Janusz Maszczyk: Karty historii z okupowanego przez Niemców Sosnowca (1939-1945)

Życie jednak prawie każdego człowieka bywa niejednokrotnie nie tylko zagadkowe, ale potrafi też płatać takie nieprawdopodobne epilogi, że trudno je nawet wcześniej przewidzieć. Dlaczego jednak o tym piszę?… Ano dlatego, że właśnie na Pogoni, na cmentarzu rzymsko – katolickim przy uliczce Smutnej, po dwóch stronach głównej cmentarnej alei znajdują się dzisiaj groby byłych Powstańców Śląskich, Legionistów, Inspektorów AK i ludzi co wykonywali wyroki śmierci ponoć tylko na konfidentach i agentach Gestapo. Oczywiście wyroki Wojskowego Sądu Specjalnego w czasach okupacji niemieckiej, jednak bez przesłuchania oskarżonego, każdorazowo zatwierdzał później Komendant Śląskiego Okręgu Armii Krajowej, a wykonywali je już wytypowani dywersanci z polskiego podziemia. Poza rozkazem wykonania wyroku śmierci na wytypowanym delikwencie nie byli wtedy absolutnie wtajemniczani w tajniki śledztwa. Podobno polskie Państwo Podziemne wykonało około 3,5 tysiąca wyroków śmierci na szmalcownikach, konfidentach Gestapo i przestępcach maltretujących polską cywilną ludność. Dzisiaj jednak, już po otwarciu ukrytych dokumentów, okazuje się, że „działalność podziemnego wymiaru sprawiedliwości miała jednak swoje blaski i cienie. Te ostatnie do dzisiaj niezbyt chętnie się jednak ujawnia” 5/. Wyroki podziemnego wymiaru sprawiedliwości nie zawsze miały więc charakter sprawiedliwego osądzenia oskarżonego delikwenta. Zdarzały się bowiem też takie przypadki, że „skazując ludzi, opierano się na poszlakach, a czasami nawet na plotkach. Zdarzało się wręcz, że przy pomocy podziemnych sądów załatwiano prywatne porachunki” 6/.

Może o tym świadczyć choćby tylko przypadek wydanego przez Armię Krajową wyroku śmierci na wybitnego polskiego pisarza Józefa Mackiewicza. Uratował swe życie dzięki sercu i sumieniu innego znanego polskiego pisarza. Żołnierza wileńskiego zgrupowania naszej Armii Krajowej, a wówczas egzekutora takich wyroków śmierci 7/. Kontrowersyjna jest też do dzisiaj ponoć samobójcza śmierć, czy wykonanie wprost wyroku śmierci przez egzekutorów z Komendy Głównej ZWZ na Januszu Albrechcie, pułkowniku dyplomowanym kawalerii WP, wielkim zresztą polskim patriocie 8/. Tym bardziej, że polskie podziemne archiwa z Komendy Głównej ZWZ i AK gdzieś przepadły, natomiast niemieckie i brytyjskie na ten temat dalej milczą, a polscy historycy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat podają coraz to nową wersję tych tragicznych wydarzeń. W każdym razie podobno kierownictwo ZWZ nigdy nie otrzymało pełnej informacji co tak naprawdę warszawskiemu Gestapo, aresztowany i torturowany płk. Albrecht przekazał. Ponoć płk. Albrecht w trakcie wyrafinowanych rozmów i tortur w kieleckim Gestapo przekazał wszystko to co tylko wówczas wiedział o polskim podziemiu, a wiedział wtedy wiele, jako człowiek numer dwa w polskiej armii podziemnej. Ci co przeszli te wyrafinowane katusze jednak twierdzą, że każdego można zmusić do mówienia – „jedni ponoć mówią od razu, inni trochę później, ale każdy w końcu mówi”. Jedno jest pewne każda konspiracja w okresie okupacji niemieckiej była grą o życie i nawet mimo patriotycznych zasług i walki za wolną Ojczyznę oraz przyznania się do popełnionego czynu, nie zawsze człowiek uratował swe życie, jak to naiwnie dzisiaj niektórzy twierdzą.

Również wykonano wyrok śmierci na rtm. Przemysławie Deżakowskim, który ponoć miał wskazać Gestapo – J. Albrechta. Sam oskarżony rotmistrz Przemysław Deżakowski skutecznie zresztą przekonał żonę pana pułkownika Albrechta, że to nie on jest sprawcą aresztowania jej męża, ale zaoczne oskarżenie i sam wyrok śmierci jednak wykonano. Dopiero w latach 90. XX wieku po odtajnieniu dokumentów Gestapo niemiecki historyk Michael Fodedrowitz ujawnił prawdę, że to nie Przemysław Deżakowski wskazał Gestapo Janusza Albrechta, ale polski oficer rtm. Janusz Poziomski. Podobnie do dzisiaj nie została wyjaśniona niezwykle zagadkowa śmierć w Warszawie naszego Marszałka Polski – Edwarda Śmigłego Rydza i wiele, wiele jeszcze innych przypadków. Takich zagadkowych przypadków śmierci, czy wykonywanych w majestacie konspiracyjnego prawa wyroków śmierci przez egzekutorów z polskiej patriotycznej konspiracji na domniemanych konfidentach, czy zdrajcach narodowych, w okresie nie tylko okupacji niemiecko – sowieckiej (lata 1939-1941), ale i po 1941 roku, jak już wspominałem, było na naszych terenach niesłychanie wiele. Dzisiaj dzięki ujawnianiu niektórych dotąd tajnych archiwów i prywatnych źródeł prawdy obiektywnej dowiadujemy się wreszcie też i o takich „dziwnych przypadkach” – niejednokrotnie wtedy z niedowierzaniem i ze zdumieniem przecierając oczy. No cóż, ale takie bywają też reguły każdej wojny, okupacji, czy zrywów powstańczych, gdzie zwykłe pomyłki też się jednak zdarzały, a ofiarami stawali się ludzie, którzy na nie absolutnie nie zasłużyli, lub o ile już zasłużyli to stosowana wtedy kara, była nieadekwatna do popełnionego przez nich czynu. Nawet i dzisiaj zdarzają się też takie przypadki, że sądzony człowiek w majestacie obowiązującego prawa zostaje niewinnie skazany, o czym nawet ostatnio informowały nas już kilkanaście razy środki masowego przekazu. Mimo, iż oskarżony korzystał z profesjonalnej obrony i sam był też uczestnikiem procesu prokuratorskiego i sądowego.

****

     Kilka lat temu, gdy jeszcze byłem sprawny fizycznie jak za dawnych młodzieńczych i sportowych lat, to w Dniu Wszystkich Świętych pojechałem autobusem do Sosnowca. Autobus zatrzymał się na przystanku opodal pogońskiego cmentarza, przy Alei Józefa Mireckiego. Na znany mi doskonale jeszcze z dziecięcych lat cmentarz, tym razem wyjątkowo udałem się jednak samotnie.Włóczyłem się zamyślony wśród grobów tak długo, aż w końcu zapadł zmrok. W pewnej więc chwili zorientowałem się, że nigdzie już nie widać ani jednej żywej duszy. Tylko na grobach migotały i przeraźliwie syczały dopalające się już stearynowe światełka, by w końcu na zawsze zgasnąć. Niestety ale tak jak życie każdego z nas. Również i kiedyś moje życie. A dookoła mnie było przeraźliwie ciemno i cicho, i tak jakoś nieprzyjemnie, że ogarnęło mnie nagle ponadludzkie humanistyczne przesłanie – aby jednak w imię wyższych wartości ludzkich już nigdy w przyszłości – gdyby nasza Ojczyzna znowu znalazła się na zakręcie drogi – jednak pochopnie ludzi nie orzekać i nie karać śmiercią, zanim nie poznamy dogłębnie całej obiektywnej o nim prawdy, a przede wszystkim o ile nie wysłuchamy też głosu drugiej strony – samego oskarżonego… Takie przynajmniej mam moralne odczucie tym bardziej jako były prawnik i stary już człowiek, który zasmakował kawał naszego polskiego życia, w tym okres krwawej i okrutnej okupacji niemieckiej i lata PRL, szczególnie te do 1956 roku, których się nawet niektórzy ludzie z tego obozu władzy do dzisiaj wstydzą…

Bibliografia i przypisy:

1 – Juliusz Niekrasz „Z DZIEJÓW AK NA ŚLĄSKU”, wyd. PAX Warszawa 1985, s. 129-130

Mjr Janke urodził się 21 lutego 1907r. w Łodzi. Tu uczęszczał do gimnazjum. Po maturze wstąpił do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowii Mazowieckiej. W 1930r. ukończył Oficerską Szkołę Artylerii w Toruniu i jako podporucznik przydzielony został do 7.Wielkopolskiego Dywizjonu Artylerii Konnej w Poznaniu. W 1936 roku rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej W Warszawie i ukończył je w stopniu kapitana dyplomowanego. Kampanię wrześniowa rozpoczął jako pierwszy oficer Sztabu Kresowej Brygady Kawalerii w składzie Armii ‘Łódź’. Po bitwie pod Krasnobrodem odznaczony został przez dowódcę brygady, płk. dypl. Jerzego Grobickiego, Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy. Dnia 27 września 1939 roku w Medyce dostał się wraz z 1 Pułkiem Szwoleżerów do niewoli niemieckiej, z której 17 października 1939r. udało mu się zbiec. W konspiracji SZP-ZWZ-AK tkwił od listopada 1939r. Najpierw w Pabianicach, później w Łodzi. W 1942r. awansowany do stopnia majora (28 sierpnia) i odznaczony Krzyżem Walecznych, mianowany Szefem Sztabu Okręgu Łódzkiego. W marcu 1943r. zdekonspirowany, aresztowano jego rodzinę. Komenda Główna przeniosła go do Okręgu Śląskiego (maj). Kiedy w lipcu 1943r. komendant Zagórski ciężko zachorował i musiał opuścić Śląsk – został przerzucony do Warszawy – funkcję jego przejął mjr dypl. Zygmunt Janke. W listopadzie otrzymał nominację na komendanta Śląskiego Okręgu AK i został odznaczony przez Komendę Główną Krzyżem Orderu Virtuti Militari, a dnia 3 maja 1944r. awansowany do stopnia podpułkownika”. Koniec cytatu.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12

Bear