Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską
Budynek ceglasty, dwukondygnacyjny graniczący bezpośrednio z uliczką Nowopogońską, był stosunkowo wąski na około 20 metrów, ale za to stosunkowo długi, gdyż ciągnął się daleko w głąb fabryki, aż na około od 35 – do 40 metrów. Górny fragmencik tego budynku jest doskonale widoczny po prawej stronie na poniższym zdjęciu. Na parterze tego budynku, do którego wejście wiodło prosto od uliczki Nowopogońskiej mieściła się stosunkowo przestronna i długa centralna fabryczna portiernia. Przez wiele lat dosłownie tylko jedyna. Prawdopodobnie w celach kontroli, do tej fabryki od zawsze prowadziło bowiem dosłownie tylko jedno, jedyne dla wszystkich pracowników przejście i to niezależnie od statusu zatrudnienia. Ten stan wieloletniej specyficznej pracowniczej kontroli, bowiem sięgającej jeszcze do głębokich lat zaborów Rosji carskich, gdy ta huta powstała, przetrwa jeszcze do kilku lat po 1945 roku. Każdy więc pracownik, niezależnie od zajmowanego stanowiska w „Rurkowni Huldczyńskiego”, by się dostać do swojego biura lub do swego warsztatu pracy usytuowanego na terenie fabryki i pozornie tylko odosobnionego budynku dyrekcji, to musiał więc pokonać tę jedyną fabryczną portiernię.
[Własność – Paweł Ptak.
To unikatowe dla autora zdjęcie, pochodzi z okresu 1945 – 1948, gdyż widoczni są jeszcze harcerze w tradycyjnych z tego okresu strojach. Na zdjęciu widoczne przygotowania lub ich definitywne już zakończenie po uroczystościach jakie się odbył z okazji „ 1 Maja – Święta Pracy”, zawłaszczonym jednak już wtedy całkowicie przez komunistów. W środku dawna jeszcze główna brama wjazdowa i wyjazdowa z terenu huty. W tym przypadku sama jednak konstrukcja dwuskrzydłowej bramy jest niewidoczna, gdyż została szeroko otwarta. Po prawej stronie jest widoczny tylko fragmencik dawnego opisywanego przez autora biurowca, gdzie mieściły się pomieszczenia Biura Rachuby (na tym zdjęciu są jednak niewidoczne). W widocznych natomiast na pierwszym piętrze dwóch oknach mieściło się podczas okupacji niemieckiej Gestapo (więcej na ten temat w poniższym tekście). Na parterze tego budynku, była główna portiernia. Po lewej stronie fragmencik dawnego opisywanego w tekście biurowca, w którym mieściły się biura, a na parterze lekarska „Przychodnia Zakładowa”.]
Portiernia od czasów, gdy tylko ją uruchomiono, była specyficznie i tradycyjnie podzielona jakby na dwie zupełnie odrębne części – urzędniczą i robotniczą. Po jednej bowiem stronie wiodło tylko przejście na teren huty wyłącznie tylko dla personelu urzędniczego i pracowników zatrudnionych w budynku dyrekcji, a po drugiej stronie tylko dla zatrudnionych w tej fabryce robotników. Ten swoisty ruch dwustronny – osobny dla urzędników, a całkiem osobny dla robotników – zanikł dopiero całkowicie w kilka lat po 1945 roku. Na teren fabryki można się było dostać wyłącznie tylko po uprzednim zabraniu identyfikacyjnego metalowego znaczka. To dotyczyło jednak tylko pracowników fizycznych. Natomiast urzędnicy dokonywali odręcznych wpisów do specjalnych zeszytów ewidencyjnych, a w późniejszych już latach swój roboczy czas pracy odnotowywali korzystając ze specjalnych zegarów i tak zwanych „kart zegarowych”.
Podczas okupacji niemieckiej w wystroju portierni poza zawieszonym na jednaj ze ścian godle III Rzeszy Niemieckiej i portrecie Adolfa Hitlera w zasadzie nie nastąpiły jakieś radykalne zmiany. Widoczne natomiast i to gołym okiem było pojawienie się dotychczas nieznanych nam Polakom umundurowanych strażników. Zamiast jak dotąd dwóch cywilnych polskich portierów, pojawiła się teraz grupa co najmniej kilku niemieckich strażników, do tego jeszcze odzianych w specyficzne czarne mundury jakie wtedy nosiła straż przemysłowa, określana mianem – Werkschutzu. Pamiętam wprost doskonale, że ci uzbrojeni w krótką broń palną portierzy (długa zalegała w pobliżu, w ukryciu w specjalnych do tego celu przeznaczonych stojakach) zawsze judaszowsko uśmiechnięci, posługiwali się wyłącznie tylko mową niemiecką. Strażnicy Werkschutzu legitymujący robotników i urzędników – jak pamiętam – znali też jednak język polski, tylko w trakcie konwersacji niemiłosiernie go jednak z charakterystycznym charkotem kaleczyli. W 1943 roku byłem świadkiem jak na moich oczach ci sami wiecznie do mnie uśmiechnięci portierzy, ścigając uciekającego z fabryki jakiegoś nieznanego mi mężczyznę, bez zastanowienia się zastrzeli go pod pobliskim wiaduktem dawnej Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. A później do fabrycznej portierni już ciągnęli go bezwładnego za nogi niczym worek z piachem, a wówczas głowa tego biedaka niemiłosiernie się odbijała jak piłka od kamiennych „kocich łbów”. W trakcie pościgu za tym człowiekiem i oddania w jego kierunku co najmniej kilku strzałów z broni ręcznej, ja jako malutkie jeszcze wtedy dziecko i kilku też innych w moim wieku kolegów znajdowaliśmy się dosłownie na linii strzałów tych oprawców, ale to na nich wtedy nie wywarło absolutnie żadnego niepokojącego wrażenia. Podobno zastrzelonym mężczyzną był jakiś Polak, który uciekł z fabrycznej placówki Gestapo, lub z portierni w trakcie dokonywanej tam rewizji. W kilkanaście dni po tym okrutnym incydencie, kiedy z ojcem opuszczałem już pod wieczór portiernię, to jeden z tych – niemieckich strażników – w uśmiechu szczerząc zęby starał się podarować mi malutkiego pieska. Oczywiście, że delikatnie, ale stanowczo darowizny odmówiliśmy. Już później tylko z ojcem zastanawialiśmy się, czy ten uśmiechnięty i niby życzliwy Niemiec, też brał udział w tej strzelaninie i morderstwie mojego rodaka. Nie wiem dlaczego, ale zawsze z ogromnym stresem i wstrętem pokonywałem tę portiernię i judaszowsko uśmiechniętych strażników, mimo iż zawsze czułem ciepłą i opiekuńczą dłoń mojego ojca. Były to jednak takie lata, gdy jako dziecko, mimo woli na co dzień, musiałem się jednak zachowywać jak osoba już w pełni dojrzała. Oczywiście nie tylko ja. Ponoć w tych okrutnych latach wszystkie polskie dzieci, nawet te płaczące, sprawiały jednak wrażenie nie zagubionych maluchów, ale już dojrzałych osobników. Z tym, że malutkie żydowskie dzieciaki, oczywiście tylko te co ten koszmar okupacyjnych lat przeżyły, zapewne tamten okupacyjny okres wspominają jak dantejskie piekło – świat, który nie tylko, że się do nich odwrócił tyłem, ale nawet zapomniał o nich sam Pan Bóg. Ja jednak i moja rodzina o nich nigdy nie zapomnieliśmy!
****
W okresie okupacji niemieckiej fabryka nastawiona była głownie na produkcję wojenną i oprócz dotychczasowych pracowników zatrudniano tu też jeńców francuskich, a od 1944 roku jeszcze też włoskich. Z tym, że jeńcy francuscy jak to wspominał telefonicznie pan dr Andrzej Morgała mogli ze swych pogońskich baraków (baraki mieściły się w okolicy krzyżówki ulic Nowopogońskiej i Hutniczej na tak zwanym „Hasiu”) docierać do fabryki całkiem swobodnie w przeciwieństwie do jeńców włoskich, którzy byli pod specjalnym nadzorem i do tego jeszcze przymusowo skoszarowani w obiektach zamkniętych i niedostępnych dla postronnych osób 6/.
Po 1945 roku dawna fabryka, przez starsze pokolenia mieszkańców z Pogoni dalej popularnie zwana „Rurkownią Huldczyńskiego” funkcjonowała już jednak oficjalnie pod następującym szyldem – „Tymczasowy Zarząd Państwowy. Towarzystwa Sosnowieckich Fabryk Rur i Żelaza S.A. Zakłady w Sosnowcu i w Zawierciu. Zarząd Sosnowiec ul. Nowopogońska 1”. Koniec cytatu. Przynajmniej pod taką konkretnie nazwą była po 1945 roku zarejestrowana w sądzie i powinna też prowadzić wszelkie operacje handlowe i prawno – finansowe, łącznie z bankowymi. (Aneks nr 5). Z drugiej strony należy uczciwie stwierdzić, że pierwsze lata powojenne cechował jeszcze taki bałagan organizacyjno – prawny, że trudno jest określić stan rzeczywisty tamtych lat tylko na podstawie dostępnych obecnie dokumentów. Stosując skróty myślowe. Bowiem mój ojciec, Ludwik Maszczyk, po roku 1950 (dokładny rok?) był już pracownikiem Huty im. M. Buczka na Katarzynie i jako kierownik Działu Rachuby tej huty i kasjer, pobierał z banku gotówkę na wypłaty dla dwóch zupełnie odrębnych hut: dawnej Huty „Katarzyna” (wtedy już jako Huta im. M. Buczka) i Huty „Sosnowiec”. I co ciekawe? Dokonywał także kopertowania wypłat dla tych hut i stosownej wypłaty.
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21