Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską
[Zdjęcie pochodzi z roku 2008. Skrzyżowanie uliczek: Floriańskiej i ta po prawej to Średnia. Już nawet ten narożny budynek z drewnianymi elementami, obecnie wygląda zupełnie inaczej niż jeszcze w roku 2008.]
Inną też informację co do jeńców włoskich pozyskałem w roku 2006 lub 2007 od jednego mojego znajomego, który przed laty był też ponoć uczniem mojej mamy w Szkole Podstawowej im. Tadeusza Kościuszki nr 9 w Sosnowcu (imienia i nazwiska niestety ale już nie pamiętam). Według niego jeńcy włoscy zawsze byli konwojowani ze swych niesprecyzowanych jednak dokładnie pogońskich baraków poprzez uliczkę Przechodnią do nowo już wtedy utworzonej portierni przy ul. Floriańskiej. Podobno w kolumnach marszowych, pod specjalnym nadzorem, prowadzono ich zawsze dosłownie koło jego drewnianego malutkiego domku, jaki jeszcze w latach 2000 stał na placyku przy krzyżówce ulic: Nowopogońskiej, Mariackiej i Przechodniej nr 5, który prezentuję poniżej.
[Zdjęcie pozyskałem od pana Tomasza Grząślewicza. Malutki drewniany budynek jaki stał jeszcze do roku 2000 przy skrzyżowaniu uliczek: Nowopogońskiej, Mariackiej i Przechodniej. Wg informacji – ucznia mojej mamy, a mieszkańca widocznego budynku, to jeńców włoskich prowadzono od prawej strony, czyli od uliczki Mariackiej, przed widocznym budynkiem po piaszczystej jeszcze wtedy uliczce Przechodniej, do portierni usytuowanej wtedy w okolicy uliczki Floriańskiej.]
Czyżby w „Rurkowni Huldczyńskiego” zatrudniano też wtedy jeszcze inną grupę jeńców włoskich, przetrzymywanych w innym jeszcze, ale też zamkniętym obozie?… Ta ostatnia informacja była jednak o tyle niedoprecyzowana, gdyż osoba mnie informująca nie mogła określić miejsca ich interweniowania.
7 –Pan Kazimierz Patello, podobnie jak i jego cała rodzina wprost doskonale była znana naszej rodzinie, jako osobnicy wyjątkowo zacni o niezwykłej nieskalanej kulturze, dobrzy Polacy z tradycjami jeszcze sięgającymi ponoć Powstania Styczniowego. Z ojcem pana Kazimierza w okresie II Rzeczypospolitej mój ojciec pracował nawet w jednym biurowym pomieszczeniu w „Rurkowni Huldczyńskiego”, a rodzina państwa Patello od zawsze jak tylko sięgam pamięcią mieszkała przy Placu Tadeusza Kościuszki. Byli po prostu naszymi bliskimi i to bardzo dobrymi sąsiadami, z tego samego budynku. Historia tej o włoskich korzeniach rodowych rodziny jest tak niezmiernie bogata w zaangażowanie patriotyczne, że nawet komendant Śląskiego Okręgu AK p. pułkownik Zygmunt Walter Janke wspomina o niej na kartach swoich powojennych publikacji. Autor zmuszony jest zastosować jednak skróty myślowe, a wiele ciekawych wątków nawet pominąć milczeniem, gdyż są tematycznie tak rozległe iż nie nadają się do przekazu, przynajmniej w tym i tak już niezwykle obszernym artykule.
Wg J. Niekrasza, „Z dziejów AK na Śląsku”, Warszawa 1985, s.112 i 113 :- „…..[…]…..Mechanizm wszystkich wielkich ,masówek’ przeprowadzonych na terenie Śląska (przyp. autora: w Zagłębiu Dąbrowskim również) został poznany, tylko wielkie aresztowania rozpoczęte w maju 1942 roku na terenie inspektoratu sosnowieckiego okrywa nadal mgła tajemnicy…[…]…. W domu aresztowano dwie córki: Bronisławę i Zofię. Brat ich, Władysław, zdążył zbiec do Generalnego Gubernatorstwa. Trzecia z siostra, Stanisława, uratowała się dzięki temu, że jako kurierka wyjechała w tym czasie do Żywca. Bronisława Binek (‘Iskra’) była szefem kancelarii inspektora Kałuzińskiego, a jej siostry łączniczkami. W mieszkaniu Binków, położonym na peryferiach Sosnowca, na Sielcu, mieściła się siedziba sztabu inspektoratu ‘Sosna’. Binkówny – Bronisława i Zofia – otrzymały rozkaz nieopuszczenia mieszkania mimo stanu zagrożenia, miały odbierać napływające meldunki. Rozkaz był w najwyższym stopniu nierozsądny. Kilka godzin wcześniej odwiedził je por. Kazimierz Patello, informując o masowych aresztowaniach, doradzając natychmiastową ucieczkę, ale zdyscyplinowane siostry pozostały i najbliższej nocy zostały ujęte. Stracono je również w dniu 4 lipca (przyp. autora: – Ścięto gilotyną w więzieniu katowickim przy ul. Mikołowskiej)”. Koniec cytatu.
Oto uzupełnienie powyższego cytatu i jego dalsza część nieznana już jednak panu generałowi brygady Zygmuntowi Janke, psed. Walter, Niekraszowi (stopień wojskowy uzyskany za czasów PRL).
W roku 2009 nawiązałem kontakt z moją dawną podwórkową sąsiadką Terenią Wiprzycką z pokoleniowej rodziny Patello. Dzięki ostrzeżeniu przez przyjaciela jej wujek, jeszcze wtedy będący żołnierzem Związku Walki Zbrojnej (ZWZ, później AK), por Kazimierz Patello uniknął ścięcia katowicką krwawą gilotyną. I jeszcze jedno, ale już skrótowo. Pan por. Kazimierz Patello – jak mnie poinformowała moja starsza przyjaciółka z Placu Tadeusza Kościuszki – w ostatniej niemal chwili przedostał się przy pomocy inspektoratu sosnowieckiego Związku Walki Zbrojnej (ZWZ – później AK) do Generalnej Guberni. Zginął jednak już w stopniu kapitana, ale już jako dowódca jednego z kieleckich obwodów Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Ten człowiek nie tylko całym swym sercem kochał Polskę, ale był nawet na jej tle ciężko chory. Podobno nie mógł się nigdy pogodzić z tym, że Polska może być kiedyś na zawsze krajem zniewolonym. Jego grób wzniesiony przez wdzięcznych Kielczan pielęgnowany jest z wielką czcią przez miejscową ludność. Autor dysponuje nawet stosownym zdjęciem tego grobu, na którym jest czytelny napis. Zdjęcie oczywiście tak jak i inne szczegółowe informacje pozyskałem od mojej podwórkowej przyjaciółki – pani Tereni Wiprzyckiej. Podobno pani Terenia Wiprzycka moja starsza koleżanka, już jednak nie żyje, o czym zostałem poinformowany przez mojego brata – a Jej jeszcze przyjaciela podwórkowego, z Placu Tadeusza Kościuszki – Wiesława Maszczyka. Z tego powodu jest mi ogromnie smutno.
8 –według współczesnych wspomnień mojego dawnego jeszcze podwórkowego kolegi z Placu Tadeusza Kościuszki podobno Referat Ochrony Przedsiębiorstwa mieścił się przez pewien okres czasu (jaki?) w pomieszczeniach, gdzie w latach 1939 -1945 swą siedzibę miała fabryczna placówka Gestapo, a później już w bardziej luksusowych pomieszczeniach – w gmachu dawnej dyrekcji. Tego przekazu absolutnie jednak nie potwierdzam, gdyż nie mogę go skonfrontować z innymi źródłami (przekazy ustne bądź pisemne). Raczej logika wskazuje, że ta placówka od samego zarania mieściła się tylko w budynku dyrekcji, aż do jej całkowitej likwidacji co miało miejsce w 1956 roku.
9 –W czasie okupacji niemieckiej w budynkach urzędniczych przy Placu Kościuszki zamieszkiwała stosunkowo duża ilość lokatorów pochodzenia niemieckiego. Większość to przyjezdni z polskiego Górnego Śląska i z dalszych terenów III Rzeszy Niemieckiej, ale były też przypadki, że dotychczasowi lojalni polscy obywatele II Rzeczypospolitej, nagle po 1939 roku podpisali listę narodowości niemieckiej. Wśród tych ostatnich były też nawet małżeństwa ze słabą znajomością języka niemieckiego. Byli wśród nich też i etatowi pracownicy różnych organizacji faszystowskich, w tym i formacji wojskowych. W styczniu 1945 roku, gdy Armia Czerwona zbliżała się już do Zagłębia Dąbrowskiego, wszystkie rodziny niemieckie w popłochu opuściły swoje mieszkania i udały się w kierunku III Rzeszy Niemieckiej. Opuszczając mieszkania w pośpiechu zabierali więc tylko to co było najcenniejsze. Najczęściej drobniutkie przedmioty, kosztowności i gotówkę. Natomiast pozostawiali w swych mieszkaniach w nienaruszonym stanie cały pozostały luksusowy dobytek, niejednokrotnie zagrabiony poprzez eksmisję dokonywana na Polaków oraz pozyskany też z innych jeszcze pokrętnych źródeł. Wyposażenie więc podczas okupacji niemieckiej mieszkań zajmowanych przez Niemców i Polaków było więc absolutnie nieporównywalne. Z jednej strony kapiący luksus, a z drugiej potworna żebracza nędza. Niektórzy polscy lokatorzy, po 1945 roku otrzymywali tak zwane przydziały mieszkaniowe wraz z całym pozostawionym przez Niemców dobytkiem. Oczywiście na takie mieszkania w PRL trzeba było sobie w szczególnej formie zasłużyć. Autor doskonale pamięta, że takie luksusowe mieszkania niczym wygrany los na loterii fantowej, znajdowały się w budynku, gdzie przydział otrzymał, drugi w kolejności dyrektor „Rurkowni Huldczyńskiego”, pan G. oraz też szef Referatu Ochrony Przedsiębiorstwa, pan D. To były budynki, gdzie podczas okupacji niemieckiej mieszkali wyłącznie tyko Niemcy, lub Reisdeutsche. Volksdeutsche w tym przypadku mogli się więc tylko zadowolić przydziałem mieszkań o mniejszym standardzie wyposażenia.
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21