Janusz Maszczyk: Dietlowski ogród warzywniczo – owocowy

Na zdjęciu prezentowanym po lewej stronie widoczne koszarowego typu zabudowania to tak zwane „Białe Domy” – wybudowane przez „Rurkownię Huldczyńskiego” (przełom XIX i XX wieku). Zabudowania te jeszcze stoją w pobliżu basenów kąpielowych w Sielcu. W dali natomiast Plac Tadeusza Kościuszki. Natomiast widoczny parkan po prawej stronie, jaki został utrwalony na tym zdjęciu, to już dalszy jego bliźniaczy fragment jaki jeszcze wówczas odgradzał pracownicze ogródki – Huty „Sosnowiec” (więcej na ten temat w moich artykułach). Dosłownie to ten sam pod względem architektonicznym parkan jaki się jeszcze ciągnął w latach 50. XX wieku na odcinku kilku kilometrów od dietlowskiego osiedla od ulicy Parkowej. Natomiast po lewej stronie obok torów kolejowych do tych lat też przetrwał „parkan”, tylko carski – z podkładów kolejowych. Na zdjęciu po lewej stronie, mój brat Wiesław, a obok autor tego artykułu.

Na zdjęciu po prawej stronie widoczny odcinek dietlowskiego ogrodu warzywniczo – owocowego (po lewej stronie, a po prawej stronie Kolej Warszawsko – Wiedeńska).Teren dietlowskiego ogrodu – jak widać – pozbawiony już jednak przez sosnowieckich łobuzów – parkanu. W oddali skrzyżowanie ulic Czerwonego Zagłębia i Stefana Żeromskiego, koło wiaduktu kolejowego i pałacu Dietla.

Na zdjęciu mój brat – Wiesław Maszczyk, a obok mój podwórkowy przyjaciel, Tadeusz Będkowski.]

****

Pomiędzy pracowniczymi ogródkami „Rurkowni Huldczyńskiego, a później jeszcze do lat 60. XX wieku Huty „Sosnowiec” niemal wtłoczone były fabryczne dietlowskie osadniki wodne. Był to prywatny pas fabrycznej ziemi o szerokości około 100 metrów ciągnący się jednak niesymetrycznie od ulicy 3 Maja, aż do samej rzeki Czarnej Przemszy. Początkowo poprzez ten teren poprowadzono tylko ściek wodny o szerokości około od 2 do 3 metrów. Ten ściek wodnych odpadów poprodukcyjnych był zarazem granicą umowną pomiędzy osadnikami a dietlowskim ogrodem warzywniczo – owocowym. Do tego ścieku odprowadzano ogromne ilości odpadów poprodukcyjnych z włókienniczej fabryki państwa Dietlów. Trafiały tam z terenów fabryki poprzez zamontowaną już w XIX wieku, pod torami Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej i ulicą 3 Maja, specjalną betonową rurę. Koniec jej był usytuowany na terenie osadników wodnych. Średnica tej rury jak ja już pamiętam była na tyle duża, że jako jeszcze dziecko na czworakach brodząc w wodzie bez trudu ją pokonywałem i dostawałem się na teren fabryczny. Nieodłącznymi towarzyszami tych bądź co bądź głupich i niebezpiecznych dla zdrowia a nawet i życia zabaw byli też wtedy moi mali przyjaciele zarówno z Placu Tadeusza Kościuszki jak i z tak zwanych okolicznych „Białych Domów”.

Co ciekawe? Gdy okupanci niemieccy w popłochu w 1945 roku opuszczali już Sosnowiec, to nocą z dnia 16 na 17 stycznia zdetonowano tylko niektóre mosty i wiadukty kolejowe oraz też właśnie tą umieszczoną ale tylko pod torami kolejowymi rurę osadnikową. Nie znam ówczesnych niemieckich merytorycznych i strategicznych planów, ale nie wysadzono wtedy dalszej części tej rury, jaka była jeszcze wówczas zamontowana głęboko pod ziemią pod wybrukowaną „kocimi łbami” ulicą 3 Maja. Nie wysadzono też wówczas dwóch metalowych ważnych strategicznych dla transportu kolejowego wiaduktów. Jednego przy „Rurkowni Huldczyńskiego”, koło Kasyna urzędniczego na Placu Tadeusza Kościuszki i drugiego wiaduktu w pobliżu pałacu i zakładów włókienniczych państwa Dietel przy ulicy Stefana Żeromskiego6/. Głównymi argumentami nie wysadzenia tych obiektów miało być ponoć nieprzewidywalne przez Niemców, błyskawiczne przemieszczanie się Armii Czerwonej w kierunku Sosnowca. Byli jednak i tacy – ponoć znawcy tej tematyki – co twierdzili, że na wysadzenie tych dwóch wiaduktów po prostu zabrakło już saperom niemieckim materiałów wybuchowych, gdyż z niewiadomych przyczyn nie dostarczono ich w odpowiedniej ilości do Sosnowca w pierwszych dniach grudnia 1944 roku, kiedy to Niemcy w ogromnym pośpiechu i panice już zaminowywali wytypowane do tego celu strategiczne obiekty.

Powracając jednak do osadników wodnych.Przez duży stosunkowo okres czasu pełne fetoru ścieki poprodukcyjne odprowadzane były z fabrycznych terenów bezpośrednio do rzeki, co w znacznym stopniu zanieczyszczało jej czysty i krystaliczny jeszcze wtedy nurt. Tym zjawiskiem zaniepokojone było nie tylko społeczeństwo Sosnowca, ale przede wszystkim napływowy do tego miasta kapitał. Szczególne interwencje w tej sprawie do władz miasta kierowało zwłaszcza Gwarectwo „Hrabia Renard”, gdyż cuchnąca coraz bardziej rzeka dawała się we znaki ludziom odwiedzającym za specjalnymi przepustkami zielone płuca Parku Renardowskiego. W tej sytuacji w pobliżu rzeki Dietlowie wybudowali o lekkiej konstrukcji z muru pruskiego budynek, w którego wnętrzu utworzono osadniki wodne. Pamiętam jak specjalnie delegowany pracownik z tej fabryki, co jakiś czas na długim kiju zamocowaną szczotą czyścił umieszczone we wnętrzach tego zabudowania sita. Te prymitywne jak na tamte czasy osadniki, w rzeczywistości nie spełniały jednak swej podstawowej roli. Były raczej tylko pewną formą społecznej ułudy postępu technicznego. Gdyż przepuszczana do rzeki woda z tych osadników wprawdzie pozbawiona już była pewnej ilości włókienniczych osadów poprodukcyjnych, jednak nadal w dużym stopniu zanieczyszczała Czarną Przemszę. To było wprost doskonale widoczne nawet dla laika gołym okiem, bowiem pasmo wlewającego się do rzeki osadnikowego ścieku było wyraźnie odmienne i mętne w kolorze niż lustro jeszcze wtedy czystej rzecznej wody. Wystarczyło więc tylko stanąć w pobliżu czystego jeszcze wtedy nurtu rzeki i rury odprowadzającej ściek fabryczny, a różnice były doskonale wprost widoczne.

Teren osadników wodnych był na znacznym terenie pagórkowaty, porośnięty też soczystą trawą, z licznymi bajorkami malutkich rybek i kumkających żabek. Natomiast od strony rzeki odgrodzony był licznymi krzakami i pięknymi brzozami. Ponieważ przez długie godziny, szczególnie popołudniowe nie był nigdy dozorowany przez pracowników fabrycznych, więc dla nas maluchów był to typowy raj na ziemi. Tym bardziej, że z jednej strony odgrodzony był od pracowniczych ogródków „Rurkowni Huldczyńskiego” wysokim na 3 metry deskowym szczelnym płotem, natomiast już od strony centrum Sosnowca, przegrodzony był tylko opisywanym wyżej ściekiem fabrycznym. A tak to poza tym ściekiem, ciągnął się już w kierunku centrum Sosnowca tylko szeroki i prawie dla nas bezkresny teren dietlowskiego ogrodu warzywno – owocowego. Spędzałem więc w tym raju dietlowskim z moimi podwórkowymi małymi przyjaciółmi wiele czasu. Również w późniejszym okresie czasu, po 1945 roku, odpoczywałem tam wylegując się na kocu wiele, wiele razy. Do osadników wodnych można się było bowiem bez jakichkolwiek problemów dostać przez wiecznie otwartą w parkanie ulicznym furtkę. Natomiast fikuśna dwuskrzydłowa parkanowa brama najczęściej była zamknięta na kłódkę. Osoby zainteresowane tą specyficzną tematyką uprzejmie informuję, że było to dosłownie tylko jedyne zamontowane w tym wijącym się kilkukilometrowym parkanie wejście na te olbrzymie tereny dietlowskie, jakie się wówczas ciągnęły wzdłuż ulicy 3 Maja od ulicy Parkowej, aż do tak zwanych koszarowego typu zabudowań „Białych Domów”7/.Natomiast jedyne pracownicze główne wejście na teren ogrodu warzywniczo – owocowego, mieściło się od strony podwórka Dietlowskiego Osiedla Mieszkaniowego przy ulicy Parkowej. Tereny osadników wodnych popularnie były zwane jako „Kawka”.

Strony: 1 2 3 4

Bear