Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską
[Powyższe zdjęcie z maja 2013 roku. Fragment uliczki Nowopogońskiej pomiędzy uliczką Wodną, Racławicką i Floriańską. To tu, gdzie dzisiaj królują już tylko dzikie zielska i zalegają gruzowiska, ciągnęły się po dwóch stronach uliczki Nowopogońskiej urokliwe zabytkowe kamieniczki. Drogi memu sercu przyjaciel Dzidek i jego zacni rodzice, mieszkali w jednej z kamieniczek po lewej stronie. Natomiast po prawej stronie, gdzie obecnie widać dziko rosnące zielska, stała piękna z balkonami kamieniczka, w której mieściła się „Restauracja ‘Matalowiec’ ”, a raczej typowa alkoholowa „mordownia”, o której poniżej też wspominam w tym artykule…]
Przy tym tylko fragmencie uliczki Nowopogońskiej, czyli zaledwie na jej malutkim odcinku od uliczki Racławickiej do Floriańskiej, mieszkało jeszcze bardzo wielu moich kolegów i oczywiście kilka też niezwykle urokliwych koleżanek. Jedną z nich, niezwykle powabną, której rodzice mieli przy tej uliczce sklep meblowy w latach 50. XX wieku, o nazwisku o ile się nie mylę B. (przepraszam ale imienia już nie pamiętam), poślubił nawet mój drogi memu sercu przyjaciel – znakomity koszykarz i piłkarz ręczny z KS „Włókniarz” – Marek Kuśnierz. Z Markiem przez kilka lat graliśmy w Klubie Sportowym „Włókniarz” w koszykówkę i w piłkę ręczną, a później gdy ja jeszcze byłem koszykarzem w GKS Zagłębie, to Marek był już wtedy kierownikiem tej sekcji. Marka w pełnej jeszcze kondycji fizycznej ostatni raz widziałem z Jego piękną Małżonką jakieś kilkanaście lat temu w pobliżu „Cmentarza Pogońskiego”. Był zdrowy, uśmiechnięty i jak zwykle pełen też życiowych planów. Taki był po prostu zawsze jak tylko pamiętam, mój przyjaciel – Marek. Jeden ze swoich planów życiowych nawet w trakcie tego spotkania, mnie i mojej żonie zaprezentował. Podobno Mareczek jednak już nie żyje, nad czym ogromnie ze smutkiem ubolewam i jest mi po prostu, tak po ludzku też bardzo, bardzo smutno. Jak się więc okazuje, tematów i ciekawostek związanych z tym tylko fragmencikiem ulicznym jest tak wiele, że można by nostalgicznymi wspomnieniami wypełnić i przegadać nie tylko jedną nockę.
* * * *
Pomiędzy uliczką Wodną, a uliczką Racławicką w jednej z nieistniejących już dzisiaj zabytkowych kamieniczek, z przepastnym na wylot budynku bramnym przejściem oraz drewnianymi po dwóch stronach solidnymi bramami, pośród też wiszących i powyginanych w różne strony metalowymi obramowaniami balkonowymi, mieściła się jeszcze grubo po 1945 roku, o szumnej nazwie „Restauracja ‘Metalowiec’ ” i coś tam jeszcze niby wzniosłego na tym szyldzie było jeszcze dopisane. To miejsce utrwaliłem na powyższej fotografii. Dzisiaj nie tylko po tej restauracji, ale i po wielu budynkach zabytkowych nie pozostały już nawet żadne ślady, gdyż wyburzono je w latach 70. XX w. W rzeczywistości ta niby Restauracja, to była jednak wyjątkowa pijacka spelunka, która doprowadziła wielu mieszkańców z tej części Pogoni, nawet osobników znanej naszej rodzinie nie tylko do potwornej choroby alkoholowej, ale i do przedwczesnej śmierci. Szefową tej placówki w latach 50. XX wieku była ponoć mama mojego bliskiego kolegi z „Wenecji”, a mąż tej wiecznie zapracowanej kobiety z wykształcenia nauczyciel jej tylko w restauracji pomagał. Do pewnego tylko czasu, aż sam wpadł w narkotyczny głód alkoholowy.
Prawie na wprost uliczki Majowej, ale już po drugiej stronie ulicy Nowopogońskiej, jakby w odosobnieniu mieścił się odkąd tylko sięgam pamięcią w głęboką przeszłość, malutki sklepik, gdzie można się było zaopatrzyć w doskonałej jakości pieczywo. Oferowany pachnący i świeży towar był ponoć zawsze pierwszej marki, gdyż wytwarzano go jeszcze wtedy według starej receptury zagłębiowskiej, bez tajemniczego szpikowania go chemikaliami, i pochodził wprost z mieszczącej się obok, tuż, tuż podwórkowej rodzinnej piekarni. Pamiętam, że w okresie okupacji niemieckiej, kiedy wojska III Rzeszy Niemieckiej zajęły już Grecję, to wówczas w tym sklepiku niespodziewanie pojawiły się też nieznane nam dzieciakom z Pogoni żółwie. Była mroźna zima a one leżały bezwładne i nieruchome przed sklepem jak usypana sterta węgla. Niektóre z nich tylko zdradzały oznaki żywotności. To wówczas w tym niepozornym sklepiku po raz pierwszy w swym życiu pozyskałem za odpowiednią zapłatą dość pokaźnego o wymiarach tego dotąd nieznanego mi czworonożnego w skorupie dziwoląga. Po kilku miesiącach, kiedy już oswojony biedak nabrał sił i wyraźnej żywotności, podarowaliśmy go w dobre polskie ręce. Trafił bowiem do pełnego zieleni i promieni słonecznych ogródka jaki się wtedy mieścił przy bajecznie kolorowych konstantynowskich chatkach.
W trakcie majowej w 2013 r. sesji zdjęciowej okazało się, że właścicielami tego sklepiku byli bracia i ich żony – państwo K.K. i K.W. „To byli moi wujkowie, dzisiaj już nie żyją” – taki uzyskałem wzruszający przekaz od spotkanego za ogrodzeniem starszego i niezwykle też sympatycznego człowieka. To dziwne bowiem ilekroć tylko zawitam na moją Pogoń i pytam o znajomych, kolegów, przyjaciół i koleżanki z lat mego dzieciństwa, to otrzymuję wtedy informację, że te osoby albo się już z Pogoni, a nawet z Sosnowca na zawsze wyprowadziły, albo już nie żyją. Nie ukrywam ale jest mi wtedy smutno, bo czuję wtedy, że mój kolorowy, sentymentalny i romantyczny świat stworzony przez Pana Boga już odszedł… Pozostały więc tylko pełne nostalgii wspomnienia…
[Powyżej zdjęcia z maja 2013 roku. Na zdjęciu po lewej stronie, na wprost uliczki Majowej, za ogrodzeniem, widoczny niski budyneczek starej jeszcze piekarni i sklepik co się do niej jeszcze dawniej tulił. Dzisiaj podobnie jak i obejście, jednak swym wyglądem już znacznie odbiega od tamtych moich sentymentalnych i romantycznych lat. Na zdjęciu po prawej stronie – skrzyżowanie uliczek: Nowopogońskiej i Majowej. Widoczne kiedyś wszystkie zabudowania ozdabiano cegłą. Niestety ale dzisiaj tych architektonicznych norm już nikt jak widać nie przestrzega…]
[Powyżej zdjęcia z listopada 2016 roku. Widok uliczki Nowopogońskiej od skrzyżowania z uliczką Majową. Po prawej balkon na tym samym budynku co powyżej po prawej stronie, tylko już w wydaniu współczesnym.]
[Zdjęcie z listopada 2016 roku. Stara zabytkowa kamieniczka i urocze balkony co jeszcze pamiętają okres II Rzeczypospolitej Polskiej.]
[Zdjęcie z listopada 2016r. Uliczka Nowopogońska, w tyle Kino „Momus”.]
[Powyżej zdjęcie z listopada 2016 roku. Uliczka Nowopogońska, w tyle Kino „Momus”.]
[Zdjęcie z listopada 2016 roku. Widok z uliczki Nowopogońskiej na Majową. W tyle po lewej stronie budynek, w którym urodził się Jan Kiepura.]
Po tej samej stronie ulicy, idąc jednak tylko troszeczkę dalej w kierunku ulicy Orlej, prawie w pobliżu już samego skrzyżowania uliczek Nowopogońskiej z Mariacką i położoną na tyłach tego dwukondygnacyjnego budynku uliczki Przechodniej, mieszkał w niskim tulącym się do ziemi, zaledwie dwukondygnacyjnym budynku, na samym jednak parterze, mój kolega szkolny – Kulczyński. Imienia niestety ale już nie pamiętam.
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21