Janusz Maszczyk: Dietlowski ogród warzywniczo – owocowy

W roku 1878, gdy Polska jeszcze była wymazana z mapy Europy, a Sosnowiec jako miasto miało dopiero powstać w 1902 roku, to na te tereny dotarł już niemiecki przemysłowiec Heinrich Dietel. Niemal zaraz po przybyciu, bowiem już w tym samym 1878 roku, na pozyskanych od niemieckiego przemysłowca Gustawa von Kramsty pogońskich gruntach, przystąpił do budowy przędzalni czesankowej1/. Już pod koniec XIX wieku, gdy fabryka zaczęła przynosić ich właścicielom niebotyczne zyski, to Henrich Dietel zakupił też w pobliżu swej fabryki i swego też miejsca zamieszkania kilkunastohektarowe tereny rozciągające się szerokim, bowiem ponad kilkusetmetrowym pasmem od strony wschodniej. Czyli pomiędzy funkcjonującą już wtedy Koleją Warszawsko – Wiedeńską, a rzeką Czarną Przemszą, które już znacznie później, bowiem od 1917 roku przedzieli nierównolegle ulica 3 Maja. Jednocześnie już pod koniec XIX wieku opodal wymienionych torów kolejowych, od strony Sielca, na części zakupionych gruntów rozpoczął budowę dla swych pracowników stosunkowo dużego osiedla mieszkaniowego z odrębnym budynkiem Szkoły Aleksandrowskiej2/. Jak na owe wyjątkowo zabiedzone carskie czasy, a nawet w porównaniu z latami współczesnymi, ich wnętrza były jednak już względnie luksusowo wyposażone. Z kolei przy nieistniejącej jeszcze wówczas ulicy Parkowej stawia również dla swych pracowników i nauczycieli drugie z kolei osiedle mieszkaniowe, o podobnym standardzie wyposażenia wnętrz i zabudowy podwórkowej jak pierwsze. Jednocześnie kilkuhektarowe tereny zalegające od rzeki Czarnej Przemszy do obecnej ulicy 3 Maja i jednocześnie ciągnące się też szerokim kilkusetmetrowym pasmem od tego mieszkaniowego osiedla z ulicy Parkowej, aż niemal do Fabrycznego Robotniczego Osiedla Robotniczego „Rurkowni Huldczyńskiego” stopniowo przystosowuje do ogrodu warzywniczo – owocowego. To było wówczas mniej więcej to samo pasmo ziemi co obecnie położone po zachodniej stronie Czarnej Przemszy, które jednak po 1945 roku zostało dodatkowo jeszcze wchłonięte przez Park Renardowski, zwany już później tylko Parkiem Sieleckim.

[Własność: Paweł Ptak. Fragmencik dawnego dietlowskiego ogrodu warzywniczo – owocowego od strony obecnej estakady. W dali przed zabudowaniami ciągnie się ulica 3 Maja i dawne Fabryczne Osiedle Mieszkaniowe ze Szkołą Aleksandrowską, które postawił dla swych pracowników Heinrich Dietel.]

[Zdjęcie autora. Na pierwszym planie dawne jeszcze tereny dietlowskiego ogrodu warzywniczo – owocowego. Obecnie już tereny Parku Sieleckiego. W oddali dawna siedziba pałacowa państwa Dietel.]

Już w tym fragmencie tekstu pragnę zwrócić uwagę, że latach II Rzeczypospolitej Polski niektórzy dziennikarze, prawdopodobnie nieznający z przeszłości tych bagnistych stron, w swych publikacjach prasowych będą sugerowali czytelnikom, że tereny te zostały już z premedytacją wcześniej zakupione przez państwo Dietel pod przyszłą dalszą rozbudowę fabryki wełnianej poza torami Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej 3/.Jest to dziennikarski przekaz nieprawdziwy z wielu zresztą powodów. Były to bowiem tereny bagniste, lub tak nasiąknięte jeszcze wodą, że w większości miejsc absolutnie nie nadawały się po trwałą wielogabarytową fabryczną zabudowę. Ponadto przez ten teren w pobliżu jednak już torów kolejowych, przynajmniej od XIX wieku ciągnął się trakt handlowy, który już od drugiej połowy XIX wieku był wykorzystywany przez zagraniczny kapitał. Głównie przez takich potentatów jak „Rurkownia Huldczyńskiego” (1881r.), oraz przez kapitał Renardów – browar w Nowym Sielcu (1882 r.), fabryczkę sztucznego lodu 1904 r.) i rozbudowującą się Kopalnię „Hrabia Renard” (1880 – 1886) oraz przez innych jeszcze właścicieli fabryk.

****

Wówczas te zakupione przez Heinricha Dietla w XIX wieku tereny nadrzeczne ciągnące się z centrum Sosnowca w kierunku pogońskiego „Wygwizdowa” wyglądały jednak zupełnie inaczej, niż obecnie. Bowiem pomiędzy rzeką Czarną Przemszą, a funkcjonującą już od 1856 roku Koleją Warszawsko – Wiedeńską, zwaną jeszcze wtedy Drogą Żelazno Warszawsko – Wiedeńską rozciągał się pas ziemi prawie nie do przebycia suchą nogą. Gdyż pokryty był nie tylko licznymi grzęzawiskami, ale jeszcze do tego ziemia położona obok tych grzęzawisk też była nasączona błotnistą i mazistą wodą. Co niewątpliwie przez pewien okres czasu utrudniało wszelkie zagospodarowywanie tych terenów pod wielkogabarytowe budownictwo mieszkalne i sakralne.Opisywane tereny były bowiem tak niesamowicie nasączone wodą, że nawet rosnące tam sosny, ciągle na domiar tego jeszcze też podtapiane przez wiosenne i jesienne powodzie rzeczne oraz pozbawione też przez bagna życiodajnego tlenu, były więc niskie, wręcz skarłowaciałe i powykrzywiane na wszystkie strony niczym w konwulsyjnym stanie. Ostatnie z nich padły już zresztą pod toporami cieśli w 1879 roku, przy okazji budowy dietlowkiej fabryki włókienniczej położonej przy obecnej ulicy Stefana Żeromskiego i położonych obok rzeki Czarnej Przemszy z tej fabryki osadników wodnych4/.

Ten wyjątkowo podmokły i w rzeczywistości prawie niedostępny dla człowieka bagnisty obszar ciągnął się szerokim pasmem od samego pogońskiego „Wygwizdowa” aż do dzisiejszego Wawelu, a nawet według innych jeszcze znacznie dalej i określany był popularnie przez miejscowych jako “Zabagnie”. Natomiast wyjątkowo już bagniste tereny od dzisiejszego Placu Tadeusza Kościuszki, aż po same późniejsze dietlowskie gospodarstwo warzywno – owocowe i fabryczne osadniki, mieszkańcy z tych stron zwali wtedy popularnie “Dzikimi Zaroślami”.

Poprzez te rozległe i ponure topieliska i bagniste tereny jakie się wówczas ciągnęły pomiędzy rzeką Czarną Przemsza, a torami Drogi Żelaznej Warszawsko – Wiedeńskiej, jednak w pobliżu już nasypów kolejowych gdzie ziemia nie była już tak potwornie nasączona wodą jak przy samej rzece, wił się już wówczas od nieistniejącego jeszcze wtedy centrum Sosnowca trakt kołowy i pieszy, co już wyżej zasygnalizowałem.Jak wspominali to: mój dzidziuś – Wawrzyniec Doros, od XIX wieku mieszkaniec Osiedla Mieszkaniowe Huty „Katarzyna” i mój ojciec Ludwik Maszczyk – mieszkaniec pogońskiego „Wygwizdowa” (urodzony w 1894 roku przy ulicy Małaja, a od 1918 roku Mała, obecnie Kolibrów) to wijąca się wówczas z Pogoni i Środuli ta droga do centrum Sosnowic (Sosnowiec powstanie bowiem dopiero w 1902 roku) była jeszcze wówczas tak karkołomna i tak niebezpieczna, że raczej ludzie z tych osiedli mieszkaniowych jej unikali. Więc w tamtych odległych carskich latach mało kto ją raczej pieszo przemieszczał. Tym bardziej, że była to typowa wiejska droga, do tego jeszcze absolutnie nieoświetlona, pełna też bruzd i przeróżnej głębokości i długości kolein oraz dziur. A w dni deszczowe i zimowe prawie, że nie do przebycia suchą nogą. Aby więc ułatwić głównie pracownikom pobliskich fabryk i handlowcom przemieszczanie się po tej prymitywnej i zagubionej na bagnistych terenach drodze, to po jej dwóch stronach powbijano jeszcze wysokie drągi i kamienne słupy, których zadaniem było wytyczenie kierunku tego traktu. Te oznakowania były szczególnie przydatne nocą i porą zimową, kiedy ten trakt faktycznie był dla człowieka wprost nierozpoznawalny. Była to również droga wyjątkowo niebezpieczna, bowiem na dużych odcinkach wiła się przez zionące jeszcze wówczas ciszą pustkowia, gdzie na przechodniów niejednokrotnie czyhali złodzieje i różnej maści pospolici bandyci. Ta zagubiona na bagniskach droga, w miarę jednak upływu lat przybierze zupełnie, ale to zupełnie już inny charakter, gdy stanie się od 1917 roku jedną z sosnowieckich ulic. A mianowicie ulicą 3 Maja, a za czasów PRL ulicą Czerwonego Zagłębia.

Strony: 1 2 3 4

Bear