Janusz Maszczyk: Plac Ruska z Wygwizdowa

Były to jeszcze tak odległe czasowo lata, gdy poprzez pola i rosnące tam jeszcze też wtedy sosnowe lasy, będące częścią wielkiego boru Trzciniec, Rosja carska poprowadziła już z Ząbkowic do nieistniejącego jeszcze wtedy miasta Sosnowca odnogę Kolei Warszawsko Wiedeńskiej. Zwanej jeszcze wówczas jako Warszawsko – Wiedeńska Żelazna Droga (Варшавско-Венская железная дорога). Już wówczas a był to jeszcze 1859 rok, w okolicy wsi Pogoń części podmokłej i pokrytej na dodatek tego jeszcze rozległymi bagnami mknące już po torach pociągi zmuszano do częstego zatrzymania się w okolicy mniej więcej późniejszej „Wenecji”. By stojące w tym samym czasie na torach przy Dworcu Głównym w Sosnowicy sznury wagonów doczepione do sapiących i dymiących parą parowozów mogły błyskawicznie na sygnał wysłany z „Wygwizdowa” opuścić te dworcowe tory by udać się w dalszą podróż poprzez rzekę Brynicę w kierunku Prus i Wiednia. Jeszcze wówczas Polska nie istniała. Wymazana była bowiem nie tylko z mapy Europy, ale nawet z wielu też sumień i umysłów ówczesnych ludzi zamieszkujących te bezludne prawie tereny. To właśnie dzięki powstaniu kolei i zasobom węgla kamiennego, już niebawem te dotąd bezludne prawie tereny pokryją się niczym pajęczyna siecią bocznic kolejowych, które od Warszawsko Wiedeńskiej Żelaznej Drogi będą docierały do powstających na tych terenach coraz to bardziej licznych fabryk, hut i kopalń.

****

Jeszcze wówczas rzeka Czarna Przemsza toczyła swe wody leniwie poprzez rozbudowującą się błyskawicznie osadę „Wygwizdów”, innym jednak korytem niż to jest obecnie, gdyż ją w latach 60. XX wieku uregulowano. A powiększająca się z każdym niemal miesiącem w zabudowie ta część Pogoni swą nazwę – „Wygwizdów” – uzyska nie dekretem carskim, ale z chwilą uruchomienia poprzez te pustkowia linii kolejowej Warszawsko – Wiedeńskiej Drogi Żelaznej 1/. Jednak w 38 lat później, czyli od roku 1897 „Wygwizdów” będzie już też wymieniany jako odrębna osada fabryczna położona w guberni Piotrowskiej. A do baśniowej sosnowieckiej historii przejdzie jako rejon nie tylko słynący z wielkich obszarów bagiennych ale też wijącej się po tym terenie słynnej „Czartowskiej Ścieżki”. Gdzie na jej wijącej się grobli zaczajeni w chaszczach czyhali zwłaszcza na kupców, pospolici i zarazem bezlitośni zbóje. Już wówczas ta okolica zamieszkiwana była przez około 6500 mieszkańców. Głównie Polaków. W tym około 500 też osób, którzy w statystykach nie podawali się jednak za katolików ale za protestantów. A byli nimi głównie przybysze niemieccy i nieliczni pracownicy z pruskiego jeszcze wtedy Górnego Śląska zatrudnieni w okolicznych zakładach pracy.

****

Mój ojciec, Ludwik Maszczyk, który przyszedł na świat jeszcze w okresie zaborów Rosji carskiej, w 1895 roku, w malutkim tulącym się do ziemi domku przy dawnej jeszcze wąziutkiej i klepiskowej uliczce Małaja (obecna ulica Kolibrów), zawsze z dumą jednak podkreślał, że urodził się nie na Pogoni ale niemal w samym centrum „Wygwizdowa” 2/. Już znacznie później, w trakcie rodzinnych rozmów, też twierdził, że tereny zalegające pomiędzy „Targiem pogońskim” a uliczkami sąsiadującymi z nim uważano jako centralną część „Wygwizdowa”. Szczególnie te tereny, które były rozlokowane wokół obecnych uliczek Kolibrów, Żółtej, jak i końcowe fragmenty uliczki Floriańskiej oraz początkowe Mikołaja Kopernika. W późniejszym okresie czasu, ale jeszcze w pierwszych latach XX wieku, ten rozległy teren ciągnący się od urokliwych ceglastych murów „Targu pogońskiego” aż do wymienionych już powyżej uliczek zwano jeszcze oficjalnie wśród mieszkańców z „Wygwizdowa” jako „Plac Ruska”. Pamiętam, że terminem tym posługiwała się też jeszcze w latach okupacji niemieckiej nie tylko moja rodzina, co powinno być zrozumiałe, ale też część mieszkańców z Pogoni. Nawet tych, którzy zamieszkiwali położone tereny po dwóch stronach ulicy Staropogońskiej. Czyli tej części Pogoni, która była młodsza czasowo w rozwoju od terenów położonych wokół ulicy Nowopogońskiej.

Była to jednak nazwa nie ustanowiona urzędowo ale przekazywana przez potomnych wyłącznie tylko ustnie w formie zwyczajowej. Jednak już po 1945 roku ten teren, ku zaskoczeniu wielu mieszkańców z Pogoni, nazwano już oficjalnie i urzędowo Placem Bolesława Bieruta 3/. Muszę jednak uczciwie stwierdzić, że ja osobiście tabliczek ulicznych z tą nazwą, że jest to Plac Bolesława Bieruta nie widziałem. Identyczną nazwą jako „plac Ruska” operował też znakomity powojenny jeszcze historyk, pan Andrzej Szefer jeszcze w latach 80 XX wieku, gdy opisywał egzekucję Polaków jakiej dokonali Niemcy 1 lutego 1944 roku przy ceglastych murach „Targu pogońskiego” 4/. W swych opisach jednak ten „plac” zapisywał z małej litery. Obecnie jednak już nazwa tego placu, nie wiem dlaczego, ale nie jest upamiętniona absolutnie żadnym nazwiskiem. A wielu mieszkańców, nie tylko z samego Sosnowca, ale nawet z samej Pogoni już nawet nie kojarzy tego terenu z tą dawną jeszcze pokoleniowo przekazywaną nazwą. Gdzie więc przez dziesiątki lat faktycznie mieścił się na Wygwizdowie” „Plac Ruska”? Według zakodowanych wspomnień jakie pozyskałem od mojej rodziny, to pierwotna nazwa tego rozległego placu ponoć pochodziła od bardzo majętnego mieszkańca i zarazem też właściciela co najmniej kilku stojących tam zabudowań. A był nim ponoć nie kto inny jak pan Rusek. Co jest jednak w tym wszystkim, przynajmniej dla mnie bardzo ciekawe? Ano to, że nigdy nie wymieniano konkretnego imienia tego człowieka. Nawet w trakcie rozmów do jakich na jego tematy czasami dochodziło w mojej rodzinie. Tylko twierdzono, że był to Polak niezwykle majętny jak na tamte carskie okupacyjne czasy, gdyż był właścicielem położonych w pobliżu tego placu kilku zabudowań. W tym ponoć nawet pierwszego ceglastego budynku w ciągu zabudowań „Targu pogońskiego”. Wysokiego ceglastego budynku od strony obecnej ulicy Ciepłej nr 1, a zaliczanego jeszcze wtedy do „Targu pogońskiego” oraz obecnego też budynku nr 35 przy końcowych już fragmentach uliczki Floriańskiej (patrz poniższe zdjęcie) jak i budynku przy wijącej się zygzakami ulicy Wodnej oraz kilku jeszcze innych położonych gdzieś na terenach „Wygwizdowa”.

[Zdjęcie autora z 2021 roku. Uliczka Floriańska nr 35. Dawny budynek p. Ruska. W oddali po lewej stronie pokryta już cegła zabytkowego „Targu pogońskiego” zaprawą cementową.]

 

Podobno pan Rusek był takim niezwykle przedsiębiorczym człowiekiem, że potrafił gromadzić w swej głębokiej kiesie ruble, nie tylko te, które pochodziły z samej budowy i obrotu handlowego budynkami, ale nawet przy obecnym budynku nr 35 przy uliczce Floriańskiej na samym parterze miał też zamiar otworzyć magazyn. Jakby tych przedsięwzięć inwestorskich było Panu ciągle jednak za mało, więc za czasów zaborów Rosji carskiej, uruchomił też jeszcze „Ogród Wenecki”. Ten ponoć rozśpiewany i roztańczony oraz nagłaśniany lokalną amatorską orkiestrą bar nadrzeczny usytuowany był jednak nie po stronie słynnej wtedy „Wenecji” ale po drugiej stronie rzeki Czarnej Przemszy, na terenach „Wygwizdowa” przy uliczce Wodnej. A tuż, tuż obok tego bajkowego jak na owe czasy nadrzecznego baru, jeszcze uruchomił też przystań, gdzie za odpowiednią opłatą wypożyczał kajaki i łajby, a nawet pozbijane z belek tratwy. Podobno zarówno sam „Ogród Wenecji” jak i przystań ze sprzętem wodnym cieszyła się wśród mieszkańców nie tylko z „Wygwizdowa” ale nawet i z sąsiednich terenów wielkim wzięciem. Interes więc kwitł a pieniądze strumieniem płynęły do kieszeni pana Ruska. Szczególnie w okresie ciepłej wiosny i jesieni, a tym bardziej podczas upalnego lata. Bowiem koryto rzeki Czarnej Przemszy jeszcze wtedy na tym odcinku było niezwykle urozmaicone oraz zasobne też w krystalicznie czystą wodę. Pełną więc było nie tylko nadbrzeżnej dzikiej zieleni ale i mieniącego się w wodzie kolorami – łach żółtego niczym pszczeli wosk piasku. Te niezwykłe podróże rzeczne o tyle były jeszcze wtedy atrakcyjne, gdyż „rzeczną flotą” pana Ruska można było wtedy dopłynąć zarówno do terenów wypoczynkowych „Pod górkę będzińską”, a w drugą stronę aż do odległych malowniczych i romantycznych terenów „Parku Renardowskiego” (obecny Park Sielecki). Interes tak rozbudowanego „Ogrodu Weneckiego” i przystani nadrzecznej więc kwitł i zdawać się mogło, że nie widać było jego końca! Ale jak to w życiu najczęściej bywa, tylko do czasu. Zanim nie doszło do nieprzewidzianej katastrofy wodnej, jaka pewnego dnia się tam wydarzyła. Kiedy to w lipcu 1909 roku na wypożyczonej od pana Ruska łodzi utopił się w rzece 21 letni Teodor Pelegrini. Ponoć obywatel polski, ale pochodzenia włoskiego. Jak ten wypadek opisał wtedy redaktor Gońca Częstochowskiego w dniu 23 lipca 1909 roku:

„Z Sosnowca. Ofiara Przemaży (przyp. autora – treść zgodna z czasopismem). W piątek ubiegły o godz. 9 wieczorem zamieszkały przy rodzicach na Pogoni 21 letni Teodor Pelegrini wynajął z kolegą łódź od dzierżawcy „Ogrodu Weneckiego” p. Ruska i we dwóch popłynęli po Czarnej Przemszy. Ponieważ rzeka wezbrała, młodzieńcy nie mogli sobie dać rady z silnym naporem wody, która wywróciła łódź. Kolegę P. wyratowali rybacy, Pelegrini zaś utonął. Ciało wydobyto dopiero wczoraj”. Koniec częściowego cytatu.

****

Lata nieubłaganie biegną jednak do przodu, niczym gwiżdżące i buchające dymem parowozy z Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Zdecydowana więc większość dawnych mieszkańców z „Wygwizdowa” już odeszła z tego świata. Obecnie więc „Wenecję” podobnie jak i „Wygwizdów” wymazano już z pamięci wielu mieszkańców z Sosnowca. Tym terminem już nawet nie posługują się rodowici mieszkańcy z okolicznego dawnego jeszcze „Targu pogońskiego”. Oczywiście te roczniki, które przyszły na świat dopiero po 1945 roku. Więc nazwa „Placu Ruska” i związane z tym Panem historie trafiły mimo woli też do kosza zapomnienia. Tylko nieliczni jeszcze żyjący mieszkańcy z Pogoni, będący już jednak w wyjątkowo podeszłym wieku pamiętają, że był kiedyś na Pogoni taki plac co go zwano „Placem Ruska”, który był jednak integralną częścią „Wygwizdowa”.

………………………………………………………………………………………………………

Przypisy i publikacje

1 – Powstanie nazwy „Wygwizdów” opisałem wyjątkowo szczegółowo w kilku moich artykułach, które są dostępne na mojej stronie internetowej oraz na portalu pana Pawła Ptak, 41- 200.pl Sosnowiec, w specjalnej zakładce „We wspomnieniach Janusza Maszczyka”.

2 – Znacznie więcej na ten temat w kilku moich opublikowanych już artykułach.

3 – Jan Kantyka, Upamiętnienie miejsca walk o społeczne i narodowe wyzwolenie w województwie katowickim, Śląski Instytut Naukowy, Katowice 1986, s. 203.

4 – Andrzej Szefer, Więzienia Hitlerowskie w Śląsku w Zagłębiu Dąbrowskim i w Częstochowie 1939 – 1945, Wyd. Śląski Instytut Naukowy, Katowice 1983, s. 96.

5 – Wspomnienia rodzinne i własne.

 

Katowice, czerwiec 2021 rok

                                                                                     Janusz Maszczyk

Bear