Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską
* * * *
Fabryczny majestatyczny ceglasty mur, ciągnący się w kierunku ul. Orlej w swej końcowej fazie w okolicy Wodnej, nagle załamywał się i ostro skręcał w kierunku „Rurkowni Huldczyńskiego”, by wprost wtopić w stojącą tam też ceglastą, co najmniej trzykondygnacyjną kamieniczkę, pełną wiszących kunsztownych i kutych z żelaza balkonów. W ten sposób pomiędzy tym budynkiem a murem zawsze chodnik był niezwykle szeroki i była też obszerna wnęka.Pod koniec lat 50. XX wieku, a możliwe, iż dopiero w pierwszych latach 60. XX wieku, w miejscu gdzie mur już stykał się z opisywaną kamieniczką, to powstanie w tej właśnie kamieniczce, na parterze, fabryczny sklep detaliczny, oferujący mieszkańcom Sosnowca niektóre drobne wyroby jakie w tym czasie produkowała Huta im. Mariana Buczka (dawna „Rurkownia Huldczyńskiego”, a po 1945 r. Huta „Sosnowiec”). W tej samej kamieniczce po 1945 roku będzie się też mieściło fabryczne Technikum Hutnicze, zanim w końcu nie zostanie przeniesione do stojących na podmurówce baraków opodal ul. Rybnej. Jedno z tych szkolnych zabudowań jakie postawiono przy uliczce Rybnej stoi tam nawet do dzisiaj. A w tamtych odległych latach – jak nam mawiano – to te prymitywne szkolne baraki miały tam tylko stać tymczasowo, aż wreszcie podniesiemy się z pookupacyjnych nasączonych biedą klęczek.
W tej części Pogoni, czyli od uliczki Wodnej aż niemal do samej Mariackiej, szczególne ponoć wrażenie wywierały na osobach pasjonujących się architekturą, charakterystyczne dla tych tylko stron, niskie budynki ale niezwykle urokliwe i romantyczne i o różnorodnej też zabudowie kamieniczki z wieloma zawieszonymi i kunsztownie ozdobionymi balkonami. Stawiano je zarówno z licem pięknej lśniącej cegły, jak i z samego mieniącego się kolorami, ale pofałdowanego kamienia wapiennego. Po upływie już kilku lat te fasady przypominały więc dostojne zmarszczki na twarzy starego człowieka. Nie brakowało też budynków niskich, kamienno – drewnianym, czy nawet całych drewnianych, gdzie pośród nich zawieszano wijące się drewniane galeryjki i to w przeróżnej fantastycznej formie. Jedne były całkowicie pozbawione zadaszenia, inne pokryte lekkimi niczym powiew wiatru deskami, a na zapleczach nasycała jeszcze wzrok niezwykle zróżnicowana zabudowa komórkowa, niespotykana już absolutnie w takiej architektonicznej różnorodności poza Zagłębiem Dąbrowskim. Jak się okazuje, w tamtych czasach zarówno w Sosnowcu jak i Zagłębiu Dąbrowskim umiano korzystać z „darów Nieba”. Bowiem oprócz licznych cegielni, które swe produkty dostarczały z połyskującym licem brązowo – czerwonym, czerpano też niezwykle ozdobny kamień wapienny i to z wielu miejscowych kamieniołomów. A ozdabiano nim nie tylko wznoszone budowle, ale i murki oporowe jak również i ozdobne parkany. Te kamieniołomy, a największych z nich na Pekinie, nie wiem nawet dlaczego, ale zostały po 1945 roku zasypane, bądź na ukrytych w ziemi kamiennych niewyeksploatowanych jeszcze złożach ulokowano pracownicze ogródki działkowe. Jak to między innymi ma miejsce na „Górce Pekińskiej” i w wielu jeszcze innych miejscach na samym tylko terenie Sosnowca.
Większość sklepów, a raczej malutkich sklepików o różnej zresztą branży już od pierwszych lat XX wieku, a nawet i ciut, ciut wcześniej, rozmieści się więc po dwóch stronach tej urokliwej uliczki, ale raczej już tylko na odcinku od ulicy Racławickiej do skrzyżowania z uliczką Majową. Jedynym w tym rejonie takim lokalem przez długie lata, gdzie można było nabyć lekarstwa i uzyskać też bezinteresowną fachową pomoc i bezpłatną poradę, była apteka, prowadzona przez mgr farmacji panią Ludmiłę Żuradową – Pasek, która zresztą była bardzo bliską przyjaciółką mojej cioci Genowefy Paligii. Ta apteka jak pamiętam, cieszyła się dużym wzięciem wśród tutejszych mieszkańców. W miarę jak przybywało lat to zaglądali do niej coraz to częściej też i moi rodzice. Po 1945 roku gdy nagle umarł nasz ojciec, wizyty składała tam już tylko moja mama. Apteka mieściła się na parterze przy uliczce Nowopogońskiej w pierwszym od lewej strony w widocznym na poniższym zdjęciu w urokliwym kolorowym budynku. Kilka lat temu w tym pomieszczeniu znajdował się jeszcze punkt serwisowy komputerów, a przynajmniej tam jeszcze się mieścił w 2013 roku. Obecnie te niemal podwórkowe sklepiki są już jednak likwidowane, gdyż nie są w stanie dalej konkurować, gdy w pobliżu rozlokowały się kolosy handlowe zwane „marketami”, czy „supermarketami”, z tanimi towarami pierwszej potrzeby, a w ich ciągach sklepowych znalazły się też apteki. I to do nich to każdego dnia udają się pieszo, czy są nawet za darmo podwożeni marketowymi autobusami, rzesze klientów.
[Zdjęcie wykonano w listopadzie 2016 roku. Fragment uliczki Nowopogońskiej, od krzyżówki z uliczką Floriańską. Po lewej stronie zachowały się jeszcze piękne czynszowe kamieniczki o niezwykle zróżnicowanym wystroju architektonicznym i kolorystycznym. Na parterze pierwsze drzwi i cztery okna to opisywana apteka.]
[Zdjęcia z listopada 2016 roku. To samo ujęcie co wyżej uliczki Nowopogońskiej, tylko od strony ulicy Racławickiej. Po prawej stronie o ciekawej, wręcz o urokliwej architekturze stare jeszcze drzwi wiodące do mieszkania na piętro tego ponad apteką budynku.]
Jak wspomniano wyżej apteka od zawsze cieszyła się dużym wzięciem wśród tutejszych mieszkańców. W jej specyficznym wnętrzu nasyconym aromatem leków, na oszklonych półkach, majestatycznie stały różnej wielkości i kształtów oraz mieniące się różnymi kolorami słoje, a naprzeciw lady przy dużym kryształowym lustrze powieszonym na ścianie, stała też jedyna w tym rejonie waga osobowa. Pani magister Ludmiła Żuradowa – Pasek – jak ją wówczas z uszanowaniem powszechnie na Pogoni tytułowano – mieszkała tuż, tuż ponad tą apteką wraz ze swą wyjątkowo uroczą córką Joanną. O ile mnie pamięć nie myli to pani Joasia była jeszcze wtedy uczennicą w żeńskim jeszcze wtedy Liceum Ogólnokształcącym im Emilii Plater. Losy tej apteki sięgają jednak czasów znacznie odleglejszych, niż tych powojennych. Apteka ta bowiem w okresie II Rzeczypospolitej najpierw należała do Czesława Goebela, a później do mgr farmacji Gersona Kupferbluma, który prawdopodobnie wraz z rodziną został zamordowany w Auschiwtz – Birkenau, podobnie jak zdecydowana większość polskich obywateli pochodzenia żydowskiego. Dopiero po jego aresztowaniu okupant niemiecki skierował doń czeladzkiego aptekarza Mieczysława Kostro.
[Monitor Polski nr 83 Warszawa 6 czerwca 1947r. Informację i druk MP nr 83 pozyskałem od pana Janusza Szaleckiego.]
Mniej więcej obok apteki, ale idąc w kierunku uliczki Racławickiej, w latach 50. XX wieku mieścił się też sklep spożywczy, który też cieszył się wśród mieszkańców tutejszych stosunkowo dużym powodzeniem, więc klientów każdego dnia raczej nie brakowało.
* * * *
Według przekazów rodzinnych na skrzyżowaniu uliczek Nowopogońskie i Floriańskiej już od czasów II Rzeczypospolitej stało znane mieszkańcom z Pogoni, Kino „Momus”. Z kolei według innych przekazów ponoć jednak już tam stało, jako kino „nieme” już przed 1914 rokiem.
Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21