Janusz Maszczyk: Cud czy tylko szczęśliwy zbieg okoliczności
[Kopalnia „Kazimierz-Juliusz” w Sosnowcu (zdjęcie z 2009r.).]
Niekiedy za naszego tylko życia zdarzają się takie niezwykłe zjawiska, które nam trudno jednoznacznie zrozumieć i zdefiniować, więc w powszechnych przekazach określamy je różnie. Jedni bowiem traktują je jako co najmniej mało prawdopodobne, inni z kolei wręcz jako cudowne objawienia. W zasadzie jednak większość ludzi nie wierzy ani w cudowne przypadki, ani też w zjawiska paranormalne. Takie nadzwyczajne przypadki, jak mówi przysłowie, że ponoć tylko chodzą po ludziach, zdecydowana większość osób więc jednak traktuje jako obrazy nieprawdopodobne, które rzadko, ale się jednak zdarzają. Taki nieprawdopodobny przypadek, czy dla innych cudowne zdarzenie, autor opisze więc poniżej.
[Powyżej 5. zdjęć autora z 29 marca 2018 roku. Fragmenty dawnej Kopalni „Kazimierz”.]
Były to jeszcze dawne lata, ale odrodzonej już jednak po 1918 roku naszej Ojczyzny – Polski. Mój wujek Stanisław Doros, rodzony brat mojej mamy, Stefani Maszczyk, był wówczas pracownikiem księgowości w Kopalni „Kazimierz”. Kopalnia „Kazimierz” usytuowana była w obrębie dawnej jeszcze osady górniczej, zwanej jako Niemce. Została już tam wybudowana w 1884 roku przez Warszawskie Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych. Prawdopodobnie Kazimierz Górniczy zawdzięcza więc swą nazwę właśnie tej kopalni węgla kamiennego.
Z rodzinnych opowieści kiedy do tej tragedii doszło, to przypominam sobie, że początkowo ta kopalnia była jeszcze zupełnie odrębną jednostką organizacyjną, nie połączoną administracyjnie i prawami własności z kopalnią „Juliusz”. Połączenie tych kopalń nastąpiło bowiem dopiero w 1938 roku, co zresztą jednoznacznie potwierdzają współczesne źródła1/. Podobno dyrekcja, czy niektóre tylko działy z tej kopalni, a szczególnie biura księgowości mieściły się jednak już wtedy nie w Kazimierzu Górniczym, ale w miejscowości jeszcze wówczas powszechnie określanej jako Niemce, czyli w obecnych Ostrowach Górniczych. Takie przynajmniej przekazy zakodowałem z dawnych jeszcze rodzinnych wspomnień. Jak się okazuje budynek dawnej dyrekcji, w tym przypadku Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych stoi faktycznie tam jeszcze do dzisiaj. Oczywiście, że na przestrzeni następnych kilkudziesięciu lat zmieniła się zarówno jego dawna bryła architektoniczna, tak jak i jego wnętrza oraz otaczająca go zewsząd infrastruktura.
[Zdjęcie autora z 2016 roku. Budynek w Ostrowach Górniczych dawnego Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych.]
[Ostrowy Górnicze (dawne Niemce) – okres II Rzeczypospolitej. W biurze księgowości w Warszawskim Towarzystwie Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych. Od lewej stoi jako pierwszy w kolejności mój wujek – Stanisław Doros.]
[Powyżej zdjęcie z lipca 2016 roku. Ostrowy Górnicze. Budynek dawnego Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych. Autorem zdjęcia jest pan Tomasz Grząślewicz.]
[Powyższe dwa zdjęcia autora z 29 marca 2018 roku. Budynek dawnego Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych.]
[Zdjęcie powyżej z lipca 2016 roku. Ostrowy Górnicze. Budynek dawnego Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla Kamiennego i Zakładów Hutniczych. Autorem zdjęcia jest pan Tomasz Grząślewicz.]
[Cztery powyższe zdjęcia autora z 29 marca 2018 r. Zabudowania dawnego Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla Kamiennego i Zakładów Hutniczych.]
****
Wujek, podobnie jak i jego siedmioosobowa rodzina, w tym i moja mama, jeszcze wtedy mieszkali na osiedlu mieszkaniowym Huty „Katarzyna”. W tamtych odległych latach, podobnie zresztą jak i w czasach okupacji niemieckiej, a nawet jeszcze w kolejnych kilku latach po 1945 roku, to ostatnimi większymi skupiskami zabudowań na terytorium zaliczanym jeszcze do Katarzyny, to była tylko Huta „Katarzyna”, pomieszczenia straży pożarnej, jej osiedle mieszkaniowe i zaledwie jeszcze kilkanaście pojedynczych zabudowań jakie były usytuowane po dwóch stronach brukowanej „kocimi łbami” ulicy Staszica, która wtedy w stronę Sielca ciągnęła się tylko do masywnego wiaduktu kolejowego pod którym jeszcze wówczas przebiegała bocznica kolejowa z Kopalni „Hrabia Renard” do okolic „Wenecji” (obecne fragmenty ulic Chemicznej i Rybnej), gdzie ostatecznie już łączyła się z główną trasą Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej. A tak to od Katarzyny, aż hen, hen w kierunku wschodnim, jak tylko sokoli wzrok sięgał, czyli w stronę Kazimierza Górniczego i Ostrów Górniczych, to zalegały już tylko nie do ogarnięcia ludzkim wzrokiem ogromne obszary pól uprawnych i pastewnych oraz jeszcze dalej już poza horyzontem tylko gęste lesiste tereny, głównie porosłe dorodną sosną. Już z samego więc rana na tych terenach, gdy jeszcze tarcza słoneczna na horyzoncie się nie pojawiła, a wokół dudniła w uszach tylko cisza, to już było słychać z rzadka przerywany śpiew skowronka i klekot bociana. Dopiero jak przybywało dnia, to również przyroda się coraz bardziej ożywiała i wtedy już prawie nie milkły melodyjne świergoty unoszących się ponad polami skowronków i piskliwe odgłosy od szybujących w koszących lotach ponad ziemią jeżyków i jaskółek. Nieodłącznym kolorytem tych nasyconych przyrodą stron były też grupowo tańczące w locie jak baletnice kolorowe motyle, które jednak nie wzbudzały tak jak obecnie wielkich sensacji, gdyż były widoczne na tych terenach niemal wszędzie.
Pierwsze bowiem w miarę gwarne zabudowania pośród tych rozległych kolorowych pól i łąk renardowskich były wtedy usytuowane na tak zwanej „Górce Pekińskiej” – to tereny „Szpitala Pekińskiego” i sąsiadujące z nim kilka zaledwie też zabudowań przyszpitalnych oraz pojedyncze już tylko zabudowania przy ciągnącej się w szczerych polach cały czas pod górkę uliczce Kukułek. Następnymi z kolei skupiskami budowlanymi, to była leżąca już jednak kilka kilometrów dalej w Klimontowie kopalnia i górnicze osiedle mieszkaniowe. A tak to na dalszej trasie, aż do samego prawie Kazimierza Górniczego to już zalegały tylko rozległe uprawne pola, polany pastewne i gęste tereny lasów, a wśród nich dopiero wiły się wąskie ścieżynki i leśne dukty, a dookoła wiało nie do wyobrażenia ludzką pustką.To były bowiem jeszcze wtedy tereny tak nieprawdopodobnie opustoszałe, że najczęściej wędrowało się po nich samotnie, a dopiero po przebyciu kilku kilometrów, „gdy Bóg dał” to spotykało się człowieka. Dopiero w 1921 roku z Kazimierza Górniczego do Juliusza zostanie wybudowana szumnie wtedy określana ulica, a w rzeczywistości była to tylko wąska wiejska piaszczysta droga, którą w późniejszym dopiero okresie czasu utwardzono miałkim kamieniem wapiennym.
****
W tamtych latach – jak wspominał to często mój wujek – dotarcie do Kazimierza Górniczego, było jeszcze ogromnie utrudnione, gdyż jedynym publicznym transportem, była wtedy tylko trasa kolejowa,wiodąca z sosnowieckiego Dworca Południowego poprzez Kazimierz Górniczy w kierunku Kielc. Jednak w godzinach rannych i popołudniowych ruchliwość pociągów osobowych na tej akurat właśnie trasie absolutnie nie była czasowo dostosowana do obowiązujących w Kopalni „Kazimierz” godzin zmianowych, podobnie jak i do godzin pracy w urzędniczych biurach w Ostrowach Górniczych. Aby więc dotrzeć do Ostrów Górniczych, do swego biura księgowości, na ściśle ustalony czas pracy, to „budzik nastawiał już na godzinę trzecią z samego rana”. Z kolei samo dotarcie z Katarzyny do położonego jeszcze w Sosnowcu na odludziu kolejowego Południowego Dworca, było jednak wtedy aż tak odległe i tak jednocześnie uciążliwe, że wujek szukał bardziej skutecznych innych rozwiązań transportowych, by tylko na wyznaczony czas zameldować się w kopalnianym biurze. Tym bardziej, że jako wzięty pracownik z tej kopalni bowiem zaliczający się do ścisłego grona „białych urzędniczych kołnierzyków”, musiał się zameldować w biurze księgowości już z samego rana. Od pewnego czasu zaczął więc najczęściej korzystać z transportu rowerowego. Bowiem prawdziwym miejscem jego zatrudnienia były wtedy Ostrowy Górnicze – zwane przez niego jako Niemce – a nie Kazimierz Górniczy, gdzie faktycznie mieściła się kopalnia, bowiem tam w zabudowaniach Warszawskiego Towarzystwa Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych mieściły się wtedy biura księgowości.