Janusz Maszczyk: Gdzie sportowcy z tamtych lat? Część 3

Wygrany mecz przez „AZS” Katowice i to tylko jedną bramką, był jednak dla nas prawdziwą katastrofą, gdyż całkowicie uniemożliwił awans KS „Włókniarz” do III ligi wojewódzkiej. Do trzeciej ligi awansował więc wtedy KS „Dąb” z Katowic, a załamani wynikiem tego spotkania moi przyjaciele z boiska, całą winę przelali wówczas tylko na autora tego artykułu. Nie dostrzegali jednak wtedy, podobnie jak ja wyjątkowej nieuczciwości sędziów i kierownictwa z „AZS” w Katowicach. Muszę przyznać, że tym przegranym meczem w ostatnich dosłownie sekundach byłem wtedy zdruzgotany i nie mogłem sobie wybaczyć tego niefortunnego rzutu w poprzeczkę bramki. Czułem wtedy też ogromny żal do Okręgowego Związku Piłki Ręcznej w Katowicach za przeniesienie w ostatniej chwili  rozgrywek z Sosnowca do Katowic, bowiem mecz w Sosnowcu na pewno przebiegałby w zupełnie innej atmosferze, przynajmniej przy sędziowskim stoliku. Również „AZS” nie pozwoliłby sobie wówczas na taką formę demonstracji, by drużynę „A klasową” reprezentowali wtedy zawodnicy pierwszoligowi i reprezentanci Polski, zamiast tych co dotychczas grali w tych rozgrywkach. Wystawienie bowiem zawodników pierwszoligowych, w tym kilku reprezentantów Polski, w rozgrywkach „A klasy” było wówczas zjawiskiem kuriozalnym i powszechnie nigdzie niespotykanym, w ogromnej mierze też niehonorowym, wręcz nieuczciwym. Przynajmniej ja takich spotkań, poza pucharowymi meczami, nigdy nie widziałem.

Po tym niefortunnym meczu, już zaledwie po kilku miesiącach, nasza drużyna piłki ręcznej rozpadła się całkowicie, a kierownictwo KS „Włókniarz” wycofało nas oficjalnie z dalszych jakichkolwiek rozgrywek. Jak już wyżej wspominałem „pomyłki” sędziowskie i jeszcze inne podejmowane przez działaczy sportowych niefortunne dla naszego zespołu decyzje, traktowałem wówczas z dziecinną wprost wyobraźnią. Dopiero jako już w pełni dojrzały zawodowo człowiek, gdy byłem już kilkuletnim doświadczonym trenerem i widziałem co się niekiedy działo w trakcie sędziowania na boisku, to mimo woli zadawałem sobie wtedy jednak pewne pytania. Dlaczego tej nagłej wręcz kuriozalnej decyzji o przeniesieniu spotkania, w ostatniej chwili, ustalonego już przecież oficjalnie harmonogramem rozgrywek wiele tygodni wcześniej, nie sprzeciwili się jednak wtedy dorośli osobnicy z naszego kierownictwa klubowego?… Dlaczego nie interweniowano wyżej, czyli w Warszawie, w Związku Piłki Ręcznej w Polsce?… Dlaczego o tym kuriozalnym spotkaniu tajemniczo milczała też wtedy sosnowiecka i katowicka prasa?… Pytań oczywiście jest jeszcze kilka, ale po upływie aż kilkudziesięciu lat od tamtych wydarzeń chyba jednak już nie warto rozrywać szat i lać krokodylich łez…

****

O mojej jednak wtedy naiwności może świadczyć następujący fakt. Przez wiele lat podejrzewałem bowiem, że wystawienie pierwszoligowego zespołu „AZS” przeciw drużynie sportowej grającej zaledwie w „A klasie” było podyktowane wyłącznie tylko nietaktem sportowym. Po prostu katowiczanie chcieli nam sosnowiczanom wreszcie za wszystkie poniesione dotąd porażki bardzo solidnie dokopać. Dopiero gdzieś w końcowych latach 80. XX wieku dowiedziałem się od mojego kolegi z „AZS” częściowej chyba tylko prawdy. Już wówczas mieszkałem na stałe w Katowicach, przy obecnym rondzie gen. Jerzego Ziętka w tak zwanej „Superjednostce”. Pewnego dnia całkiem przypadkowo, w podziemiach tego ronda spotkałem mojego dobrego już wtedy kolegę, byłego pierwszoligowego zawodnika i reprezentanta Polski w piłkę ręczną z „AZS” Katowice. Już wtedy mój serdeczny kolega był na sportowej emeryturze. Według jego wypowiedzi ten mecz był jednak wtedy spreparowany. Według mojego przemiłego rozmówcy -„przegrany mecz zaledwie jedną bramką z pierwszoligowym zespołem, naszpikowanym do tego jeszcze kilkoma reprezentantami Polski, był wówczas dla ‘AZS’ prawdziwą dotkliwą porażką. Działacze sportowi nie mogli nawet pojąć jak ‘A klasowa’ drużyna z Sosnowca mogła uzyskać, aż tak znakomity wynik z pierwszoligowym katowickim zespołem. Podejrzewano nawet wtedy, że niektórzy z nas po prostu otrzymali od was jakąś ‘kasę’. O pewnych nazwijmy to uzgodnieniach stolikowych i gabinecikowych, niektórzy z nas ponoć jednak dowiedzieli się znacznie później. Szczegółów absolutnie jednak nie znam. Po prostu „Dąb” Katowice, a nie wy z Sosnowca miał wtedy zaawansować. Taka jest niestety niemoralna i nieetyczna prawda”. Po tej niezwykłej dla mnie rozmowie już nigdy więcej nie spotkałem mojego katowickiego kolegi.

[Powyżej rok 1959. Boisko KS „Włókniarz” przy Alejach J. Mireckiego. Mecz mistrzowski (z kim?). Od lewej w ciemnych koszulkach i spodeńkach: Henryk Kandora, Janusz Maszczyk, Mirosław Łukaszczyk (już nie żyje), całkiem w tyle stoi Zdzisław Wójcik (już nie żyje), rzuca piłką Jan Hamerlak (już nie żyje), za Jasiem Hamerlakiem stoi Andrzej Bryła (już nie żyje).]

[Powyżej publikacja prasowa z „Dziennika Zachodniego” opisujące pucharowe, zimowe rozgrywki w dawnej hali sportowej TWF w Katowicach, a obecnie AWF, przy ulicy Raciborskiej (wtedy jeszcze ulica gen. Karola Świerczewskiego). Już wówczas dwie katowickie drużyny wiodły prym w pierwszej lidze państwowej. Były nimi „Sparta” i „AZS”. W tym pucharowym spotkaniu pod „parawanem” ‘Sparty 1B’ występowali już jednak tacy zawodnicy jak: z pierwszej siódemki 1 ligowej „Sparty” – Piszczek (imię?) oraz reprezentant Polski i najlepszy wówczas w kraju kołowy – Ryszard Zawadziński. Oto jakie już wówczas miała „kryształowe” sportowe oblicze piłka ręczna, a raczej ich działacze i niektórzy zawodnicy. Takie ustawiane mistrzowskie pucharowe mecze nie zachęcały chyba wtedy wszystkich zawodników, szczególnie tych z najniższych klas sportowych do szlachetnej rywalizacji sportowej.]

[Powyższe dwa zdjęcia pochodzą z roku 1960. Boisko KS „Włókniarz” w Sosnowcu przy Alejach J. Mireckiego. Mecz mistrzowski (z kim ?).

Pierwsze od góry. W ciemnych spodeńkach po lewej stronie – Janusz Maszczyk, całkiem w tyle Ryszard Kępa (już nie żyje). Drugie zdjęcie. Od lewej: Marek Kuśmierz (już nie żyje), Janusz Maszczyk, Ryszard Broen (już nie żyje), Ryszard Kępa (już nie żyje).]

[Zdjęcie z 1961 roku utrwalone w pobliżu wiaduktu kolejowego obok dawnego pałacu Dietla i Podstacji Tramwajowej Transformatorowej. Dawna ulica Czerwonego Zagłębia (obecna ulica 3 Maja). Poza wiaduktem ulica Stefana Żeromskiego. Pożegnanie po jednym z meczów. Od lewej: NN (zawodnik), Adam Zajaś (zawodnik; już nie żyje), mgr inż. Zygmunt Karykowski (kierownik sekcji piłki ręcznej), Janusz Maszczyk (zawodnik), Stasiu (nazwisko ?; jeden z najwierniejszych kibiców z Pogoni).]

[Powyżej jeden z oryginalnych protokołów pomeczowych jakie posiadam w swoim domowym archiwum.]

[Rok 1961 lub 1962. Mecz mistrzowski rozegrany w Gliwicach z wojskową drużyną „Granica”. W jasnych koszulkach i ciemnych spodeńkach zawodnicy z KS „Włókniarz”. Pierwszy z lewej – Janusz Maszczyk – już po szybkim ataku i wykonaniu rzutu z wyskoku. W tyle Kazimierz Durbacz.]

[Rok 1961 lub 1962. Mecz mistrzowski rozegrany w Gliwicach z wojskową drużyną „Granica”. W jasnych koszulkach i ciemnych spodeńkach zawodnicy z KS „Włókniarz”. Janusz Maszczyk – po wykonaniu rzutu z wyskoku w światło bramki. Po lewej stronie mój kolega klubowy, którego imienia ani też nazwiska, niestety ale już nie pamiętam.]

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Bear