Janusz Maszczyk: Gdy śpiewały nam skowronki… Cz.3 – Polna droga i Szpital Pekiński

„POLNA DROGA”
Przez dziesiątki minionych lat, od drugiej połowy XIX wieku do lat przynajmniej 60. XX w., wiodła też w tej okolicy, a konkretnie to na okoliczne rozległe renardowskie pola i łąki, jeszcze inna droga, która na swej końcowej trasie łączyła się z „Dworską Drogą”, czyli dzisiejszą ulicą Kombajnistów. Starzy mieszkańcy zwali ją popularnie „Polną Drogą”, chociaż tak naprawdę to nią jednak faktycznie była, ale tylko na swym końcowym polnym odcinku.
Pokonywałem tę trasę tysiące, tysiące razy z rodzicami, a później z bratem, z kolegami i samotnie. Ta trasa, początkowo wiodła z sieleckiego „Renarda” i była w tamtych latach nieporównywalnie krótszą do pokonania niż ta wiodąca przed laty w przeciwnym kierunku, czyli w stronę dzisiejszego ronda Ludwika, poprzez znaczny fragment dawnej i coraz to bardziej ruchliwej i gwarnej ulicy G. Narutowicza i skrzyżowanie dzisiejszych uliczek Kukułek i Kombajnistów. Tą nowo wytyczoną już w XIX wieku drogą docierało się bowiem znacznie szybciej nie tylko z dworskich zabudowań „Renarda”, ale również z „Katarzyny”, Nowego Sielca i Placu Tadeusza Kościuszki do odległego „Katarzyńskiego Pekinu” i na łono malowniczych renardowskich uprawnych pól oraz rozległych pastwisk i stojących tam stodół. Oficjalnie zwano ją identycznie, nie wiem jednak dlaczego, jak tą z terenu „Renarda”, czyli uliczką Zamkową.
Tą niezmiernie króciutką trasą – jak ją jeszcze pamiętam – z dworskich zabudowań usytuowanych na „Renardzie”, zawsze pędzono na okoliczne nasycone zielenią pastwiska liczne stada koni i krów oraz ich potomstwo. Służyła też do konnego transportu z renardowskich pól ogromnych ilości zbiorów w postaci szeroko pojętych roślin pastewnych, zbóż i przeróżnych jeszcze innych płodów rolnych. Ten dworski trakt do dzisiaj już jednak nie przetrwał, ale głęboko, z wieloma detalami i nieprawdopodobnym sentymentem i romantycznymi wspomnieniami, tkwi i tkwi jeszcze głęboko zakodowany w moim mózgu. Jest wytyczony – jednak wyjątkowo nieprecyzyjnie – na poniższym fragmencie dawnego Planu Sosnowca z 1935 roku, jako ulica Zamkowa.


Z kolei na poniższym planie Michała Klenicy z 1907 roku, ten trakt dworski jest poprowadzony zupełnie innym szlakiem komunikacyjnym, który nawet nie uwzględnia ciągnącego się tam już wtedy głębokiego parowu, w którym już od 1886 roku poprowadzono z Kopalni „Hrabia Renard” dwutorową bocznicę kopalnianą, aż do samej „Wenecji” (dzisiejsza uliczka Chemiczna), gdzie z kolei ta długa niczym wąż boa bocznica była już wtedy podłączona do głównej trasy Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. Tym wiodącym na skróty traktem na tej mapie jest z kolei droga, ale oznakowana na mapie jako „Ulica”. Z kolei przez mieszkańców po prostu zwana była jako „Polna Droga”.


Ten malowniczy szlak dworskiego traktu zaczynał się na terenie „Renardowskiego Dworu” i początkowo piął się pod górkę uliczką G. Narutowicza, aż do samego kopalnianego wiaduktu kolejowego, co doskonale jest widoczne na powyższym zdjęciu nr 21.Jezdnia dawnej uliczki G. Narutowicza – jak pamiętam – już w okresie okupacji niemieckiej, była wybrukowana tak zwanymi „kocimi łbami”. Podobno pokrycie jezdni „kocimi łbami” nastąpiło jednak już za czasów II Rzeczypospolitej Polski.
Na utrwalonym zdjęciu (nr 21), poza bocznicą kolejową, po prawej stornie przebiega właśnie uliczka Zamkowa. Proszę nazwy tej uliczki jednak absolutnie nie mylić z inną ulicą o tej samej nazwie, ale położoną na terenie „Renarda”. Ta z kolei uliczka przez mieszkańców zwana była popularnie „Polną Drogą”. Obok niej od strony zalegających aż po horyzont pól renardowskich, na tym wyjątkowo króciutkim odcinku, były jeszcze wtedy usytuowane rzędami malutkie, tulące się do ziemi, pełne ludzkiej biedy, nędzne zabudowania fornalskie. Niskie, prawie wszystkie identyczne, o skośnych dachach, pokrytych papą, z malutkimi, umieszczonymi, tuż, tuż nad ziemią okienkami, otoczone drewnianymi powykrzywianymi płotami. Pozbawione całkowicie kanalizacji i wodociągów, z pojedynczymi „wychodkami” usytuowanymi na zewnątrz, lub wtopionymi w ciąg przydomowych komórek. Były przez lata własnością dawnego Gwarectwa „Hrabia Renard”. Są zaznaczone na mapie w postaci 5. podłużnych prostokącików – obok czerwonego kółka – patrz plansza nr 34. W jednym prostokąciku było usytuowane około od 6 – 10 domków. Dokładnej ilości stojących w jednym rzędzie zabudowań już jednak nie pamiętam.
„Polna Droga” w okresie okupacji niemieckiej na odcinku około od 200 do 300 metrów była już jednak pokryta „kocimi łbami” i po minięciu tego odcinka skręcała nagle pod ostrym kątem w stronę renardowskich pól. Po dalszych około 100 metrach ponad nią zawieszony był kopalniany wiadukt. Poza wiaduktem wiła się już dalej w polach jako typowa wiejska droga. Przede wszystkim na tym odcinku, była już piaszczysta, pełna malutkich porozrzucanych niemal wszędzie kamieni, bruzd, dziur i przeróżnych innych jeszcze nierówności. Prawie nieprzejezdna dla pojazdów mechanicznych. Jak pamiętam, to pokonywały ją tylko konne pojazdy. Ten ostatni wybitnie polny odcinek, gdy już łączy się z „Dworską Drogą”, a obecna ulicą Kombajnistów, jest doskonale widoczny po prawej stronie żużlowej „Katarzyńskiej Hałdy” na pozyskanym zdjęciu nr 36.

[Własność: www.fotopolska.eu
Zdjęcie nr 36 pochodzi z lat 60. XX wieku. Po prawej stronie zdjęcia, obok stożkowej i białej niczym śnieg katarzyńskiej hałdy, widoczne są ostatnie fragmenty tej opisywanej polnej dworskiej drogi, która w końcowej fazie łączyła się też z dawną „Dworską drogą” (dawną drogą zwaną jako Zagórska), a obecną ulicą Kombajnistów.]
„SZPITAL PEKIŃSKI”

Od renardowskiej„Dworskiej drogi” (dzisiejsza ulica Kombajnistów) już w XIX wieku poprowadzono w kierunku wschodnim klepiskową wiejską drogę (dzisiejsza ul. gen. M. Zaruskiego), by na jej najwyższym wzniesieniu postawić w 1892 roku szpital, który przez kolejne miejscowe pokolenia był popularnie określany jako „Szpital Pekiński”, lub „Pekiński Szpital”.Drogę po dwóch stronach obsadzono drzewami owocowymi – wiśniami; podobnie jak odcinek drogi koło „Pekińskiego Cmentarza” (dzisiaj ul. Braci Mieroszewskich). Te trakty, podobnie jak i inne alejki obsadzone drzewami owocowymi wyglądały szczególnie bajecznie porą wiosenną, w okresie kwitnienia drzew owocowych. W latach 60.-70. XX w., ku zaskoczeniu i zdziwieniu okolicznych mieszkańców, wszystkie jednak drzewa co do pnia, doszczętnie wycięto. Obszary rolne leżące po dwóch stronach tej drogi należały też kiedyś do „Gwarectwa hr. Renarda”, z tym, że w kierunku południowym prywatne renardowskie dobra rolne ciągnęły się aż do obecnej ul. Kukułek; niektórzy twierdzą, że jeszcze dalej, bo aż niemal do samej Dańdówki. Natomiast północną granicą administracyjną renardowskich dóbr ziemskich i Sosnowca były wtedy zabudowania usytuowane przy dzisiejszej lokalnej ulicy J. Makowskiego. Celem zobrazowania tych wywodów może ten tekst jeszcze poszerzę o następującą informację. Jeszcze w końcowych latach 50. i pierwszych latach 60. XX wieku okolice dzisiejszej narciarskiej górki i „Parku Środulskiego” były terenami typowo rolnymi, gdzie głównie uprawiano ziemniaki. Były to jednak już czasy, gdy kompleks dworsko-rolny dawnego „Gwarectwa hr. Renarda” został upaństwowiony i należał już do PGR Sielec i podlegał KWK. „Sosnowiec”.

[Zdjęcie autora nr 37, po prawej stronie – dawne bloki mieszkalne, głównie dla personelu szpitalnego, do października 1938 roku jako własność Zjednoczonych Zakładów Górniczo – Hutniczych MODRZEJÓW – HANTKE Spółka Akcyjna. W późniejszych latach lokatorami byli też ludzie niezatrudnieni już w tym w szpitalu.]


[Zdjęcie autora nr 38 wykonane od strony północnej – po lewej stronie widoczne częściowo te same bloki mieszkalne co na zdjęciu nr 37, a po prawej stronie typowe stare i zabytkowe komórki. Ta sama struktura ceglana pokrywa bloki mieszkalne, komórki i resztki dawnego muru szpitalnego. Taki materiał budowlany na terenie Sosnowca produkowała wówczas wyłącznie tylko Huta „Katarzyna”. To są cegły odpadowe żużlowe związane z produkcją w wielkich piecach hutniczych.]

[Zdjęcie autora nr 39, po lewej stronie – teren po dawnym „Szpitalu Pekińskim”. Widoczna podmurówka to pozostałość po dawnym wysokim na około 3 metry murze, który przez dziesiątki lat okalał ten stosunkowo rozległy szpitalny teren. Na terenie byłego szpitala widoczne są też jeszcze stare kasztanowce i wystające z ziemi resztki dawnych urządzeń szpitalnych.]

Szpital od samego początku, czyli z chwilą jego uruchomienia w 1892 roku, według ustnych przekazów, a pozyskanych od wielu osób, był ponoć utrzymywany przez Gwarectwo Hrabia Renard”. Piszę o tym dlatego, gdyż taka opinia funkcjonuje dalej do dzisiaj wśród mieszkańców z Sielca i Katarzyny. Funkcjonuje też jednak odmienna relacja, bardziej realna.Według przekazów rodzinnych, ten położony w szczerych polach szpital był od samego początku na pewno własnością leżącej kilkaset metrów na zachód Huty „Katarzyna”, przynajmniej jeszcze do czasów zaborów Rosji carskiej, gdyż nawet stał na gruntach Huty „Katarzyna”. Nie potrafiono jednak nigdy mi wtedy precyzyjnie określić, kiedy tak naprawdę przejęło go na własność miasto. Wtedy to właśnie, według wspomnień rodzinnych, spełniał tylko rolę typowego szpitala wielooddziałowego, ale ponoć niebawem już tylko zakaźnego. W niektórych jednak źródłach pisemnych oraz przekazach ustnych określa się, że od samego początku był tylko szpitalem zakaźnym. Gdzie więc tkwi błąd?… Pod koniec XIX wieku na terenach Sosnowca wybuchła zaraza cholery. Choroba miała niezwykle ostry przebieg i swymi mackami obejmowała coraz to większą liczbę miejscowej ludności. Wtedy zdecydowano, by leżący daleko poza miastem, aż w szczerych polach, cały „Szpital Pekiński” zamienić tylko na szpital zakaźny. Umieralność na cholerę była wtedy stosunkowo duża, więc celowo, by nie wzbudzać paniki wśród ludności, utajniano wiele szczegółów z procesu rozprzestrzeniania się tej choroby. Utajnianie było tak skuteczne, że do dzisiaj z tamtych lat odnotowano więc tylko odpryski o ofiarach, jakie zbierała wśród tutejszej ludności ta niezwykle ostra i zakaźna choroba przewodu pokarmowego. Przerażenie personelu lekarskiego i pielęgniarek, a szczególnie zaborcy carskiego oraz skutki tej strasznej choroby spowodowały, że w końcu Huta „Katarzyna”, według innych „Gwarectwo hr. Renarda”, zostały wprost zmuszone do założenia niemal na tyłach tego szpitala specjalnego cmentarza, gdzie chowano bezimiennie i bez rozgłosu zmarłych pacjentów na tę chorobę. Tym specyficznym miejscem pochówków jest właśnie „Cmentarz Pekiński”. Cmentarz z chwilą, gdy zaczęto na nim grzebać już pierwszych zmarłych na tę straszną chorobę został całkowicie zamknięty dla osób postronnych. Część osób z mojej rodziny i znajomi twierdziło, że był zamknięty tylko przez kilka lat, a inni, że znacznie dłużej, nawet przez dwadzieścia lat. Pozyskane przekazy są jednak tylko ustne i nie zostały nigdy zweryfikowane, i potwierdzone przez dokumenty urzędowe. Czy te szeptane informacje powtarzane w latach II Rzeczypospolitej Polski polegały więc jednak na prawdzie?…
W latach 1918 – 1919 w Europie wybucha kolejna epidemia, tym razem grypa o charakterze pandemicznym, zwana potocznie „hiszpanką”. Już wkrótce ta choroba dociera też w końcu i do Sosnowca. Pod koniec 1918 roku, a zwłaszcza w 1919 roku, ta nowa zakaźna choroba osiągnęła apogeum śmiertelności.Podobno wszystkie osoby, które były nawet tylko podejrzane o tę chorobę izolowano od rodziny i umieszczano na dalszym leczeniu w specjalistycznym zakaźnym „Szpitalu pekińskim”. Równocześnie została podjęta decyzja, by wokół tego szpitala utworzyć specjalną higieniczną strefę bezpieczeństwa, aby ta choroba dalej się już nie rozprzestrzeniała.Ta strefa higieniczna, jak autorowi jest wiadome, objęła na pewno „Katarzynę” i Sielec, a być może i częściowo Konstantynów. Bowiem w okresie, gdy ta zakaźna choroba zabierała życie kolejnym ludziom, to całe rodziny z osiedla katarzyńskiego, niezależnie od płci i pokrewieństwa oraz wieku, razem zmuszano do wspólnych prysznicowych – kąpieli w parowej łaźni osiedlowej sieleckiego „Renarda”, a ich odzież natychmiast palono. W tych zbiorowych profilaktycznych kąpielach antypandemicznych uczestniczyła też moja rodzina ze strony mojej mamy – Stefani Maszczyk, z domu Doros, z Katarzyńskiego osiedla mieszkaniowego. Taką specyficzną profilaktykę higieny stosowano ponoć w roku 1919, by zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się zarazków „hiszpanki”. Podobno w roku 1920 choroba ta została już na tyle opanowana, że nie odnotowano już dalszych śmiertelnych zgonów na terenie Sosnowca.
****
Z epidemią grypy pandemicznej, szpitalem i cmentarzem związany jest jeszcze jeden zagadkowy, do końca jednak nie rozpoznany w dokumentach urzędowych incydent. Otóż! W latach 40. XX wieku, gdy już dorastałem, mój wujek Stanisław Doros przekazał autorowi niezwykłe wspomnienia związane z pandemiczną grypą „hiszpanką”. Ten ustny przekaz traktuję jako wyjątkowo wiarygodny. Osoba ta była niezwykle uzdolniona w zakresie nauk ścisłych, szczególnie jednak z dziedziny matematycznej. Wykazywała też ponadprzeciętne zainteresowania historią i literaturą Polski. W okresie II Rzeczypospolitej był księgowym w dyrekcji Kopalni Węgla Kamiennego „Kazimierz”, zanim tę kopalnię połączono z KWK „Juliusz”. Później, aż do śmierci pracował w księgowości kopalni „Gwarectwa hr. Renard” (po 1945 KWK „Sosnowiec”). Temat ten jest wyjątkowo rozległy i ciekawy. Możliwe, że kiedyś do niego jeszcze powrócę. Według tej osoby, wyjątkowo zresztą drogiej mojemu sercu, to zmarłych w 1919 roku z zakaźnego „Szpitala Pekińskiego” na grypę pandemiczną hiszpankę chowano też na pobliskim „Cmentarzu Pekińskim” i to z pominięciem typowego całego ceremoniału pogrzebowego, jaki zwykle towarzyszy osobom zmarłym i wierzącym. Pogrzeb przede wszystkim był pozbawiony kroczącego za trumną księdza. W kondukcie żałobnym mogła też ponoć tylko uczestniczyć jedna osoba z rodziny zmarłego. Zanim zmarłego jednak w trumnie przewieziono ze szpitala na leżący w zasięgu wzroku pobliski cmentarz, to grabarz już wcześniej wykopywał pochówkowy dół. Ponieważ śmierć na hiszpankę dotykała wiele osób, więc ponoć zdarzało się, że zapobiegliwy grabarz już wcześniej wykopywał co najmniej kilka dołów, gdzie miały być pochowane ofiary tej szalejącej grypy pandemicznej. Już znacznie wcześniej wykopany dół, jak i pobliski teren był przez specjalną ekipę sanitarną niezwykle starannie spryskiwany płynnym wapnem. Dopiero wówczas spryskaną też wapnem trumnę opuszczano do ziemnego grobu. Co jest jednak ciekawe i powinno też budzić zastanowienie? Tych miejsc pochówków nigdy nie zaznaczano imiennymi tabliczkami, ani nie odnotowano tego w żadnych księgach urzędowych. Takie ponoć prymitywne i kuriozalne środki higieniczne związane z ceremonią pogrzebową wtedy stosowano. Osoba, która mi to kilkadziesiąt lat temu przekazała, była naocznym świadkiem takich niezwykłych ceremonii pogrzebowych. Ponoć w czasie I wojny światowej wytypowana z urzędu już w kilku specyficznych ceremoniach uczestniczyła na Kielecczyźnie. Uczestnictwo wujka w tych pochówkach, ktoś zapewne wtedy skrupulatnie odnotował, gdyż jak wspominał jeszcze raz jako „specjalista” został zobowiązany do brania udziału w ceremoniach pogrzebowych, ale tym razem już w Sosnowcu na „Cmentarzu Pekińskim”.
****
Jak wynika z pozyskanego „Sprawozdania z działalności Socjalistycznego Magistratu m. Sosnowca za okres od 1925 – 1928”, miasto Sosnowiec do roku 1925 nie posiadało ani jednego własnego gmachu szpitalnego5/. Do tego czasu szpitale znajdowały się bowiem tylko w budynkach dzierżawionych przez miasto Sosnowiec. Dopiero od Zjednoczonych Zakładów Górniczo Hutniczych, Modrzejów – Hantke Spółka Akcyjna „31 grudnia 1925 roku miasto nabyło za sumę zł. 140.000 posesję szpitala na Pekinie obejmującą 623 pręty placu zabudowanego, budynek szpitala, dom mieszkalny, portiernię, stajnię, mieszkania służby i pralnię. Wartość asekuracyjna samych budynków zł. 326.280”. Koniec oryginalnego cytatu. Już w roku 1927 zakupiony budynek szpitala został więc ze środków miejskich gruntownie odnowiony. Dopiero w tym samym ponoć czasie ciągnącą się obok szpitala wiejską, klepiskową drogę zastąpiono nowo wybudowaną „szosą o długości 1480 metrów kosztem zł. 115.529”. Koniec oryginalnego cytatu. W rzeczywistości jednak była to ta sama jak dawniej wiejska jednopasmowa wąziutka droga, pozbawiona nawet po dwóch stronach chodników dla pieszych, teraz tylko utwardzona kruszywem z kamienia wapiennego. Równocześnie zadbano też o bardziej nowoczesne, jak na tamte odległe lata, wyposażenie nowo zakupionego szpitala. Zakupiono więc – jak wynika to z powyższego już cytowanego sprawozdania Magistratu – na jego potrzeby niezbędny, a nieistniejący dotąd wysokiej jakości sprzęt: – „aparat Roentgena, pantostat, lampę kwarcową, lampę Solux; potem zakupiono 30 nowych łóżek jednego typu oraz po trzy komplety bielizny na każde łóżko i dla każdego chorego”. Koniec oryginalnego cytatu. W tym okresie czasu szpital posiada już „50 łóżek etatowych, w tym 25 dla dorosłych i 25 dla dzieci i ma trzy oddziały: dziecinny, chirurgiczny i wewnętrzny”. Koniec oryginalnego cytatu. Z perspektywy czasu uważam, że jako ciekawostkę warto też podać dalsze odnotowane w tym dokumencie osiągnięcia sosnowieckiego Magistratu, tym bardziej, że stosowana w nim lingwistyka jak na współczesne czasy jest raczej kuriozalna. Okazuje się bowiem, że w 1925 roku, w tym samym „Szpitalu Pekińskim”- „leczyło się 519 osób, w tym 130 mężczyzn, 194 kobiet i 195 dzieci. Dokonano w ciągu roku 195 różnych operacji. W 1925 roku wydatkowano na utrzymanie szpitala zł. 91.082.86. W 1926 roku leczyło się w szpitalu 620 osób, w tem 201 mężczyzn, 221 kobiet i dzieci 197 . Dokonano w ciągu roku różnych operacji 226. Wydatkowano na utrzymanie szpitala 130.673.06 zł. W 1927 roku leczyło się w szpitalu 704 osoby, w tem: mężczyzn 211, kobiet 241 i dzieci 252. Dokonano w ciągu roku różnych operacji 292. W ciągu roku wydatkowano na utrzymanie szpitala 154.886.78 zł”. Koniec oryginalnego cytatu. Prawdopodobnie już w 1925 roku po porozumieniu się z Dąbrową Górniczą postanowiono obok wznieść też szpital zakaźny, oddzielnie jednak dla każdego miasta. W tym celu zwrócono się do koncernu „Hrabia Renard” o wykupienie na terenie Pekinu nowych gruntów. Na skutek jednak kategorycznej odmowy – jak to wynika z tego samego powyższego cytowanego już sprawozdania Magistratu – władze miasta Sosnowca wystąpiły na drogę wywłaszczeniową. Jednocześnie przystąpiono do remontu stojących tu już baraków szpitalnych. Do wyremontowanego i pachnącego jeszcze lakierami szpitala zakaźnego przyjmowani byli więc nie tylko mieszkańcy z Sosnowca, ale też z okolicznych miast. Według cytowanego już wyżej sprawozdania Magistratu m. Sosnowca, w tym czasie:„Szpital posiada 60 łóżek etatowych i ma dwa oddziały: oddział dla chorych zakaźnych i oddział dla chorych gruźliczych. Przy szpitalu w 1925 i 1926 r, był oddział specjalny dla chorych wenerycznych, w 1927 r. oddział ten został zlikwidowany, z powodu uruchomienia wspólnego szpitala wenerycznego Zagłębia w Będzinie. W 1925 r. leczyło się w szpitalu 446 osób, w tem, 126 mężczyzn, 297 kobiet i 23 dzieci. Na utrzymanie szpitala zakaźnego wydatkowano 62.32010 zł.W 1926 r. leczyło się w szpitalu zakaźnym 656 osób, w tem: 168 mężczyzn, 448 kobiet i dzieci 40. W ciągu roku wydatkowano na utrzymanie szpitala zakaźnego złotych 86.751.08 Wydatki na szpital zakaźny zmniejszyły się z powodu tego, że osoby wenerycznie chore, leczyły się w 1927 w szpitalu Wenerycznym w Będzinie, w 1926 r. w barakach. W 1927 roku wydatkowano za leczenie wenerycznie chorych 55.134 zł”. Koniec oryginalnego cytatu.
Pozwalam sobie poniżej przytoczyć jeszcze jeden cytat zawierający nietypowe lingwistyczne zwroty z tamtych jakże już odległych nam czasowo sentymentalnych i romantycznych dwudziestych lat XX wieku, tym razem z dziedziny ambulatoryjnej i dotyczące warunków pobytu w Domu Niemowląt. Podobno obok szpitala na Pekinie mieścił się już wtedy „Dom Niemowląt na 30 miejsc”. Według cytowanego już kilka razy sprawozdania Magistratu m. Sosnowca został on ponoć „przeflancowany z Aleji przez p. Michla do trzech ubikacji po dawnem ambulatorjum Huty „Katarzyna” przy szpitalu na Pekinie. Brak jakichkolwiek urządzeń higjenicznych poza temi trzema ubikacjami, służącemi za sypialnię, jadalnię, bawialnię, łazienkę dla 30 dzieci, brak dostatecznej ilości inwentarza i bielizny, stare, połamane, zardzewiałe i zapluskwione łóżka. Oto charakterystyczna cecha Domu Niemowląt z przed 3 lat. Nic dziwnego, że w tych warunkach śmierć święciła swoje tryumfy. Zabrano się do pracy: w 1926 r. zakupiono nowe, wygodne na siatkach łóżeczka, w 1927 r. przeniesiono Dom Niemowląt do oddzielnego budynku, zajmowanego dawniej przez lekarza. Budynek ten gruntownie przerobiono, odnowiono, urządzając w nim kanalizację, wodociągi, pokój kąpielowy itd., podwyższając zarazem ilość miejsc do 40. Ze względu na przepełnienie i stale rosnące potrzeby w 1928 r. zbudowane nowe pomieszczenie dla 80 dzieci, urządzając go według wszelkich najnowszych zasad techniki i higjeny stosowanych zagranicą”. Koniec oryginalnego cytatu. Niezależnie od tych „odkrywczych” wizji poniżej pozwalam sobie zaprezentować ciekawy tekst z Dziennika Polonia z 7 grudnia 1938 roku6/.


[Tekst dotyczący „Szpitala pekińskiego”, opublikowany w Dzienniku „Polonia” 7 grudnia 1938 roku.]


[Zdjęcie nr 40. Źródło Narodowe Archiwum Cyfrowe: sygnatura: 1 –C – 586; podpis pawilon dla chorych na gruźlice szpitala w Sosnowcu – wzniesiony w 1935 roku.
Uchwycono tylko fragment pawilonu. Z oryginalnego zdjęcia NAC autor w miarę swych możliwości usunął zabrudzenia, o czym lojalnie informuję.]
Prawdopodobnie w roku 1935, obok leżącego w szczerych polach dawnego prymitywnego „Szpitala Pekińskiego”, wzniesiono nowoczesny jak na tamte już lata pawilon dla chorych na gruźlicę, którego tylko fragment jest zaprezentowany na zdjęciu nr 40, a pozyskanym jak zwykle bezproblemowo z Narodowego Archiwum Cyfrowego z Warszawy. Obecnie bardzo już trudno ustalić jak daleko w okresie II Rzeczypospolitej Polski zaawansowane były prace budowlane przy wznoszeniu, a później jeszcze modernizacji tego nowoczesnego pawilonu przeciwgruźliczego. Na pewno coś istotnego do tej sprawy mogli by wnieść jego pacjenci i personel szpitalny, czy osoby odwiedzające wtedy chorych, ale dzisiaj już większość z tych ludzi nie żyje, a z innymi, którzy są już w wyjątkowo podeszłym wieku, nie mogę nawiązać kontaktu. Wprawdzie według przekazów rodzinnych za wysokimi i niedostępnymi dla ludzkich oczów murami coś tam w okresie II Rzeczypospolitej Polski„robiono”, jednak fatum śmiertelnej choroby gruźliczej było w tamtych latach tak niewyobrażalnie przerażające i paraliżujące ludzką wyobraźnię, że nikt przy zdrowych zmysłach nawet sobie nie wyobrażał, by przekroczyć portiernię, czy bramę szpitalną, i by samemu się przekonać co za tymi wysokimi murami tak naprawdę się buduje. Stąd bierze się u autora tego tekstu tak zawężona wiedza z przekazów rodzinnych oraz pozyskana od znajomych i kolegów oraz przyjaciół. Natomiast z przebiegającej obok drogi, zwanej przez mieszkańców dworską, leżące poza wysokim murem i znacznie dalej, bowiem już w parku szpitalnym zabudowania szpitalne nie były w ogóle dostrzegalne (w niektórych dokumentach tę prymitywną dworska drogę określa się mianem – szosy).
W marcu 2015 roku pozyskałem z Archiwum Państwowego w Kielcach „Projekt rozbudowy Pawilonu Przeciwgruźliczego przy Szpitalu Miejskim na Pekinie w Sosnowcu 7/. Młode pokolenie sosnowiczan i setki tysięcy przyjezdnych mogą zadać pytanie – skąd takie dokumenty pojawiają się jednak w Państwowym Archiwum w Kielcach? Pragnę więc z przypomnieć, że w okresie II Rzeczypospolitej Polski zarówno Sosnowiec, jak i Zagłębie Dąbrowskie były integralną cząstką rozległego kiedyś terytorialnie Województwa Kieleckiego. Poniżej przesłane plany:

Z opublikowanego pierwszego dokumentu Państwowego Archiwum w Kielcach wynika, że podłużny szpitalny pawilon (na planie całkiem w lewym dolnym rogu) faktycznie już stał od 1935 roku, a przesłany plan dotyczy tylko dobudowania po jego dwóch stronach dodatkowych zabudowań pawilonowych (oznaczonych kolorem czerwonym). Możliwe, że w trakcie dobudowywania tych dwóch po bokach fragmentów pawilonowych, dodatkowo zmodernizowano też jeszcze raz cały pawilon przeciwgruźliczy.
Ten nowoczesny fragment pawilonu przeciwgruźliczego jak na owe lata (zdjęcie nr 40) jest też zaznaczony, jednak niezbyt precyzyjnie, obok dawnego „Szpitala Pekińskiego” na prezentowanym Planie Sosnowca z 1935 roku. Może warto jeszcze wspomnieć, że prawdopodobnie od października 1938 roku do 31 sierpnia 1939 roku władze polskie nie zdążyły już jednak tego nowoczesnego i zmodernizowanego pawilonu w całości wykończyć, gdyż 4 września 1939 roku do Sosnowca wkroczyły formacje niemieckie SS Germania i Sosnowiec terytorialnie został włączony do III Rzeszy Niemieckiej. Według logicznego toku rozumowania, zaawansowaną budowę tego Przeciwgruźliczego Pawilonu Szpitalnego starano się więc prawdopodobnie całkowicie ukończyć podczas okupacji niemieckiej, podobnie jak budowę muru i bramy wiodącej na teren mieszkalny i rozbudowę przyległej infrastruktury, obiektów leżących już poza typowymi obiektami szpitalnymi, o czym więcej poniżej. Tym bardziej, że Niemcy wyjątkowo poważnie traktowali wszystko to co wiązało się z chorobami zakaźnymi, a tym bardziej z nieuleczalną chorobą płucną, jaką była jeszcze wtedy gruźlica. Tematyka rygorystycznego traktowania wszelkich zagrożeń zakaźnych przez niemieckiego okupanta jest wprost doskonale znana starszemu pokoleniu, więc jej w tym artykule nie poszerzam. Niektórzy z młodego pokolenia moich rodaków mogą jednak zadać sobie istotne i logiczne pytanie – czy okupanta niemieckiego było na to stać i to w tym samym niemal czasie, gdy rozpętał wojnę i prowadził też walkę na wielu frontach prawie z całym cywilizowanym światem?… Odpowiem króciutko. Tak! W samym bowiem tylko Sosnowcu, oprócz przeróżnych remontów użyteczności społecznej, okupant niemiecki wybudował nawet w Sielcu basen kąpielowy (lata 1943 – 44), na tyłach dawnego pałacu Schoena, podobnie jak zaawansowane były już prace przy rozbudowie „Domu NSDAP” obok willi i gmachu Gestapo i Kripo przy uliczce Żytniej na Pogoni. Ten gmach w formie jednak niewykończonej jako Dom Społeczny (po 1945r.Dom Kultury ”Górnik”) już tam stał od czasów II Rzeczypospolitej Polski8/. Oczywiście, że podobnych przykładów autor mógłby podać jeszcze wiele.
Co się jednak okazuje?… Wbrew zatwierdzonemu przez Urząd Wojewódzki w Kielcach projektowi, Pawilon Przeciwgruźliczy nie został jednak nigdy w całości rozbudowany tak jak to widnieje na przesłanym do autora z Kielc zatwierdzonym już projekcie. Pod koniec lutego 2015 roku pozyskałem bowiem plan miasta Sosnowca z lat 50. XX wieku, z którego jasno i czytelnie wynika, że nie zdołano jednak wybudować części pawilonowej od strony zachodnie, czyli od strony dawnej Huty „Katarzyna”, co doskonale jest widoczne na poniższym wycinku planu Sosnowca z opisywanych lat.

[Powyżej fragment planu miasta Sosnowca z lat 50. XX wieku. Plan niezbyt precyzyjnie opracowany, szczególnie dotyczy to trenów szpitalnych i przyszpitalnych: trzech budynków mieszkalnych, podwórka i ogródków działkowych (wydzielony teren ogródków działkowych jest jednak wyraźnie zaznaczony). Na planie natomiast wyraźnie jest widoczne wykończenie tylko zachodniej części Pawilonu Przeciwgruźliczego (ta część od strony Klimontowa; proszę porównać z powyższym planem pozyskanym z Państwowego Archiwum w Kielcach).]

W okresie II Rzeczypospolitej, w pobliżu tego wielkiego terenu szpitalnego, wybudowano też zabudowania mieszkalne i typowe jak na owe czasy komórki, które powykrzywiane jak schorowany stary człowiek przetrwały jednak jakimś cudem do dzisiaj (patrz zdjęcie 38). Co jest jednak w tym wszystkim ciekawe?… Ano to, że te wymienione zabytkowe zabudowania postawiono dosłownie z tej samej żużlowej wielkopiecowej cegły, co i mury ogradzające ten wielki kompleks szpitalny, podobnie jak wiele wówczas różnego typu budowli w tamtej okolicy: budynki mieszkalne i fabryczne, mury okalające fabryki, itd., itp. w okolicy Katarzyny i Konstantynowa. Taką cegłę, jako produkt odpadowy z żużlowego wielkiego pieca produkowała już wtedy Huta „Katarzyna”. Na zasadach domniemania można się więc pokusić w stwierdzeniu, że w dalekiej przeszłości szpital jak i sąsiednie zabudowania były faktycznie jednak kiedyś własnością Huty „Katarzyna”.
Te zabudowania oraz komórki, podwórko i ogródki pracownicze jak wynika z dokumentów, położone od strony Klimontowa, przynajmniej w 1938 roku były już jednak własnością Zjednoczonych Zakładów Górniczo – Hutniczych MODRZEJÓW I HANTKE Spółka Akcyjna (utrwalone na zdjęciach 37,38 i 39). Cały teren szpitalny, odkąd tylko sięgam pamięcią w głęboką przeszłość, był zawsze wprost wyjątkowo strzeżonym obiektem i jedyne dosłownie do niego wejście wiodło poprzez malutki budyneczek portierni i obok usytuowaną dwuskrzydłową bramę. Ta portiernia i brama była też odkąd tylko pamiętam zawsze bardzo pilnie strzeżona przez wytypowanych portierów. W okresie okupacji niemieckiej nawet przez uzbrojonych, po cywilnemu jednak odzianych osobników. W późniejszym okresie czasu, tereny szpitalne zadrzewiono kasztanami, które z biegiem lat tak się rozrosły, iż obecnie prezentują się wyjątkowo okazale, niczym w bajkowym parku. Niektóre źródła pisemne podają, że w 1922 roku szpital został przemianowany na „Szpital dla dzieci z Zagłębia Dąbrowskiego” (patrz Internet – Karol Zahorski). Co do tego stwierdzenia mam jednak uzasadnione wątpliwości. Możliwe, że autorowi tych internetowych wypowiedzi chodziło tylko o tak zwany „Dom Niemowląt”. W następnych okresach czasu, szpital już tylko spełniał rolę placówki wielooddziałowej, a tylko nowo wybudowane pawilony dostosowane były dla potrzeb chorób zakaźnych, głównie szalejącej wówczas gruźlicy.
* * * *
Z tym szpitalem na Pekinie, a raczej z jego kostnicą, która w tym samym miejscu tkwiła od samego XIX wieku, są związane wprost niesamowite historie, dzisiaj w ogóle zapomniane. Jedną wersję pozwolę sobie sprecyzować teraz, a drugą w poniższym tekście tego artykułu. Lokalizacja kostnicy jest też widoczna całkiem na samym dole po lewej stronie na „Projekcie rozbudowy pawilonu przeciwgruźliczego z Urzędu Wojewódzkiego w Kielcach”.
Warto więc o związanej z kostnicą historii wspomnieć, tym bardziej, że dzisiejsi historycy już raczej do niej nigdy nie nawiążą. Otóż! Po krwawym i okrutnym morderstwie Polaków na dziedzińcu Huty „Katarzyna” w dniu 9 lutego 1905 roku, ich ciała zostały potajemnie przewiezione do dwóch kostnic – do kostnicy przyszpitalnej w Sielcu i na Pekin. Podobno ciała zastrzelonych Polaków znajdowały się też przed bramą huty, gdyż strzelano do demonstrantów z górki, od strony żużlowej hałdy. Która z tych wersji skąd padły śmiertelne strzały polega na prawdzie, to obecnie już trudno dociec. W każdym bądź razie zmasakrowane ciała, bez powiadomienia rodzin, wrzucono następnie na platformę. Z kolei zamordowanych Polaków przewożono – jak mi to wspominali w latach 40. XX w. dziadkowie i wiekowi już mieszkańcy z osiedla fabrycznego z Katarzyny na platformach dawnymi dworskimi drogami: dzisiejszymi ulicami Kombajnistów i gen. Mariusza Zaruskiego. Cały czas te konwoje eskortowała tajna polityczna policja Rosji carskiej, znana jako „Ochrana”. Co ciekawe?… Nie znam powodów, ale w kartotekach „Szpitala Pekińskiego” nigdy nie zachowały się absolutnie żadne dokumenty podające ilu i kogo imiennie tam wtedy złożono na śmiertelnych marach w kostnicy, podobnie jak w dokumentach kościelnych Zagórza, o czym więcej za chwilę. Dopiero po kilku dniach zamordowanych rodaków z sieleckiej i pekińskiej kostnicy, znowu cichcem przewieziono tą samą bezludną „Dworską Drogą”, tym razem na cmentarz, aż do samego Zagórza, gdzie ich wszystkich pochowano w jednej bezimiennej mogile. Do dzisiaj więc nie wiemy ilu tak naprawdę Polaków poległo wtedy u bramy Huta „Katarzyna”, gdyż nigdy nie dokonano fachowej ekshumacji tego dołu śmierci z cmentarza zagórskiego. Tak jak nie znamy dokładnej liczby rannych. Wykaz poległych w tym pełnym tragedii dniu sporządzono bowiem dopiero w 1922 roku, ale tylko na podstawie wywiadów środowiskowych. Dokonał tego Cezary Zefiryn Uthkeps. “Tadeusz”, “Rządca”, “Cezary” (ur. 26 sierpnia1889 w Łodzi – zamordowany 26 maja1944 w KL Auschwitz) – działacz patriotycznej partii PPS, inżynier architekt, podczas okupacji niemieckiej dowódca oddziałów bojowych PPS – WRN w Zagłębiu. Podobno w trakcie wywiadu jak to często bywa, ludzie, by tylko za wszelką cenę zaistnieć i być wyróżnionym, podawali ofiary na chybił trafił. Czy to jednak polega na prawdzie?… Dzisiaj już to trudno potwierdzić, czy temu całkowicie zaprzeczyć. Sporządzona dopiero w 1922 roku tablica pamiątkowa, która zawisła na murach historycznej portierni, tuż koło bramy wjazdowej na teren Huty „Katarzyna”, jakimś cudem przez cały okres okupacji niemieckiej jednak przetrwała, gdyż ponoć została ukryta w jednym z magazynów huty i została dopiero ujawniona po 1945 roku. Możliwe, że Niemcy o niej jednak wiedzieli, ale tylko przymykali oczy, gdyż były ich kiedyś kompan, uczestnik IV rozbioru Polski, później stał się już wyłącznie ich zaciekłym wrogiem. Jakiś czas po 1945 roku wisiała w tym samym miejscu, co dawniej, tylko wyryte na niej słowa: „SIEPACZY MOSKIEWSKICH” niezbyt starannie starto z tablicy i napisano:- „SIEPACZY CARSKICH”. Widziałem ją wielokrotnie, tylko wówczas jako jeszcze młody chłopak, absolutnie nie analizowałem wyrytej na niej treści napisów. Ta z kolei oparta w 2007 roku o mur na terenie dawnej Huty „Katarzyna” jest tylko niezbyt wierną jej kopią. Co się więc stało z oryginalną tablicą pamiątkową?… Ponoć oryginalna tablica jest w Muzeum w Sosnowcu na Środulce, jednak z napisem: – „SIEPACZY CARSKICH”. Czy faktycznie jest to więc oryginalna tablica? Przepraszam, ale opis tragicznych wypadków z 9 lutego 1905 roku na terenie Sosnowca i Huty „Katarzyna” oraz losy pamiątkowej tablicy to temat rzeka i wymaga już zupełnie odrębnego artykułu. W tym przypadku przepraszam więc za operowanie wprost wyjątkowymi skrótami myślowymi.


[Powyżej tablica pamiątkowa zawieszona na murach portierni Huty „Katarzyna”, po 1945 rok. Dokładny rok zawieszenia? Zdjęcie pozyskane z „Kroniki powstań polskich 1794 -1944, wyd. Warszawa 1994, s.277), która jak autor pamięta jak jeszcze wisiała tam za czasów PRL. Na samej górze widoczne metalowe trzy tuleje na drzewce flagowe.]


[Stanisław Andrzej Radek. „Rewolucja w Zagłębiu Dąbrowskim 1894 -1905-1914 z licznemi ilustracjami”, Sosnowiec, 1929, s. 65. Podpis pod prezentowaną tablicą: – „Tablica marmurowa przy bramie huty „Katarzyna”. Koniec oryginalnego cytatu.]

[Tablica ponoć oryginalna jaka się znajduje w Muzeum Sosnowca (16.III.2016r.). Widoczne wymazane powyżej słowa: „SIEPACZY MOSKIEWSKICH”, zastąpiono słowami: – „SIEPACZY CARSKICH”.]

[Zdjęcie nr 44. Powyżej już nowa tablica pamiątkowa – zdjęcie autora z 2007 roku. Różnice pomiędzy zawieszonymi tablicami po 1945 roku, a prezentowaną w publikacji książkowej przez pana St. Andrzeja Radka, są widoczne nawet gołym okiem. Również widoczne są różnice pomiędzy tą jaka zawisła na murach portierni po 1945 roku, niż obecnymi tablicami.
W maju 1983 roku na murach zabytkowej portierni Huty „Katarzyna” pojawiła się jeszcze jedna tablica (ta po prawej stronie), tym razem ufundowana przez Komitet Miejski PZPR w Sosnowcu.]

* * * *

Szpital na powyższych zasadach leczniczych funkcjonował też w okresie okupacji niemieckiej. W tym czasie niektórzy lekarze i pozostały personel szpitalny współpracowali z polskim patriotycznym podziemiem. Niektórzy niestety, ale też z okupantem. To w tym szpitalu w tajemnicy przed Niemcami byli też leczeni członkowie z naszej Armii Krajowej. W tym też szpitalu, o czym wspomina Komendant Okręgu Śląskiego AK płk. Zygmunt Walter Janke, Armia Krajowa wykonywała wyroki śmierci na osobach, które ponoć jawnie współpracowały z okupantem niemieckim. Aby zaspokoić nadmierną ciekawość osób, które na co dzień parają się prawdziwą i niezakłamaną historią Polski, to teraz króciutko ten temat jednak tylko poszerzę o jeden dosłownie tylko epizod.
Kilka lat temu, podczas pobytu na cmentarzu sosnowieckim przy ul. Smutnej w Dniu Wszystkich Świętych, całkiem przypadkowo poznałem kobietę, która pochodziła z rodziny, w której jeden z jej członków został przedstawiony przez komendanta pana p.pułkownika Zygmunta Waltera Janke na kartach swej publikacji jako osoba kolaborująca z okupantem niemieckim (wówczas takim dysponował stopniem oficerskim). Ta poznana kobieta przedstawiła jednak autorowi diametralnie inny obraz niż ten jaki był i jest do dzisiaj przez niektórych historyków powielany tylko na podstawie powojennych publicznych przekazów. Chodzi o znanego z okresu II Rzeczypospolitej Polski fabrykanta z Sosnowca, a uznanego przez podziemie akowskie za kolaboranta w okresie okupacji niemieckiej, na którym AK wykonała kolejny, trzeci już w kolejności, na szczęście jednak nieudany wyrok śmierci.Właśnie podczas jego pobytu w opisywanym „Szpitalu Pekińskim”. Personel tej placówki medycznej po ewidentnym stwierdzeniu zgonu, zarządził przewiezienie zwłok do leżącej na uboczu szpitalnej kostnicy. Proszę sobie tylko wyobrazić jakie musiało być wówczas zaskoczenie, a raczej może i przerażenie personelu szpitalnego, gdy któraś z pielęgniarek nagle przez przypadek odkryła fakt, że nieboszczyk zaniesiony do kostnicy – jeszcze jednak żyje. Przepraszam za operowanie wprost wyjątkowymi skrótami myślowymi.
Ten tok przekazu, przez poznaną kobietę na cmentarzu, nieznanej mi dotąd wersji kolaboracyjnej jest o tyle logiczny, że teraz też autor ma pewne wątpliwości co do niektórych wyroków śmierci jakie wydawano w majestacie podziemnego prawa na ponoć kolaborujących z Niemcami Polaków. Zgodnie bowiem z zasadami okupacyjnymi podziemnego sądownictwa wojskowego, skazywane osoby nie miały bowiem nigdy możliwości zapoznania się materiałami oskarżycielskimi, nie mówiąc już absolutnie o obronie adwokackiej. Nie istniał zresztą w jurysdykcji sądów podziemnych taki termin prawniczy jak „okoliczności łagodzące”. Jak bowiem sięgam pamięcią w daleką okupacyjną przeszłość, w tym i lata zaborów, zarówno własnymi oczami, bądź też czerpiąc informacje z przekazów moich dziadków, czy rodziców, to zdarzały się i takie nieprawdopodobne przypadki w Sosnowcu i Zagłębiu Dąbrowskim, że osoby kreowane dzisiaj na bohaterów, z różnych powodów prezentowały też wtedy dwuznaczną postawę. To tylko delikatne określenie. Czyli te same osoby, były raz jednym, raz drugim. Logika etyki, moralności i logika wymiaru sprawiedliwości bywały też nie zawsze spójne, lecz od siebie odległe.

* * * *
Po 1945 roku do końcowych dni 1946 roku, o czym warto też pamiętać, „Szpital Pekiński” był w zasadzie tylko jedynymi to wyposażonym w zaledwie tylko 80. łóżek polskim szpitalem publicznym na terenie całego Sosnowca, gdyż inne szpitale, a nawet szkoły, na swe wojenne potrzeby zarekwirowała Armia Czerwona. W tym szpitalu przez wiele lat praktykowała też niezwykle uzdolniona lekarka –pani dr Nadzieja Berdo, która wielu Polakom uratowała życie. A były to lata, gdy choroba płuc, zwana popularnie gruźlicą była jeszcze wtedy prawie zupełnie nieuleczalna. Panią doktor Nadzieję Berdo znał doskonale mój ojciec i wielokrotnie jej wielkie zasługi w leczeniu tej strasznej choroby podkreślał. Powitałem więc z ogromną satysfakcją informację jaka się ukazała na portalu Klubu Zagłębiowskiego o dalszych losach tej zasłużonej dla Sosnowca lekarki. W styczniu 2015 roku w formie komentarza ukazała się bowiem informacja Szanownego Pana Janusza Szaleckiego, że pani dr Nadzieja Berdo jeszcze w okresie II Rzeczypospolitej mieszkała w Sosnowcu, przy ulicy Małachowskiego 22. Zmarła 9 marca 1958 roku i zgodnie z jej życzeniem pochowana została na pogońskim cmentarzu prawosławnym przy ul. Smutnej (obok Al. Mireckiego). Natomiast jej mąż Mirosław Berdo prawdopodobnie został pochowany na tym samym wielkim cmentarzu, ale w kwaterach rzymskokatolickich, ponoć w pobliżu muru oddzielającego od cmentarza prawosławnego. Autor był wielokrotnie świadkiem specyficznych konduktów żałobnych, gdy z tego pekińskiego szpitala do kościółka – kaplicy w Nowym Sielcu przewożono w konnych karawanach umieszczone w trumnach zwłoki zmarłych na gruźlicę pacjentów. Tych przypadków śmiertelnych i związanych z nimi anegdotami było tak przerażająco wiele, że wśród mieszkańców z Sielca, Katarzyny i Placu Tadeusza Kościuszki zaczął krążyć sugestywnie przekazywany mit. Tym mitem było już samo tylko skierowanie na dalsze leczenie do tego szpitalu, co utożsamiano z nieodwracalną śmiercią pacjenta. Do pierwszych więc lat 50. XX wieku samo już tylko skierowanie pacjenta na dalsze leczenie na „Pekin” – jak to wtedy określano – było równoznaczne z wyrokiem śmierci. W tej sytuacji, mimo woli ten zakaźny szpital miał wyjątkową złą renomę wśród mieszkańców z Sosnowca, szczególnie wśród mieszkańców pobliskich dzielnic. Dzięki jednak amerykańskiej penicylinie i lekom pochodnym oraz zastosowanej wprost wyjątkowej profilaktyce leczniczej w PRL, ta śmiertelna dotychczas w Polsce choroba została w latach 50.-70. XX wieku jednak pokonana. Wydawało się, że na zawsze. Dzisiaj, jak informują nas nieśmiało środki przekazu, ponoć na nowo ta straszna, teraz już jednak zmutowana choroba powraca.
Jak już wyżej w zarysie wspominałem, niezwykle zasłużoną lekarką tego szpitala była pani dr Nadzieja Berdo. Autor uważa, że warto chociaż w kilku zdaniach przypomnieć postać tej wspaniałej polskiej i zarazem sosnowieckiej lekarki. Pani dr Nadzieja Berdo urodziła się na Kresach Wschodnich we wsi Pietuchowszczyzna, w gminie Howiczno, pow. Nieświerz, woj. Nowogródek. Ponoć jej ojciec – Harasim Griniuk – był Białorusinem, a mama Maria z domu Stankiewicz była z kolei Polką. Wg źródeł pisemnych, ta niezwykle „ambitna i świadoma swoich umiejętności i predyspozycji kobieta, stanęła do konkursu, zorganizowanego przez magistrat Sosnowca na ordynatora oddziału chorób płuc Szpitala Miejskiego, powszechnie zwanego „szpitalem na Pekinie”. Konkurs wygrała i od 1937 r. związała się z tym miejscem do ostatnich swoich dni. W 1947 r. owdowiała i w tym samym roku rozpoczęła również pracę w przychodni przeciwgruźliczej”. Koniec cytatu. W czasach PRL to właśnie ten szpital został nazwany jej imieniem. „Szpital pekiński” funkcjonował do 1978 roku. W roku 1979 z niewiadomych powodów, ku zaskoczeniu mieszkańców Sosnowca, gdy budynki szpitalne były jeszcze w doskonałym technicznie stanie, szpital zamknięto, a później wszystkie budynki zburzono. Obecnie po zburzonym szpitalu pozostały jeszcze podmurówki z okalających go przez dziesiątki lat murów i walające się w zdziczałej trawie drobiazgi z jego technicznego wyposażenia oraz piękne, wiekowe kasztanowce. Zachowały się też jeszcze dawne budynki mieszkalne administracji szpitalnej i komórki. Do dawnych zabudowań mieszkalnych nie należy jednak zaliczyć prezentowanego poniżej budynku (zdjęcie autora nr 45), a leżącego kiedyś obok dawnego szpitala przy ulicy gen. Mariusza Zaruskiego, gdyż został wybudowany dopiero w czasach PRL.

 

Koniec części trzeciej. Poniższe przypisy oraz bibliografia dotyczą całości artykułu.

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Opis funkcjonowania potężnego koncernu Renardów na terenie samego tylko dawnego historycznie Sosnowca jest tak niesłychanie rozległy tematycznie, że nie sposób poświęcić mu tylko kilkadziesiąt stron maszynopisu.Stąd autor w tym artykule dokonał opisów wspomnieniowych tylko w formie z zastosowaniem dużych skrótów myślowych. Osoby, które są jednak bardzo zainteresowane tematyką hrabiego Jana Renarda i Gwarectwa „Hrabia Renard” z późniejszymi zmianami przynależnościowymi i mają zamiar zagłębić się w jej najgłębsze tajemnice, to mogą tę wiedzę pozyskać z opracowanych już przez autora kilku innych artykułów. Proszę więc tylko o kontakt e- mailowy.

Artykuł jest zweryfikowaną kolejną już jego wersją na skutek pozyskania nowych nieznanych dotąd faktów jak i źródeł, m.in.: w postaci „Projektu rozbudowy szpitala na Pekinie”. Pierwszy został opublikowany w listopadzie 2013 roku.
Zdjęcie z Narodowego Archiwum Cyfrowego w Warszawie mogłem pobrać, jak zwykle bezproblemowo, w ekspresowym też trybie, dzięki wyjątkowej życzliwości Szanownej Pani Renaty Balewskiej, za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję. Zgoda na publikację uzyskana już 30 października 2013 roku. Zdjęcia z Wiki Zagłębie pozyskałem za zgodą Prezesa FdZD, Szanownego Pana Darka Jurka, za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję.
Zdjęcie – www.fotoplska.eu pozyskałem od Pani Danuty Bator, za co tej Szanownej Pani jeszcze raz dziękuję. Dziękuję też bardzo serdecznie panu Pawłowi Ptak redaktorowi znanego internetowego portalu„Sosnowiec Archiwum” i „41-200.pl Sosnowiec dobry adres – Wydarzenia, ciekawostki, historia”…oraz panu Arturowi Babik za zgodę na publikację przecudownych zdjęć z okolic sieleckiego wiaduktu kolejowego, pod którym od XIX wieku poprowadzono z Kopalni „Hrabia Renard” bocznicę kolejową aż do samej „Wenecji”.
„Projekt rozbudowy szpitala na Pekinie” pozyskałem za zgodą Państwowego Archiwum w Kielcach, Kierownika Oddziału III Udostępniania Informacji i Edukacji Archiwalnej, pana Łuksza Guldon. Sprawę prowadził starszy archiwista Hubert Mazur. Tym Szanownym Panom jeszcze raz bardzo dziękuję.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w systemach przetwarzania lub odzyskiwania danych, ani przekazywana w jakiejkolwiek postaci elektronicznej, odbitki kserograficznej, nagrania lub jakiejkolwiek innej bez uprzedniej pisemnej zgody autora tego artykułu.

Bibliografia i przypisy:

1 – Pierwszy kopalniany szyb w Klimontowie zaczęto drążyć w 1904 roku. W tym czasie pod względem administracyjnym klimontowska kopalnia połączona była z kopalną „Niwka”. Jednak już od 1908 funkcjonuje jako odrębny zakład o nazwie Kopalnia „Klimontów”. W latach 1945 – 1950 wraz z kopalnią „Mortimer” zarządzana była przez jedną dyrekcję pod nazwą KWK. „Klimontów-Mortimer”. Od 1951 roku kopalnia w Klimontowie jest znowu samodzielnym zakładem pracy.W1974 roku została połączona z KWK “Mortimer-Porąbka” i funkcjonowała jako KWK „Czerwone-Zagłębie”. Likwidacji uległa około 2000 roku.
Typowe stare jeszcze osiedle mieszkaniowe składało się z kilkunastu zabudowań o strukturze z kamienia wapiennego. Było niezwykle urokliwe. Dzisiaj część tych zabytkowych budynków jednak już otynkowano.
2 – Za czasów zaborów Rosji carskiej, przynajmniej od roku 1907 jak to wynika z „Wydawnictwa Księgarni Michała Klenica w Sosnowcu” z 1907 roku zwana była już ulicą Zagórską. Identyczną nazwę wg Mapy Sosnowca z 1935 roku nosiła też w okresie II Rzeczypospolitej Polski.
3- Na Planie Sosnowca z 1935 roku „Dwór” jest wyjątkowo nieprecyzyjnie zaznaczony, gdyż sięga obszarowo, aż do samego końca ostatnich metrów dawnej uliczki Piekarskiej, gdzie dopiero stykała się z uliczką Dworską. Uliczka Dworaka od zawsze była wyjątkowo krótką arterią bowiem ciągnęła się tylko w linii prostej od uliczki Browarnej aż do samych tylko dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi i portierni wiodącej do „Parku Renardowskiego” (za PRL uliczka Pionierów; obecnie Skautów).
4- Więcej na ten temat w moim artykule:-„ALEJKAMI PARKU RENARDOWSKIEGO”.
5 – „Sprawozdania z działalności Socjalistycznego Magistratu m. Sosnowca za okres od 1925 – 1928, wydanie w drukarni artystycznej ‘Górnik’ w Dąbrowie s.27 – 28 i 33 ” (kserokopia dokumentu oryginalnego w archiwum autora).
6 – Tekst gazetowy dziennika „Polonia” nr 5080 z 7 grudnia 1938 roku, pozyskałem od mojego przyjaciela – Janusza Szaleckiego, za co jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję.
7 – Pismo Archiwum Państwowego w Kielcach z dnia 11 marca 2015 roku znak:0IA.6342.164.2015.HM w sprawie wydania skanów materiałów archiwalnych. Oto treść tego pisma: „Archiwum Państwowe w Kielcach przesyła w załączeniu nieodpłatną płytę ze skanami następujących materiałów archiwalnych pochodzących z zespołu Urząd Wojewódzki Kielecki I z lat 1919 -1939:
– Projekt rozbudowy szpitala na Pekinie z 1938 (sygn..18619)
– Projekt Sali teatralnej w gmachu Związku Metalowców z 1928 r. (sygn.. 18287). Pieczątka – „Kierownik Oddziału III Udostępniania Informacji i Edukacji Archiwalnej Łukasz Guldon. Podpis nieczytelny. Koniec cytatu.
8 –Więcej na ten temat w moim artykule:-„SOSNOWIEC. W PRZESZŁOŚĆ ULICZKI ŻYTNIEJ”.
9 –Pod redakcją: Roberta Krzysztofika i Tomasza Spórny oraz Iwony Kantor – Pietragi. „Sosnowiec między Sielcem a Zagórzem. Badania przestrzeni i dziejów”. wyd. Uniwersytet Śląski Wydział Nauki o Ziemi, Sosnowiec, 2014, s. 18.
10 – Wspomnienia rodzinne i własne.

Katowice, maj 2017 rok
                                                                                                                                     Janusz Maszczyk

Bear