Janusz Maszczyk: Niósł nie tylko kaganek oświaty – wspomnienie o Władysławie Mazurze
Z kolejnego już miejsca zesłania, z dalekiego Irkucka z nad rzeki Angary, już jednak podejmuje desperacką próbę ucieczki. Czy próbę ucieczki podjął samodzielnie, czy z grupą też innych zdesperowanych Polaków, to trudno to dzisiaj stwierdzić. W każdym razie po pokonaniu pieszo ogromnych odległości, w końcu szczęśliwy i pełen nadziei, wreszcie dociera do Chin, prawdopodobnie do miasta Harbin, gdzie natychmiast zakłada szkołę dla polskich dzieci. Organizuje też polskie przedstawienia teatralne, a nawet sam ponoć pisze sztukę teatralną. W tym czasie w dalekim mandżurskim Harbinie, mieście – porcie położonym nad samą rzeką Sungurii przebywała już liczna grupa Polaków. Część z nich to jeszcze byli osiedleńcy zatrudnieni przy budowie i eksploatacji Kolei Wschodniochińskiej oraz dezerterzy – żołnierze z dawnej rosyjskiej armii. W sumie bowiem po rewolucji bolszewickiej w 1917 roku przebywało tam ponad 10. tysięcy naszych rodaków. Wiosną 1920 roku, ku nieopisanej radości licznie zgromadzonych w Mandżurii Polaków, zapada wreszcie decyzja o możliwości reemigracji do odrodzonej, wolnej i niepodległej już Ojczyzny – Polski. Pierwsza więc liczebnie spora grupa naszych rodaków zostaje przetransportowana, pod ochroną Wielkiej Brytanii, statkiem o nazwie „Jarosław”. Tym samym dosłownie statkiem, co jeszcze kilka lat temu, Rosja carska deportowała na zagubioną i nieludzką ziemię Kamczatki naszych polskich patriotów. Podobno załadunek na statek nastąpił w jednym z mandżurskich portów, a kolejnymi przystankami były: Nagasaki, Hongkong, Singapur, Cejlon, Aden, Part Said, Malta, Giblartar, Southampton i na końcu już Gdańsk. Okazuje się, że podróż statkiem do Ojczyzny naszych rodaków trwała aż trzy jakże długie dla nich miesiące.
W końcu jednak, w dniu 15 czerwca 1920 roku pan Władysław Mazur dociera też wreszcie do Starego Sącza. Po przybyciu w rodzinne strony, natychmiast podejmuje służbę w odrodzonym niczym feniks z popiołów – Wojsku Polskim. Otrzymuje przydział i awans na komendanta strategicznego wówczas dla Warszawy mostu na rzece Wiśle. Pierwszego wówczas stalowego mostu w Warszawie, zbudowanego już w latach 1859 −1864, według projektu Stanisława Kierbedzia 2/. Czy brał też udział w Bitwie Warszawskiej, gdy wieczorem 14 sierpnia 1920 roku bolszewickie hordy był już tak blisko naszej stolicy, że ze swoich pozycji Sowieci widzieli już nawet światła tego miasta?… To tego faktu niestety nie mogę potwierdzić, ani zaprzeczyć, gdyż brak na ten temat w rodzinnych przekazach jakiejkolwiek informacji. W każdym razie już jesienią 1920 roku zostaje w stopniu podporucznika WP przeniesiony służbowo w charakterze referenta oświatowego do Krakowa, gdzie przebywa, aż do demobilizacji. Stamtąd ponownie powraca na stanowisko nauczycielskie, w tym jednak już przypadku do polskiego Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Starym Sączu, a stamtąd dopiero trafia do Sosnowca.
Po przybyciu do Sosnowca natychmiast włącza się w to co dla niego zawsze było drogie i cenne, czyli naukę polskich dzieci. To dzięki jego inicjatywie i wielu zabiegom powstaje w Sosnowcu pierwsze Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza przy ulicy Legionów. Jest też jego pierwszym dyrektorem. Budynek tego Seminarium stoi tam do dzisiaj już co najmniej od 1914 roku w historycznym narożu tego miasta przy ulicach: Legionów i Parkowej. Wejście do szkoły, jak to wspominano w naszej rodzinie zawsze jednak było usytuowane od ulicy Legionów. Jest tam też do dzisiaj, jednak już pozbawione całkowicie dawnej zabytkowej szaty, co utrwaliłem na poniższym zdjęciu nr 1.
[Zdjęcie nr 1. Tablica pamiątkowa, która zawisła na dawnym budynku Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza w Sosnowcu przy ul. Legionów.]
Obecnie jednak budynek dawnego seminarium nauczycielskiego jest już znacznie rozbudowany o nowe segmenty. Do tego stopnia, iż tylko wtajemniczeni kojarzą, która konkretnie część z tego wielkiego teraz wielosegmentowego gmachu jest jeszcze dawnym Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim im. A. Mickiewicza. Do pierwotnej bowiem historycznej i zabytkowej bryły od strony skrzyżowania ulic: Legionów i Parkowej, gdzie w 1914 roku stacjonowała też 1 Kompania Legionów Zagłębia Dąbrowskiego, a później mieściło się seminarium, stopniowo dobudowywano dalsze szkolne zabudowania. Jednak będąc już wewnątrz tych zabudowań doskonale widać jego urbanistyczną odrębność od pozostałych brył dzisiejszego już rozbudowanego kompleksu szkolnego. Szczególnie jest to jednak widoczne w odrębnej zabudowie schodów i łuków korytarzowych sklepień oraz jeszcze w innych drobnych, ale widocznych, przynajmniej dla mnie elementach. Podobno – jak wspomina to jego syn Stanisław Mazur – dzięki inicjatywie jego ojca Władysława – stojący tam segment seminarium jeszcze w pierwszych latach jego dyrektorowania został nadbudowany o jedno piętro. Zresztą historię tego budynku znam wprost doskonale z przekazów rodzinnych, więc podczas penetracji tego gmachu nawet nie zamęczam dodatkowymi pytaniami spotkanych w nim młodych osób, które mimo życzliwości prawdopodobnie nic nowego istotnego, by jednak nie wniosły do sprawy. Już znacznie później moje przypuszczenia całkowicie się potwierdziły w gabinetach dyrektorskich tego wielkiego teraz kompleksu budowlanego. Okazuje się bowiem, że piastująca obecnie tę dyrektorską posadę kobieta, notabene niezwykle miła i gotowa nawet bez skrupułów służyć informacjami, jest jednak przybyszem z innych stron, więc imię oraz nazwisko pana Władysława Mazura, podobnie jak dawne seminarium nauczycielskie absolutnie nic jej konkretnego nie mówią, podobnie jak stojące na placu szkolnym stare jeszcze zabytkowe zabudowania.
Zanim więc przystąpię do opisów seminarium nauczycielskiego, to chyba warto młodym sosnowiczanom i przybyszom z innych stron, jednak też przypomnieć choćby zaledwie tylko w kilkunastu zdaniach jak prezentowała się kiedyś ta króciutka uliczka Parkowa, przy której dopiero na styku z ulicą Legionów mieściło się Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie. Tym bardziej, że ta okolica obecnie już w niczym nie przypomina nawet tej z lat 50. XX wieku, a cóż dopiero mówić o czasach II Rzeczypospolitej, czy krwawych czasach okupacji niemieckiej. Do opisów wykorzystam więc poniższe pozyskane fotki, bowiem one jak sądzę w dużym też jeszcze stopniu pozwolą unaocznić trasę tej dawnej urokliwej uliczki.
Trasa uliczki Parkowej w kierunku Sielca zaczynała się wówczas od jednopasmowej ulicy 3 Maja, która z kolei przez dziesiątki lat ciągnęła się od centrum Sosnowca, aż w kierunku Pogoni. Jednak na poniższej pocztówce nr 2 zarówno ulica 3 Maja jak i zaczynający się od niej zaledwie kilkusetmetrowy początek ulicy Parkowej w kierunku Sielca są absolutnie niewidoczne, ale usytuowane są tuż, tuż poza utrwaloną na pocztówce cerkwią prawosławną Świętego Mikołaja Cudotwórcy.Ten początek ulicy Parkowej, o którym wspominam jest jednak z kolei wprost doskonale widoczny na poniższym zdjęciu nr 8. Jednak w tamtych odległych latach ta uliczka przebiegała pomiędzy widocznym na zdjęciu nr 8 i 8a wielosegmentowym dieslowskim budynkiem, a stojącą też jeszcze wtedy cerkwią prawosławną (pocztówka nr 2), ale już po drugiej stronie tej samej uliczki Parkowej. Na poniższej pocztówce nr 2 ten wymieniony budynek, a stojący po prawej stronie ulicy, jest jednak absolutnie niewidoczny, gdyż skutecznie zasłaniają go gęstymi konarami rosnące tam drzewa. Widoczny jest tylko przed tym osiedlowym budynkiem charakterystyczny jak na tamte lata płot, określany przez miejscowych parkanem, którego zadaniem było uniemożliwienie niepożądanym osobom wkradanie się od strony rzeki do jego korytarzowych wnętrz poprzez rozległe podwórko. Trasa tej jeszcze wtedy klepiskowej, wręcz piaszczystej uliczki Parkowej, a dopiero już znacznie później pokrytej kamieniem brukowym zwanym „kocimi łbami” ciągnęła się wtedy poprzez widoczny na pocztówce nr 2 prymitywny drewniany, później dopiero już zmodernizowany most, by ostatecznie zakończyć się tuż, tuż, poza widocznymi dwoma budynkami na poniższych pocztówkach nr 3 i 5, czyli na samym już styku z uliczką Legionów. Dalszy ciąg tej samej jednopasmowej uliczki, ale wiodący w głębokie zakamarki Sielca, nosił już jednak wtedy nazwę ulicy Wawel. Ponieważ przez dziesiątki lat te wąskie jednopasmowe uliczki: Parkowa i Wawel, były do siebie wręcz bliźniaczo podobne i przebiegały tą samą trasą, więc wiele osób je ze sobą myli i ich wręcz nawet nie odróżnia, a producenci pocztówek błędnie je nawet opisują. Najczęściej bowiem jeszcze trasę mostową uliczki Parkowej, określają już jako uliczkę Wawel. To tyle celem wprowadzenia do zasadniczego uliczkowego tematu. Pozostałe ciekawe i w miarę unaoczniające informacje umieszczone zostały jeszcze pod poniższymi pocztówkami.