Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską

[Zdjęcie z października 2016 roku własnością pana Pawła Ptak.

To w tym budynku, na parterze, gdzie obecnie już zamurowane są wszystkie okna, podobnie jak i drzwi, jeszcze w latach 50. XX w. mieszkał mój kolega szkolny Kulczyński (imię?).]

Uczęszczaliśmy po 1945 roku nie tylko do tej samej Szkoły Podstawowej nr 9 im. Tadeusza Kościuszki (budynek dawnej „Szkoły Aleksandrowskiej”), ale nawet do tej samej klasy. Widywałem jeszcze mojego kolegę wielokrotnie w latach 50. XX wieku. Nawet wspólnie wraz z koleżankami i kolegami odbywaliśmy też wtedy wyprawy do nasyconych kolorami i ptasimi odgłosami rozśpiewanych sarnowskich lasów, które rozciągały się szerokim pasmem w powiecie będzińskim. Z tamtych wypraw posiadam więc nawet w swoim archiwum grupowe zdjęcie, podobnie jak i klasowe. Podobno mój kolega już jednak od wielu, wielu lat nie żyje. 

[Zdjęcie z listopada 2016 roku. Końcowe fragmenty uliczki Nowopogońskiej. W dali już widoczna ulica Orla. Po lewej stronie widoczny skwer, który już styka się z placem przy kościele rzymskokatolickim pw. Św. Tomasza. A po prawej stronie nieistniejące już dawne „Hasie”.]

* * * *

 

[Zdjęcie z listopada 2016 roku. Końcowe fragmenty uliczki Nowopogońskiej utrwalone od strony ulicy Orlej.]

W latach 60 i 70. XX wieku i znacznie jeszcze później, przystąpiono nie wiem jednak z jakich powodów, do gruntownej – jak to wówczas szumnie nagłaśniano – modernizacji ulicy Nowopogońskiej. Najpierw więc pokryto asfaltem całe zabytkowe kostkowe pokrycie jezdni. Przy okazji zrujnowano też charakterystyczną zabytkową zabudowę chodników. Później zburzono też doszczętnie wszystkie zabytkowe zabudowania fabryczne dawnej „Rurkowni Huldczyńskiego” jakie ciągnęły się wzdłuż uliczki Nowopogońskiej. Ocalał dosłownie tylko jeden, jedyny zabytkowy budynek. Tym „szczęściarzem” z tamtych odległych lat jest dawny budynek dyrekcji, ale i ten w końcu „z duchem czasu zmodernizowano”. Prawdopodobnie nastąpiło to już w pierwszych latach XXI wieku. Przynajmniej taką dyskretnie szeptaną informację uzyskałem w 2013 roku od pracowników z tego zabytkowego gmachu. Zamalowano bowiem wtedy bezceremonialnie jasną farbą kamienne lico tej dawnej jeszcze zabytkowej kamiennej fabrycznej budowli. Podobnie „z buta” – jak to niektórzy młodzi ludzie dzisiaj określająpotraktowano też dostojny bo jeszcze pamiętający Rosję carską  kamienno –żelazny wiadukt, historycznej już Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej (Варшавско-Венская железная дорога). Pomalowanie jasną farbą ozdobnych, specjalnie zresztą dobieranych, a później jeszcze ręcznie obrabianych przez artystów kamieni wapiennych, czy jak przy wiadukcie dużych bloków z kamienia granitowego, jest dla autora takim kuriozalnym wydarzeniem, że brakuje w mych starczych piersiach tchu… Tym bardziej, że nałożona nie tak dawno temu farba w wielu miejscach się już marszczy jak czoło starego przed śmiercią człowieka… A przecież na litość Boską wystarczyło tylko dokonać zakupu taniej ryżowej szczoty na kiju i w wodzie rozpuścić chemiczny środek czyszczący, czy nawet mydło, by po ponad stu latach nigdy dotąd niemyte zabytkowe lica tych perełkowych kamieni na nowo odzyskały swój dawny zabytkowy czarodziejski blask i bajeczny też urok. Pomalowanie z kolei jasną farbą zabytkowego metalowego wiaduktu wymagało też nie lada „artystycznej wyobraźni”. Ta swoista forma rewitalizacji zabytków jaką dzisiaj można dostrzec na wielu obiektach zabytkowych w Sosnowcu powinna jednak nie tylko zastanowić, ale i pobudzić do głębszej refleksji myślowej osoby odpowiedzialne za dbałość o naszą zagłębiowską przeszłość kulturową?… Tym bardziej, że w tym samym czasie, gdy zabrakło prostej ryżowej szczotki i chemicznych środków czyszczących, to znalazła się droga jasna farba, którą pokryto bezceremonialnie to zabytkowe przecież cacko… Nowo wybudowane pod wiaduktem przejście dla pieszych z kolorowymi poręczami i z prostacko otynkowanym podłożem też absolutnie nie harmonizuje z tym zabytkiem. Dlaczego nie pokryto tego lica betonowego takim samy kamieniem jak podpory wiaduktowe?… To zapewne jest już tylko znane lokalnym wróżkom…

[Zdjęcie z 2013 roku. Wiadukt zabytkowy dawnej Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. W dali zabudowania fabrycznego urzędniczego osiedla „Rurkowni Huldczyńskiego”. Po lewej stronie fragmencik dawnego Kasyna, a po prawej cząstka budynku osiedlowego. Nie znam przyczyny, dlaczego zabytkowy kolejowy obiekt został jednak pomalowany jasną farbą, podobnie jak i obramowujące go wapienne i granitowe kamienie.]

 

[Zdjęcie z 2103 roku. Wykonane od strony dawnego urzędniczego osiedla „Rurkowni Huldczyńskiego”. Poza wiaduktem po prawej stronie widoczny fragment dawnego budynku fabrycznej dyrekcji.]

 

[Zdjęcie jak wyżej tylko wykonane w 2000 roku.]

Przy budynku dawnej dyrekcji uratował się jeszcze stosunkowo długi odcinek, ale też szczątkowej, wprost przyziemnej tylko podmurówki z dawnego jeszcze kiedyś okazałego parkanu jaki od ulicy otaczał ten dyrekcyjny gmach (patrz powyżej – rysunek autora i pocztówka pana Pawła Ptak). Stojące przez lata obok tego budynku robotnicze zabytkowe osiedle mieszkaniowe wraz z całą infrastrukturą osiedlową też wyburzono. Zrównano też z ziemią leżące na tyłach tego osiedla pracownicze ogródki działkowe i boisko sportowe oraz okalający te tereny od rzeki Czarnej Przemszy piękny zabytkowy mur. Równocześnie począwszy od ulicy Wodnej od strony południowej (od strony fabryki), aż do ulicy Floriańskiej wyburzono całkowicie całe zespoły zabytkowych fabrycznych i prywatnych kamieniczek, które ozdabiały swym wyglądem tę uliczkę od końca XIX wieku. Również po drugiej stronie tej uliczki widać wyraźnie wiele pustych już placów po wyburzonych budynkach, gdzie hula już tylko i chichocze  wiatr. W wielu więc miejscach do dzisiaj pozostały niestety ale już tylko dzikie chaszcze, gruzowiska i pojedyncze kikuty dawnych zabytkowych budynków. Mój nostalgiczny i romantyczny pełen zapachów wanilii pogoński świat niestety, ale już odszedł na zawsze. Pozostały już tylko wspomnienia, wspomnienia i wspomnienia oraz bezgraniczny smutek…

 

[Zdjęcia z maja 2013 roku. Ocalał dosłownie tylko jeden, jedyny z dawnych budynków fabrycznych – to jeszcze dawna zabytkowa dyrekcja „Rurkowni  Huldczyńskiego”. Na zdjęciu po lewej stronie widoczna pomiędzy trawnikiem a płytami chodnikowymi niska zabudowa niby „krawężnikowa”, to nic innego jak jeszcze dawne szczątkowe pozostałości po urokliwym i  zabytkowym z XIX jeszcze wieku parkanie jaki przez lata odgradzał ten dyrekcyjny budynek od chodnika i  brukowej jezdni. W dali, na zdjęciu po prawej stronie, widoczny fragmencik fabrycznego urzędniczego osiedla mieszkaniowego przy Placu Tadeusza  Kościuszki.]

I już na samo zakończenie.

Autor przystępując do pisania tego artykułu miał zamiar drobiazgowo opisać tę kiedyś wychwalaną przez grono naukowców piękną i romantyczną w swym nietuzinkowym wystroju uliczkę. Nosiłem się nawet z zamiarem przytoczenia wielu jak mi się wydaje niezwykle ciekawych epizodów, które były nierozerwalną cząstką i zapewne też sercem i duszą tej wiekowej już uliczki. W trakcie już jednak pisania tego artykułu doszedłem do wniosku, że mija się to po prostu z celem. Komu bowiem dzisiaj potrzebne jest odgrzebywanie tego czego już niema i co nigdy już nie powróci. Ewentualnym malkontentom zapatrzonym jednak tylko w metropolitalną zachodnioeuropejską architekturę jeszcze raz jednak pozwalam sobie przypomnieć, że zabudowa uliczki Nowopogońskiej, nigdy nie miała charakteru wielkiej majestatycznej ulicy jakie dominują w zachodnioeuropejskich miastach. To była bowiem po prostu tylko typowa kresowa fabryczno – mieszkalna uliczka z XIX i początków XX wieku, rozbudowana i dodatkowo jeszcze upiększona w okresie II Rzeczypospolitej, z jakże jednak charakterystyczną piękną i dzisiaj już zabytkową zabudową o niezwykle też zróżnicowanej architekturze, której nie dojrzysz już nigdy Szanowny Przechodniu w innych polskich miastach. Bowiem swoim rodowodem sięgała nie tylko późnych zaborczych carskich lat, ale była też zintegrowana ze szczególną specyfiką dynamicznie rozwijającego się wtedy na tych terenach przemysłu. Bo zabudowa pogońskich uliczek z punktu widzenia historycznego nigdy nie była nacechowana jednolitą, niemal bliźniaczą standardową architekturą, tak jak gwinty na statywach, w których mocujemy aparaty fotograficzne, czy już z okresu powojennego wznoszone z tak zwanej wielkiej płyty zbrojeniowej punktowce. Jednak w gruncie rzeczy czymś musiała aż tak zafascynować znawców tej problematyki, skoro ją tak publicznie w okresie II Rzeczypospolitej wychwalano, opisywano i obfotografowywano. Wielka więc szkoda, że tak unikalnej starej zabudowy nie udało się jednak uratować dla przyszłych polskich pokoleń. Niech więc jednym z przykładów jak za granicą sobie cenią podobne zabytkowe zabudowania, będzie przykład czeskiej Pragi. Otóż! W czeskiej Pradze na Hradczanach, pośród monumentalnej zabudowy, wije się też malutka jakby zagubiona i koślawa uliczka, cała zresztą wybrukowana kocimi łbami, zwana chyba nie przez przypadek, czy tylko czeski kaprys –„Złotą Uliczką” – gdzie zawsze jest jednak o dziwo tłumnie oblegana i obfotografowywana przez rzesze turystów i to z całego świata. Prym wśród fotograficznych pstrykaczy jak zwykle wiodą Japończycy. A przecież na litość Boską, ta hradczańska z kocimi łbami uliczka jest tylko malutkim fragmencikiem mojej dawnej kresowej, ale jakże urokliwej i romantycznej uliczki Nowopogońskiej. Czy znane jest Szanownemu Państwu takie charakterystyczne powiedzenie?… A mianowicie: – „swego nie znacie, a cudze chwalicie”?… Okazuje się, że to powiedzenie jest większości zapewne jednak doskonale znane. Niech więc pozostanie ostatecznym mottem tego tematu i zakończeniem zbyt długiej jak na przekaz internetowy  publikacji.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21

Bear