Janusz Maszczyk: Kocimi łbami uliczką Nowopogońską

„PIĘKNO JEST OBECNE, TRZEBA TYLKO CHCIEĆ JE WIDZIEĆ LUB PRZYNAJMNIEJ ROZMYŚLNIE NIE ZAMYKAĆ OCZU”. 

                                                                                                                                          Theodor Fontane

image1[Rysunek autora.  uliczka Nowopogońska.]

Pozostały niestety już tylko wspomnienia i ślady przeszłości. A jeszcze w okresie II Rzeczypospolitej Polski uznawana była przez liczne grono geografów jako jedna z najciekawszych uliczek pod względem zabudowy architektonicznej i to nie tylko Sosnowca i Zagłębia Dąbrowskiego. W tamtych sentymentalnych i romantycznych latach ponoć byli nawet i tacy, co stawiali ją do zwycięskiej rywalizacji  w konkurencji ogólnopolskiej. Oczywiście, że mowa tu o uliczce Nowopogońskiej. Czym więc ta wąska uliczka, aż tak wiele osób wówczas zadziwiła, czy wręcz nawet zafascynowała? Na tak zagadkowo postawione pytanie postaram się udzielić merytorycznej odpowiedzi w poniższej publikacji.

Ciągnąca się wieś Pogoń od będzińskiego Małobądza stosunkowo rozległym i szerokim pasem w kierunku południowo – wschodnim i południowo – zachodnim jeszcze po 1825 roku była własnością Wincentego Siemońskiego, człowieka o polsko brzmiącym imieniu i nazwisku, ponoć dziedzica po zmarłej żonie Ludwice z domu Mieroszewskiej. Po jego śmierci w 1858 roku dobra pogońskie przypadną już jednak w spadku jego bratankowi Wincentemu. Człowiekowi o tym samym imieniu jak darczyńca. Odziedziczony rozległy majątek, już jednak w dwa lata po śmierci stryja, bratanek odstąpi kolejnemu już chętnemu na jego kupno. I tak w grudniu 1863 roku, w wyniku kolejnych już aktów sprzedaży i kupna wieś Pogoń z rąk Mycielskich tym razem trafi w ręce pruskiego obywatela Gustawa Christiana von Kramsta. Oferta kupna była o tyle dla Kramsta wyjątkowo korzystna, gdyż wielkie dobra gzichowskie leżące wtedy jeszcze w „Priwislanskim Kraju” („Priwislanskij Kraj”, czyt. „Przywiślański Kraj” – ironiczna nazwa stosowana po upadku Powstania Styczniowego przez carską Rosję wobec Królestwa Polskiego) nabył za zaledwie 32.000 rubli, a w transakcji sprzedaży i kupna, by jeszcze zwiększyć atrakcyjność tej oferty powiększone zostały jeszcze dodatkowo o dobra Bolesław 1/.

Już dzisiaj trudno odnotować dokładną datę, ale kolejnym posiadaczem, tylko jednak części terenów Pogoni, zwłaszcza tych położonych w pobliżu rzeki Czarnej Przemszy i już wtedy pełnosprawnej i ciągnącej się obok tej rzeki, od 1859 roku Kolej Warszawsko-Wiedeńskiej (Варшавско-Венская железная дорога), zwanej też początkowo Drogą Żelazną Warszawsko-Wiedeńską, staje się w XIX wieku rodzina Renardów, która te tereny wykupuje od Kramsta.

W drugiej połowie XIX wieku na Pogoń tym razem dociera kolejna już bogata pruska rodzina, na czele z Samuelem Huldschinsky’m, która w wyniku cichych pertraktacji zakupi je od Renardów, też na wyjątkowo intratnie korzystnych warunkach. Może jako ciekawostkę warto już na wstępie odnotować, że przez dotychczasowe lata Samuel Huldschinsky był jednoznacznie określany przez wszystkie lokalne autorytety historyków, naukowców i publicystów jako przemysłowiec niemiecki pochodzący z Górnego Śląska, a ostatnio pojawiają się informacje, że ten nietuzinkowy inwestor był jednak pochodzenia żydowskiego. Ta informacja jest dla autora o tyle zaskakująco ciekawa, gdyż kolejne moje rodzinne pokolenia odeszły już z tego świata z pełnym przekonaniem o niemieckich tylko korzeniach tego gliwickiego fabrykanta, a tu okazuje się, że huta przy uliczce Nowopogońskiej została wzniesiona przez osobę wywodzącą się z rodziny żydowskiej, mającej jednak obywatelstwo pruskie, możliwe nawet, że już wówczas z rodziny nawet zgermanizowanej.

  * * * *

W każdym bądź razie pojawienie się na Pogoni, niezwykle majętnej i pełnej inwestycyjnych pomysłów rodziny Huldschinsky’ch już wkrótce zaowocuje nietuzinkową inwestycją, bowiem powstanie tu jedna z największych nie tylko w Sosnowcu, ale i w Zagłębiu Dąbrowskim fabryk o charakterze produkcji hutniczej. Już bowiem w roku 1881 Samuel Huldschinsky, uruchomi swój zakład przy samej prawie Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej, obok nieistniejącej jeszcze wówczas na mapach carskich uliczki Nowopogońskiej. Możliwe, że już wtedy ta uliczka wiła się tam jednak, ale jako jeszcze typowa wiejska droga. Ponieważ początki w rozbudowie swych dóbr u takich majętnych ludzi bywają niekiedy też trudne, więc najpierw powstanie tu tylko malutkie przedsiębiorstwo produkujące głównie rury. To przedsiębiorstwo już od swego zarania, będzie przez miejscową ludność popularnie określane jako„Rurkownia Hulczyńskiego” 2/. Już na przestrzeni zaledwie dalszych kilkunastu lat, w wyniku licznych inwestycji, dopiero co uruchomiony zakład pracy, zostanie z rozmachem jeszcze rozbudowany o stalownię martenowską i walcownię blach. Co w konsekwencji uniezależni go już całkowicie od dotychczasowego sprowadzania blach i wstęg z pobliskiej Huty „Katarzyna” i tym samym jeszcze znacznie zwiększy dochodowość tej nietuzinkowej firmy. A to przecież głównie się w wielkim biznesie liczy, gdyż nie altruizm – jak to się biedakom serwuje – a wielkie pieniądze, kalkulacje i płynące z tego tytułu intratne korzyści, wyznaczają dalsze ścieżki kapitalistycznego życia.

W roku 1897 zakład pracy z pogońskiej wsi wraz z rodzinną fabryką Hulsdchinky’ch w Zawierciu, przekształci się w Towarzystwo Sosnowieckich Fabryk Rur i Żelaza Sp. Akcyjne. W maju 2016 roku, autorowi udało się pozyskać niezwykle ciekawy dokument i zdjęcie, które warto w tym artykule poniżej zaprezentować, jako już perełkę dokumentacyjną.  Na legitymacji fabrycznej widnieje bowiem poprawna nazwa tej firmy, jako: „Towarzystwo Sosnowieckich Fabryk Rur i Żelaza Sp. Akc.”. Natomiast w publikacjach książkowy o Sosnowcu, których autorami są ponoć zawodowi historycy, badacze przeszłość tego miasta, bardzo często stosowana jest niewłaściwa nazwa: -„Towarzystwo Akcyjne Sosnowieckich Fabryk Rur i Żelaza”.

 

[Legitymacja (awers i rewers) jest własnością pana Jerzego Jaworskiego.]

W komentarzu na portalu „Sosnowiec Archiwum”, gdzie te dokumentacyjne eksponaty były początkowo prezentowane odnotowano, też oto takie nostalgiczne słowa:„Mój dziadek, pierwszy na dole po prawej z kielnią w ręce. Zdjęcie pochodzi z lat 30-tych ubiegłego wieku”.

image4[Zdjęcie jest własnością pana Jerzego Jaworskiego.]

Identyczna nazwa tego przedsiębiorstwa jest też odnotowana w poniżej prezentowanej „Legitymacji Ubezpieczeniowej” mojego ojca, Ludwika Maszczyka, wydanej 29 kwietnia 1937 roku.

image5

[Strona 2 i 3 legitymacji ubezpieczeniowej.

image6

[Strona 56 i 57 z tej legitymacji ubezpieczeniowej.]

* * * *

Nie zagłębiając się zbytnio w dziewiętnastowieczne, czy nawet z początków dwudziestego wieku carskie statystyki należy uczciwie stwierdzić, że  zdecydowaną większością mieszkańców w tej części Pogoni, od zawsze byli Polacy. Jednak do końcowych lat XIX wieku rodowitych „pełną gębą tej pogońskiej wsi” można już odnotować zaledwie tylko garstkę. A z pokoleniowej, rodzinnej spuścizny do współczesnych czasów, doczekało się w Sosnowcu zaledwie tylko niewielu. Po prostu zaledwie tylu, że można ich obecnie wszystkich bez trudu policzyć na palcach dwóch rąk.

Już w XIX wieku „walili więc w te strony za chlebem” liczni przybysze, głównie z pobliskich przeludnionych wsi, a nawet i znacznie dalszych Królestwa Polskiego. Większość z nich i to zdecydowana, nie posiadała jednak ani odpowiedniego wykształcenia, ani też znajomości do wykonywania nieznanego im dotąd „fachu”, w nowo uruchamianych o różnej branży przemysłowej fabrykach i w kopalniach węgla kamiennego.To zjawisko przynajmniej pod koniec XIX i na samym początku  XX wieku – jak wspominał to mój ojciec, Ludwik Maszczyk i dziadziuś, Wawrzyniec Doros z Huty „Katarzyna” – po prostu „było w Sosnowcu widoczne i to nawet gołym okiem”. Znaczny procent przybyszy na domiar złego przez wiele, wiele lat pozostanie do tego jeszcze analfabetami. Popularnie więc i gwarowo w swych pogońskich środowiskach będą popularnie określani ironicznym mianem: – „nieczytatych i niepisatych”. Analfabetyzm bowiem zostanie dopiero całkowicie zlikwidowane w PRL, w tym i na Pogoni, po 1945 roku. Takie przypadki znam już wprost doskonale z autopsji. Średnie wykształcenie do stycznia 1945 roku zdobędą więc tylko nieliczni, a osobnicy z wyższym wykształceniem będą traktowani jak wisienki na dorodnym torcie. Wszystkie więc wysokopłatne stanowiska techniczne, ale również i urzędnicze w „Rurkowni Huldczyńskiego”, przez wiele, wiele lat, będą głównie obsadzane przez osobników sprowadzanych spoza Rosji carskiej, a tylko nieliczni polscy przybysze z Kongresówki będą z nimi mogli nawiązać konkurencję. Najliczniejszą grupą przybyszy spoza kordonu carskiego będą stanowili osobnicy spoza pobliskiej pruskiej granicy, z Górnego Śląska, rodowici Niemcy, lub Polacy – Górnoślązacy. Ci ostatni jednak ze znajomością języka niemieckiego. Ta więc grupa społeczna już pod koniec XIX wieku, po podjęciu zatrudnienia w nowo uruchamianych zakładach pracy, mimo woli zdominuje też skalę zamieszkiwania w nowoczesnych  jak na owe lata stawianych osiedlowych budynkach w okolicy popularnie tak zwanego „Wygwizdowa” i w stawianych też pośpiesznie trzech fabrycznych osiedlach mieszkaniowych oraz w jednym pojedynczym willowym budynku przez „Rurkownię Huldczyńskiego”.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21

Bear