Janusz Maszczyk: Niósł nie tylko kaganek oświaty – wspomnienie o Władysławie Mazurze
[Źródło: fb/Sosnowiec Archiwum. Lata 30. XX wieku. Po prawej stronie poza parkanem widoczny fragment dawnego budynku Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza w Sosnowcu.]
Ile wiemy dziś o początkach sosnowieckiej oświaty? Czy nam coś mówi nazwisko Władysława Mazura? A przecież niektórym ludziom zawdzięczamy tak niesłychanie wiele, że zdawać by się mogło, że ich nazwiska będą ozdabiały niejedną placówkę oświatową w Sosnowcu. Historia miasta, a raczej pamięć ludzka, niestety ale jest jednak tak ograniczona i wybiórcza, że wielcy ludzie, wielcy wychowawcy, są nawet w środowisku nauczycielskim zupełnie nieznani. To zjawisko jest więc dla mnie nie tylko smutne, ale i wprost niepojęte.
Sosnowiec odzyskując w 1918 roku wolność i niepodległość, podobnie jak inne terytoria Polski, stanął przed bardzo poważnym dylematem. Odbudowania w społeczeństwie tych wszystkich wyższych wartości, które przez okres ponad stu zaborczych lat wielu Polaków utraciło i wychowania nowych pokoleń obywateli, prawych i dumnych ze swej Ojczyzny, i jej przeszłości. Każdy przecież zabór, nawet ten najbardziej tolerancyjny jak przykładowo wielu historyków określa zabór austriacki, to przecież nic innego jak jedno wielkie przedsięwzięcie w celu podporządkowania sobie miejscowej ludności, poprzez jej wynaradawianie, niszczenie dorobku polskiej przeszłości kulturowej, zamazywanie dumy narodowej i wiary w przodków, wpajanie też tego wszystkiego co tylko obce, a tym samym uniemożliwianie odzyskania niepodległości.
Sosnowiec w 1918 roku, po mrokach zaborów Rosji carskiej, stanął więc przed ogromnym dylematem uruchomienia polskiego szkolnictwa, które przez ostatnie ponad sto lat praktycznie na tych ziemiach nie istniało. Brakowało więc zarówno polskich szkół jak i polskich podręczników oraz tego wszystkiego czym powinna się szczycić polska szkoła. Budynków szkolnych, specjalistycznych sal edukacyjnych wyposażonych w nowoczesne środki dydaktyczne i co najważniejsze, brakowało przede wszystkim wyedukowanych w duchu patriotycznym fachowców – polskich nauczycieli.
Człowiekiem, który podjął się w Sosnowcu te bezprecedensowe dotąd problemy teoretycznie i praktycznie rozwiązać, by nabrały jednak wreszcie realnego kształtu, był właśnie nie kto inny, jak pan Władysław Mazur.
Pan Władysław Mazur nie był rodowitym Sosnowiczaninem. Urodził się bowiem w Cyrance, w powiecie Mielec, w 1878 roku, jako syn Piotr i Karoliny 1/. Był jednocześnie w tej rodzinie najstarszym z dziewięciorga dzieci. Jego ojciec początkowo był tylko typowym polskim rolnikiem, ale już później trudnił się w zasadzie tylko „składaniem ludziom kości”. Z tego więc tytułu w okolicy zwany był powszechnie i z należnym szacunkiem „chłopskim doktorem”. O jego nieprzeciętnej znachorskiej sławie może świadczyć fakt, że prawie codziennie pod chłopski dom Państwa Mazurów zajeżdżało z dalszych nawet okolic „około 20 konnych furmanek z pacjentami”. Mamy ojca – Władysława Mazura – pan Stanisław, syn Władysława Mazura, jednak już nie pamięta, gdyż zmarła w roku następnym, tuż po jego urodzeniu. Wspomina ją jednak z ogromnym sentymentem i rozrzewnieniem. To ona ponoć, według przekazów rodzinnych, czytała dzieciom wybitne dzieła naszych wieszczów, Adama Mickiewicza i Józefa Słowackiego, pełne romantyzmu i przekazów patriotycznych, za co ponoć jego ojciec „był jej dogłębnie wdzięczny”. Dzisiaj współczesnych obywateli naszej Ojczyzny, takie bajkowe patriotyczne postawy i wdzięczność ojca do żony, za ich szerzenie wśród rodzinnej dziatwy, mogą jednak dziwić, czy wręcz nawet zdumiewać, ale nie autora, gdyż wychował się również w takiej samej patriotycznej rodzinie. Tamte bowiem pokolenia modlitwą na ustach i romantycznymi wierszami pobudzano do patriotycznej wiary, a nie łudzono kolorowymi, ale bez wyrazu uczuć błyskotkami.
Jako jeszcze wiejskie dziecko pan Władysław Mazur został już zapisany do szkoły podstawowej w Mielcu. Do odległego budynku na zajęcia szkolne zawsze jednak chodził tylko pieszo, a w chwilach gdy na to już pozwalała pogoda, to zawsze ten dystans przemieszczał też tylko boso. W ten sposób w ciągu tylko jednego dnia, maszerując wijącymi się ścieżynami pośród zielonych pól i łąk, pokonywał więc trasę 4 km. Jako jeszcze malutki chłopiec zawsze też pomagał w obejściu swoim rodzicom, najczęściej pasąc tradycyjnie gęsi, niczym sierotka Marysia, ze znanej nam doskonale Polakom bajki Marii Konopnickiej. A trzeba pamiętać, że galicyjska polska bieda była wtedy tak niesamowicie dotkliwa, że krążyła w przekazach międzypokoleniowych nie tylko moich dziadków, ale i moich rodziców – mieszkańców Kongresówki. Władysław Mazur po ukończeniu szkoły podstawowej, za namową rodziców dalszą już naukę podjął w szkole średniej gimnazjalnej w mieście Tarnowie. W trzeciej lub w czwartej klasie, w atmosferze wytykania jego chłopskiego pochodzenia przez miejscowych, w tym przez niektórych nauczycieli i kolegów szkolnych, podwinęła mu się w końcu jednak noga i oblał „z greki”. Aby nie „repetować tej samej klasy” podejmuje więc za wiedzą i namową rodziców decyzję nauki w seminarium nauczycielskim męskim w Rzeszowie. Tam w końcu trafia nie tylko na wspaniałych pedagogów, ale i na wyjątkową, wprost przyjazną szkolną atmosferę. W tej sytuacji, po wielu latach będzie więc z uznaniem i uwielbieniem wspominał tamte urokliwe szkolne lata i byłych swoich nauczycieli, szczególnie panów: Zubczewskiego i Pliszewskiego, późniejszych już profesorów z Akademii Handlowej ze Lwowa.
Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego w Rzeszowie, otrzymuje ofertę pracy nauczycielskiej w Nowym Sączu. Pan Stanisław Mazur wspomina, że odkąd tylko pamięta to jego ojciec zawsze podnosił swoje kwalifikacje zawodowe. Stąd w mieszkaniu zawsze zalegały stosy zakupionych z jego kiesy książek i wypożyczanych też z Macierzy Polskiej. W tym samym czasie uczęszcza też na dokształcające kursy we Lwowie, co już wkrótce zaowocuje awansem i zdobyciem kwalifikacji nauczyciela gimnastyki. W ten sposób już w 1910 roku „awansuje na profesora” (przyp. autora: tytuł powszechnie stosowany w szkolnictwie szkolnym, jednak nic nie mający wspólnego z tytułem naukowym profesora) seminarium nauczycielskiego w Starym Sączu. Cały czas jednak dalej – jak wspomina pan Stanisław – podnosi swoje kwalifikacje, kończąc nawet specjalne kursy wakacyjne w Niemczech. Niebawem więc uzyska też awans kwalifikujący go na nauczyciela języka niemieckiego w szkole średniej.
Jak na tamte czasy legitymował się więc wysokim stopniem wykształcenia. Bowiem seminarium nauczycielskie, o czym już wspominałem, ukończył w Rzeszowie, a wyższe studia filologiczne w Dreźnie. Do Sosnowca przybywa w 1921 roku. Jak na dopiero co podnoszący się z klęczek zaborczych Sosnowiec, jest więc człowiekiem nie tylko doskonale przygotowanym do zawodu nauczycielskiego, ale też obdarzonym niespotykaną charyzmą czynu i polskości. Jego atutem jest też ogromne życiowe doświadczenie. Bowiem zanim wybuchła I wojna światowa, jak i w latach 1919 – 1921 był już dyrektorem seminarium nauczycielskiego w Nowym Sączu. Później jako poddany cesarzowi Austrii w 1914 roku zostaje zmobilizowany do okupacyjnego wojska. Bierze więc udział w krwawych walkach w Galicji, gdzie w 1915 roku dostaje się do niewoli rosyjskiej. W ten sposób przechodzi typową, jakże znaną nam od wieków Polakom drogę zesłania sybirskiego. Przebywa najpierw w dalekim miasteczku Kurgan we wschodniej części Rosji, nad Tobołem, dopływem Irtysza, później w Tomsku, położonym na Nizinie Zachodniosyberyjskiej nad rzeką Tom, dopływie Obu i Omsku na Nizinie Zachodniosyberyjskiej, przy ujściu rzeki Om do Irtyszu.
Z kolejnego już miejsca zesłania, z dalekiego Irkucka z nad rzeki Angary, już jednak podejmuje desperacką próbę ucieczki. Czy próbę ucieczki podjął samodzielnie, czy z grupą też innych zdesperowanych Polaków, to trudno to dzisiaj stwierdzić. W każdym razie po pokonaniu pieszo ogromnych odległości, w końcu szczęśliwy i pełen nadziei, wreszcie dociera do Chin, prawdopodobnie do miasta Harbin, gdzie natychmiast zakłada szkołę dla polskich dzieci. Organizuje też polskie przedstawienia teatralne, a nawet sam ponoć pisze sztukę teatralną. W tym czasie w dalekim mandżurskim Harbinie, mieście – porcie położonym nad samą rzeką Sungurii przebywała już liczna grupa Polaków. Część z nich to jeszcze byli osiedleńcy zatrudnieni przy budowie i eksploatacji Kolei Wschodniochińskiej oraz dezerterzy – żołnierze z dawnej rosyjskiej armii. W sumie bowiem po rewolucji bolszewickiej w 1917 roku przebywało tam ponad 10. tysięcy naszych rodaków. Wiosną 1920 roku, ku nieopisanej radości licznie zgromadzonych w Mandżurii Polaków, zapada wreszcie decyzja o możliwości reemigracji do odrodzonej, wolnej i niepodległej już Ojczyzny – Polski. Pierwsza więc liczebnie spora grupa naszych rodaków zostaje przetransportowana, pod ochroną Wielkiej Brytanii, statkiem o nazwie „Jarosław”. Tym samym dosłownie statkiem, co jeszcze kilka lat temu, Rosja carska deportowała na zagubioną i nieludzką ziemię Kamczatki naszych polskich patriotów. Podobno załadunek na statek nastąpił w jednym z mandżurskich portów, a kolejnymi przystankami były: Nagasaki, Hongkong, Singapur, Cejlon, Aden, Part Said, Malta, Giblartar, Southampton i na końcu już Gdańsk. Okazuje się, że podróż statkiem do Ojczyzny naszych rodaków trwała aż trzy jakże długie dla nich miesiące.
W końcu jednak, w dniu 15 czerwca 1920 roku pan Władysław Mazur dociera też wreszcie do Starego Sącza. Po przybyciu w rodzinne strony, natychmiast podejmuje służbę w odrodzonym niczym feniks z popiołów – Wojsku Polskim. Otrzymuje przydział i awans na komendanta strategicznego wówczas dla Warszawy mostu na rzece Wiśle. Pierwszego wówczas stalowego mostu w Warszawie, zbudowanego już w latach 1859 −1864, według projektu Stanisława Kierbedzia 2/. Czy brał też udział w Bitwie Warszawskiej, gdy wieczorem 14 sierpnia 1920 roku bolszewickie hordy był już tak blisko naszej stolicy, że ze swoich pozycji Sowieci widzieli już nawet światła tego miasta?… To tego faktu niestety nie mogę potwierdzić, ani zaprzeczyć, gdyż brak na ten temat w rodzinnych przekazach jakiejkolwiek informacji. W każdym razie już jesienią 1920 roku zostaje w stopniu podporucznika WP przeniesiony służbowo w charakterze referenta oświatowego do Krakowa, gdzie przebywa, aż do demobilizacji. Stamtąd ponownie powraca na stanowisko nauczycielskie, w tym jednak już przypadku do polskiego Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Starym Sączu, a stamtąd dopiero trafia do Sosnowca.
Po przybyciu do Sosnowca natychmiast włącza się w to co dla niego zawsze było drogie i cenne, czyli naukę polskich dzieci. To dzięki jego inicjatywie i wielu zabiegom powstaje w Sosnowcu pierwsze Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza przy ulicy Legionów. Jest też jego pierwszym dyrektorem. Budynek tego Seminarium stoi tam do dzisiaj już co najmniej od 1914 roku w historycznym narożu tego miasta przy ulicach: Legionów i Parkowej. Wejście do szkoły, jak to wspominano w naszej rodzinie zawsze jednak było usytuowane od ulicy Legionów. Jest tam też do dzisiaj, jednak już pozbawione całkowicie dawnej zabytkowej szaty, co utrwaliłem na poniższym zdjęciu nr 1.
[Zdjęcie nr 1. Tablica pamiątkowa, która zawisła na dawnym budynku Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza w Sosnowcu przy ul. Legionów.]
Obecnie jednak budynek dawnego seminarium nauczycielskiego jest już znacznie rozbudowany o nowe segmenty. Do tego stopnia, iż tylko wtajemniczeni kojarzą, która konkretnie część z tego wielkiego teraz wielosegmentowego gmachu jest jeszcze dawnym Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim im. A. Mickiewicza. Do pierwotnej bowiem historycznej i zabytkowej bryły od strony skrzyżowania ulic: Legionów i Parkowej, gdzie w 1914 roku stacjonowała też 1 Kompania Legionów Zagłębia Dąbrowskiego, a później mieściło się seminarium, stopniowo dobudowywano dalsze szkolne zabudowania. Jednak będąc już wewnątrz tych zabudowań doskonale widać jego urbanistyczną odrębność od pozostałych brył dzisiejszego już rozbudowanego kompleksu szkolnego. Szczególnie jest to jednak widoczne w odrębnej zabudowie schodów i łuków korytarzowych sklepień oraz jeszcze w innych drobnych, ale widocznych, przynajmniej dla mnie elementach. Podobno – jak wspomina to jego syn Stanisław Mazur – dzięki inicjatywie jego ojca Władysława – stojący tam segment seminarium jeszcze w pierwszych latach jego dyrektorowania został nadbudowany o jedno piętro. Zresztą historię tego budynku znam wprost doskonale z przekazów rodzinnych, więc podczas penetracji tego gmachu nawet nie zamęczam dodatkowymi pytaniami spotkanych w nim młodych osób, które mimo życzliwości prawdopodobnie nic nowego istotnego, by jednak nie wniosły do sprawy. Już znacznie później moje przypuszczenia całkowicie się potwierdziły w gabinetach dyrektorskich tego wielkiego teraz kompleksu budowlanego. Okazuje się bowiem, że piastująca obecnie tę dyrektorską posadę kobieta, notabene niezwykle miła i gotowa nawet bez skrupułów służyć informacjami, jest jednak przybyszem z innych stron, więc imię oraz nazwisko pana Władysława Mazura, podobnie jak dawne seminarium nauczycielskie absolutnie nic jej konkretnego nie mówią, podobnie jak stojące na placu szkolnym stare jeszcze zabytkowe zabudowania.
Zanim więc przystąpię do opisów seminarium nauczycielskiego, to chyba warto młodym sosnowiczanom i przybyszom z innych stron, jednak też przypomnieć choćby zaledwie tylko w kilkunastu zdaniach jak prezentowała się kiedyś ta króciutka uliczka Parkowa, przy której dopiero na styku z ulicą Legionów mieściło się Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie. Tym bardziej, że ta okolica obecnie już w niczym nie przypomina nawet tej z lat 50. XX wieku, a cóż dopiero mówić o czasach II Rzeczypospolitej, czy krwawych czasach okupacji niemieckiej. Do opisów wykorzystam więc poniższe pozyskane fotki, bowiem one jak sądzę w dużym też jeszcze stopniu pozwolą unaocznić trasę tej dawnej urokliwej uliczki.
Trasa uliczki Parkowej w kierunku Sielca zaczynała się wówczas od jednopasmowej ulicy 3 Maja, która z kolei przez dziesiątki lat ciągnęła się od centrum Sosnowca, aż w kierunku Pogoni. Jednak na poniższej pocztówce nr 2 zarówno ulica 3 Maja jak i zaczynający się od niej zaledwie kilkusetmetrowy początek ulicy Parkowej w kierunku Sielca są absolutnie niewidoczne, ale usytuowane są tuż, tuż poza utrwaloną na pocztówce cerkwią prawosławną Świętego Mikołaja Cudotwórcy.Ten początek ulicy Parkowej, o którym wspominam jest jednak z kolei wprost doskonale widoczny na poniższym zdjęciu nr 8. Jednak w tamtych odległych latach ta uliczka przebiegała pomiędzy widocznym na zdjęciu nr 8 i 8a wielosegmentowym dieslowskim budynkiem, a stojącą też jeszcze wtedy cerkwią prawosławną (pocztówka nr 2), ale już po drugiej stronie tej samej uliczki Parkowej. Na poniższej pocztówce nr 2 ten wymieniony budynek, a stojący po prawej stronie ulicy, jest jednak absolutnie niewidoczny, gdyż skutecznie zasłaniają go gęstymi konarami rosnące tam drzewa. Widoczny jest tylko przed tym osiedlowym budynkiem charakterystyczny jak na tamte lata płot, określany przez miejscowych parkanem, którego zadaniem było uniemożliwienie niepożądanym osobom wkradanie się od strony rzeki do jego korytarzowych wnętrz poprzez rozległe podwórko. Trasa tej jeszcze wtedy klepiskowej, wręcz piaszczystej uliczki Parkowej, a dopiero już znacznie później pokrytej kamieniem brukowym zwanym „kocimi łbami” ciągnęła się wtedy poprzez widoczny na pocztówce nr 2 prymitywny drewniany, później dopiero już zmodernizowany most, by ostatecznie zakończyć się tuż, tuż, poza widocznymi dwoma budynkami na poniższych pocztówkach nr 3 i 5, czyli na samym już styku z uliczką Legionów. Dalszy ciąg tej samej jednopasmowej uliczki, ale wiodący w głębokie zakamarki Sielca, nosił już jednak wtedy nazwę ulicy Wawel. Ponieważ przez dziesiątki lat te wąskie jednopasmowe uliczki: Parkowa i Wawel, były do siebie wręcz bliźniaczo podobne i przebiegały tą samą trasą, więc wiele osób je ze sobą myli i ich wręcz nawet nie odróżnia, a producenci pocztówek błędnie je nawet opisują. Najczęściej bowiem jeszcze trasę mostową uliczki Parkowej, określają już jako uliczkę Wawel. To tyle celem wprowadzenia do zasadniczego uliczkowego tematu. Pozostałe ciekawe i w miarę unaoczniające informacje umieszczone zostały jeszcze pod poniższymi pocztówkami.
[Pocztówka nr 2 –Źródło – fb/Sosnowiec Archiwum. Pocztówka nr 2 z dużą doza prawdopodobieństwa pochodzi z okresu 1914 – 1917. Zdjęcie wykonano od strony Sielca, z położonego po prawej stronie, jednak na tej fotce jeszcze niewidocznego Parku Renardowskiego. Z całą jednak pewnością utrwalono na niej okolicę jaka tu jeszcze była za czasów Rosji carskiej, po 1905 roku. Na pocztówce widoczny jest jednak tylko fragment uliczki Parkowej, jaki się zaczynał od ulicy 3 Maja i dalszy jej ciąg na widocznym drewnianym moście. W dali utrwalono prawosławną cerkiew Świętego Mikołaja Cudotwórcy, którą wybudowano jeszcze za czasów zaborów Rosji carskiej, w 1905 roku. Na tej pocztówce stojący po prawej stronie dietlowski wielosegmentowy budynek jest jednak niewidoczny. Widoczny jest tylko płot nadrzeczny, który uniemożliwiał niepożądanym osobom, dotarcie do korytarzy tego budynku od strony rzeki Czarnej Przemszy.]
[Pocztówka nr 3 – Źródło: fotopolska.eu. Most na rzece Czarnej Przemszy. Lata 1910 – 1920. Według autora pocztówka nr 3 też, jak nr 2, pochodzi z roku około 1914 – 1917. Zdjęcie wykonano już jednak od strony alejki jaka się ciągnęła wzdłuż rzeki w kierunku centrum Sosnowca, m.in. też do budynku późniejszego gimnazjum Emilii Plater. Po lewej stronie na tej pocztówce absolutnie jest niewidoczny Park Renardowski (zwany też Parkiem Sieleckim). Poza pierwszymi budynkami zaraz za rzeką Czarną Przemszą, a widocznymi po prawej i lewej stronie, rozciąga się dopiero ulica Legionów, poprzez którą docierało się wtedy do portierni i bramy Parku Renardowskiego. Po prawej stronie poza parkanem widoczny już ceglasty budynek, to przyszła siedziba Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza. W dali widoczne budynki stoją już w Sielcu przy ulicy Wawel. Z tym, że drugi budynek z charakterystyczną wieżyczką po lewej stronie, stoi już na skrzyżowaniu ulic: Legionów i Wawel.]
[Pocztówka nr 4 – źródło: Wiki Zagłębie. Mniej więcej to samo tematycznie ujęcie, co na pocztówce nr 2. Ten sam drewniany most co na powyższych dwóch pocztówkach, tylko już znacznie zmodernizowany w latach 1917 – 1918 i w okresie II Rzeczypospolitej. Zdjęcie wykonano od strony ulic: Legionów i Wawelu.]
[Pocztówka nr 5 – Źródło: fb/ Sosnowiec Archiwum. Lata 30 XX wieku. Po prawej stronie widoczny ceglasty budynek to już zmodernizowane Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza, którego dyrektorem był pan Władysław Mazur.]
[Źródło: fb/Sosnowiec – Archiwum. Pocztówka przez producenta błędnie opisana. Bowiem drewniany most ponad rzeką Czarną Przemszą oraz jeszcze dwa widoczne na pierwszym planie po dwóch stronach jezdni budynki, są terytorialnie zaliczane do uliczki Parkowej. Natomiast ulica Wawel zaczyna się dopiero mniej więcej poza widocznym w dali drugim w kolejności powozem konnym, czyli poza przecinającą tę arterię komunikacyjna uliczką Legionów. Po prawej stronie Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza.]
[Pocztówka nr 7 – źródło: fotopolska.eu. Lata 1910- 1940. Park Renardowski (zwany tez Parkiem Sieleckim) w Sosnowcu. Widoczna rzeka to Czarna Przemsza. Zdjęcie wykonano z powyższego mostu drewnianego, który został utrwalony na kilku powyższych pocztówkach. Po lewej stronie, tuż, tuż obok płotu nadrzecznego (taki jak na pocztówce nr 2), stoi niewidoczny jednak na tym zdjęciu budynek osiedlowy, wybudowany przez Henryka Dietla. Stoi tam do dzisiaj, co już doskonale widać na poniższym zdjęciu nr 8 i 8a.]
[Zdjęcie 8 z 2007 roku. Fragment dawnej ulicy Parkowej uchwycono dosłownie od strony ulicy 3 Maja. Z kolei ulica 3 Maja do lat 70. XX wieku ciągnęła się jednopasmowo od strony centrum Sosnowca w kierunku Pogoni, ale znacznie bliżej utrwalonego na zdjęciu wielosegmentowego budynku. Mniej więcej jej trasa biegła wtedy kilka, lub zaledwie kilkanaście metrów dalej, ale przed stojącą przy jezdni na dwóch metalowych słupkach reklamą.]
[Zdjęcie nr 8a z lipca 2015 roku. W głębi budynek dietlowskiego osiedla mieszkaniowego, obok którego dawniej przebiegała trasa jednopasmowej ulicy Parkowej, co jest bardziej widoczne na poniższym zdjęciu nr 8a. Na widocznym wykrzywionym konarze drzewa akacjowego po lewej stronie, na uschniętej już jednak i usuniętej z pnia gałęzi, został powieszony w dniu 4 grudnia 1941 roku ostatni komendant Związku Orła Białego (ZOB) Stanisław Makarski, student prawa z Olkusza, a nie „Kolejarz” jak na płycie pamięci jest wygrawerowane. Więcej na ten temat w: – Juliusz Niekrasz, „Z dziejów AK na Śląsku”, wyd, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1985, s. 46 – 48. Obok drzewa w zarosłych w nieładzie dzikich zaroślach, jest niewidoczna symboliczna pamiątkowa płyta pamięci, uroczyście w tym miejscu usytuowana już co najmniej od kilkadziesiąt lat. Nieprecyzyjnie jednak z faktami opisana, jak zresztą też wiele innych podobnych symbolicznych płyt pamięci w Sosnowcu.]
Społeczeństwo Sosnowca bardzo dużo zawdzięcza przedsiębiorczości, talentowi i nieprzeciętnemu zmysłowi tego nietuzinkowego człowieka. Należy bardzo wyraźnie podkreślić, że takich ludzi w jednym mieście, z taką nieprzeciętną wolą i charyzmatem działania spotyka się jednak niesłychanie rzadko. Przynajmniej raz na kilkadziesiąt lat. Z chwilą więc, gdy tylko powstało seminarium nauczycielskie, to stało się prawdziwą „fabryką nauczycieli”. Prawdopodobnie nie przewidziano jednak wtedy jednego. A mianowicie. Wybuchu wielkiego światowego kryzysu gospodarczego, który nie ominął też i odrodzonej Polski. W pewnej więc chwili sosnowieckie seminaria nauczycielskie tak nasycą dyplomowanymi nauczycielami rynek oświaty, że niestety ale wielu doskonale przygotowanych do pracy nauczycieli pozostanie bez pracy. Znam to zagadnienie wprost doskonale i z detalami, gdyż bezrobocie dotknęło też wtedy naszą nauczycielską rodzinę, moją mamę i ciocie.
Przyszłą kadrę nauczycielską stanowiła młodzież z Sosnowca i z okolicznych też wsi, a nawet z ówczesnego województwa kieleckiego i krakowskiego. To dzięki jego inicjatywie stojący do dzisiaj opodal głównego budynku szkolnego, na placu szkolnym podłużny barak, rozbudował i zaadoptował na salę gimnastyczną. Tak powstała pierwsza w historii Sosnowca szkolna sala gimnastyczna, gdzie odbywały się też akademie, a na scenie artystyczne występy seminarzystów i ich nauczycieli.
[Zdjęcie nr 9. Współczesne ujęcie. Po prawej dawna szkoła ćwiczeń i internat seminaryjny W okresie II Rzeczypospolitej na jego dachu odbywały się też zajęcia szkolne – patrz zdjęcie nr 16), a obok po lewej stronie pierwsza w sosnowieckich szkołach sala gimnastyczna. W wolnych chwilach wykorzystywana też do zawodów strzeleckich z Organizacji Strzelec i POW (patrz zdjęcie nr 11).]
[Zdjęcie powyższe nr 10. Historyczne już zdjęcie z okresu II Rzeczypospolitej, dzisiaj zabytkowej szkoły ćwiczeń i internatu seminaryjnego. Po lewej stronie fragmentaryczne ujęcie sali gimnastycznej. Zdjęcie z „NAC” sygn. 1- N- 2433.]
[Zdjęcie nr 11. Zawody strzeleckie w sali gimnastycznej w okresie II Rzeczypospolitej. Zdjęcie z „NAC” sygn. 1- W- 2319- 2]
Jako ciekawostkę warto przypomnieć, o czym dzisiaj uczniowie i nauczyciele z tego kolorowego zespołu budynków szkolnych nawet nie mają pojęcia, że w 1914 roku podłużny i niski budynek późniejszej sali gimnastycznej, był jeszcze stajnią dla koni z 1 Kompani Legionów Zagłębia Dąbrowskiego. Dopiero później w okresie II Rzeczypospolitej został zaadoptowany dzięki inicjatywie pana Władysława Mazura na salę gimnastyczna, a w wolnych chwilach od zajęć szkolnych zamieniano go też na strzelnicę Organizacji Strzelec i Polskiej Organizacji Wojskowej (zdjęcie nr 11). Podobno w okresie okupacji niemieckiej sala gimnastyczna została ponownie przekształcona na stajnię. Dzisiaj budynek dzierżawiony jest przez sosnowiecki Teatr Miejski i służy jako stolarnia, gdzie tworzy się kolejne eksponaty na potrzeby sztuk teatralnych. Ale przypadkowo spotkanych w tym pomieszczeniu osób, moje wspomnienia nie tylko nie interesują, ale w trakcie zadawanych dalszych pytań, wyraźnie nawet ich irytują. Bo to nie jest już ich historia. Teraz liczy się tylko kasa i dobre samopoczucie. A historia, czy przeszłość tego miasta, nawet niezwykle frapujące jej wątki, jest dla pewnych osobników męczącym, drugoplanowym i w zasadzie też nudnym tematem…
[Na zdjęciu nr 12– Po prawej stronie, widoczna dawna jeszcze historyczna część budynku Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza, z głównym do niego wejściem (w wejściu już, jednak nie zachowały się żadne zabytkowe detale); na rogu tego segmentu szkolnego, po lewej stronie obok okna, widoczna pamiątkowa tablica legionowa.]
[Zdjęcie nr 13 – dobudowywane od 1914 roku nowe segmenty szkolne ( obok na zdjęciu nr 14 – wykaz obecnych szkół jakie się mieszczą w tych rozbudowanych segmentach); całkiem po lewej stronie widoczne zabytkowe zabudowania: dawna sala gimnastyczna i szkoła ćwiczeń wraz z internatem seminaryjnym (ceglasty budynek).]
Pan Władysław Mazur jest też twórcą pierwszego w Sosnowcu, po mrokach zaborów Rosji carskiej, Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego im Marii Konopnickiej na Pogoni, przy ul. Brackiej, którego absolwentkami była nie tylko moja mama, ale i pięć moich cioci. Nawet przez okres około trzech lat – jak to wspominała moja mama – w tym seminarium też dyrektorował. Zabytkowy budynek tego seminarium dzisiaj jest jednak, aż tak „zmodernizowany”, że niczym już nie przypomina dawnej zabytkowej bryły architektonicznej. Jakby tych inicjatyw było za mało, to w porozumieniu z władzami Dąbrowy Górniczej, również i w tym zagłębiowskim mieście tworzy seminarium nauczycielskie.
[Zdjęcie nr 15.Dzisiaj już rozbudowany kompleks szkolny; zdjęcie wykonano od strony rzeki Czarnej Przemszy.]
Jest też człowiekiem wielkiej pasji i nieprawdopodobnych wprost czynów, i nowych pomysłów edukacji polskich dzieci. Dzisiaj autorowi już trudno ustalić dosłownie wszystkie ciekawe fakty związane z tą zacną osobą. Odeszli już bowiem z tego świata bezpośredni świadkowie, w tym przypadku mam na myśli moją wieloosobową rodzinę nauczycielską. W zasadzie brakuje też na tyle szczegółowych źródeł pisemnych, by poddawane w nich fakty można było poddać merytorycznemu porównaniu. Oto więc na pocieszenie tylko kilka z nich. W nowo zakupionym przez miasto budynku, a adoptowanym przez niego na szkołę ćwiczeń i internat (internat mieścił 60. seminarzystów; stoi do dzisiaj na tym samym placu szkolnym i jest widoczny m.in. na zdjęciu nr 10 i innych) prowadzi nowatorskie, niespotykane dotąd w Sosnowcu zajęcia dydaktyczne. Nauka bowiem, ku niebywałemu zdumieniu i zadowoleniu uczniów oraz seminarzystów odbywa się na wybetonowanym i obramowanym dachu budynku szkoły ćwiczeń i internatu, co doskonale jest widoczne na poniższym zdjęciu nr 16.
[Zdjęcie nr 16. Okres II Rzeczypospolitej. Nauka dzieci na dachu szkoły ćwiczeń (budynek stoi do dnia dzisiejszego, co utrwalono na kilku zdjęciach). Pan Władysław Mazur w tyle drugi od prawej. Zdjęcie z „NAC’ sygn. 1 N- 2434]
Natomiast na tyłach sali gimnastycznej i internatu, dzieci i seminarzyści pod czujnym okiem nauczycieli praktycznie doskonalą swe umiejętności botaniczno – ogrodnicze w nowo założonym ogródku szkolnym (patrz zdjęcie nr 17).
[Zdjęcie nr 17 z „NAC” sygn. 1 – N- 2435. Okres II Rzeczypospolitej – Szkoła Ćwiczeń, przy Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim im. Adama Mickiewicza.]
Jakby tych pomysłów było ciągle za mało, to w pobliżu seminarium nauczycielskiego, nad brzegiem nieuregulowanej jeszcze wówczas rzeki Czarnej Przemszy, ku zaskoczeniu mieszkańców Sosnowca, o maluchach sosnowieckich i uczniach z pobliskiego seminarium to nawet już nie wspominam, buduje szkolną przystań kajakową. Jest człowiekiem pełnym wielu inicjatyw. Prezentował więc też zawsze stanowisko budowy licznych, ale małych szkół, w których nauczyciel wszechstronnie i wieloprzedmiotowo przygotowany do zawodu nauczycielskiego, będzie aktywnie spełniał misję wychowawczą i społeczną oraz też patriotyczną. Każdy więc seminarzysta nauczycielski był jeszcze zobowiązany do uzupełniała swej wiedzy na organizowanych różnych kursach, m.in. takich jak: kurs Polskiego Czerwonego Krzyża z przygotowaniem nauczyciela do praktycznego stosowania pierwszej pomocy, praktyczny w terenie kurs turystyki górskiej i nizinnej, przysposobienia wojskowego, straży pożarnej, itd., itp. Warto też podkreślić, że w seminarium nauczycielskim na bardzo wysokim poziomie były prowadzone lekcje z wychowania fizycznego. Nie zapominajmy bowiem o tym, iż pan Władysław Mazur posiadał już w tym czasie odpowiednie kwalifikacje nauczyciela gimnastyki, dzisiaj określane kwalifikacjami z wychowania fizycznego. Organizuje też liczne nostalgiczne i poznawcze wycieczki po zakątkach odrodzonej naszej Ojczyzny. Zdjęcia z tego typu wycieczek umieściłem w artykule poświęconym Państwowemu Seminarium Nauczycielskiemu Żeńskiemu im. Marii Konopnickiej.
Jest też człowiekiem niezwykle ofiarnym w podejmowaniu wszelkich inicjatyw patriotycznych, gdzie dobro Ojczyzny stawia zawsze na pierwszym miejscu. Uczestnicząc w wielu narodowo – patriotycznych organizacjach z reguły wiec zawsze gra w nich pierwszoplanową rolę. To właśnie dzięki jego ogromnemu zaangażowaniu i charyzmatycznej postawie wychował całą plejadę seminarzystów w duchu miłości do Boga, Narodu Polskiego i Ojczyzny, przy tym zawsze godnie i z „honorem polskiego orła piastując”. Był też orędownikiem szerokich swobód demokratycznych i wielkiej tolerancji i wzajemnego współżycia z innymi mniejszościami narodowymi zamieszkującymi ówczesne terytorium II Rzeczypospolitej.
[Zdjęcie nr 18. Uroczystości poświęcenia sztandaru szkolnego w jednej ze szkół powszechnych Sosnowca. Na zdjęciu uczniowie i grupa nauczycieli. Wśród zgromadzonych pośrodku w kapeluszu Władysław Mazur (stoi w tyle mniej więcej w środku, obok starszego mężczyzny w kapeluszu z charakterystycznym sumiastym wąsem). Proszę zwrócić uwagę na niespotykaną w dzisiejszych sosnowieckich szkołach towarzyszącą uroczystościom dostojność patriotyczną i ilość zgromadzonych w jednym tylko miejscu, i prezentowanych publicznie „lasu” szkolnych patriotycznych sztandarów. Zdjęcie z „NAC” sygn. 1-N- 1758; wg autora- zdjęcie wykonano na placu szkolnym przed Państwowym Seminarium Nauczycielskim Męskim im. Adama Mickiewicza przy ul. Legionów.]
[Zdjęcie nr 19. Klub Młodzieży im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Drugi walny zjazd Zagłębia Dąbrowskiego w Sosnowcu. Zdjęcie wykonano na dziedzińcu Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza w Sosnowcu. Prezes koła pan Władysław Mazur – siedzi w środku w pierwszym rzędzie jako piąty od lewej (w czapce studenckiej koło kobiety). Zdjęcie z „NAC” sygn. 1 – P- 265]
[Zdjęcie powyższe nr 20. Budowa Domu Społecznego w Sosnowcu- VIII.1934 r. Fotografia przedstawia grupę osób biorących udział w wykopaniu pierwszych łopat fundamentów pod dom społeczny. Widoczni m.in.: starosta Będzina Józef Boxa, dyrektor Cholewicki, były wiceminister Józef Gollot, pani Boxa, pani Cholewicka, wicestarosta grodzki będziński Edward Heynar, wicestarosta powiatu będzińskiego Antoni Izydorczyk, prezydent komisaryczny Sosnowca Hugon Almstaedt, pan Toba, wiceprezes Związku Legionistów Władysław Mazur (od autora: – piąty od prawej), komendant Związku Strzeleckiego Zygmunt Nowara, prezes Szpineter i komendant Policji Państwowej powiatu będzińskiego Ciesielski. Zdjęcie z „NAC” sygn. 1 – P- 1236; Dom Społeczny Pracy (tak brzmiała oficjalnie wtedy jego nazwa) przy ul. Żytniej to nic innego jak dzisiejszy cały kompleks budowlany zwany po 1945 roku Domem Kultury „Górnik”, a widoczna na zdjęciu grupa osób stoi właśnie w miejscu jego budowy. Za widocznym płotem mieści się plac szkolny Szkoły Podstawowej nr 7 im. Adama Mickiewicza (szkoła popularnie zwana „Szkołą Barańskiego”). W pierwszym po lewej stronie budynku (spadzisty dach) mieszkał wieloletni kierownik tej szkoły pan Antoni Barański.]
[Zdjęcie powyższe nr 21. Uczniowie z Orłowa i Gdyni w trakcie poznawania swej odrodzonej Ojczyzny. W tym przypadku zawitali do Sosnowca. W środku z kapeluszem w ręce siedzi też pan Władysław Mazur. W tyle jeszcze przed wyburzeniem – cerkiew Świętego Mikołaja Cudotwórcy – przy dzisiejszej ul. Parkowej (cerkiew zaczęto wyburzać od wiosny 1938 roku; są też jednak tacy co twierdzą, że dopiero od jesieni 1938r.). Zdjęcie więc na pewno pochodzi jeszcze sprzed zimy 1938 roku. Patrz więcej na ten temat; – www.wobiektywie2008.republika.pl- „W oparach dymu i gwiżdżących parowozów”. Zdjęcie z „NAC” sygn. 1 – N-2935]
Podobno pan Władysław Mazur był tak znakomitym mówcą, że swymi gestami i kwiecistym słowem porywał za sobą wszystkich go słuchających. Wielu więc jego wychowanków, z którymi autor miał okazję się spotkać jeszcze w pierwszych latach 40. i 50. XX wieku wspominało go z ogromnym wzruszeniem i prawdziwym niezakłamanym podziwem. Wśród nich, co już wyżej zasygnalizowałem, była też moja mama, Stefania Maszczyk, absolwentka Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego im. Marii Konopnickiej z Pogoni, z ulicy Brackiej. To dzięki jego patriotycznej postawie i kultywowaniu z pasją w seminariach nauczycielskich polskości, mama będąc już dyplomowaną nauczycielką, podejmie podczas okupacji niemieckiej, narażając nie tylko swoje, ale i rodziny życie – tajne konspiracyjne nauczanie polskich dzieci. Jej natomiast rodzony brat kpt. Franciszek Doros zachęcony przez swojego dyrektora z seminarium nauczycielskiego, pana Władysława Mazura, podejmie służbę zawodową w odrodzonym Wojsku Polskim (adiutant dowódcy 80 PP im. Strzelców Nowogródzkich w Słonimiu oraz etatowy pracownik Wywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego WP; za walki we wrześniu 1939r. pod Mławą i obronę warszawskiej Pragi odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych; więzień kilku oflagów niemieckich). Plejada wychowanków Pana Władysława Mazura tylko z mojej rodziny jest tak znaczna, że autor poda tylko liczbowy ich wskaźnik. Otóż: Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie w Sosnowcu w okresie II Rzeczpospolitej ukończyły 2. osoby, a z kolei Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie ukończyło 5. osób (na mojej stronie internetowej: www.wobiektywie2008.republika.pl – „Seminarium Żeńskie” i na portalu Klubu Zagłębiowskiego: -„Wspomnienia o wyjątkowej szkole”… przez pomyłkę podałem trzy osoby + moja mama, co teraz prostuję i przepraszam).
Bardzo przyjaźnie i z wielkim uznaniem o panu Władysławie wyrażał się też po 1945 roku były jego seminarzysta, doskonale zresztą znany w Sosnowcu i bardzo ceniony oraz pełen inicjatyw społecznych, sosnowiecki wieloletni Inspektor Wydziału Oświaty pan Antoni Widawski (oficer rezerwy ; brał udział w kampanii we wrześniu 1939r., więzień oflagu Woldenberg). Wielki przyjaciel mojego wujka kpt. Franciszka Dorosa i jego rodzonego brata Władysława Dorosa – Vice Inspektora sosnowieckiego Wydziału Oświaty.
We wrześniu 1939 roku pan Władysław Mazur, prawdopodobnie obawiając się aresztowania przez Niemców, tak jak wielu ziomków opuszcza Sosnowiec. W jego przypadku udaje się samochodem poprzez Tarnów, Jasło i Sanok, by w końcu dotrzeć do kresowego miasta Sambor, gdzie niemal natychmiast organizuje dla wygłodniałych polskich uciekinierów kuchnie polowe, co powoduje zwrócenie też na siebie uwagi agentów niemieckich. W porę ostrzeżony przez życzliwych ludzi opuszcza więc natychmiast Sambor i dociera do Lwowa. Zamieszkuje w mieszkaniu syna Stanisława Mazura – człowieka, któremu zawdzięczam tyle drobiazgowych sentymentalnych wspomnień. Po krótkim jednak pobycie, zanim 17 września 1939 roku Armia Czerwona przekroczy naszą przedwojenną jeszcze granicę państwową, jednak znowu powraca do swej rodziny w Sosnowcu.
[Zdjęcie nr 22. Moi wujkowie – dwaj bracia, Mieczysław i kpt. Franciszek Dorosowie; byli absolwenci sosnowieckiego Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza.]
[Zdjęcie nr 23 – Franciszek Doros jako jeszcze uczeń Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza w Sosnowcu. W tym czasie pełnił też funkcję drużynowego Seminaryjnej Organizacji ZHP; na lewej klapie widoczny krzyż harcerski.]
Podobno pan Władysław Mazur był Ukraińcem. Czy to jednak polega na prawdzie obiektywnej?… Taką bowiem przynajmniej informację, całkiem zresztą przypadkowo pozyskał mój wujek, będąc w niemieckim oflagu, od polskiego oficera, ponoć etatowego pracownika kontrwywiadu. Przekaz tej informacji jak wspominał wujek, już po powrocie do kraju w 1947 roku, wydarzył się jednak w niezbyt dla niego miłych okolicznościach, z pogwałceniem też wszelkich zasad konspiracji obowiązującej w strukturach Wywiadu i Kontrwywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego WP. Ile w tym przekazie było szeptanej prawdy, a ile pod adresem wywiadu było goryczy niewiedzy, czy agenturalnej prowokacji, to dzisiaj już trudno osądzić. Bowiem nieznany mu zupełnie człowiek odziany w oficerski polski mundur podszedł pewnego razu do niego, gdy był jeszcze w niewoli niemieckiej i słowami pełnymi goryczy zwrócił się do niego w taki oto sposób:
-„Kapitanie Franciszku Doros! Coś z tym naszym wywiadem to jednak było nie w porządku. Bowiem jak sobie to wytłumaczyć, że wy jako oficer wywiadu nie potrafiliście rozszyfrować Ukraińca – o nazwisku Mazur – w waszym rodzinnym Sosnowcu”.
Wujek tym bezceremonialnym oświadczeniem wtedy ogromnie się zatrwożył, gdyż widział jak od pewnego czasu znikali jego koledzy, wzywani tylko na przesłuchania do komendantury obozu. Więc nawet się zbytnio nie zastanawiając, ostro i stanowczo wtedy odpowiedział:
-„Co mi tutaj pieprzycie! O jakimś tam wywiadzie, czy Mazurze! Wszak ja byłem i jestem tylko zwykłym oficerem Wojska Polskiego”.
Ten ponoć oficer po kilku jeszcze zdawkowych zdaniach odszedł jednak od wujka i już nigdy, ku jego zdumieniu nie był też widoczny na terenie oflagu (więcej na mojej stronie internetowej –www.wobiektywie2008.republika.pl – mój artykuł: „O ile zapomnimy”).
Wujek jednak zawsze wielokrotnie wyrażał się z wielkim uznaniem i z ogromną wprost wdzięcznością o swym byłym dyrektorze z Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego. Jeszcze przed swą przedwczesną śmiercią w 1954 r., gdy odwiedziłem Go z moim bratem Wiesławem Maszczykiem, to podkreślał jego wielki patriotyzm i ogromne też zasługi dla Polski i Sosnowca. Pamiętam jak w dniu ostatnich swoich imienin w 1953 roku mówił:
-„Oby tylko Polska – Ojczyzna nasza miała więcej takich Ukraińców, jakimi byli Kazimierz Pużak3/ (przyp. autora: – na czele PPS–WRN; porwany do Moskwy wraz z 16. innymi przywódcami Podziemnego Państwa Polskiego) i Władysław Mazur”…
Również bardzo pochlebnie wyrażał się też o panu Władysławie Mazurze nasz były Komendant Śląskiego Okręgu Armii Krajowej gen. bryg. Zygmunt Walter Janke. W swoich bowiem powojennych wspomnieniach, na kartach książki p.t.: – „W Armii Krajowej na Śląsku”, wyd. Katowice 1986 na stronach 13 i 23”, w wątku opisującym losy organizacji zagłębiowskiej o nazwie Organizacja Orła Białego (OOB) pisze mianowicie tak:
-„Największe efekty liczbowe osiągnęła OOB na terenie Zagłębia, gdzie osobiście przeprowadzał werbunek kpt. Margosz (przyp. autora: kpt. rezerwy Ryszard Margosz psed.„Brzoza”, „Ryszard”, „Sosna” – Komendant Okręgu Śląskiego Związku Orła Białego; aresztowany 26 maja 1940 r. w Krakowie i stracony; był rodowitym Sosnowiczaninem).W ten sposób znaleźli się w OOB Władysław Mazur, dyrektor seminarium nauczycielskiego w Sosnowcu i ….[…]… Władysław Mazur był w 1918 r. Członkiem POW. Mazur cieszył się dużym autorytetem w polskim społeczeństwie Zagłębia”. Koniec cytatu.
W tej samej książce Komendant Zygmunt Walter Janke potwierdza też wersję autora, że pan Władysław Mazur został aresztowany przez Gestapo w 1940r. Pisze bowiem tak:- „ kilka dni później (przyp. autora: po 26 maja 1940 roku) w Sosnowcu aresztowany został prof. Mazur. Mimo strat ZOB kontynuowała swą działalność”. Koniec cytatu.
Konspiracyjna Organizacja Orła Białego (OOB), a później zwana Związkiem Orła Białego (ZOB) podczas okupacji niemieckiej poniosła w Zagłębiu Dąbrowskim i w Sosnowcu ogromne straty. Wielu jej bowiem członków w wyniku agentów niemieckich aresztowało Gestapo, a później ginęli w egzekucjach publicznych, w więzieniu katowickim przy ulicy Mikołowskiej ścięci gilotyną, w Auschwitz i w wielu, wielu jeszcze innych okupacyjnych katowniach. Jak zwykle „kapusiami” byli ludzie doskonale znający język polski. Byli wśród nich niestety, ale też rodowici Polacy. Tylko więc nieliczni z patriotycznych konspiracji przetrwali okres okupacji niemieckiej. Niektórzy z nich cierpieli też po 1945 roku. Później wielu jej członków, którzy uniknęli „wsypy” przez konfidentów niemieckich, wstąpiło do Służby Zwycięstwa Polski (SZP), Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) i Armii Krajowej (AK).
Już po zajęciu Sosnowca we wrześniu 1939 roku przez okupanta niemieckiego, pan Władysław Mazur dalej uczy polskie dzieci, patriotyzmu, godności i miłości do Ojczyzny oraz do Narodu Polskiego. Teraz jego działalność przybiera już jednak charakter nielegalnego, tajnego konspiracyjnego nauczania. W dniu 1 kwietnia 1940 roku okupant niemiecki zezwala jednak na uruchomienie w Sosnowcu szkół podstawowych od klasy 1 -7, o czym oficjalnie społeczeństwo Sosnowca zostaje nawet poinformowane specjalnym poniższym komunikatem.
[Zdjęcie nr 24 -Ogłoszenie niemieckich władz okupacyjnych.]
Program nauczania w tych kontrolowanych przez okupanta niemieckiego szkołach ograniczono jednak tylko do nauki pisania, czytania i liczenia. Obowiązywał natomiast całkowicie zakaz nauki historii powszechnej i Polski, nauki geografii i literatury polskiej. Po prostu chodziło tylko o wychowanie prostych i tępych roboli, którzy mieli w przyszłości służyć III Rzeszy Niemieckiej w świadczeniu podstawowych usług. Prawdopodobnie, by ukryć swe powiązania konspiracyjne i naukę w tajnym, konspiracyjnym nauczaniu polskich dzieci, w jeden z takich właśnie szkół podejmuje też pracę pan Władysław Mazur, o czym więcej poniżej.
Dzisiaj już wiemy z odtajnionych dokumentów, przynajmniej wiedzą te osoby, które są zainteresowane historią o naszej Ojczyźnie, że takich ludzi jak pan Władysław Mazur już znacznie wcześniej, jeszcze grubo przed wrześniem 1939 roku, tajna policja Gestapo umieszczała na „specjalnej liście prospekcyjnej”. Taką imienną listę w III Rzeszy Niemieckiej tworzono i systematycznie też uzupełniano w wyniku dokonywanych przekazów przez agentów niemieckich zamieszkujących ówczesne terytorium II Rzeczypospolitej. Ci ludzie zostali więc w pierwszej kolejności aresztowani i przeznaczeni do stracenia!… Innych aresztowano później już po zajęciu Polski, w wyniku nawet decyzji jakie zapadały podczas wspólnych spotkań Gestapo i NKWD.
Ten biedak nie miał więc absolutnie żadnych szans na uratowanie swego życia, kiedy Sosnowiec został zajęty przez armię niemiecką. Niemcy bowiem w pierwszej kolejności zamierzali zlikwidować nie tylko polską inteligencję, ale szczególnie tych, którzy wybijali się w mieście ponad środowiskową przeciętność. Chodziło bowiem o maksymalne zubożenie polskiego żywiołu. Tym bardziej więc zagrożeni byli aresztowaniem ci, którzy jeszcze do tego kierowali organizacjami patriotycznymi i konspiracyjnymi. A przecież pan Władysław, o czym wyżej wspominałem w 1918 roku był już członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), a po 1939 roku nawet aktywnym członkiem w Podokręgu Zagłębiowskim- nielegalnej, tajnej i konspiracyjnej Organizacji Orła Białego (OOB). Został aresztowany przez Gestapo, według jednych już w pod koniec 1939 roku, a według innych – w czerwcu 1940 roku.
W dniu 11 sierpnia 2015 roku otrzymałem z USA od wnuczki pana Władysława Mazura – Ediny Mazur Alavi, króciutkie ale niezwykle wzruszające wspomnienia, syna pana Władysława Mazura – Stanisława Mazura, a jej wujka, z których to wynika, iż jego ojciec został aresztowany przez Gestapo 15 kwietnia 1940 roku w trakcie nauki polskich dzieci w takiej właśnie uruchomionej pod nadzorem okupanta szkole. Z przesłanych informacji nie wynika jednak, gdzie ta szkoła konkretnie się wtedy mieściła i jaką też funkcje w niej pełnił pan Władysław Mazur. Jak zapamiętałem tamte czasy, to najczęściej dyrektorom byłych polskich szkół z okresu II Rzeczypospolitej, okupant niemiecki również oferował identycznie stanowisko w nowo uruchamianych szkołach. Oczywiście, że szkoły te były przez cały czas inwigilowane przez niemieckie tajne służby i przez współpracujących z nimi „konfidentów”. Czy pan Władysław Mazur jednak otrzymał też nominację dyrektorską, to tego nie wiem. Następnie – jak to już wynika ze wspomnień pana Stanisława Mazura, jego ojciec Władysław został przewieziony do zastępczego aresztu policyjnego – Ersatz-Polizei Gefängnis, który już wtedy mieścił się w dawnych sieleckich halach fabryki tekstylnej Schoenów, przy dzisiejszej ulicy 1 Maja 21/22 (patrz zdjęcia nr 25 – 29) 4 /.
[Zdjęcie nr 25 z 2007 roku. W oddali dawny pałac Schoena, w okresie II Rzeczypospolitej Sąd Okręgowy, a w okresie okupacji niemieckiej Deutsche Haus. Po lewej stronie dawne hale fabryczne Schoena, a w okresie okupacji niemieckiej zastępczy areszt policyjny – Ersatz-Polizei Gefängnis (więcej w źródłach w punkcie nr 4).]
[Zdjęcie nr 26 z 2007 roku. Po prawej stronie dawne hale tekstylnej fabryki Schoena, a w okresie okupacji niemieckiej – zastępczy areszt policyjny (więcej w źródłach w punkcie nr 4).]
[Zdjęcie nr 27 z 2007 roku. Wnętrza dawnych hal fabrycznych Schoena. W okresie okupacji niemieckiej –zastępczy areszt policyjny (więcej w źródłach w punkcie nr 4).]
[Zdjęcie nr 28 z 2007 roku. Dawne hale tekstylnej fabryki Schoena, w okresie okupacji niemieckiej – zastępczy areszt policyjny (więcej w źródłach w punkcie nr 4). W trakcie wykonywania zdjęcia w widocznych pomieszczeniach mieściła się bliżej nieokreślona hurtownia.]
[Zdjęcie nr 29 z 2007 roku. Dawne hale tekstylnej fabryki Schoena, w okresie okupacji niemieckiej – zastępczy areszt policyjny (więcej w źródłach w punkcie nr 4). W trakcie wykonywania zdjęcia w tych pomieszczeniach mieściła się bliżej nieokreślona hurtownia.]
Z pozyskanych po 1945 roku przekazów od więzionych tam moich sosnowieckich znajomych wynika, że po przewiezieniu aresztowanego do tego więzienia (zdjęcia od 25 do 29), prawie natychmiast Gestapo przystępowało do śledztwa. Najczęściej o ile coś konkretnego wiedziano o aresztowanym, ale on wymigiwał się od zadawanych pytań i nie podawał konkretnych szczegółów oraz nie „sypał” zeznaniami swoich kolegów, jak również nie ujawniał powiązań konspiracyjnych, to śledczy stosowali wobec takiej osoby wprost wyrafinowane okrutne tortury, których na łamach tej publikacji, ze względów moralno – etycznych nie będę jednak podawał. W każdym razie już po śledztwie, pan Władysław Mazur został w samochodowej „czarnej budzie” najpierw przetransportowany do obozu koncentracyjnego w Dachau, a stamtąd do Mathausen – Gusen. W tym ostatnim obozie został ponoć zamordowany 2 listopada 1940 roku, a według Oddziału IPN z Katowic 1 listopada 1040 roku. W każdym razie tak jak pozostali zamordowani lub zmarli z wycieńczenia i bicia więźniowie został prawdopodobnie spalony w obozowym krematorium. Niemcy bowiem w obozach koncentracyjnych nie praktykowali pochówków cmentarnych.
Z panem Władysławem Mazurem jest związana jeszcze jedna niezwykła historia. Dzisiaj już to trudno z detalami ustalić, ale w okresie, gdy na terenie Sosnowca zaczęła powstawać tajna konspiracyjna Organizacja Orła Białego, to pan Władysław rozpoczął też wtedy współpracę ze swoimi znajomymi nauczycielkami, absolwentkami Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego im. Marii Konopnickiej z Sosnowca, z uliczki Brackiej, z paniami: Bronisławą Binek (ur. w 1911 r.) i jej siostrą Zofią Binek (ur. w 1919 r.) 5/. Z dużą dozą prawdopodobieństwa znajomość ta, przynajmniej z jedną siostrą – nauczycielką, panią Bronisławą Binek, była już jednak zaciągnięta znacznie, znacznie wcześniej. W publikacji źródłowej pan dr Jan Przemsza Zieliński podaje, że obydwie Panie w okresie okupacji niemieckiej pracowały w kuchni dobroczynnej w „Seminarium”. Jednak Państwowe Seminaria Nauczycielskie w Sosnowcu z chwilą jak tylko rozpoczęła się okupacja niemiecka to zostały rozwiązane i zakazano pod odpowiedzialnością karną dalszego ich funkcjonowania. W istocie rzeczy ta kuchnia zorganizowana przez pana Władysława Mazura, nie mieściła się więc w „Seminarium”, ale w innym miejscu trudnym obecnie do ustalenia. Stanowiła jednak zakonspirowany punkt kontaktowy sosnowieckiego kierownictwa Organizacji Orła Białego. Według pana dr Jana Przemszy Zielińskiego to właśnie pan Władysław Mazur „wciągnął” obydwie siostry” do tej konspiracji 6/. Z chwilą aresztowania pana Władysława przez Gestapo, obydwie siostry nie zerwały jednak dalszego kontaktu z narodową patriotyczną organizacją, tylko dalej kontynuowały działalność w ruchu oporu, w tym przypadku jako już członkinie Związku Walki Zbrojnej (późniejsza Armia Krajowa). Ich los był również okrutny, zostały bowiem ścięte przez Niemców gilotyną 7/.
Postać pana Władysława Mazura i Jego czyny są nawet dzisiaj w sosnowieckim środowisku nauczycielskim prawie zupełnie nikomu nieznane. Nawet w budynku, o czym już wyżej wspominałem, dzisiaj już znacznie rozbudowanym, gdzie kiedyś też mieściło się Państwowe Seminarium Nauczycielskie Męskie im. Adama Mickiewicza, nikt kto jak żyje nic nie słyszał o tym sosnowieckim WIELKIM POLSKIM NAUCZYCIELU… Kochany Boże dlaczego pamięć ludzka jest tak okrutnie wybiórcza i tak niemiłosiernie też krótkotrwała?…
I już na samo zakończenie.
Istnieją w naturze i zapewne też w życiu każdego człowieka, takie nieprawdopodobne przypadki, że nie jesteś ich w stanie nigdy do końca przewidzieć. Po dwóch latach jak opublikowałem ten artykuł, nagle w dniu 3 lutego 2014 roku otrzymałem e-mailem od Szanownej Pani Prokurator z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni p-ko Narodowi Polskiemu z Katowic nowe uzupełniające informacje, a dotyczące też byłego sosnowieckiego nauczyciela pana Władysława Mazura. Oto w skróconej wersji treść tych informacji:
–„Prowadzę śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych na członkach Związku Orła Białego w Zagłębiu. Już w 1939 r. Władysław Mazur był jednym z założycieli organizacji, towarzyszyła mu w tych przedsięwzięciach między innymi Michalina Konieczna (rozstrzelana w dniu 26.08.1942 r. pod ‘ścianą śmierci’ bloku 11 KL Auschwitz, na mocy wyroku katowickiego sądu doraźnego gestapo) nauczycielka Seminarium Nauczycielskiego w Sosnowcu. Jak wynika z zachowanych w archiwum IPN kartotek sosnowieckiego gestapo (Geheime Staatspolizei, Staatspolizeistelle Katowitz Aussendienststelle Sosnowitz) – Władysław Mazur ur. 8.09.1879 r. w Cyrance, pow. Mielec, zam. w Sosnowcu przy ul. Parkowej 1, żonaty, katolik, Dyrektor Seminarium Nauczycielskiego w Sosnowcu, został prewencyjnie aresztowany w dniu 15.04.1940 r. w ramach ‘Inteligentz Aktion’, (w oparciu o zarządzenie RSHA Berlin IV-D2-480/40 z 2 kwietnia 1940 r.) z powodu podejrzenia działania na rzecz polskiej tajnej organizacji, pełnił kierowniczą funkcję w Związku Zachodnim, polski inteligent, fanatyczny Polak, transportem zbiorowym przewieziony do Dachau, a następnie do Mauthausen, gdzie zmarł 1.11.1940 r. Przyczyna zgonu Herzwäche – niewydolność serca”. Koniec cytatu.
„Powyższe fakty zaczerpnięto z materiałów śledztwa OKŚZ p-ko NP. Katowice S 133/10/Zn w sprawie zbrodni wojennej będącej zbrodnią przeciwko ludzkości popełnionej przez funkcjonariuszy katowickiej placówki gestapo oraz członków składów orzekających sądów III Rzeszy w okresie od 1940 do 1942 r. w Dąbrowie, Katowicach, Sosnowcu, Oświęcimiu, z motywów narodowościowych i politycznych w celu wyniszczenia grupy narodowościowej i politycznej polegającej na pozbawieniu życia i wolności członków organizacji niepodległościowej Związek Orła Białego i Polski Związek Walki Czynnej działających na terenie rejencji katowickiej”. Koniec cytatu.
Niekiedy pewnym wrażliwym osobom, kochającym swą rodzinę, które na co dzień okazują też innym ludziom przyjazny stosunek, czy niosą nawet kaganek gestów pełen dobrotliwej życzliwości, zdarzają się w przełomowych dla ich życia chwilach, wprost nieprawdopodobne, wręcz nawet trudne do wytłumaczenia zjawiska. Wierzący określają je „symptomami Anioła Stróża”, bądź „łaskami bożymi”. Takiego pozaziemskiego zjawiska jak się autorowi wydaje doznał też właśnie pan Stanisław Mazur, kiedy 10 czerwca 1940 roku przebywał we Francji w miejscowości Thomars den Serwes w polskiej jednostce szkolenia saperów. Oto co się według niego wtedy tam wydarzyło:
„Przed północą podoficer służbowy przespał się kilka godzin, a po północy i ja się trochę położyłem, w mundurze, z szablą, pistoletem i w czapce. Zasypiam prędko. We śnie staje przede mną ojciec – ubranie poszarpane, w ranach, siniakach i guzach, zmordowany i zbolały. Stoi bez ruchu, z rękami opuszczonymi i patrzy tylko na mnie bez słowa.
Ogarnia mnie przerażenie i strach i rozpacz bezsilna, bo jestem przykuty łańcuchami do kamiennego muru. Straszliwa nocna mara. Ja sam nie mogę wydobyć ani jednego słowa, jak niemowa. Wreszcie ojciec mówi:
– ‘Nigdy nie zapomnij, ale przebaczyć trzeba’.
Budzę się ale wciąż widzę nocną marę jak duch Banka (przyp. autora: duch Banka z Makbeta). Nie miałem wiadomości z kraju ale zanotowałem tę datę jako prawdopodobną datę śmierci ojca w obozie koncentracyjnym”.
Koniec cytatu ze wspomnień pana Stanisława Mazura.
……………………………………………………………………………………………………………………….
Tekst i część zdjęć – Janusza Maszczyka; z kolei osiem stosownie opisanych zdjęć pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego z Warszawy (niektóre zostały poddane przez autora obróbce „wyostrzenia”). Autor serdecznie dziękuje Szanownej Pani Renacie Balewskiej za ich bezpłatne udostępnienie.
Za pocztówki pozyskane z Sosnowiec Archiwum serdecznie dziękuję Szanownemu Panu redaktorowi – Pawłowi Ptak, a z kolei za pocztówki z fotopolska.eu, Szanownej Pani Danucie Bator i z WikiZagłębie – prezesowi Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego Szanownemu Panu Dariuszowi Jurkowi. Z kolei za niemiecko – polski druk o uruchamianiu przez okupanta niemieckiego szkół powszechnych (poz. 24), serdecznie dziękuję Szanownemu Panu Januszowi Szaleckiemu.
Jednocześnie uprzejmie informuję, że tekst opublikowany w 2012 roku, został uzupełniony w lutym 2014 roku i ponownie w sierpniu 2015 roku. Obecny tekst jest trzecią wersja publikacyjną też poszerzonym o pozyskane nowe fakty i zdjęcie.
Bibliografia i przypisy:
1 – Szeroki zasób wiedzy o panu Władysławie Mazurze pozyskałem z kilku źródeł. W formie wyjątkowo ogólnej z „Księgi Zasłużonych dla Związku Nauczycielstwa Polskiego i Oświaty w Sosnowcu”, wydanie Sosnowiec, 2005, s. 106 – 108.Wyjątkowo poszerzone informacje, z kolei przesłała autorowi jego wnuczka, zamieszkała w USA, Szanowna Pani Edina Mazur Alavi, w formie 3. stronicowego opisu w języku polskim, którego redaktorem jest jeden z synów pana Władysława Mazura – Szanowny Pan Stanisław Mazur. Autor będąc przy tej tematyce kolejny już raz bardzo więc serdecznie dziękuje Szanownej Pani Edinie Mazur Alavi za ten przekaz. Wiele też ciekawych, wręcz frapujących informacji jeszcze jako młody człowiek przekazała mi też moja rodzina nauczycielska. W tym przede wszystkim byli absolwenci Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego im. Adama Mickiewicza i wychowankowie wieloletniego dyrektora tego seminarium nauczycielskiego pana Władysława Mazura. Ciekawe też informacje, nigdzie dotąd niepublikowane, pozyskałem też od mojej mamy – Stefani Maszczyk – absolwentki Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Żeńskiego im. Marii Konopnickiej w Sosnowcu z ulicy Brackiej, którego przez trzy lata dyrektorem był też pan Władysław Mazur.
2 – Most miał sześć przęseł i długość 474 m. Został zniszczony przez wojska niemieckie we wrześniu 1944. W jego miejscu znajduje się obecnie most Śląsko-Dąbrowski.
3 – „Zmarł w więzieniu w Rawiczu 30 kwietnia 1950 w wyniku pęknięcia aorty po zepchnięciu go ze schodów. Umierał kilka dni, nie otrzymawszy opieki medycznej. Został pochowany potajemnie na Cmentarzu Powązkowskim (kw. 188, rz. 3) – więcej na ten temat w Wikipedii.
4 – Na zdjęciach pomieszczenia dawnego zastępczego aresztu policyjnego – Ersatz-Polizei Gefängnis. Utworzony został w końcu marca 1940 roku, zlikwidowany 13 lutego 1941 roku. Mieścił się przy obecnej ulicy 1 Maja 21/23 w halach byłej fabryki tekstylnej Schoena. Utworzony jako obóz przejściowy dla więźniów politycznych (Gefangenensammellager, Durchgangslager Häftlingslager). Miał charakter obozu koncentracyjnego. Obsługę obozu stanowiło SS – Sonderkomando Sosnowitz. Pierwsza grupa więźniów – 54. osoby przybyła 29 lutego 1940 roku. Decyzja o utworzeniu obozu koncentracyjnego w Auschwitz spowodowała likwidację obozu i rozwiązania komanda SS (w końcu kwietnia 1940). W dniu 10 maja 1940 roku obóz przejął prezydent policji (Polizei President) w Katowicach. Obóz otrzymał wówczas nazwę Ersatz – Polizei Gefängnis; obsługę stanowiła Polizei – Bataillion 83. Stan więźniów w maju 1940 roku wynosił około 300 osób. Planowano powiększenie miejsca o dalsze 300 miejsc.
W okresie od 22 do 27 czerwca 1940 roku wysłano z Sosnowca 5. transportów więźniów politycznych (211 osób) do obozu w Auschwitz. Więźniów wywożono również do obozów w Dachau, Mathusen – Gusen, Ravensbrück. W dniu 24 grudnia 1940 roku liczba więźniów w areszcie wynosiła 133. mężczyzn i 65. kobiet. Podobno zdarzały się wypadki pojedynczych i masowych zabójstw. W aktach stanu cywilnego zanotowano w grudniu 1940 roku – 8. zgonów w areszcie, a w styczniu 1941 – 11. zgonów. Likwidację aresztu motywowano trudnościami w strzeżeniu więźniów, licznymi próbami ucieczek, nieodpowiednimi warunkami jego zabezpieczenia. Więźniów przekazano więc do zastępczego więzienia w Mysłowicach. Łącznie w okresie od kwietnia 1940 do lutego 1941 roku przeszło przez areszt kilka tysięcy osób; wielu więźniów zostało zamordowanych.
Wg „Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939 – 1945, wyd. Warszawa 1979 , s. 465.
5 – Istnieją rozbieżności informacyjne, gdyż w jednych publikacjach podaje się, że Państwowe Seminarium Nauczycielskie Żeńskie ukończyła tylko pani Bronisława Binek. Natomiast pani Zofia Binek była urzędniczką.
6 – Jan Przemsza Zieliński, „Sosnowiecka Encyklopedia Historyczna”, Sosnowiec, 1994.
7 – Juliusz Niekrasz, „Z dziejów AK na Śląsku”, Warszawa 1985, s. 112 i 113.
W maju 1942 roku rozpoczęły się w Inspektoracie Sosnowiec ZWZ masowe aresztowania. Właściwie to do dzisiaj okrywa je nadal mgła tajemnicy. Aresztowano wtedy wiele kobiet. Szczególnie okrutny los dotknął rodzinę kolejarską Państwa Binek. W ich mieszkaniu w Sielcu aresztowano dwie córki: Bronisławę i Zofię. Ich rodzony brat Władysław wprawdzie w ostatniej niemal chwili zdołał się przedostać poprzez granicę do Generalnej Guberni, ale po jakimś czasie został tam aresztowany i stracony w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau. Trzecia z sióstr, Stanisława jako kurierka, przebywał w tym czasie w Żywcu, co uratowało jej życie. Bronisława Binek pseud. „Iskra” była wtedy szefem kancelarii Inspektoratu Sosnowickiego ZWZ, a z kolei obydwie siostry łączniczkami. W mieszkaniu Państwa Binków w Sielcu mieściła się wtedy siedziba sztabu Inspektoratu ZWZ – „Sosna”. Obydwie siostry otrzymały rozkaz natychmiastowego opuszczenia mieszkania, gdyż lada chwila miało się tam pojawić Gestapo. Kilka godzin wcześniej ostrzegł ich o tym nawet pan por. Kazimierz Patello, przekazując informację, że na terenie Sosnowca są już przeprowadzane masowe aresztowania wśród członków ZWZ. Trudno określić dlaczego siostry te ostrzeżenia jednak zbagatelizowały. W każdym bądź razie najbliższej nocy zostały aresztowane przez Gestapo. Po uprzednich torturach w śledztwie, zostały w dniu 4 lipca 1942 roku stracone gilotyną w katowickim więzieniu przy obecnej ulicy Mikołowskiej.
[Bronisława Binek („Iskra”) szef kancelarii Inspektoratu Sosnowiec ZWZ, stracona gilotyną 4. VII. 1942 roku.]
Natomiast pan Kazimierz Patello, jako członek ZWZ został przeprowadzony przez granicę do Generalnej Guberni. Zginął 5 VIII. 1943 roku jako już żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych, Komendant gm. Raków (kieleckie) w stopniu kapitana.
Uprzejmie przypominam, że wszystkie artykułu autora jak do tej pory są publikowane bezinteresownie. Z tego tytułu nie korzystałem więc dotąd nigdy i nie czerpię też nadal żadnych korzyści materialnych, ani też innych jakichkolwiek profitów, poza satysfakcją autorską.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.
Katowice, kwiecień 2017 rok
Janusz Maszczyk