Janusz Maszczyk: Najdłuższy płot w dziejach Sosnowca

Od niepamiętnych już czasów istniały płoty, których podstawowym zadaniem było otaczanie i oznakowanie terenu właściciela.

[Źródło: (Wikipedia A z 24.07.2020r. Dawne chałupy z Rożnowic (Rosenberga). Zagroda pogórzańska z roku 1858 przeniesiona do skansenu w Sanoku.]

Sama nazwa płot, czyli typowa plecionka z chrustu, przynajmniej na obszarze Słowiańszczyzny pojawiła się już ponoć w XIV wieku. Wówczas to taki niemiłosiernie powykrzywiany płot najczęściej otaczał domostwa i przylegające doń pastwiska. Na terenie dawnych sosnowieckich wsi drewniane płoty znane już były z chwilą jak tylko powstały tu pierwsze domostwa. W kolejnych jednak latach zmieniały już jednak swój wygląd i nierzadko też materiał, z którego były wykonywane. W okolicy większych siedlisk ludzkich, stawiano je z bardziej prostych i drewnianych drągów lub płaskich deszczułek.

Autor tego artykułu doskonale pamięta, że jeszcze w okresie okupacji niemieckiej i w latach 50 XX wieku na terenie Sosnowca drewniane i druciane płoty widoczne były niemal wszędzie. W każdej dosłownie dzielnicy miasta, a nawet i w samym centrum Sosnowca. Natomiast na ogródkach działkowych, na mojej Pogoni dominowały głównie tylko drewniane płoty. Powykrzywiane niemal na przeróżne strony. Sprawiające nieodparte wrażenie jakby były dotknięte poważną chorobą, której bóle sprawiły tak nieprawdopodobny ich widok. Bardziej już okazałe płoty, jak mawiano wówczas – miejskie – zwane już jednak parkanami zaczęły na tych terenach powstawać w większej skali niż dotąd dopiero po 1914 roku. Czyli, gdy te tereny znalazły się już pod kolejną okupacją, tym razem niemiecką. Chociaż zalążkowo już nam takie cudeńka serwował zachodnioeuropejski kapitał w okresie zaborów Rosji carskiej, który docierał do tych zagubionych kresowych zakamarków cesarstwa rosyjskiego, już od drugiej połowy XIX wieku. Jednak dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku zaczęto dotychczasowe parkany ponownie remontować oraz stawiać też nowoczesne, przy okazji nadając im coraz to bardziej okazały i urokliwy architektoniczny wygląd. Najczęściej więc spód takiego nowoczesnego klasycznego parkanu był z cegły lub z mieniącego się gamą kolorów kamienia wapiennego. Identyczne były też nośne słupy. Przy czym górne piętro takich parkanów ozdabiano jeszcze dodatkowo ozdobnym drewnem lub metalowymi kutymi prętami, lub rurkami.

****

Dzisiaj młodzi mieszkańcy z Sosnowca, a tym bardziej przybysze, którzy dotarli i zamieszkali na stałe w tym mieście dopiero przed 1960 rokiem, nie mogą więc pamiętać, że dawniej dosłownie każde zabudowanie, jak i każde też podwórko w tym mieście, czy nawet większy teren był ogradzany płotem. Jednym z najdłuższych tego typu płotów, który był powszechnie już jednak zwany przez mieszkańców Sosnowca parkanem, postawiono w centralnej części miasta. Ten tasiemcowy płoto – parkan, długi na prawie kilka kilometrów. Drewniano – murowany, zaczęto bowiem już stawiać z chwilą jak tylko zagospodarowywano tereny pod przyszłe ogrody warzywno – owocowe i osadniki fabryczne, których właścicielami byli wtedy państwo Dietel 1/. Był to więc przez dziesiątki lat najdłuższy płot – czy jak inni to z dumą wtedy podkreślali parkan. I to najdłuższy na terenie całego rozległego miasta Sosnowca. Dosłownie najdłuższy i jedyny tego typu konstrukcyjnego! Do tego jeszcze wykonany był z tego samego identycznego na całej długości materiału. Wił się wzdłuż ulicy 3 Maja niczym potężny wąż boa jeszcze w latach 50. XX w, począwszy od Fabrycznego Dietlowskiego Osiedla Mieszkaniowego jakie jeszcze wówczas w całej swej okazałości architektonicznej stało przy ulicy Parkowej, aż do niemal samej rogatki Placu Tadeusza Kościuszki. Bowiem tak ta ulica przez stosunkowo długi okres czasu nosiła też taką nazwę. Możliwe, że na pewnych odcinkach współfinansowany był też wówczas przez Dietlów, gdyż to oni posiadali wtedy przy tej ulicy swoje rozległe prywatne ogrody warzywno – owocowe i fabryczne osadniki wodne. Zresztą przez pewien okres czasu również późniejszy fragment ulicy 3 Maja na długości od ulicy Parkowej aż do wiaduktu Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej przy dawnym pałacu państwa Dietel zwany był ulicą Dytlowską. Co nawet widać doskonale na poniżej Mapie Sosnowca z 1921 roku. Możliwe, więc, że również i imienna ozdobna nazwa tej ulicy w jakimś też stopniu zobowiązywała hrabiowskiego właściciela tego pałacu, do dosypania pieniędzy ze swego grubego portfela do tej płoto – parkanowej wznoszonej inwestycji.

[Mapa Sosnowca z 1921 roku.]

****

Jak już wspominałem to ten nietuzinkowy jak na ówczesne czasy identyczny w formie zabudowy parkan zaczynał się od styku z jednym z dietlowskich budynków osiedlowych jaki jeszcze wówczas stał przy obecnej ulicy 3 Maja. Ten zabytkowy budynek już obecnie jednak nie istnieje, gdyż został zburzony w latach 70. XX wieku, gdy poszerzano dotychczasową jezdnię ulicy Czerwonego Zagłębia (dawniej i obecnie to ulica 3 Maja). Jego bliźniak architektoniczny jeszcze tam jednak stoi do dzisiaj. Co utrwaliłem na poniższym zdjęciu.

[Zdjęcie autora z 2018 roku.

..Jak już wspominałem to ten nietuzinkowy jak na ówczesne czasy identyczny w formie zabudowy parkan zaczynał się od styku z jednym z dietlowskich budynków osiedlowych jaki jeszcze wówczas stał przy obecnej ulicy 3 Maja. Ten zabytkowy budynek już obecnie nie istnieje, gdyż został zburzony w latach 70. XX wieku, gdy poszerzano jezdnię ulicy Czerwonego Zagłębia. Jego bliźniak architektoniczny jeszcze tam jednak stoi do dzisiaj…]

Już na styku z tym budynkiem, jednak od strony Placu Tadeusza Kościuszki wmontowana była w ten płoto – parkan dwuskrzydłowa brama z furtką. Wykonane były z tego samego materiału co inne też elementy pozostałego parkanu. Od tego miejsca to cudo dwudziestowiekowej techniki i podobno też ozdoby miejskiej, ciągnęło się najpierw w linii prostej aż przez kilkaset metrów do okolicy wiaduktu Dietlowskiego. Natomiast już poza tym parkanem ale w kierunku do samej rzeki Czarnej Przemszy zalegały jeszcze wtedy kilkuhektarowe dietlowskie ogrody warzywno – owocowe. Natomiast w okolicy już samego wiaduktu, opisywany parkan, skręcał łagodnym ale o sporej długości łukiem w kierunku Placu Tadeusza Kościuszki. Dalej tak jak dotychczas, jako jedna nieprzerwana całość, przy tej samej nazwie ulicznej ul. 3 Maja, ciągnął się już niemal w linii prostej aż do samych dietlowskich fabrycznych osadników wodnych. Osadniki w tamtych latach były usytuowane w odległości co najmniej od 200 do 350 metrów od pierwszych widocznych poniżej na zdjęciu zabudowań koszarowych Osiedla Robotniczego „Rurkowni Huldczyńskiego”. Tak zwanych „Białych Domów”. Ten utrwalony na zdjęciu koszarowy budynek jeszcze tam stroi.

A konkretnie to opisywany parkan nie stykał się wtedy z widocznym koszarowym budynkiem, tylko ze stojącymi jeszcze wtedy, niezwykle ciekawymi pod względem zabudowy i wystroju architektonicznego piętrowymi ceglastymi komórkami i pralniami oraz suszarniami bielizny. Zanim jednak wreszcie dotarł do wymienionych piętrowych zabudowań komórkowo – pralniczych, to jeszcze po drodze oddzielał pracownicze ogródki działkowe „Rurkowni Huldczyńskiego” od ulicy 3 Maja 2/

[Zdjęcie z lat 50. XX ulicy 3 Maja (a później Czerwonego Zagłębia) utrwalone w rejonie dawnych pracowniczych ogródków „Rurkowni Huldczyńskiego”. Po prawej stronie fragmencik dawnego wijącego się przez kilka kilometrów płotu co zwany był parkanem. Zdjęcie utrwalone od strony centrum Sosnowca w kierunku Placu Tadeusza Kościuszki. Na pierwszym planie widoczne koszarowe zabudowania osiedla mieszkaniowego Huty „Sosnowiec”, tak zwane „Białe Domy” (dawna „Rurkownia Huldczyńskiego”). Natomiast w oddali widoczne już zabudowania osiedla mieszkaniowego również z Huty „Sosnowiec” ale już przy Placu Tadeusza Kościuszki. Po lewej mój brat – Wiesław Maszczyk, po prawej Janusz Maszczyk.]

Już jednak na odcinku fabrycznych osadników wodnych, na króciutkim jednak tylko odcinku zmieniał swoją dotychczasową strukturę architektoniczną. Bowiem dwuskrzydłowa wiecznie zamknięta na kłódkę brama i najczęściej otwarta też furtka, były wykonane tylko z tych samych drewnianych listew co parkan. Oczywiście, że pionowe słupy parkanowe były wykonane z identycznego żelbetu jak pozostałe na tej długiej trasie.

Na dalszej długości ciągnął się jeszcze dalej i dalej w linii już jednak prostej, od stojącego tam bowiem jeszcze do dzisiaj typu koszarowego budynku osiedlowego, gdzie przedzielała go tylko dwuskrzydłowa brama, bez furtki, aż do willowego budynku nr 5 „Rurkowni Huldczyńskiego”, który tam stoi jeszcze do dzisiaj przy ulicy zwanej Placem Kościuszki (dawniej ul. 3 Maja, a później Czerwonego Zagłębia) 3/.

[Źródło: 41-200. pl Sosnowiec dobry adres.

Po prawej stronie widoczny fragment płoto – parkanu jaki się ciągnął od stojącego tam jeszcze do dzisiaj koszarowego budynku z tak zwanych „Białych Domów” (budynek na tej pocztówce jest niewidoczny), aż do budynku typu willowego nr 5 przy obecnej ulicy Plac Kościuszki (również i ten willowy budynek na tej pocztówce jest niewidoczny).]

[Zdjęcie autora. Zdjęcie utrwalone od strony rzeki Czarnej Przemszy w kierunku dawnej ulicy 3 Maja (obecnie ulica Plac Kościuszki). W oddali zabudowania dawnej „Rurkowni Huldczyńskiego”. Po lewej stronie opisywany wyżej budynek koszarowy z tak zwanych „Białych Domów”. To właśnie w tym miejscu, w środkowej części przestrzennej, przy ówczesnej ulicy 3 Maja była wmontowana drewniana brama. A w prawą stronę do widocznego willowego kierowniczo – dyrektorskiego budynku (obecnie budynek nr 5 przy – Plac Kościuszki) ciągnął się jeszcze opisywany płoto – parkan.]

****

Do stojącego tam w głębi ogrodów willowego budynku przy ulicy 3 Maja, który powstał prawdopodobnie w pierwszych latach XX wieku przez dziesiątki lat można się było dostać jedynie po pokonaniu takiej samej furteczki jak płoto –parkan, zamykanej jednak na klucz. A po jej prawej stronie była dwuskrzydłowa brama wykonana też z tego samego materiału. tylko wiecznie zamknięta jednak na zwisającą kłódkę. Obok wymienionej furtki, poza parkanem, po lewej jej stronie, stała stylowa drewniana portiernia, w której pełnili na zmianę dyżury całodobowe podwórkowi stróże. Cały bowiem teren, gdzie stał ten willowy budynek był ściśle dozorowany i utrzymywany w sterylnej wprost czystości. Od furtki do willowego budynku prowadziła jedynie tylko wąska alejka, a tak to raczej przed budynkiem nie było typowego jak na Sosnowiec podwórka, tylko rozpościerał się dywan zieleni i kolorowych kwiatów oraz pachnących bzów i innych jeszcze kwitnących krzewów. Willowy dyrektorsko – kierowniczy budynek był osadzony niemal pośrodku zalegających wokół niego zielonych i kwitnących oraz rozśpiewanych ptactwem wiosenną porą ogrodów urzędniczych. Takiej ilości śpiewających i kolorowych ptaków nie było wtedy nawet w Parku Renardowskim. O rośliny przed budynkiem i w ogrodach urzędniczych dbali bowiem fachowi ogrodnicy. Jednym z nich był były ogrodnik z dawnych dietlowskich ogrodów warzywno – owocowych z okolicy ulicy 3 Maja. Poznałem bardzo dobrze tego bezrękiego niezwykle też serdecznego i uczynnego ogrodnika jeszcze w okresie okupacji niemieckiej. Później go widywałem już tylko przez bardzo krótki okres czasu, pomiędzy 1945 a 1950 rokiem.

Nie znam przyczyny, bowiem nigdy nie byłem we wnętrzu tego budynku, ale wiem, że był wprost uwielbiany przez dyrektorów i wyższe kierownictwo z fabryki „Rurkowni Huldczyńskiego”. Więc głównie tylko przez tę kadrę urzędniczą był od zawsze zamieszkiwany. Nawet po 1945 roku. Dopiero gdzieś około 1947 roku do lat 50 XX w. do grona białych kołnierzyków dołączyła tylko jedna czteroosobowa rodzina. Byli to polscy emigranci z Francji. Prawdopodobnie utożsamiający się dotychczas z francuskim komunizmem. Ojciec tej czteroosobowej rodziny (dwoje dorosłych + syn i córka), pan D. (imię?) został wtedy w wymienionej już hucie szefem kilkuosobowej komórki Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego 4/. Córka tego pana, Danusia D., gdy jeszcze mieszkałem przy Placu Tadeusza Kościuszki była moją przyjaciółką. Z jej przekazów już wtedy wywnioskowałem, że jej ojciec jednak się rozczarował i zawiódł się też całkowicie na gloryfikacji tej ideologii. Jak wspominała w trakcie przypadkowego spotkania w latach 70. XX w. oprzytomniał jednak zbyt późno. Danusia i jej brat, po śmierci ojca i ich mamy powrócili na stałe do Francji. W kilka miesięcy później po przybyciu z Francji wyżej wymienionego pana D. (imię?), w tym samym budynku zamieszkała jeszcze tylko jedna osoba. A był nim samotny, tajemniczy jednak mężczyzna. Niezwykle jednak kulturalny i inteligentny. Od 1947 roku był już urzędnikiem w Hucie „Sosnowiec”. Podobno jak wieść niosła był ponoć emerytowanym majorem przedwojennego jeszcze WP. Czy to jednak polegało na prawdzie. To tego nie wiem.

[Zdjęcie autora utrwalone od strony rzeki Czarnej Przemszy w kierunku dawnej ulicy 3 Maja. Na zdjęciu dawny willowy kierowniczo – dyrektorski budynek (obecnie ulica Plac Kościuszki nr 5) usadowiony kiedyś pośród urzędniczych ogrodów. Obecnie po dawnych kolorowych i rozśpiewanych ptactwem ogrodach już jednak nic nie pozostało. Są tylko ugory, klepiska, śmieci, kamienie i ogromne plastry szpetnego i łuszczącego się niemiłosiernie asfaltu.]

****

Ten sam płoto – parkan ciągnął się jeszcze dalej, aż dosłownie do samego budynku nr 9 jaki do dzisiaj jeszcze stoi przy Placu Tadeusza Kościuszki, gdzie w podziemiach jego podczas okupacji niemieckiej powstały niezwykle solidne schrony przeciwlotnicze. Schrony były przeznaczone wyłącznie tylko dla Niemców, głównie mieszkańców z tego podłużnego budynku. Jak na ironię losu, gdy niemieccy mieszkańcy w panice opuścili już ten budynek i uciekali poprzez Katowice w kierunku III Rzeszy, to w styczniu 1945 roku (dokładny dzień?) w tych żelbetowych podziemiach schroniła się za zgodą okupanta, jednak nie tylko moja rodzina, ale kilka też innych jeszcze polskich rodzin z urzędniczego osiedla z Placu Tadeusza Kościuszki 5/. Ukryci tam byliśmy nie tylko na wypadek niespodziewanego ataku bombowego, ale w związku z zaminowaniem i mającym lada dzień nastąpić wysadzeniem przez Niemców kilku okolicznych nadrzecznych mostów i wiaduktów oraz innych jeszcze obiektów. Okno z tego schronu jest jeszcze widoczne na poniższym zdjęciu.

Ekskluzywne lata tego budynku już jednak bardzo, bardzo dawno temu minęły i pękły, niczym mydlana bańka. Tak, że ten kiedyś bajkowo wyposażony budynek prezentuje się dzisiaj niczym rozlatujący się na naszych oczach stary już, do tego jeszcze byle jaki rupieciowaty obiekt 6/.

Przy samym dopiero budynku była dwuskrzydłowa brama, która zarazem była też końcowym już odcinkiem tego ciągnącego się płoto – parkanu od ulicy Parkowej. Główne wejście do tego kiedyś luksusowego budynku wiodło i wiedzie bowiem nadal od centralnego Placu Tadeusza Kościuszki, na środku którego stoi ponownie pomnik Tadeusza Kościuszki.

[Zdjęcie autora. Budynek nr 9 przy Palcu Tadeusza Kościuszki.

Pierwsze od lewej strony okno piwnicze to jeszcze dawne okno z niemieckiego schronu przeciwlotniczego. Pewne jeszcze jego ochronne elementy z tamtych odległych już okupacyjnych lat przetrwały do dzisiaj. Jednak wielu obecnych mieszkańców nawet nie zdaje sobie chyba z tego sprawy.]

****

Może jeszcze warto wspomnieć tym co nie znają z autopsji dawnych jeszcze czasów. Otóż. W pobliżu budynku nr 9, stoi obecnie też niskie zabudowanie sklepowe. Dawniej, od czasów zaborów Rosji carskiej aż do lat 80. XX wieku ciągnął się jednak tutaj wyłącznie tylko płoto – parkan. Poza, którym dopiero zaległy kolorowe ogrody urzędnicze, pośród których pomiędzy tak zwanymi „Białymi Domami” a budynkiem nr 9 przy Placu Tadeusza Kościuszki stał pośród urzędniczych ogrodów dosłownie tylko jeden, jedyny willowy budynek. A była nim właśnie już wyżej wymieniona budowla willowa nr 5.

****

Pamiętam doskonale, że wyburzenia płotów zapoczątkowano w Sosnowcu już w latach 50. XX wieku. Twórcą tego przedsięwzięcia, był ówczesny Przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Sosnowcu, tow. Stefan S. Wtedy nawet niektórzy ratuszowi współpracownicy, z tego tytułu, składali temu towarzyszowi wielkie gratulacje. Wykonawcy tego hasła podjęli je wówczas jednak z taką beztroską i z taką też niewyobrażalną ochotą, że przy okazji wyburzono też wtedy niezwykle ozdobne parkany. Pamiętam bowiem jak grupa urzędniczych komunistyczno – partyjnych aktywistów z Huty „Sosnowiec” (dawna „Rurkownia Huldczyńskiego”, a od 1961 roku już Huta im. M. Buczka) na czele z ówczesnym zastępcą dyrektora ds. administracyjnych w ramach tak zwanych niedzielnych akcji społecznych z radością burzyła przepiękny parkan jaki przez dziesiątki lat otaczał ekskluzywny budynek kierowniczo – dyrektorski nr 9 przy Placu Tadeusza Kościuszki. A był nim ozdobny parkan ceglasto – metalowy, który był tak uroczy, że został nawet utrwalony na kilku przedwojennych jeszcze pamiątkowych pocztówkach z Sosnowca. W kolejnych niedzielnych akcjach wyburzono też pozostałe przepiękne ozdobne murowano – drewniane parkany. Tym razem jednak te jakie przez dziesiątki lat otaczały już pobliskie koszarowego typu urzędnicze osiedle przy Placu Tadeusza Kościuszki.

Co było jednak w tym wszystkim ciekawe i niezwykle też zastanawiające? Ano to, że wymieniony powyżej zastępca dyrektora mieszkał już ze swą rodziną od 1945 roku w podobnym uroczym i luksusowo wyposażonym willowym budynku nr 5, który był usadowiony w środku ogrodów urzędniczych, przy obecnej ulicy zwanej dopiero od pewnego czasu też Placem Kościuszki. Nie potrafiłem więc wówczas pojąć jak taki ponoć inteligentny i kulturalny urzędnik, znany zresztą doskonale naszej rodzinie od 1945, nie tylko z uśmiechem na twarzy wyburzał wtedy taki uroczy parkan, ale do tego jeszcze kierował i nadzorował też bezkrytycznie oraz mentalnie taką samą jak on chyba burzycielską grupą roboczo – urzędniczą. Możliwe jednak, że te początkowe wtedy wyburzenia były już wówczas zapowiedzią zaplanowanej już wcześniej akcją, podjętą z pełną premedytacją przez Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Sosnowcu. A zaakceptowaną też bez jakiegokolwiek krytycyzmu przez Komitet Miejski PZPR, dalszych jeszcze wyburzeń i to nie tylko samych tylko płotów i parkanów, ale nawet zabytkowych budynków z XIX i z początków XX w., podobnie jak ciągów ulicznych, a nawet i całych dzielnic w tym mieście (np.: Nowy Sielec i Środula). Obecnie jednak całą winę za te niewyobrażane wprost wyburzenia, składa się wyłącznie tylko na karb Komitetu Miejskiego PZPR na czele z tow. Edwardem Gierkiem. Jednak prawda jest nieco inna. To ówczesne lizusowskie elity intelektualne i kulturotwórcze oraz celebryci sosnowieccy, grający wówczas w tej samej komunistycznej orkiestrze wskazywali i kreślili pracownikom z Komitetu Miejskiego PZPR, przyszłą wizję metropolitalną tego miasta, jakim już niebawem miał stać się Sosnowiec. Bowiem po 1945 roku wielu żyjących jeszcze wtedy przedwojennych jak i z okresu okupacji niemieckiej komunistów, to byli raczej ludzie intelektualnie prymitywni, których interesowała w zasadzie tylko polityka, władza, apanaże i kasa. Natomiast architektura, zabytki i inne jeszcze zagadnienia z zakresu dziedzictwa narodowego, nie były nigdy w sferze ich zainteresowania.

Komitet Miejski PZPR był bowiem organem wybitnie polityczny, którego podstawowym zadaniem nie było więc wyłączne tylko dbanie o kulturowy i zabytkowy charakter tego miasta. Taka jest prawda obiektywna, o której wielu żyjących jeszcze intelektualistów z tamtych lat, którzy w tej pokrętnej grze też dobrowolnie i z ochotą wtedy uczestniczyli, chcą jednak dzisiaj o tym zapomnieć. Podobnie jak ich dzieci i wnukowie. Więc zamiast bić się w piersi, to winią za te dawne apokaliptyczne wyburzenia wyłącznie tylko innych…

……………………………………………………………………………………………………………………

Przypisy:

1 – Więcej na ten temat w moim artykule: DIETLOWSKI OGRÓD WARZYWNICZO – OWOCOWY.

2 – Znacznie więcej na ten temat w moich kilku artykułach.

3 – W latach 20. XX w. ul. Szeroka, później 3 Maja, po 1945 roku ponownie ulica 3 Maja, później ulica Czerwonego Zagłębia. A obecnie Plac Kościuszki.

4 – Znacznie więcej w jednym z moich artykułów. Więcej na ten temat w moim artykule: KOCIMI ŁBAMI ULICZKĄ NOWOPOGOŃSKĄ.

5 – Więcej na ten temat w moich artykułach. Niemniej tematyk tych schronów i udzielenie przez Niemców, nam Polakom schronienia się w tych żelbetowych podziemiach jest na tyle ciekawa, że zasługuje na oddzielne w postaci krótkiego artykułu potraktowanie.

6 – Znacznie więcej w kliku moich artykułach.

Dziękuję serdecznie Panu Pawłowi Ptak za umożliwienie publikacji pocztówki.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.

KATOWICE, LIPIEC 2020 ROK

Janusz Maszczyk

Bear