Janusz Maszczyk: Czasy godności i honoru
Jednocześnie, ponoć już w radomskim gimnazjum zapisuje się do tajnych patriotycznych polskich kółek samokształceniowych, które są zakładane i wspierane przez członków nowopowstałej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Partii o charakterze narodowo – patriotycznej, założonej przez Kazimierza Kelles – Krauza. Prawdopodobnie już wtedy po raz pierwszy namierza go carska tajna polityczna policja Ochrana i w swych kartotekach odnotowuje go jako „niebezpiecznego szkodnika” i „buntownika” („miateżnika”).
Prawdopodobnie za wiedzą rodziców podejmuje więc niebywałą decyzję. W 1896 roku, w wieku zaledwie 17 lat, zacierając za sobą ślady, trafia do naszego Zagłębia Dąbrowskiego i pomiędzy 6.X.1896 a 1.VII.1897 odbywa ślusarską praktykę w Hucie Bankowej w Dąbrowie Górniczej. Później kontynuuje naukę w znanej nam sosnowiczanom doskonale szkole w Dąbrowie Górniczej – „Sztygarce”. Co ciekawe? Szkoły jednak nie kończy. Bowiem ponoć również w zagłębiowskiej „Sztygarce” na nowo dochodzi do zatargów na tle rusyfikacji uczniów. Prawdopodobnie do zrusyfikowanego grona nauczycielskiego docierają też wtedy od tajnej policji politycznej Ochrany twarde dowody. Zarzuca mu się bowiem też branie nielegalnego udziału w strajkach, manifestacjach i pochodach 1-szo Majowych. W dniu 13 kwietnia 1899 zostaje więc karnie ze szkoły usunięty. Podejmuje więc kolejną pracę, tym razem w charakterze pomocnika buchaltera w Kopalni „Jan”, która jeszcze wówczas na pełnych obrotach fedrowała w Dąbrowie Górniczej. Jest tam zatrudniony od 15 stycznia 1900 roku do 15 listopada 1900 roku.
W tym czasie jest już członkiem konspiracyjnej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Jako człowiek pełen werwy i inicjatyw ponoć nawet ją rozwija, a nawet nawiązuje już pierwsze kontakty z PPS w Warszawie. Wtedy Polska jeszcze nie istnieje, została nawet wymazana z mapy Europy. W Zagłębiu Dąbrowskim na przełomie XIX i XX wieku szaleje carska tajna policja polityczna Ochrana (wg. Wikipedii: ros.: –Отделениепоохранениюnaпорядка и общественнойбезопасности, Otdielenije po ochranienijuporiadka i obszczestwiennojbiezopasnosti, Oddział ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego). W rezultacie dochodzi do licznych aresztowań Polaków. Podobno bywały takie chwile, że nawet w ciągu tylko jednego dnia aresztowano za działalność manifestacyjną, czy za udział w strajkach i działalność patriotyczną, nawet do 400 osób.
Pewnego dnia, prawdopodobnie powiadomiona Ochrana przez konfidentów, jest więc też na tropie Józefa Mirskiego. W konsekwencji dochodzi do jego aresztowania. Józef Mirecki jednak w nieprawdopodobny sposób przechytrza carskich policjantów. Prowadzony już bowiem do aresztu przez jednego tylko „tajniaka” z Ochrany, w nieprawdopodobny sposób wykorzystuje moment nagłego zatrzymania się konwoju przed opuszczonym szlabanem kolejowym i wtedy ucieka, tuż, tuż przed zbliżającym się do przejazdu parowozem buchającym parą, dymem oraz niemiłosiernie gwiżdżącym. Próba ucieczki o tyle się udaje, gdyż parowóz z doczepionymi doń licznymi wagonami przez dłuższą chwilę pokonywał przejazd, a zdarzenie to miało jeszcze miejsce późną porą, gdy zmrok swymi mackami już na dobre oplótł całą okolicę. Po zatarciu za sobą wszelkich śladów, w 1901 roku dostaje się do Galicji (zabór austriacki).
Do partii PPS, a później do ich bojowych organizacji, Polacy wstępowali głównie z dwóch powodów: ideowo patriotycznych i narodowych, których zasadniczym celem była walka o wolną, niepodległą i suwerenną Polskę oraz z powodów czysto socjalnych. Te dwa zasadnicze cele w pewnych przypadkach i okresach czasu do tego stopnia się miedzy sobą przeplatały, że trudno jest obecnie jednoznacznie określić, jaki konkretnie cel w konsekwencji zadecydował o przynależności do PPS i wypełniania statutowych ustaleń partyjnych, przez ogół Polaków. Jak to bowiem wynika ze wspomnień Stanisława Andrzeja Radka1/ w samym tylko Sosnowcu i w innych też miastach Zagłębia Dąbrowskiego, właściciele fabryk i kopalń nie tylko bowiem zatrudnionym robotnikom oferowali głodowe stawki płacowe, ale zmuszali ich też do niewolniczej wprost pracy, o czym trochę więcej poniżej. Wg pana Stanisława Andrzeja Radka „Zagłębie węglowe – robotnicy Sosnowca i Dąbrowy byli wśród tych pierwszych pionierów, którzy w warunkach, odbierających wszelką wiarę w powodzenie, przyjęli na siebie wielki trud wyzwolenia społecznego i walkę o niepodległość Polski. Nie od razu to się stało”. Bowiem ci pierwsi zarzewie buntu wznosili w środowisku, które było raczej nieprzychylnie do tego ustosunkowane. Głównym bowiem przecież celem właścicieli fabryk i kopalń oraz kierownictwa z tych zakładów pracy, było zdobycie fortuny, co jest oczywiste i ze wszech miar zrozumiałe, i nie powinno też budzić absolutnie żadnych zastrzeżeń. Do tego byli to ludzie przeważnie pochodzenia obcego, przyjezdni spoza zaboru rosyjskiego. Natomiast Polacy rekrutowali się z wiosek, miasteczek i miast, nie tylko z okolicznych terenów, ale nawet z dalszych miejscowości. Przybywali z nadzieją do nowo dopiero co kreującego się regionu przemysłowego jakim stopniowo stawało się Zagłębie Dąbrowskie. W zasadzie kierowali się też tylko jedynym celem. Podjęciem jak najszybciej i jak najlepiej płatnego zatrudnienia i zdobyciem mieszkania oraz polepszeniem swego dotychczasowego materialnego bytu. Absolutnie jednak nie przypuszczali, że ten proces będzie przebiegał w takich podłych warunkach, o czym więcej poniżej.
Jak stwierdza, to cytowany już pan Stanisław Andrzej Radek (s.7 wydania książkowego) ci pierwsi pionierzy działali „wśród społeczeństwa zastrachanego, tchórzliwego, przyzwyczajonego już do form niewoli i ucisku, a głównie, i to w olbrzymiej większości, ciemnego, pogrążonego w kompletnym analfabetyzmie. Jedynym językiem, który jeszcze rozumieli – to była krzywda, na którą zagłębiowscy robotnicy reagowali w rozmaity sposób”. A warunki pracy w fabrykach i w kopalniach nie były dla takiej masy przyjezdnych łatwe. „I tak w przędzalni Dietla majstrowie zmuszali robotników do podpisywania deklaracji, że godzą się na pracę w święta i niedziele….[…]… Dzień roboczy był tu 13–godzinny. Postanowiono żądać, albo skrócenia pracy o 1 godzinę, albo podwyższenia płacy za tę 13–tą godzinę…[…]…. U Gampera (przyp. autora: firma W. Fitzner i K. Gamper) pracowano nawet 11godzin…[…]…Skrócenie czasu pracy uzyskali robotnicy w Zawierciu w “Akcyjnej” o ½ godziny; w fabryce włóczki Beruta, gdzie pracowano od 5 rano do 9 wieczór, skrócono pracę od 6 do 7 wieczór. W przędzalni Szena (przyp. autora: przędzalnia Schoena na Środulce) niby też zmniejszono dzień roboczy do 11 ½ godz., ale skasowano ½ godz. śniadania i podwieczorku, obiecując zapłacić za 13 godz. pracy, lecz oszukano – z tego powodu strajkowano 2 dni. Znowu ‘interweniowali’ żandarmi i policja – sporo aresztowano, resztę sterroryzowano i strajk upadł. Robotnicy nic nie uzyskali. Tak samo w cementowni w Grodźcu ogłoszono zgodnie z nowym prawem 11 ½ godz. dzień roboczy….[…] Inspektor, kozacy i policja sterroryzowali robotników i strajk upadł. W czerwcu wybuchł strajk przy budowie koszar w Będzinie (przyp. autora: finansowane w całości przez Henryka Dietla carskie koszary dla wojska rosyjskiego) o skrócenie czasu pracy z 12 na 11 ½ godz. i tu kozacy “przywrócili porządek”. W innych zakładach jak wspomina w dalszej części wspomnień Stanisław Andrzej Radek „inni pracowali w potwornych warunkach po 11 do 14 godzin na dobę”. Dalej pisze jeszcze tak: „Cóż mieli poza tem? Pod nogami wieczne błoto lub kurz, nad głową ciężki dym, w izbach cień i brud, a w podziemiach, gdzie kilofami rwali czarną skałę – pył i gaz, od którego ból straszliwy rozsadzał głowę, aż do utraty przytomności”. Koniec cytatów z oryginalną pisownią.