Janusz Maszczyk: Dietlowski ogród warzywniczo – owocowy

[Rysunek autora wykonany techniką grafiki cyfrowej, poszerzonej o odręczne kredkowe i tuszowe kompozycje. Rysunek przedstawia czasy zaborów Rosji carskiej, Tak prezentowały się jeszcze wówczas obecne tereny Placu Tadeusza Kościuszki. A widoczna obok torów kolejowych piaszczysta droga wijąca się w kierunku centrum Sosnowca, po dwóch stronach oznakowana słupami, by nie zabłądzić nocą i gdy śnieg pokryje teren, to nic innego jak od 1917 roku już ulica 3 Maja. A za PRL – ulica Czerwonego Zagłębia.]

****

     Kilkuhektarowy państwa Dietlów ogród warzywno – owocowy zagospodarowywany były stopniowo i fachowo, pewnymi jednak etapami. Najpierw przystąpiono więc do melioracyjnego osuszania tych niemiłosiernie podmokłych terenów, co niestety ale trwało wiele lat. A dopiero później stopniowo z roku na rok sadzono na tym terenie drzewa owocowe, krzewy i uprawiano też warzywa. Te prace w pierwszych latach nadzorowali głównie zatrudniani przez Heinricha Dietla ogrodnicy z ówczesnych pruskich terenów z Górnego Śląska. A później po jego śmierci, pieczołowity nad nimi nadzór sprawowali już jego synowie. Głównie pan Roman Dietel, ponoć wprost doskonały w tej dziedzinie fachman, z wykształceniem wyższym rolniczym, do tego jeszcze o specjalizacji ogrodniczej. Z wykształceniem tak specyficznym na terenie ówczesnego Sosnowca, że wielu innych wtedy ogrodników korzystało z jego rad i ewentualnej też pomocy. Ten doskonały fachowiec ogrodniczy – jak poinformowała mnie pani Dorota Prawda, a potwierdził to jeszcze ten fakt pan Janusz Szalecki – na części fabrycznych terenów przy ulicy Stefana Żeromskiego, ale od strony wschodniej (czyli od strony Parku Renardowskiego ) założył nawet doświadczalny ogród 5/.

Natomiast wykwalifikowanym ogrodnikom pomagali, a raczej wykonywali już cięższe prace ogrodnicze dobieralni w wyniku specjalnej selekcji robotnicy rolni, których też popularnie wtedy określano ogrodnikami. Podobno – jak to kilkakrotnie wspominali z goryczą moi rodzice – robotnikami rolnymi w tamtych carskich czasach byli przeważnie tylko Polacy, obojga płci, główne osoby niepełnoletnie, które jeszcze nie przekroczyły osiemnastu lat życia. Niestety ale taka jest też krzycząca prawda, bowiem za kilkunastogodzinną pracę otrzymywali nędzną zapłatę. Niektórzy z tych co pomagali ogrodnikom – jak to ja już doskonale pamiętam – w wyniku zawartych dodatkowych umów i za odpowiednią też dodatkową opłatą, dbali też jeszcze o infrastrukturę przyrodniczo – osiedlową przy późniejszym Placu Tadeusza Kościuszki. Oraz wspomagali też, a raczej w praktyce wykonywali wszelkie prace fizyczne w usytuowanych tam dyrektorskich i urzędniczych ogródkach działkowych. Czyli w tym czasie kiedy ci „Panowie z wyższych sfer” – jak ich wtedy popularnie w Polsce określano – zajęci byli pracą zawodową w położonej przy ulicy Nowopogońskiej „Rurkowni Huldczyńskiego” lub odpoczywali już po pracy, to oni harowali za nich w tych ogródkach za drobną dodatkową opłatą. Takich ogrodników to już ja doskonale pamiętam z czasów okupacji niemieckiej.

[Zdjęcie autor. Okolice Placu Tadeusza Kościuszki i tak zwanych „Białych Domów”. Te zalane szpetnym asfaltem i bałaganiarsko zagospodarowane tereny, to dawne bajeczne i kolorowe dyrektorsko – kierownicze ogródki – pracownicze. W głębi jeden z dawnych budynków zamieszkiwany przez kadrę dyrektorsko – kierowniczą z „Rurkowni Huldczyńskiego”, jaki stał przez dziesiątki lat przy ulicy 3 Maja (obecnie Plac Tadeusza Kościuszki nr 5).]

W dietlowskim ogrodzie warzywniczo – owocowym pielęgnowano nie tylko przeróżne warzywa i owoce, które później głównie trafiały na uginające się od przepychu hrabiowskie stoły państwa Dietlów. Ale w szalejącej wówczas konkurencji kapitalistycznej, by pozyskać też fachowych urzędników i robotników do swych zakładów włókienniczych, Dietlowie oferowali im nie tylko mieszkania w nowo postawionych osiedlach, ale za stosunkowo przystępną cenę sprzedawano im też produkty rolne z tego wielohektarowego ogrodu. Tych zagadnień nie powinno się jednak traktować wyłącznie jako tylko formy altruistycznej, przy całym szacunku dla państwa Dietlów, ale jako też formę pewnej „walki” konkurencyjnej w zdobywaniu fachowej i taniej siły robotniczej. Czyli dbanie przede wszystkim o własny partykularny interes i luksusowe hrabiowskie życie. Tak w tamtych czasach, w przeciwieństwie do czasów współczesnych, prezentowało się bowiem tamto z kolei oblicze kapitalizmu.

W miarę upływu lat na osuszonym już terenie, najpierw postawiono kilkadziesiąt przyziemnych inspektów, głównie od strony uliczki Parkowej, w których już masowo sadzono rośliny jadalne jak i ozdobne. Dopiero później, bowiem dopiero po 1918 roku – jak wspominali to moi rodzice – zaczęto też na tym terenie stawiać pierwsze coraz to większe wielogabarytowe szklarnie. Te szklarnie jak już ja pamiętam – były doskonale widoczne poprzez drewniany parkan od strony ulicy 3 Maja. Usytuowane były raczej w pobliżu rzeki i w znacznej odległości od coraz to bardziej gwarnej już ulicy 3 Maja. W tych szklarniach w latach okupacji niemieckiej i po 1945 roku pielęgnowano nie tylko rośliny zakładowe, ale za odpowiednią zapłatą „podleczano” też prywatnym osobom rośliny doniczkowe, głównie palmy i rośliny tropikalne. W tym ogrodzie za drobną zapłatą, prywatne osoby, absolutnie też niezwiązane żadnymi nićmi z fabryką państwa Dietlów, mogły też nabyć przeróżne krzewy i drzewka owocowe, ziemię, torf i nawóz do hodowli kwiatów domowych jak i do ogródków pracowniczych, o czym zresztą oficjalnie informuje też poniżej prezentowany Expres Zagłębia.

[Źródło: pan Janusz Szalecki.]

W miarę upływu lat, jak dawna droga, a później po 1917 roku już ulica 3 Maja, stawała się coraz to bardziej miejskim i reprezentacyjnym traktem kołowym i pieszym, to tereny tego ogrodu zostały od biegnącego chodnika, odgrodzone specjalnym jak na owe czasy „strojnym parkanem”. Przynajmniej tak ten tasiemcowo ciągnący się parkan wtedy określano. Ten bądź co bądź ale jednak prymitywny parkan, czy bardziej staranniej wykonany płot, ciągnął się na kilkukilometrowym odcinku. Bowiem od samych piętrowych komórek z dietlowskiego osiedla mieszkaniowego, od ulicy Parkowej (dzisiejsze treny estakady), aż do dietlowskich fabrycznych terenów – osadników wodnych, gdzie dopiero była w nim od ulicy umiejscowiona dwuskrzydłowa o niewielkich rozmiarach brama i furtka. Fragmenty tego parkanu, niestety ale stopniowo już jednak zdewastowanego w latach 50. XX wieku są widoczne na jednym z poniższych zdjęć.

[Zdjęcie autora. Dawne Dietlowskie Osiedle Mieszkaniowe przy ulicy Parkowej (jeden bliźniaczy segment z tego osiedla  już wyburzony). Po prawej stronie poza budynkiem i podwórkiem i usytuowanymi wzdłuż tego podwórka piętrowymi komórkami, ciągnął się już w kierunku Placu Tadeusza Kościuszki kilkuhektarowy zagospodarowany teren – zwany popularnie dietlowskim ogrodem warzywniczo – owocowym.]

[Zdjęcia rodzinne z 1957 roku. Po 1945 roku ul. 3 Maja, później Stalinogrodzka, ale już niedługo, bo od 30.X.1956 roku będzie ulicą Czerwonego Zagłębia.

Strony: 1 2 3 4

Bear