Janusz Maszczyk: Gdzie sportowcy z tamtych lat? Część 3

Pierwszym kierownikiem drużyny KS „Włókniarz” został wtedy inż. leśnictwa Janusz Wilk, mój były wieloletni, zresztą bardzo bliski przyjaciel i wieloletni też sąsiad z Placu Tadeusza Kościuszki, a wtedy już jednak mieszkaniec z pogońskiego Osiedla Rudna. Państwo Wilkowie, gdy jeszcze mieszkali przy Placu Tadeusza Kościuszki, to byli zresztą naszej rodzinie doskonale znani. A ojciec Janusza Wilka był już wtedy od wielu, wielu lat z kolei przyjacielem mojego ojca, Ludwika Maszczyka. Kolejnym kierownikiem sekcji piłki ręcznej, gdy trenerem nadal pozostawał jeszcze Józef Kopeć był mój przyjaciel, Józef Gierasimowicz, rodzony brat naszego bramkarza, Marka Gierasimowicza. Wyprzedzając chronologię rozgrywek, to ostatnim już kierownikiem sekcji piłki ręcznej był mgr inż. Zygmunt Karykowski, straszy już od nas wiekiem mężczyzna. Niezwykle sympatyczny i inteligentny, życzliwy i przyjacielski, kolega z Pogoni z ulicy Mazowieckiej. Jak pamiętam to Zygmunt Karykowski był wtedy cenionym pracownikiem „Intertexu”, dawnej włókienniczej fabryki państwa Dietlów.

****

W 1959 roku, gdy po raz pierwszy w Sosnowcu rozpoczęliśmy już na dobre treningi i grę w wyczynową piłkę ręczną, to obowiązywał w Polsce następujący system rozgrywek:

– I i II liga państwowa,

– ligi wojewódzkie, które określane też wtedy jako trzecie ligi,

– wojewódzka „A klasa”,

– okręgowa „B klasa”.

W tym czasie w Sosnowcu, w mieście dotąd pozbawionym jakiejkolwiek tradycji siedmioosobowej piłki ręcznej, udało nam się jednak zorganizować stosunkowo silny zespół. Oczywiście jak na grę amatorską i wyjątkowo kiepskie warunki bazowe, by uprawiać sport wyczynowy. A wynikało to z następującej przyczyny. Kilku bowiem wtedy zawodników nie tylko już posiadało znakomitą sprawność specjalną, ale dysponowało też specjalistycznymi cechami sportowymi potrzebnymi do uprawiania tej nieznanej jeszcze w Sosnowcu dyscypliny sportowej. Oczywiście, że tak jak i w innych dyscyplinach sportowych, również i w piłce ręcznej dochodziło do stosunkowo licznych zmian kadrowych wśród zawodników. Jedni więc sportowcy odchodzili z naszej drużyny, niektórzy na zawsze, inni po odejściu ponownie jeszcze powracali. A jeszcze innych stopniowo pozyskiwaliśmy, głównie jednak ze szkół z terenu Sosnowca. Ponieważ zmiany kadrowe były wówczas dość liczne, nie jestem więc obecnie w stanie aż po tylu latach odtworzyć motywu ich chronologicznego pozyskiwania i opuszczania barw klubowych. W pierwszym jednak historycznym składzie z września 1959 roku, gdy jeszcze trenerem był wówczas Józef Kopeć, to reprezentantami KS „Włókniarz” byli wyłącznie tylko zawodnicy jacy zostali utrwaleni na poniższym zdjęciu.

[Zdjęcie z 8 września 1959 roku wykonane w Sosnowcu, przy Alejach J. Mireckiego, na boisku KS „Włókniarza”. Na zdjęciu pierwsi w historii Sosnowca reprezentanci tego miasta w piłce ręcznej. Od lewej: Mirosław Łukaszczyk (już nie żyje), Marek Gierasimowicz (już nie żyje), Andrzej Bryła (już nie żyje), Janusz Maszczyk, Henryk Kandora, Ryszard Broen (już nie żyje), Jan Hamerlak (już nie żyje), Józef Kopeć i kapitan zespołu – Zdzisiu Wójcik (już nie żyje).]

[Powyżej i poniżej informacje prasowe z „Wiadomości Zagłębia”.]

 ****

Znakomitym bramkarzem w naszej sosnowieckiej drużynie był wtedy mój przyjaciel, Marek Gierasimowicz. Podjął się gry w naszym zespole chyba jednak nie z umiłowania do tej nieznanej mu dotąd dyscypliny sportowej, co raczej z goryczy jakiej w pewnej chwili doznał w swoim dotychczasowym piłkarskim Klubie Sportowym „Stal”. Marek był bowiem już wtedy reprezentacyjnym bramkarzem w kadrze Polski juniorów i jednocześnie też pierwszym znakomitym bramkarzem piłki nożnej w KS „Stal” w Sosnowcu. Jednak pewnego dnia, gdy jeszcze „Stal” była w pierwszej lidze, on z kolei będąc w niedyspozycji sprawnościowej (bolesna kontuzja łokcia), co się wielu sportowcom wielokrotnie przecież zdarzało i zdarza nawet obecnie, ponoć w trakcie spotkaniu z ŁKS z Łodzi nie obronił bramki i został za to przez trenera surowo w obecności innych kolegów odsunięty z boiska na ławę. Marek jako człowiek wyjątkowo ambitny, inteligentny i kulturalny, odebrał jednak ten trenerski gest jako wymierzony mu policzek i rozgoryczony tym faktem trafił wtedy do naszego klubu. Już wtedy piłkarska drużyna „Stal” Sosnowiec na dobre opuściła pierwszą ligę, a on jednak nadal na przemian jeszcze grał w piłkę nożną w tym klubie sportowym i w piłkę ręczną w KS „Włókniarz”. Pamiętam jak jeszcze przez kilka miesięcy leczył wtedy kontuzjowany łokieć, a lekarz dokonywał nawet w nim punkcji ściągając z opuchniętej już ręki wodę. Podobno urazu doznał wtedy na jednym z meczów piłki nożnej w „Stali” Sosnowiec. W tamtych latach jednak Marek nie spalił za sobą wszystkich mostów, spotykał się więc z wieloma piłkarzami z tego piłkarskiego klubu sportowego. Pamiętam jak w jego mieszkaniu, w pięknej kamienicy, przy ulicy 3 Maja, bywał wtedy w odwiedzinach znakomity piłkarz nożny Zbigniew Myga, a „Prezes” Czesław Uznański spotykał się z nim nawet na kawie w „Rexie”. W późniejszych latach Marek ukończył WSWF we Wrocławiu i był w tym samym czasie też bramkarzem w KS „Lotnik” we Wrocławiu. W kolejnych latach poświęcił się już wyłącznie tylko zapasom. Ponoć piastował w tym zrzeszeniu sportowym jakąś kierownicza rolę. Marek już jednak od co najmniej kilkunastu lat nie żyje. O Marku jednak tak jak o innych też wielu znakomitych sportowcach zapomniał Sosnowiec. Nie zapomniał jednak o nim Wrocław, gdzie corocznie pod jego imieniem są organizowane turnieje zapaśnicze.

W okresie, gdy trenerem naszej sekcji piłki ręcznej został Jan Suski, a nawet już nieco wcześniej, to Marek całkowicie już zerwał wszelkie kontakty z piłką nożną i poświęcił się już włącznie tylko piłce ręcznej W tym czasie podjął jednak niebywałą decyzję by grać jako rozgrywający, do czego się jednak absolutnie z wielu powodów nie nadawał. Pamiętam, że w ramach rekompensaty moralnej snuł plany, o czym ponoć tylko mnie w tajemnicy poinformował, by bramkarzem w naszej drużynie został Jan Powązka, który już wtedy był bramkarzem nożnym w KS. „Stal” Sosnowiec. Przeprowadzał nawet z nim jakieś utajnione rozmowy, gdyż Jan Powązka ponoć przed laty był też fenomenalnym bramkarzem szczypiorniaka, gdy jeszcze funkcjonował w Polsce szczypiorniak jako jedenastoosobowa dyscyplina sportowa. Jednak jak pokazały to najbliższe tygodnie Jan Powązka z nieznanych mi powodów jednak nie trafił do naszej drużyny. W konsekwencji graliśmy więc odtąd wszystkie kolejne spotkania dosłownie tylko z jednym, jedynym bramkarzem – Brunonem Gumułką. Co z punktu gry taktycznej jest nie tylko niedopuszczalne, ale wręcz nawet idiotyczne, gdyż żaden zawodnik z piłki ręcznej, a szczególnie bramkarz, nie jest w stanie być non stop skutecznym i to dosłownie w każdym spotkaniu, do tego jeszcze przez kilka lat. Podobnie błędne były też trenerskie decyzje bym ja obdarzony silnym rzutem, wyskokiem i wysokim wzrostem, grał cały czas wyłącznie tylko jako „kołowy”. Gdy tymczasem zawodnicy na pozycji rozgrywającego i na skrzydłach nie dysponowali wówczas ani silnym rzutem, ani wyskokiem, ani też nie potrafili w trakcie gry finezyjnie podać mi piłki. Większość więc bramek zdobywałem w trakcie ataku szybkiego. Tematu gry technicznej i taktycznej w tym króciutkim artykule nie będę już jednak dalej rozwijał, lecz skupię się raczej tylko na innych aspektach związanych z piłką ręczną – sekcji KS „Włókniarz”.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10

Bear