Janusz Maszczyk: Gdzie sportowcy z tamtych lat? Część 1.

Zachętą do brania udziału w tym pochodzie „pełnym szczęścia i radości” – przynajmniej w moim przypadku – był  podarowany wełniany dres z połyskującymi aluminiowymi zamkami błyskawicznymi, umocowanymi na spodniach i w bluzie. Takie same piękne i niespotykane w sportowym otoczeniu dresy otrzymały też wtedy wszystkie inne osoby, które tylko wyraziły zgodę na wzięcie udziału w tej manifestacji pierwszomajowej. Jak pamiętam, był to jedyny taki powojenny zakup, zresztą nadzwyczajny na tę konkretną okoliczność. Podobno te rarytasy pozyskano w wyniku wyjątkowej międzyresortowej koneksji fabrycznych zakładów pracy z branży włókienniczej. W tym celu do Fabrycznej Łodzi, po te dresy, a zwane wtedy owerolami, udała się nawet specjalna zakładowa partyjna delegacja, która uzgodniła warunki ich wykonania i finalnego zakupu. Jak później w kuluarach klubowych szeptano, miały ponoć służyć jako wabik zaofiarowany każdemu kto tylko weźmie udział w tym pochodzie. Przy występującej wówczas w polskim społeczeństwie biedzie, co już wyżej zasygnalizowałem, która objęła swymi mackami niemal każdą rodzinę, ten podarunek powitaliśmy więc niczym Dar Bożego Miłosierdzia. Górna więc część tego sportowego odzienia służyła wielu nam później jako wykwintny strój randkowy i paradny na wszelkich potańcówkach licealnych i w trakcie odwiedzin w kawiarni „Rex” i „Savoy”, co z kolei ze strony kierownictwa klubu było zdecydowanie negowane, wręcz nawet napiętnowane. Przewidywano bowiem, że pozyskane w drodze porozumień resortowych tak piękne wełniane odzienia powinny sportowcom służyć co najmniej przez kolejnych kilka następnych lat i to tylko w wyjątkowych jak to wtedy określano „odświętnych i uroczystych sytuacjach”. Dopiero później zadecydowano, że możemy też je wykorzystywać ale w trakcie spotkań mistrzowskich. Przypuszczam, że dzisiaj wielu wyczynowych sportowców opływających w luksusie, to co napisałem może nie tylko dziwić, ale nawet wywoływać też u nich pewne niedowierzanie. Absolutnie się jednak temu nie dziwię.

image007[Zdjęcie nr 4 z 1 maja 1954. Defilada 1 Maja ulicą Czerwonego Zagłębia w okolicy dworca kolejowego.Od lewej: w białych koszulkach sportowych maszerują – Urszulka Barańska, NN. W tyle od lewej w dresach sportowych: Barbara Legawiec (w okularach przeciwsłonecznych), Krzaczek (imię?), NN. W tyle w bluzach zdresu i białych spodniach, od lewej: – Józef Deżakowski, Przemysłw Jeziorowski, Legawiec (imię?). Jeszcze bardziej w tyle z chorągwią białą – symbolem Włókniarza – Artur Będkowski, a za panem Przemysławem Jeziorowskim – Janusz Maszczyk i NN (dobrze mi wtedy znany mieszkaniec z Placu Schoena; członek zarządu KS. „Włókniarz”)].

image008[Zdjęcie nr 5 z 1 maja 1954 roku. Ten sam fragment defilady co wyżej, ale utrwalony na zdjęciu w okolicy dietlowskiego osiedla mieszkaniowego przy dawnej ulicy Czerwonego Zagłębia, a obecnie ulicy 3 Maja. W pierwszym rzędzie od lewej: Barbara Legawiec, Krzaczek (imię?), NN. W drugim rzędzie od lewej: Józef Deżakowski, Przemysław Jeziorowski, NN (pracownik „Poltexu”; członek Zarządu), NN (członek Zarządu), Legawiec (imię?). W trzecim rzędzie od lewej: Artur Będkowski, Janusz Maszczyk, NN (członek zarządu KS. „Włókniarz”)].

[Zdjęcie nr 6 z 1maja 1954 roku. Ten sam fragment defilady co wyżej, ale utrwalony na zdjęciu w okolicy dietlowskiego osiedla mieszkaniowego przy dawnej ulicy Czerwonego Zagłębia, a obecnie ulicy 3 Maja. Z flagami resortowymi „Włókniarz” od lewej maszerują: Jerzy

image009Sprzączkowski, Andrzej Broen, Artur Będkowski, Janusz Maszczyk, NN (dobrze mi wtedy znany mieszkaniec z Placu Schoena; członek zarządu KS. „Włókniarz”)].

Jak zwykle prawda jednak tkwi w szczegółach. Każda dosłownie prawda o ile tylko jest przekazywana w formie obiektywnej. Dzisiaj więc już trudno dociec, czy w tej manifestacji 1 Maja, bądź co bądź ale wtedy jednak jednoznacznie politycznej, a nie o charakterze tylko wybitnie sportowej, Klub Sportowy „Włókniarz” wziął udział wyłącznie tylko z własnej inicjatywy, czy został przez władze polityczne miasta Sosnowca do tego zobligowany. Jedno jest pewne, że maszerujące w tym pochodzie znane mi bliżej osoby znałem tylko jako wyczynowych sportowców, bądź niektórych, czy niektóre, jako dopiero stawiających w tej profesji pierwsze kroki. Na tematy polityczne wśród sportowców bowiem się wtedy absolutnie nie dyskutowało. Natomiast o ile już dochodziło do konwersacji, to poruszano raczej tylko tematy związane z naszym codziennym życiem, naszymi troskami i osiągnięciami w życiu. Po prostu dominowały luźne, a nie polityczne tematy. Większość moich klubowych koleżanek i kolegów, była wobec mnie jednak zawsze ustosunkowana życzliwe, co pragnę wyraźnie podkreślić. Natomiast z kierownictwem klubu raczej utrzymywałem wtedy stosunki całkiem luźne, związane tylko ze sportem. Z drugiej jednak strony trudno jest zajrzeć do serc i sumień dosłownie każdego człowieka i merytorycznie do tego jeszcze określić jaki był wówczas osobisty ich stosunek do narzuconej nam Polakom nowej i nieznanej nam dotąd ideologii. Jedno jest pewne. Chcieliśmy już wreszcie wszyscy,tak po prostu jak to już po 1945 roku praktykowano na zachodzie Europy, po tej okrutnej okupacji niemieckiej, zupełnie już normalnie żyć. Jeden z maszerujących w śród nas – jak wspominał to później szeptem mój wujek – był ponoć nawet byłym Powstańcem Warszawskim. W 1944 roku został rozkazem Komendy Głównej Armii Krajowej zobowiązany do pozostania w gruzach Warszawy do czasu aż do niej wkroczy Armia Czerwona. Podobno tkwił w gruzach Warszawy z radiostacją do 1945 roku, a później ukrywał swą tożsamość w Sosnowcu. Czy te szeptane informacje polegały jednak na prawdzie obiektywnej, to tego dzisiaj trudno dociec, gdyż w tamtych latach im człowiek mniej wiedział tym bardziej mógł się czuć bezpiecznie. Zbytnie gadulstwo zresztą nigdy nie popłaca. Nie zapominajmy też o tym, że były to jeszcze lata, które historia jednoznacznie określiła jako „okres stalinowski”, wyjątkowy okrutny i antynarodowy i antypatriotyczny. Tego pojęcia politycznego nie muszę dzisiaj chyba nikomu tłumaczyć, gdyż wystarczy tylko zerknąć do publikacji książkowych, czy nawet tylko do artykułów opublikowanych na portalach internetowych, czy do Wikipedii, by z przerażenia zaniemówić. Ja i moja rodzina ten okres doskonale zapamiętaliśmy.

Ten wolny dzień od pracy zwany wówczas „Świętem Pracy” był niezwykle jednak wymowny, pełnym wszędzie łopoczących czerwonych flag i jednoznacznie brzmiących antynarodowo transparentów. Na jego tle reprezentanci KS „Włókniarz” nieśli natomiast tylko flagi biało czerwone i resortowe – włókiennictwa. Czy to był więc wtedy tylko przypadek?… Czy raczej była to celowo podjęta decyzja przez kierownictwo Klubu Sportowego „Włókniarz”?… I jeszcze jedno pytanie, które mimo woli też ciśnie się na usta. Czy to była też wtedy pierwsza i jedyna komunistyczna manifestacja, w której wziął udział KS „Włókniarz”, to tego też niestety ale nie wiem.

Pragnę jeszcze wspomnieć o jednym aspekcie ówczesnego życia społecznego, w większości przypadków nawet niedostrzegalnego w powojennych przekazach. W zdecydowanej większości klubów sportowych nie przywiązywano wtedy absolutnie żadnej wagi by zawodnicy zgrupowani w poszczególnych sekcjach podnosili swoje wykształcenie. Główny, o ile nie jedyny nacisk kładziono więc tylko na masowy rozwój sportu i rekreacji. To było szczególnie widoczne w tych klubach sportowych gdzie dominowały takie sekcje jak: piłki nożnej, bokserska, czy kolarska i inne. Jak po latach z dumą to zawsze podkreślał Edek Chalcarz, były mój przyjaciel z Pogoni, to w KS „Stal” Sosnowiec poza nim, żaden inny z piłkarzy nożnych nie dysponował dyplomem ukończenia studiów wyższych, a Edziu w tym przypadku był nietuzinkowym piłkarzem nożnym, gdyż reprezentował wtedy klub na pozycji obrońcy. Według jego przekazów ponoć w tym klubie sportowy byli natomiast i tacy co nie ukończyli nawet szkoły średniej. Edek kosztem treningów uzyskał wtedy dyplom ukończenia studiów wyższych w katowickiej Wyższej Szkole Ekonomicznej. Zupełnie natomiast inaczej to zagadnienie kształtowało się w KS „Włókniarz”, gdzie tylko jednostki nie posiadały jeszcze wtedy dyplomu wyższej uczelni, natomiast co najmniej kilka osób, bądź już dysponowało tytułem naukowym doktora, bądź były to osoby w trakcie jego pozyskiwania.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7

Bear