica o treści:- „PAŃSTWOWE GIMNAZJUM I LICEUM IM. STANISŁAWA STASZICA W SOSNOWCU”. Na tablicy po lewej stronie widoczne niewielki popiersie Stanisława Staszica, a w górnej części Orzeł Biały, jednak bez korony. Tablica została zawieszona po 1945 roku. Dokładna data jej zawieszenia i wykonania zdjęcia jest dzisiaj już trudna do ustalenia.]

 

[Własność pana Tomasza Grząślewicza. Powiększona tablica, ta sama co na powyższym zdjęciu pozyskanym od pana Pawła Ptak.]

[Zdjęcie powyższe autora pochodzi z 2000 r. Widok od strony już zdemolowanego, kiedyś bajecznie kolorowego i pięknego parku szkolnego – jedynego w Zagłębiu Dąbrowskim tak okazałego pod względem obszarowym i wyposażonym w ozdobne krzewy, drzewa i kwiaty, byliny, urokliwe wijące się alejki i ukryte wśród nich, ciche i romantyczne ławeczki. Taki park szkolny zapamiętałem doskonale jeszcze z tych lat, gdy byłem licealistą w tym pięknym gmachu szkolnym (rocznik absolwencki 1954/1955). Widoczne częściowo na zdjęciu asfaltowe boisko powstało już w latach 60. XX w. kosztem całkowitego unicestwienia zabytkowego parku szkolnego i wycięcia co do pnia wszystkich ozdobnych roślin.]

Jeszcze tylko kilkanaście zdań, dosłownie na samo już zakończenie.

Trzeba być obdarzonym niezwykłym wprost realizmem magicznym, pełnym mitów, legend i półprawd, by pod względem ideowo – programowym porównywać dawną pogońską typową rosyjską Szkołę Realną, gdzie wszędzie, nawet w zakamarkach tego budynku, słychać było tylko język rosyjski, z powstałym pośpiesznie w 1919 roku, ale w wolnej już Polsce nasyconym patriotyzmem polskim Gimnazjum Państwowym Stanisława Staszica, a cóż dopiero mówić o współczesnym – IV Liceum  im. Stanisława Staszica – które funkcjonuje już od wielu, wielu lat na zupełnie już pełnych programowych obrotach w wolnej i niepodległej Ojczyźnie. Nie jestem też w stanie mentalnie pojąć, dlaczego obecnie w tej placówce oświatowej obchodzi się niezwykle wręcz uroczyście, czy nawet wręcz nabożnie, kolejne urojone rocznicowe uroczystości, a sięgające przecież jeszcze czasów Szkoły Realnej, gdy Polska była skuta zaborczymi kajdanami Rosji carskiej. Natomiast szkoła pod względem programowym oparta była wtedy wyłącznie tylko na mechanizmach zaborczych, zawsze wrogo ukierunkowanych wobec Narodu i niepodległego Państwa Polskiego. Ale ku memu zaskoczeniu i zdziwieniu, podobne praktyki stosuje się też obecnie nie tylko w moim rodzinnym Sosnowcu, ale też w niektórych miejscowościach na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie, gdzie wznoszono budynki szkolne jeszcze w XIX wieku przez obce nam narodowo zaborcze władze pruskie. Współcześnie, ku memu nieograniczonemu zaskoczeniu i zdziwieniu również i te szkoły, obecnie już jednak typowe polskie, też się ozdabia tradycją wielopokoleniowego dziedzictwa narodowego i obchodzi się w tych obsypanych już mchem pruskiej starości budynkach kolejne uroczystości rocznicowe. Zresztą podobne zjawisko zaćmy pamięci narodowej i patriotycznej występuje też w innych regionach naszej Ojczyzny.

Tak niestety niektórzy współcześni kreatorzy naszego dziedzictwa narodowego, postrzegają naszą dumę i patriotyczną przeszłość narodową. Ten kołowrotek historycznych uroczystości rocznicowych w przeciwieństwie do Sosnowca, to na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie, świętuje się jednak dosłownie tylko w tych budynkach szkolnych, które już tam stały od XIX wieku na zaborczych ziemiach. Można więc z przymrużeniem oka przyjąć, że uroczystości te dotyczą wyłącznie tylko ciągłości rocznicowych, ale konkretnie tylko związanych z tymi budynkami, a nie z dziedzictwem programowym polskiego patriotycznego i narodowego szkolnictwa. A przecież obecny w Sosnowcu budynek IV Liceum im. Stanisława Staszica, już od ponad 40. lat stoi w zupełnie innym rejonie miasta Sosnowca, niż ten pierwszy jeszcze budynek, o którym nawet nie wiemy gdzie stał we wsi Pogoń, gdy uruchomiono w nim 17 października 1894 roku po raz pierwszy Szkołę Realną.

[Własność – pana Pawła Ptak. Powyżej rosyjska Szkoła Realna ujęcie z XIX wieku. Widok od parku szkolnego.]

[Własność – pana Pawła Ptak. Rysunek Szkoły Realnej z czasów Rosji carskiej. Widok od parku szkolnego.]

[Własność – pana Pawła Ptak. Gimnazjum im. Stanisława Staszica z czasów II Rzeczypospolitej Polski. Widok od uliczki Mariackiej.]

[Własność – pana Pawła Ptak. Gimnazjum im. St. Staszica – okres II Rzeczypospolitej Polski. Widok od uliczki Mariackiej. Po prawej stronie w ozdobnym parkanie widoczna metalowa furtka.]

[Własność – pana Pawła Ptak. Rok 1960. Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica. Widok od strony zdewastowanego już wtedy parku szkolnego.]

 

……………………………………………………………………………………………………………………….

 

Publikacje i przypisy:

1 – Magazyn Zagłębiowskiej Małej Ojczyzny, Redakcja: Jan, Kazimierz i Łukasz Zielińscy, nr 5 (97) 15 maja 1998, s. 8.

2 – „Sosnowiec –obraz miasta i jego dzieje”, pod redakcją Antoniego Barcika i Andrzeja T.Jankowskiego, wydanie Sosnowiec 2016, s. 332

3 Cezary Zefiryn  Uthke

Cezary Zefiryn Uthke psed. „Tadeusz”, „Rządca”, „Cezary” mimo, że urodził się w Łodzi (26 sierpnia 1899 r.), to jednak całe swe dorosłe życie na zawsze związał z Zagłębiem Dąbrowskim. Tę piękną ziemię tak pokochał, że poświecił dla niej nawet swe życie. Pochodził z rodziny niemieckiej, która przybyła z dalekiej Saksonii do Królestwa Polskiego, potocznie wtedy zwanego Królestwem Kongresowym (ros. Царство Польское, Carstwo Polskoje). Jego dziadek – Niemiec z dalekiej Saksonii przybył do Kongresówki, gdy jeszcze Polska była skuta kajdanami niewoli Rosji carskiej. Podobno już po krótkim zaaklimatyzowaniu się podjął pracę w charakterze sztygara w jednej z zagłębiowskich kopalń węgla kamiennego. Młodziutki wówczas Cezary Uthke ukończy już maturę na w Szkole Realnej w Sosnowcu, gdy jeszcze Polska dalej tkwiła w niewoli carskiej. W 1906 roku rozpoczyna studia w Politechnice w Rydze, a dyplom inżyniera mechanika uzyska w Moskwie. W odrodzonej już Polsce – II Rzeczypospolitej pomnaża swój dorobek naukowy o dodatkowy fakultet uzyskując dyplom inżyniera architekta. Od 1914r. prawie do 1918 roku służy w artylerii w armii rosyjskiej. Pod koniec 1918 roku trafia do niewoli niemieckiej. Z chwilą jednak, gdy tylko Ojczyzna nasza uzyskuje wolność, to swe losy zwiąże na trwałe i na zawsze z Polską, aż do swej męczeńskiej śmierci.

Od grudnia 1918 roku był inspektorem pracy w Sosnowcu. Jak do tego doszło wspomina – Aleksy Bień: – „W grudniu 1918 r. zgłosił się do mnie z polecającym bilecikiem od członka CKR, Bronisława Ziemięckiego, Ministra Pracy Rządu Ludowego, inż. Cezary Uthke (kolega Ziemięckiego z politechniki), który został mianowany Inspektorem Pracy w Sosnowcu (inspektorat znajdował się wówczas przy ul. Mariackiej, dziś Związkowej)”. W tym samym roku wstępuje do Polskiej Partii Socjalistycznej. W 1919 roku zostaje komendantem Związku Strzeleckiego w Zagłębiu Dąbrowskim. Od 1920 roku służy wiernie w Wojsku Polskim jako porucznik, a następnie jako kapitan ze starszeństwem od 1 czerwca 1919 roku. Był żołnierzem 23 Pułku Artylerii Polowej. W 1919 roku jako już członek Polskiej Partii Socjalistycznej jest też przewodniczącym w strukturach tej organizacji w sosnowieckiej dzielnicy Pogoń, gdzie między innymi prowadzi też kursy esperanto. W tym samym roku zostaje ławnikiem Magistratu miasta Sosnowca. Jednocześnie kieruje w Sosnowcu pracami Wydziału Budownictwa w Zarządzie Miejskim (z kolei wg Wikipedii – kierownik Wydziału Komunalnego). Jest nie tylko autorem, ale za własne pieniądze publikuje też pracę o urbanistyce miast. Dysponuje tak wielką inwencją, że z jego inicjatywy zostaje nawet udokumentowana lista poległych Polaków z rąk siepaczy carskich jaka miała miejsce 9 lutego 1905 roku przy głównej bramie wiodącej do Huty „Katarzyna”. Z jego też inwencji pamiątkowa tablica zostanie uroczyście odsłonięta na murach portierni Huty „Katarzyna” w dniu 9 lutego 1922 roku. W roku 1925 PPS odnosi zwycięstwo w wyborach do Rad Miejskich w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. W tym okresie jest projektantem szpitala dziecięce w Siewierzu, który pod jego kierownictwem został zresztą wybudowany.

Od 1925 roku jest wiceprzewodniczącym rady miasta Sosnowca. W 1927 roku jest jednym ze współzałożycieli Robotniczego Klubu Sportowego „Zagłębie” w Dąbrowie Górniczej. Od 1932, aż do września 1939 roku pełni funkcję kierownika Wydziału Komunalnego w Dąbrowie Górniczej. Jak wspomina mój brat Wiesław Maszczyk: – „gdy byłem w latach 50. XX wieku dyrektorem naczelnym w Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Dąbrowie Górniczej, to odniosłem nieodparte wrażenie, że „Cezary Uthke jest postacią nie tylko znaną w intelektualnym środowisku tego miasta, ale jest wspominany też z ogromną sympatią i nieukrywaną nostalgią. A były to przecież nietolerancyjne lata, gdyż PPS – WRN wykreślono całkowicie z pamięci Polaków, a stosowano z premedytacją zakłamane skróty pojęciowe operując tylko nazwą PPS, lub PPS – GL, sugerujące komunistyczne pochodzenie tej partii. Nie mówiąc już o tym, że żołnierzy z Armii Krajowej określano też wtedy wrogo i ironicznie „zaplutymi karłami sanacji”.

W 1939 roku po zajęciu przez III Rzeszę i Związek Sowiecki terytorium II Rzeczypospolitej przedwojenna Polska Partia Socjalistyczna przechodzi do podziemia i przyjmuje kryptonim PPS – Wolność – Równość – Niepodległość (PPS – WRN). Natomiast zagraniczna PPS, będąca przy rządzie polskim na uchodźstwie, dalej będzie oficjalnie funkcjonowała jako PPS. Równocześnie PPS – WRN podejmuje akcję organizowania grup dywersyjnych pod nazwą „Okrzeja – Odra”. Gestapo już wkrótce jednak wpada na trop i wykrywa skład materiałów wybuchowych w Kasie Bratniej w Sosnowcu. W wyniku tego zostaje aresztowany Kazimierz Laskowski jeden z czołowych sosnowieckich działaczy PPS – WRN. Natomiast Cezary Uthke zaciera za sobą ślady i przekracza granicę Generalnej Guberni.

Już wkrótce kpt. Cezary Uthke zostaje mianowany dowódcą brygady Gwardii Ludowej PPS – WRN. Jest też członkiem Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS – WRN Zagłębia Dąbrowskiego. Od 1940 roku pełni też funkcję dowódcy składającej się z czterech pułków Brygady Zagłębiowskiej Gwardii Ludowej PPS – WRN o kryptonimie „Surowiec”. W 1942 roku w rejonie Okradzinowa opodal rzeki Czarnej Przemszy dokonuje przeglądu dwóch pułków określanych jako „Surowiec”. Jak wspomina Komendant Śląskiego Okręgu AK Zygmunt Walter Janke: – „Na jej prawym brzegu rozlokował się pułk sosnowiecki, na lewym olkuski”. W źródłach pisemnych istnieją pewne nieścisłości. Bowiem wg Wikipedii Cezary Uthke jest określany jako dowódca czterech pułków Brygady Zagłębiowskiej Gwardii Ludowej PPS – WRN. Natomiast Juliusz Niekrasz, „Z dziejów AK na Śląsku” , Warszawa 1985, s.141 – twierdzi, że Cezary Uthke był dowódcą tylko trzech kompani: – „w baonie określano je jako pierwsza „Twardego”, jako druga „Hardego”, a jako trzecia „Boruty”. Koniec cytatu.

W 1941 roku organizuje w Dąbrowie Górniczej tajny samorząd. Wg Wikipedii pełni też funkcję trzeciego zastępcy komendanta Związku Odwetu na Śląsku, w Zagłębiu i w Niemczech. Od marca 1943 roku jest szefem Wydziału Wojskowego w Sztabie Śląskiego Okręgu AK z nominacją na stopień majora Armii Krajowej. Latem 1943 roku w wyniku odtwarzania Wojska Polskiego baon partyzancki „Surowiec” otrzymał nazwę: – Oddział Rozpoznawczy 23 Śląskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej (OR 23 DP – AK).

Istnieją pewne rozbieżności, gdyż wg Wikipedii Cezary Uthke już od 1943 roku został „mianowany na zastępcę dowódcy Śląskiego Okręgu AK”. Koniec cytatu. Natomiast Komendant Śląskiego Okręgu AK pułkownik Zygmunt Walter Janke w książce „W Armii Krajowej na Śląsku” (Katowice 1986, s.202) pisze następująco: – „Przewidywałem go (przyp.autora: Cezarego Uthke) później na swego zastępcę. Niestety, nie doszło do tego. Mjr. Uthke został wcześniej aresztowany przez Niemców”. Konic cytatu. Gdzie więc tkwi błąd?…

Cezary Uthke został aresztowany 15 grudnia 1943 i odwieziony do obozu w Mysłowicach. Co do tej daty w zasadzie wszyscy są zgodni. Natomiast w źródłach pisemnych występują już różnice dotyczące daty jego śmierci. Wg Wikipedii w dniu 26 maja 1944 roku skazany zostaje przez niemiecki sąd doraźny na śmierć. Wyrok wykonano tego samego dnia w KL Auschwitz. Natomiast wg- Jadwigi Brytusowej i Aleksego Bienia (Jadwiga Brytusowa, Aleksy Bień, „O Cezarym Uthke, 1946/1959) został stracony w Auschwitz 29 maja 1944 roku; poniżej opis:

Dnia 15 grudnia 1943 r. został aresztowany i odwieziony do obozu w Mysłowicach, tam nieludzko pobity, wrzucony do bunkra, gdzie przebywał cały tydzień. Następnie przebywał w celi nr 1 do chwili, gdy na skutek sformowania, się ogromnego ropnia na szyi przeniesiony został na izbę chorych. Po wyzdrowieniu skierowany na salę nr 2, tam przebywa do maja i w tymże miesiącu zostaje wywieziony do obozu oświęcimskiego. Dnia 23 czerwca 1944 r. rodzina jego została powiadomiona przez policję, że Cezary Uthke za zdradę stanu został dnia 25 maja 1944 r. skazany na śmierć i dnia 29 maja wyrok wykonano”.

Mjr Cezary Uthke został odznaczony przez gen. Władysława Sikorskiego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari oraz Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Jego imieniem została też nazwana jedna z ulic Dąbrowy Górniczej. W Sosnowcu jednak ten Wielki Polski Bohater i na Pogoni uczeń Szkoły Realnej jest postacią zdecydowanej większości mieszkańców absolutnie nieznaną.

4Józef Piłsudski, „Pisma zbiorowe”, tom 1, Warszawa 1937, s. 208

„Apuchtin – od 1879 do lutego 1897 kurator warszawskiego okręgu naukowego, odznaczający się w swej działalności rusyfikatorskiej na polu szkolnictwa w Królestwie Polskim skrajnym fanatyzmem polakożerczym”…

-wg Wikipedii:

„Aleksandr Lwowicz Apuchtin, ros. Александр Львович Апухтин (1822-1903) – rosyjski kurator warszawskiego okręgu szkolnego (ros.попечитель Варшавского учебного округаpopieczitiel warszawskowo uczebnowo okruga) w latach 18791897, od 1896 tajny radca dworu, od 1897 senator. Twórca zrusyfikowanego systemu szkolnictwa w Królestwie Polskim, opartego na reformie programów szkolnych, wprowadzeniu nowych podręczników (m.in. osławiony podręcznik do historii Dmitrija Iłowajskiego), systemu donosów i szpiclowania uczniów, będącego podstawą systemu policyjnego w szkołach.

Apuchtinowski system oświatowy miał stworzyć człowieka lękliwego wobec władzy i identyfikującego się z carską Rosją i jej kulturą. Od 1885 roku w języku polskim wykładano wyłącznie religię. Apuchtin przyczynił się do spadku liczby szkół, upadku kultury polskiej w Kongresówce i wzrostu analfabetyzmu. Od jego nazwiska wywodzi się określenie noc apuchtinowska. Do jego ulubionych powiedzeń należało zdanie, że dzięki jego rządom szkolnym ‘matka Polka zawodzić będzie nad kołyską dziecka rosyjską piosenką’….[…]…. Wrogi stosunek Polaków do osoby Apuchtina wyraził m.in. Stefan Żeromski w swoich Dziennikach; pod datą 11 listopada 1887 młody pisarz, pisząc o swojej wyobrażonej ‘tęgiej awanturze’ narodowej, zanotował m.in. Apuchtina powiesiłbym na pomniku Paskiewicza”.

5Jerzy Kluza, „Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 3 W Sosnowcu III Liceum Ogólnokształcące im. B. Prusa, Gimnazjum nr 18 Sosnowiec ul. Piłsudskiego 114, Zarys Dziejów: – „Dzisiejsze III Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa w Sosnowcu, jako samodzielna polska szkoła średnia, ma historię sięgającą 1 września 1915 r. Po opuszczeniu Zagłębia przez wojska carskie, nowe władze niemieckie powiadomiły dyrekcję Sosnowieckiej Szkoły Realnej o konieczności oddania budynku szkoły na rzecz administracji okupacyjnej. W tej sytuacji, działające w mieście społeczne Towarzystwo Szkół Średnich zdecydowało się utworzyć nową ośmioklasową szkołę o nazwie Wyższa Szkoła Realna, która miała przejąć większość uczniów Sosnowieckiej Szkoły Realnej. Swoją tymczasową siedzibę znalazła ona na terenie Sielca, zajmując połowę niewielkiego budynku szkoły powszechnej, niedaleko kopalni ‘Hrabia Renard’ przy ul.Szkolnej 5. Nasza szkoła wywodzi się więc bezpośrednio z założonej przez przemysłowca Henryka Dietla 29 października 1894 r. Sosnowieckiej Szkoły Realnej (Sosnowieckoje Realnoje Ucziliszcze), pierwszej szkoły średniej w Zagłębiu Dąbrowskim. Początkowo szkoła ta mieściła się w budynku fabrycznym, od 1898 r. przeniosła się do nowego okazałego gmachu, który zbudowano w stylu włoskiego renesansu na niewielkim pagórku na terenie posesji Dietla (róg obecnej ul. Żeromskiego i ul. Związkowej)”.

6 Nikołaj Wasilewicz Krylenko ros. Николай Васильевич Крыленко (ur. 14 maja1885 Biechtiejewo gubernia smoleńska, zm.29 lipca 1938 Moskwa) – działacz partii bolszewików, urzędnik państwowy RFSRR (prokurator generalny), współtwórca kodeksu karnego ZSRR.

7Artykuł z internetu, Katarzyna Maciejewska „Przed czerwonym trybunałem”, opublikowany 26 kwietnia 2013 r.(godz.14:13). Oto jego skrócony tekst:

90 lat temu w procesie pokazowym w Moskwie skazano na karę śmierci i wieloletnie więzienie grupę księży. Wśród oskarżonych był sł. Boży abp Jan Cieplak, a głównym oskarżycielem był Mikołaj Krylenko – obaj związani z Zagłębiem Dąbrowskim.

Z początkiem marca 1923 r. ks. prał. Konstanty Budkiewicz wraz z abp. Janem Cieplakiem i grupą petersburskich duchownych zostali wezwani do Moskwy. Mimo kampanii zastraszania i represji, księży żegnały tysiące wiernych, podobne powitanie urządzono im na moskiewskim dworcu, skąd wkrótce przewieziono ich do więzienia na Butyrkach. Od 21 do 25 marca podczas pokazowego procesu w Moskwie, abp Cieplak z 14 innymi duchownymi został skazany na karę śmierci za rzekome „podżeganie do buntu poprzez zabobony. Proces rozpoczął się w błękitnej sali domu „Sojuzow” (związków zawodowych), w dawnym lokalu klubu szlacheckiego.

Rano podjechał pod same drzwi więzienia tzw. czarny kruk zakratowany samochód” – relacjonuje ks. Franciszek Rutkowski, współpracownik Arcybiskupa, w książce „Arcybiskup Jan Cieplak”. „Kiedy znaleźliśmy się w samochodzie, odmówiliśmy wspólnie «Pod Twoją obronę» i pokrzepieni na duchu błogosławieństwem arcypasterza, udaliśmy się na salę sądową. (…) Wprowadzono nas na salę i ustawiono na estradzie, minęła jeszcze dobra chwila zanim zjawili się sędziowie. Poprzedzało ich zawsze głośne wołanie żandarma stojącego przy drzwiach: Sąd Najwyższy idzie! Proszę wstać!”.

Prokuratorem oskarżycielem był Mikołaj Wasilewicz Krylenko. Zażądał kary śmierci dla 6 oskarżonych. W oskarżycielskim uniesieniu krzyczał do abp. Cieplaka: „Twoja religia? Pluję na to, jak na wszystkie religie!” „Paść winien Cieplak, aby wiedziano, że nie ma nikogo, kto by stał tak wysoko, żeby go nie mogła dosięgnąć sprawiedliwość sowiecka. Paść winien Budkiewicz, jego główny doradca”.

W końcu nocą z 25 na 26 marca 1923 r. moskiewski sąd skazał na śmierć abp. Cieplaka i ks. prał. Budkiewicza. Bolszewicy ogłosili, iż wyrok na „kontrrewolucjonistach i polskich szpiegach” wykonają w ciągu 72 godzin. Arcybiskup miał więcej szczęścia. Pod naciskiem światowej opinii publicznej i po ostrzeżeniu ze strony Rządu II RP wyrok zamieniono mu na 10 lat więzienia. W 1924 r. wydalono go ze Związku Sowieckiego i przez Rygę udał się do Polski. W 1925 r. został odznaczony Wielką Wstęgą Orderu Odrodzenia Polski. Wyruszył wtedy w podróż po USA. Spotkał się tam z prezydentem Johnem Calvinem Coolidgem. Zmarł 17 lutego 1926 r. w Passaic (New Jersey). Nie zdążył objąć funkcji arcybiskupa Wilna, chociaż został pochowany w tamtejszej katedrze. W 1952 r. rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

Natomiast ks. prał. Budkiewicza bolszewicy zamordowali strzałem w tył głowy w podziemiach moskiewskiej Łubianki w Wielką Sobotę, 31 marca 1923 r. o godz. 4.00. Świadkowie jego śmierci twierdzili, że był spokojny, napisał list do Ojca Świętego, a na koniec powiedział: „Proszę przekazać ostatnie moje pozdrowienie abp. Cieplakowi i oświadczyć mu, że byłem do końca wierny Stolicy Apostolskiej”, po czym rozległ się strzał. Wedle innej wersji, „na miejscu kaźni Prałat przeżegnał się, błogosławił kata i dwóch jego pomocników, a sam odwrócił się w stronę ściany, szepcząc słowa modlitwy. Wystrzał kata przerwał jego modlitwę”. Koniec internetowego cytatu.

Podobno abp Jan Cieplak w 1924 roku nie został wydalony ze Związku Sowieckiego przez ówczesne władze, tylko uzyskał wolność, został bowiem wymieniony na Bolesława Bieruta, wtedy członka agenturalnej Komunistycznej Partii Polski. Czy to jednak polega na prawdzie?…

   

 8Wspomnienia rodzinne i własne oraz pozyskane od znajomych, koleżanek, kolegów i przyjaciół z Sosnowca.

Zdjęcia współczesne i okładka albumu oraz zdjęcia albumowe z 1898 roku są własnością Janusza Maszczyka. Natomiast pozostałe zdjęcia pozyskałem za zgodą od Szanownego Pana Pawła Ptak z Archiwum Sosnowiec i Prezesa FdZD, pana Dariusza Jurka oraz od pana Tomasza Grząślewicza, a notatki prasowe od pana Janusza Szaleckiego. Natomiast sam album wydany przez Henryka Dietla pozyskałem od  pana Piotra Hangiel, z możliwością jego skserowania, za co temu Panu jestem wprost wyjątkowo wdzięczny, podobnie zresztą jak i pozostałym osobom, które wyraziły zgodę na publikację swoich zdjęć i informacji prasowych.

Pierwsza wydanie ukazało się na portalu Klubu Zagłębiowskiego 12 sierpnia 2014 roku. Drugie wydanie zostało opublikowane w 2015 roku już na mojej stronie internetowej. Trzecie wydanie z czerwca 2016 roku zostało poprawione i uzupełnione informacjami prasowymi oraz zdjęciami z wydanego w 1898 roku specjalnego albumu przez Henryka Dietla na okoliczność otwarcia na Pogoni – Szkoły Realnej oraz pozyskanymi nowymi pocztówkami i zdjęciami od pana Pawła Ptak. Obecny artykuł jest więc już czwartym wydaniem uzupełnionym o nowe fakty.

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.

Uprzejmie przypominam, że wszystkie artykułu autora jak do tej pory są publikowane bezinteresownie. Z tego tytułu nie korzystałem więc dotąd nigdy i nie czerpię też nadal żadnych korzyści materialnych, ani też innych jakichkolwiek profitów, poza satysfakcją autorską.

 

Katowice, kwiecień 2018 rok

 

                                                                                                           Janusz Maszczyk

Bear