Janusz Maszczyk: Karty historii z okupowanego przez Niemców Sosnowca (1939-1945)
–„Doszedłem do dwóch bliźniaczych domów fabrycznych. W jednym z nich była nasza melina. Zamierzałem się tam schronić. Wszedłem w wąskie przejście między domami i stanąłem. Patrzyło na mnie chyba ze dwudziestu górników. Przykleili się do murów, w rękach mieli latarki. Przeszedłem między nimi. Odpadła kwatera…[…]… Skręciłem w lewo pod dom zamieszkały przez urzędników z kopalni i znów stanąłem nad Przemszą”. Koniec cytatu „W AK na Śl. Katowice, s. 242.
[Zdjęcie autora z 2014 roku. W widoczną lukę pomiędzy dwoma domami, dawniej czyli z chwilą tylko postawienia tych budynków była wmontowana dwuskrzydłowa o potężnych rozmiarach metalowa brama. Ta brama była zawsze zamykana o godz. 22 na zgrzytający klucz przez podwórkowego stróża pana Piątka (imię?). Stróż miał swą siedzibę w stróżówce w głębi podwórka, która stała naprzeciw bramy. Niejednokrotnie trzeba było więc wyjątkowo intensywnie pociągać za rączkę drutu, by go dzwonek obudził z nocnego letargu. Zanim jednak stróż opuścił stróżówkę i otworzył bramę, to zawsze wcześniej dokładnie lustrował każdego spóźnialskiego. Obcych zawsze rutynowo – zgodnie z zaleceniem Kripo i Gestapo odprowadzał osobiście pod wskazane drzwi do danego mieszkania. Autor mieszkał w drugim w kolejności po prawej stronie budynku, tuż, tuż koło bramy na pierwszym piętrze. Pierwsze 4. okna, których framugi obecnie są zamalowane ciemnym lakierem.]
[Zdjęcie autora z 2014 roku. Wspominana przez Komendanta „Śl.O.AK” AK „kwatera”, czyli okupacyjna melina mieściła się wtedy w tym samy budynku i na tym samym pierwszym piętrze co mieszanie autora, tylko licząc od bramy w kolejnych oknach: – 9, 10 i 11.]
[Źródło: www.fotoplska.eu. Tak prezentował się w czasach okupacji niemieckiej Plac Tadeusza Kościuszki. Pozbawiony był tylko pomnika Tadeusza Kościuszki.]
[Zdjęcie autora z 2014 roku. Ten sam identycznie budynek co na w/w pocztówce (nr 20). Zdjęcie wykonano jednak od strony rzeki i dawnego drewnianego mostu jaki łączył dwa brzegi Czarnej Przemszy (Pogoń i Nowy Sielec).]
Po pierwsze w powyższym budynku (zdjęcie nr 20 i 21), nigdy absolutnie nie mieszkali górnicy. Natomiast od zawsze mieszkali tylko urzędnicy i kierownicy z „Rurkowni Huldczyńskiego”. Natomiast w trzech budynkach koszarowych (zdjęcia 18, 19 i 21) wyłącznie tylko urzędnicy. A po drugie wymienione „wąskie przejście między domami” od strony uliczek z Placu Tadeusza Kościuszki było nocą od godz. 22 zawsze zaryglowane metalową potężną dwuskrzydłową bramą, o czym wspominam pod zdjęciem nr 20, a temat znacznie poszerzę poniżej. Z kolei w widocznym budynku po prawej stronie na pocztówce nr 20 i na zdjęciu nr 21, w czasach okupacji niemieckiej mieszkali dosłownie już sami tylko przyjezdni Niemcy i jedna tylko rodzina Reisdeutschy, dawniej ponoć narodowości polskiej (nazwisko znane autorowi; syn z tej rodziny w okresie II Rzeczypospolitej Polski demonstrował w mundurku harcerskim, a od września 1939 w mundurku hitlerjugend).
****
W tekście wydania książkowego autor wspomina też o okupacyjnej konspiracyjnej melinie przy Placu Tadeusza Kościuszki, używając jednak określenia – „kwatera”, która mieściła się w mieszkaniu jeszcze wtedy młodziutkiego pana Romana Korka, mojego sąsiada z tego budynku. Faktycznie jak to jeszcze doskonale zapamiętałem to w pierwszym budynku od mostu przy rzece Czarnej Przemszy (zdjęcie nr 19 i inne podobne) mieszkał w czasach okupacji niemieckiej na pierwszym piętrze harcmistrz pan Roman Korek, rodzony brat harcmistrza pana Zygfryda Korka, jednego z uczestników tej akcji strzeleckiej sprzed kościółka. Okna z jego mieszkania wychodziły jednak wtedy tylko na zaułki Placu Tadeusza Kościuszki. Natomiast okno na drugiej kondygnacji z głównego korytarza, zwanego wówczas jako „antre” (zdjęcie 22), gdzie mieściły się też drzwi do jeszcze kilku innych sąsiadów – lokatorów – było wtedy zakratowane, podobnie jak na trzecim piętrze i na parterze tego samego budynku, co w chwili ewentualnej wsypy, której nie sposób w konspiracji wykluczyć, i w związku z tym koniecznością podjęcia natychmiastowej ucieczki, było dużym utrudnieniem. W tej „kwaterze”, miał też wtedy swoją melinę Komendant „Śl. O. AK” podpułkownik Z.W. Janke, o czym wspomina na kartach wydania książkowego i w innych też jeszcze publikacjach powojennych. W tym miejscu stosowne jest jednak zadanie merytorycznego pytania?… Kto w czasach okupacji niemieckiej, w takich warunkach osiedlowych, gdzie konfidentem Gestapo mógł być niemal potencjalnie każdy z mieszkańców tego urzędniczego osiedla (więcej na ten temat poniżej), tę okupacyjna „melinę” jednak zatwierdził?…
[Zdjęcie autora z 2014 roku. Po lewej stronie w głębi pomnik Plac Tadeusza Kościuszki.]
Również fabryczne urzędnicze osiedle mieszkaniowe, co wyżej już zasygnalizowałem, gdzie autor też mieszkał, było obszarem na stałe zamkniętym i całodobowo pilnie strzeżone. Bramę główną i furtkę przy „Kasynie” zamykano już o godzinie 22, a otwierano dopiero o godzinie 6, gdyż mieszkający tam urzędnicy rozpoczynali pracę w „Rurkowni Huldczyńskiego” dopiero od godziny 7. Pan Zygfryd Korek, który zapewne odwiedzał też swego brata Romana, był niewątpliwie na tym osiedlu postacią znaną i przez niektórych mieszkańców też rozpoznawalną. Chociażby nawet z takiego prozaicznego powodu, że jego brat Roman Korek mieszkał w pobliżu wiecznie czujnego stróża, który zgodnie z zaleceniami Gestapo miał mieć zawsze na wszystko oczy szeroko otwarte. Czy rozpoznawano też postać pana Komendanta z Śląskiego Okręgu Armii Krajowej, który miał też u niego swą okupacyjną melinę i w niej od czasu do czasu bywał?… Dzisiaj już to trudno ustalić. Nie należy jednak zapominać, że to były wtedy takie parszywe czasy, że nawet niektórzy mieszkańcy z Placu Tadeusza Kościuszki mogli być też potencjalnie konfidentami gestapo. Nawet ci z zadeklarowanej narodowości polskiej. Tego nie można było w czasie okupacji absolutnie nigdy wykluczyć, gdyż donos na mojego ojca do fabrycznego Gestapo pochodził na przykład od człowieka z polskiej jeszcze przedwojennej patriotycznej rodziny, która była przez naszą rodzinę zawsze ceniona. O wiecznie czujnych oczach, mieszkańców pochodzenia niemieckiego i ukraińskiego, wyposażonych w domowe telefony i uzbrojenie, i wiecznie świdrujących podejrzliwie miejscowe polskie środowisko, to nawet już nie wspominam. To zjawisko niemal wiecznej penetracji sąsiadów znam doskonale z autopsji. Zresztą w tej samej klatce schodowej, gdzie mieszkał harcmistrz pan Roman Korek i gdzie była „melina”, jednak piętro niżej, czyli na samym już parterze (okna wychodziły na podwórko), mieszkali też wszystko widzący i słyszący Ukraińcy. Dwóch nieznanych mi młodych mężczyzn i wyjątkowo urocza i elegancka dziewczyna, którzy z chwilą tylko wymiany strzałów w zaułkach Placu Tadeusza Kościuszki, natychmiast z pistoletami w garści opuszczali swe mieszkanie i pędzili poprzez podwórko i tunelową bramę z interwencją, by wspomóc swych niemieckich kamratów. Był tego świadkiem mój rodzony brat – Wiesław Maszczyk (rocznik 1933). Korzystając z okazji może tylko teraz zasygnalizuję, że w lutym i marcu 1945 roku w tym ukraińskim mieszkaniu byli goszczeni żołnierze sowieccy z NKWD. Ich wojskowy samochód, marki USA – „Dodge” – stał obok klatki schodowej. Jaką więc ta rodzina, czy grupa, spełniała rolę w czasach okupacji niemieckiej, to trudno określić?… Czy o tym wcześniej wiedziały też osoby z Armii Krajowej udzielające swego lokum i osoby korzystające z tej akowskiej meliny?… Nie potrafię też zrozumieć dziwnej reakcji pana Komendanta, że po takiej intensywnej strzelaninie i to jeszcze w pobliżu wzrokowym o krok od swej „meliny”, zaistniała jeszcze potrzeba skorzystania przez niego z tej „kwatery” i tym samym narażenia na dekonspirację nie tylko siebie, ale i domowników z Placu Tadeusza Kościuszki.