Janusz Maszczyk: Koszykarze z “Rurkowni Huldczyńskiego”
[Rysunek autorstwa Janusza Maszczyka. Czasy zaborów Rosji carskiej. Końcowe fragmenty dawnej uliczki Nowopogońskiej utrwalone od strony wiaduktu dawnej Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej.]
W zasadzie poza zakodowanymi wspomnieniami przez starsze, ale malutkie pokoleniowo już grono pasjonatów Sosnowca, to pamięć po dawnym Kole Sportowym „Stal” przy Hucie „Sosnowiec” już do naszych czasów jednak nie przetrwała. Niekiedy tylko w przekazach historycznych pojawiają się wspomnienia, jednak iluzoryczne o posmaku legendarno bajkowym. Autor więc jako były koszykarz wyczynowy z tego właśnie koła sportowego przypomni wspomnienia o charakterze obiektywnym. oczywiście z uwagi na ograniczony charakter publikacji tego artykułu, będą to jednak tylko przekazy w formie niezwykle uproszczonej.
Pierwsze miesiące, a nawet jeszcze kilka lat po 1945 roku są okresem gdy ocalała z pogromu i terroru niemieckiego ludność Sosnowca jeszcze leczy niezagojone rany. Niektóre osoby z pokolenia okupacyjnego, w tym i autor, które przeżyły ten dla nas krwawy horror, tych psychicznych ran nie zaleczą prawdopodobnie jednak nigdy. Bowiem dalej, aż do swej śmierci te makabryczne wspomnienia będą boleśnie dołować i jątrzyć pookupacyjną psychikę oraz zatruwać skołataną duszę. Każda wojna, a później okupacja, niosła dla nas taki potworny ogrom nieszczęść i cierpień oraz zadała też śmierć aż tak wielu ludziom z naszego otoczenia, że mimo woli powoduje u tych, którzy ocaleli z tego piekła okupacyjnego trwałą deformację w ich psychice. Jakby tych wymienionych w skrócie nieszczęść było jednak ciągle za mało, to również od 1945 do 1956 roku społeczeństwo polskie przeżywa dalej okres wyjątkowego bezprawia. Dalsze okresy, po 1956 roku do 1988 roku, będą już bardziej znośne, przynajmniej dla większej części społeczeństwa. Prawdziwa jednak wolna i niepodległa Polska zawita tu dopiero w 1989 roku. Władze państwowe po 1945 roku wbrew temu co przynosi każdy ranek obudzonym ze snu Polakom robią więc wszystko, by nie tylko polskie społeczeństwo, ale i zagranica postrzegała RP1/, a od 1953 r. też PRL jako normalne, i w pełni już wolne i niepodległe oraz suwerenne oraz oparte na europejskich zasadach demokratycznych państwo. Jednym z propagandowych i nagłaśnianych wtedy w kraju haseł staje się więc, na niespotykaną dotąd skalę propagowanie wśród społeczeństwa wszelkiego typu rekreacji i sportu wyczynowego. Aby więc dalej już po 1945 roku nie podgrzewać i tak już napiętej sytuacji i nastrojów antykomunistycznych wśród dźwigającego się dopiero co z kolan okupacji niemieckiej zabiedzonego społeczeństwa, to władze Sosnowca starają się stworzyć pozytywny klimat i niezakłamane wrażenie wśród mieszkańców z Sosnowca, że zmiany wbrew temu co społeczeństwo faktycznie widzi gołym okiem, to jednak idą w dobrym i to jeszcze demokratycznym kierunku.
****
Podobno dzieci w trakcie okupacji dojrzewają jednak umysłowo i psychicznie znacznie wcześniej, niż w czasach pokoju. W 1945 roku miałem zaledwie osiem lat, według jednak mojej rodziny, jak zawsze podkreślano, aż osiem lat, i wiecznie też szeroko otwarte oczy, których nie potrafiłem spokojnie i na zawołanie zamknąć. Przypominam więc sobie, że przy Hucie Sosnowiec, czyli w dawnej „Rurkowni Huldczyńskiego” już w 1946 roku powstało dwusekcyjne koło sportowe: siatkówki i koszykówki męskiej2/.
O ile mnie pamięć nie zawodzi to już w 1946 lub najdalej jednak wiosną w 1947 roku do Sosnowca na Pogoń, zostają więc zaproszeni koszykarze i siatkarze z Warszawy z Wojskowego Klubu Sportowego „Lotnik”. Głównym celem tej nagłośnionej wtedy imprezy było rozegranie towarzyskiego spotkania z nowo dopiero co powstałymi sekcjami sportowymi przy Hucie „Sosnowiec”. Drugim celem, zgodnym zresztą z ówczesną „linią i wytycznymi dwóch komunistycznych partii – PPR i PPS” zapewne też było zaserwowanie zatrudnionym w hucie i mieszkającym w okolicy ludziom – wolnej od sporów politycznych rozrywki. Dopiero kilka lat później dowiedziałem się od znajomych z Huty „Sosnowiec”, że inicjatorami tego spotkania byli faktycznie działacze z komunistycznych partii Podstawowych Organizacji Partyjnych PPR i PPS, a tylko wykonawcą podjętych przez nich decyzji, była administracja ówczesnej już Huty „Sosnowiec”. Te zalecenia partyjne i administracyjne, dyrekcja Huty „Sosnowiec”z kolei zleciła, pracownikowi tej fabryki,kierownikowi sekcji koszykówki i siatkówki panu Ludwikowi Plebankowi.
Pan Ludwik Plebanek, zarazem imiennik mojego ojca – Ludwika Maszczyka – był już wówczas postacią doskonale znaną naszej rodzinie, szczególnie jednak mojemu ojcu. Człowiek – jak mawiała to moja mama i ojciec – o wielkiej patriotycznej duszy i gorącym polskim sercu, były żołnierz Armii Krajowej, brat legendarnego Józefa Plebanka, dawnego, przedwojennego jeszcze etatowego pracownika Wywiadu Sztabu Generalnego WP i zasłużonego też w bojach o przyłączenie do Polski Górnego Śląsk3/.
****
To sparingowe spotkanie koszykarzy i siatkarzy zostało wtedy rozegrane na klepiskowym jeszcze wtedy boisku Huty „Sosnowiec”, o czym znacznie więcej poniżej. Jednym z zawodników – siatkarzy i koszykarzy – był wówczas jeszcze młodziutki nasz sąsiad z Placu Tadeusza Kościuszki, pan Janusz K. O jego zagubieniu się w czasach okupacji niemieckiej dowiedziałem się od mojego ojca dopiero znacznie później. Możliwe, że gdybym o tych szczegółach wiedział wcześniej, to sparingowe sportowe spotkanie tych dwóch drużyn potraktowałbym wtedy z przymrużeniem oka. Obecnie już w te sprawy nawet się nie zagłębiam. Po prostu. Po tylu latach od tamtych okupacyjnych wydarzeń dokonała się bowiem w mojej psychice taka zmiana sposobu myślenia i percepcji znaczeń, że wyzwoliłem w swojej duszy – akt pełnego przebaczenia. Natomiast w tamtych jeszcze pierwszych powojennych latach,ze względu na jego obecność wśród siatkarzy i koszykarzy w dużym stopniu zawdzięczam więc nie tylko swe kibicowanie i oklaskiwanie tego niezwykłego dla mnie wtedy spotkania, ale i samo też zauroczenie się, szczególnie jednak grą w koszykówkę.
Tego Pana pozostała trzyosobowa rodzina: ojciec, mama i brat Leszek, już od lat międzywojennych mieszkała na drugim piętrze, w środkowym sąsiednim bloku Urzędniczego Osiedla Mieszkaniowego. Ten Pan wielokrotnie kibicował nam ze swojego okna, kiedy jako jeszcze dzieciaki graliśmy na podwórku szmacianką w pikę nożną. Zresztą z tą rodziną byliśmy przecież zaprzyjaźnieni i to od wielu, wielu już lat. Bowiem z jego ojcem, mój z kolei ojciec, już pracował w tym samym biurze w „Rurkowni Huldczyńskiego” jeszcze za czasów – jak zawsze mawiał – wolnej Polski, II Rzeczypospolitej i utrzymywał z nim zawsze wprost wzorowe stosunki przyjacielskie. Ja z kolei jako jeszcze dzieciak, podczas okupacji niemieckiej, uczestniczyłem w przykrej uroczystości żałobnej, gdy chowano jego ojca, który jako jeszcze młody i uśmiechnięty człowiek jest widoczny na poniższym zdjęciu. Z kolei pana Janusza K. widywałem jeszcze służbowo w Hucie im. M. Buczka (dawna Huta „Sosnowiec”), w latach 70. XX w., gdy już ja wtedy byłem szefem ogólnokrajowej Delegatury Zjednoczenia Przemysłu Metalowego „TASKO” w Katowicach. Starszego z kolei, jego brata, pana Leszka, też doskonale znałem, tak jak i moja rodzina. Jednak już po 1945 roku całkowicie utraciłem z nim jakikolwiek kontakt. Z państwem K., zresztą o tyle jeszcze byliśmy bliżej zaprzyjaźnieni, gdyż nawet przez jakiś czas podczas okupacji niemieckiej, byliśmy sąsiadami na ogródkach pracowniczych, które wtedy jednak zalegały w pobliżu „Białych Domów”, dosłownie na styku z Osiedlem Robotniczym „Rurkowni Huldczyńskiego”, obok dzisiejszych basenów kąpielowych w Nowym Sielcu, gdzie też wtedy wspólnie spędzaliśmy wiele czasu. Przypominam nawet sobie, że już wtedy jako jeszcze dziecko, za zgodą tej zacnej rodziny, głównie niezwykle życzliwej ich mamy (imię?), wdrapywałem się na szczyt wielkiej gruszy, by pozyskać najpiękniejsze soczyste okazy, jakie rodziło w ich ogródku to cudowne dla mnie wtedy drzewo. Te dziecięce okupacyjne chwile i bezinteresownie darowane pachnące i soczyste grusze, gdy całymi dniami z głodu drżał mój żołądek, po latach wspominam z ogromną więc sentymentalną nostalgią i romantycznym autentycznym wprost wzruszeniem.