Janusz Maszczyk: Cichociemni z Sosnowca

„Więc gdzie są nasze groby?

A gdzie ich nie ma…?

Karol Wojtyła, Jan Paweł II

 

     Po 1945 roku, w komunizowanym w pośpiechu Kraju, podobnie jak to bywało też wtedy w Sosnowcu, Zagłębiu Dąbrowskim i w nowo powołanym Województwie Śląsko – Dąbrowskim (później stalinogrodzkim, następnie katowickim, a dzisiaj śląskim), Sowieci oraz ich nieliczni polscy współpracownicy (nie tylko polscy!?) czynili wszystko, by wybitnych i dotąd nieskalanych kolaboracją Polaków, nie tylko zohydzić w oczach Polaków, ale jednocześnie wymazać z pamięci narodowej. Wymazywano i zakłamywano więc niemal wszystko, co tylko „nasza przewodnia partia” oraz powiązani z nią różnymi partykularnymi nićmi różni osobnicy, mogli zafałszować i wypaczyć. Czyli tuszowano, lub przedstawiano wiele spraw niezgodnie z rzeczywistością, i do tego jeszcze w fałszywym świetle historii. Ten podły indoktrynujący proces, którego jednym też z zakamuflowanych celów było wykreowanie nowych ludzi, tak zwanych „internacjonalistów proletariackich”, kosztem wynarodowienia Polaków, przebiegał wielowarstwowo. Pewne społeczno – polityczne rozluźnienie, dalej jednak śledzone bacznym okiem komunistów, następowało dopiero po 1956 roku, a raczej w latach 70. XX w., a gdy partia doznała już całkowicie zadyszki w końcowych latach 80. XX w., to nawet wśród wielu dotychczasowych partyjnych przytakiwaczy pałeczkę kontroli inwigilacyjnej nad społeczeństwem przejęły już w zasadzie tylko komunistyczne służby specjalne i powiązani z nimi agenci.

Pomijam osobników dla, których „TAK” zawsze tylko brzmiało jak „NIE”, a „NIE” zawsze oznaczało tylko „TAK”. O niemieckiej mniejszości narodowej, najliczniejszej na tym obszarze ziemi, która raczej zawsze nastawiona była agresywnie wobec odrodzonej II Rzeczpospolitej, to nawet nie wspominam. Byli jednak wśród nich i tacy osobnicy z rodowodem niemieckim, a nawet wielopokoleniowym, którzy już w okresie II Rzeczpospolitej Polski tak pokochali naszą Ojczyznę, że ulegli nie tylko całkowitej polonizacji, ale nawet swe dzieci wychowali już na polskich patriotów. To właśnie oni po 1945 roku w wyniku kłamliwych pomówień trafiali też do Obozu Pracy w Świętochłowicach. Niektórzy nawet wraz ze swymi malutkimi dziećmi. Poznałem taki przypadek osobiście, gdyż miał też miejsce w mojej rodzinie. O takich rodzinach oczywiście, jak to zwykle bywa też zapomnieliśmy. Ten objaw zapomnienia, delikatnie tylko określając, jest zapewne nieprzypadkowy, ale tacy chyba już jednak jesteśmy. Eufemistycznie wielbimy ludzi kultury, sztuki, itp., i to ich w zasadzie tylko stawiamy nawet na monumentalnych cokołach, natomiast bohaterów narodowych, którzy swe jedyne życie oddali Ojczyźnie, traktujemy z jakże charakterystycznym lekko przymrużonym okiem.

Dzisiaj jako stary już człowiek po osiemdziesiątce, bardziej dostrzegam pewne ludzkie paradoksy życia, niż w latach mej jakże bujnej młodości. Co jest więc ciekawe i zastanawiające? Pamięć ludzka zamiast po latach dojrzewać i zatracać dotychczasowe daltonistyczne postrzeganie przeszłości oraz rzeczywistości, to o zgrozo, u jakże wielu osobników, zapada w długowieczny sen ułudy, a niekiedy przyjmuje nawet pewne formy amnezji. To jest zadziwiające, jak niski procent żyjących Polaków w Województwie Śląskim nie pamięta, że kiedyś na tej ogromnej obszarowo ziemi, rozdartej przez trzech zaborców, tutejsza społeczność żyła w różnych regionach, nie tylko kulturowych, ale społecznych, a nawet i politycznych. Ale później, kiedy niczym feniks z popiołów odrodziła się Polska – II Rzeczpospolita, i to zaledwie tylko na przestrzeni od 17 do 21 lat w zależności od zaborów, to zdecydowana większość mieszkańców tej ziemi dojrzewała już w społecznej koegzystencji. Oczywiście, jak to zwykle bywa, tylko poza drobnymi grupkami osobników, wiecznie niezadowolonych i antagonizującymi Polaków.

To ogromnie boli! Winniśmy jednak pamiętać, że okres wolnej i niepodległej II Rzeczpospolitej Polski, w dziejach narodu i państwa polskiego był niesłychanie krótki, ale był też niezwykle fenomenalny, szczególnie w zakresie krzewienia dumy narodowej i uczuć patriotycznych. Jego dojrzałym owocem było pokolenie 20. latków, którzy wznieśli się ponad bezsensowne animozje i zawsze stawiali dobro Narodu Polskiego i Ojczyzny, ponad partykularne i dotychczasowe zaborcze dzielnicowe interesy. A gdy już zaborcy z zachodu, od września 1939 roku ponownie okupowali ten południowy region naszego kraju, to wszyscy Polacy zamieszkujący te wielkie połacie ziemi, grali w jednej wielkiej narodowej orkiestrze. A tą narodową „orkiestrą” był Śląski Okręg Armii Krajowej.

Autor w tym niezwykle krótkim felietonie przypomni tylko niektórych polskich bohaterów, spośród setek tysięcy zapomnianych i wymazanych z narodowej pamięci, a powiązanych różnymi nićmi z Sosnowcem. Polaków, których losy zostały niezwykle powikłane w okresie II Wojny Światowej, a niektórych i po 1945 roku. Tymi zapomnianymi polskimi bohaterami są w moim artykule tym razem żołnierze do zadań specjalnych, tak zwani „Cichociemni”.

W latach 80. XX w. ci nieliczni żyjący jeszcze, ale już starsi Panowie, a wśród nich tylko jedna Wielka Kobieta, Pani profesor gen. bryg. Elżbieta Zawadzka, związana też z naszym Śląskim Okręgiem AK, którym udało się przeżyć piekło wojny i powojenny okres prześladowań, w zasadzie tak na co dzień, to nie różnili się zbytnio od milionów innych Polaków. Ich zasadnicza różnica polegała tylko na tym, że swe jedyne życie, w przeciwieństwie do jakże wielu innych rodaków, rzucili na stos swej umiłowanej Ojczyzny. A kiedy trzeba było iść na śmierć, to szli „po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!”. Ich biografie są tak niesamowicie fantastycznie sensacyjne, że mogłyby stanowić kanwę do napisania niejednego scenariusza filmowego, czy bestselleru.

Można więc wreszcie zadać pytanie? Kimże więc są ci „Cichociemni”, owiani aż taką romantyczną polska legendą? Z uwagi na wymogi techniczne Internetu odpowiem więc krótko. „Cichociemni” to żołnierze najdzielniejsi z dzielnych żołnierzy z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. To wybitni wyselekcjonowani specjaliści, o ponadprzeciętnych predyspozycjach fizycznych i psychicznych, przeszkoleni do indywidualnych zadań specjalnych w okupowanej Ojczyźnie, z dziedziny: dywersji, sabotażu, wywiadu i kontrwywiadu, łączności oraz oficerowie przeszkoleni do „pełnienia obowiązków sztabowych i dowódczych w Armii Krajowej (AK)”.

     Ich szkolenie przebiegało w warunkach zachowania niezwykłej tajemnicy i miało charakter wybitnie konspiracyjny. Jak wynika z pozyskanych źródeł to „kurs szkoleniowy w stacji SOE w Briggens pod Londynem rozpoczął się w pierwszych dniach stycznia 1941 roku”. Ich niezwykłą działalność bojową można więc zamknąć w przedziale czasowym pomiędzy pierwszym łopoczącym na wietrze wolności spadochronowym skokiem nad okupowaną Polską, który miał miejsce 15 lutego 1941 roku, a końcowym dniem 19 stycznia 1945 roku. W tym to okresie, po licznych tajnych, konspiracyjnych rozmowach i odbytych wielu ćwiczeniach oraz niezwykle skrupulatnym „prześwietleniu” ich życiorysów, z wyselekcjonowanych 2413 Polaków (1 generał, 112 oficerów sztabowych, 894 oficerów młodszych, 592 podoficerów, 7771 szeregowych, 15 kobiet i 28 politycznych kurierów cywilnych), pomyślnie konspiracyjne szkolenie zakończyło tylko 606 żołnierzy, by w końcu 579 uznać „za gotowych do przerzutu” nad okupowaną naszą Ojczyznę. W tym doborowym gronie była tylko jedna, jedyna kobieta, to pani prof. gen bryg. E. Zawadzka, o której już przed laty wspominałem na swojej stronie internetowej (obecnie artykuł ten już tam nie istnieje) i w portalu „Poznaj Sosnowiec”, którego redaktorem był Pan Karol Ligęza. Do swej okupowanej Ojczyzny docierali drogą powietrzną tylko nocą (!), niekiedy w niezwykle skomplikowanych warunkach atmosferycznych i terenowych. Do wyznaczonych celów dotarło ich zaledwie 317 (jeden skakał dwukrotnie), w tym 1 kobieta, 29 kurierów cywilnych (jeden skakał dwukrotnie), 1 Węgier (szkolny przez Polski Oddział VI) i 4 Anglików (t.zw. brytyjska wojskowa misja specjalna o kryptonimie „Freston”). Wśród 317 „Cichociemnych” aż 15 pochodziło z dzisiejszego naszego Województwa Śląskiego, w tym: 4 wywodziło się z Zagłębia Dąbrowskiego (w tym 3 z Sosnowca), 5 to sąsiedzi Zagłębiaków, nasi bracia Górnoślązacy (w tym 4 z Katowic). Droga lotnicza „Cichociemnych” do okupowanej Polski była niezwykle żmudna, długa i niebezpieczna, wprost trudna laikowi do wyobrażenia, a tym bardziej do obrazowego opisania w tym niezmiernie krótkim artykule. Początkowo SOE (Special Operations Executive – Kierownictwo Operacji Specjalnych) uruchomiło loty z Wielkiej Brytanii, później ich droga powietrzna wiodła z lotniska Regia Aeronautica w Sidi Amor z Tunisu (od 1943), ostatnia trasa, od grudnia 1943, wiodła już tylko z Brindisi, z Włoch. Lot z Bryndisi, nad okupowane tereny II Rzeczpospolitej, z drogą powrotną, wynosił długie niczym wieczny sen, aż około 11 godzin i 40 minut. Aby tą powietrzną trasę pokonać, piloci dokonywali wprost nieprawdopodobnych cudów lecąc w ciężkich i prawie całkowicie bezbronnych samolotach. Szczególnie niebezpieczne były kontakty z niemieckimi samolotami myśliwskimi. Ciężkie samoloty narażone też były na zestrzelenie z ziemi i to prawie na całej przestrzeni swego niezwykle długiego lotu. Wiele samolotów tam nie dotarło. Zginęli piloci i „Cichociemni”. Dzisiaj niektórzy bardziej wrażliwi Polscy pasjonaci historii, starają się przekazać polskiej opinii społecznej tych bohaterskich lotników i „pasażerów” tych samolotów. Chwała im za to na wieki…

„Cichociemni” po dotarciu do okupowanej Polski swą pracę konspiracyjną początkowo zaczynali w Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), później w strukturach Armii Krajowej (AK). Jak wynika z powojennych ustaleń pracę konspiracyjną podjęło 305 „Cichociemnych”, gdyż w czasie operacji zrzutowych na spadochronach śmierć poniosło 9 skoczków (6 zestrzelono w samolotach), 2 już po wylądowaniu w okupowanej Ojczyźnie, w czasie walki z Niemcami. Ponownie uprzejmie podkreślam, że z uwagi na techniczne internetowe ograniczenia, autor przekazuje tylko niezwykle krótkie komentarze o tych „Cichociemnych”, którzy pochodzili z mojego Sosnowca.

1/ P.porucznik saperów rezerwy RYSZARD KOWALSKI, psed.: „Benga”. Czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.

[Źródło: Jerzy Tucholski, CICHCIEMNI, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1988, s. 349

Ppor. sap. rez. Ryszard Kowalski, ps. „Bonga”; Krzyż Walecznych 1,2,3,4.]

 

Rodowity Sosnowiczanin. Urodzony 26 listopada 1919r. We wrześniu 1939r. otrzymał mobilizacyjny przydział do Dowództwa Saperów. Później jak wielu polskich żołnierzy został internowany w Rumunii. Następnie przedostał się do Wojska Polskiego we Francji. Po kapitulacji Francji, poprzez Dunkierkę dociera do W. Brytanii. Tam jako ochotnik podejmuje służbę w 1 Brygadzie Strzelców. Dowództwo bardzo szybko dostrzega jego ponad przeciętne predyspozycje psycho -fizyczne. Zostaje więc skierowany do tajnego ośrodka „Cichociemnych”. Po specjalistycznym ściśle tajnym i konspiracyjnym przeszkoleniu do zadań w dywersji, zostaje zaprzysiężony – 24 sierpnia 1942 roku. Skacze na spadochronie nad okupowaną Polską nocą,   1/ 2  października 1942 roku „na placówkę odbiorczą o kryptonimie Zamek, która była położona 13 lub 16 km na północ od Dęblina..(-).samolot wykonał zrzut jak się okazało, niezbyt celnie”. Jego kolega por. Władysław Klimowicz „skakał z bagażnikiem, lądował nieprzytomny, w pół uduszony przez nadmiernie wysuniętą taśmę”. Komenda Główna AK skierowuje go do Okręgu Wołyńskiego Armii Krajowej. Początkowo jest instruktorem, a później komendantem Armii Krajowej Obwodu Zdołbunów. W sierpniu 1943 roku w Zdołbunowie, w niewyjaśnionych okolicznościach, został aresztowany przez tajną niemiecka policję Gestapo. Posiadał wówczas tak zwane „lewe” dokumenty wystawione na Ryszarda Małyka. Rozstrzelany 18 listopada 1943 roku w więzieniu w Równem.

     2/ Porucznik broni pancernej ZBIGNIEW BARTŁOMIEJ  EUGENIUSZ  PIASECKI, pseud.: „Orlik”, „Topór”,” Tom”, „Zbyszek”, „Skoczek”, „Fer”. Odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy.

[Źródło: Jędrzej Tucholski, CICHOCIEMNI, instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1988, s.387

Por. br. panc. Zbigniew Bartłomiej Eugeniusz Piasecki, ps. „Orlik”, Topór”, „Tom”, „Zbyszek”, „Skoczek”.]

 

Rodowity Sosnowiczanin. Urodzony 19 stycznia 1914 roku. We wrześniu 1939 roku walczy w Samodzielnej Półkompanii Czołgów R35 pod dowództwem por. Jakubowicza. Następnie internowany na Węgrzech, później walczy we Francji. W Wielkiej Brytanii otrzymał przydział do 1 Batalionu Czołgów. Po tajnym przeszkoleniu do zadań dywersyjnych w dniu 4 kwietnia 1941 roku został zaprzysiężony.

Skacze na spadochronie z samolotu typu „Halifaks” (załoga polska kpt. M.Wodzicki) mroźną i zimną nocą z 6 na 7 stycznia 1942 roku i ląduje na placówkę odbiorczą o kryptonimie Kocioł, która mieściła się „11 kilometrów na południowy wschód od Mińska Mazowieckiego”. Podobno „w okolicy nieoczekiwanie rozkwaterowała się niemiecka dywizja pancerna, co uniemożliwiało załodze placówki wyjść w teren.(-). Przez 40 min. samolot krążył więc nad rejonem placówki i w końcu wykonał zrzut – około 7 km na południowy wschód od Mińska, na skraju wsi Stefanówka. Ponieważ nalot został przeprowadzony zbyt nisko, skoczkowie potłukli się”.

W lutym 1942r. otrzymuje przydział do legendarnego „WACHLARZA” „jako oficer i pierwszy szef dywersyjnego III Odcinka” .(.-).celem zorganizowania wywiadu w Brześciu”. Tam już w pierwszych dniach swemu dowódcy „przekazał kilka szkiców lokalizacji jako materiał przygotowawczy do przyszłej dywersji, a mianowicie: parowozownię, most na Bugu, koszary na Grajewie zajęte przez Niemców. Aktualną sytuację na „Kanale Królewskim i Orzechowskim (przyp.:- używał wówczas pseud.: „Topór), itd.”. Nocą z dnia 10/11 kwietnia 1942r. Patrol Piaseckiego wysadza „na Kanale Królewskim monitor rzeczny i zablokowuje tym samym na dłuższy czas bardzo ważną arterię wodną”. Po „spaleniu” dalej jako „Orlik” zostaje przerzucony do Warszawy. Później zostaje przydzielony do Kedywu Okręgu AK Kielce i Referatu „999” Wydziału Kontrwywiadu i Bezpieczeństwa Oddziału II Komendy Głównej AK. W dniu 31 maja lub 3 czerwca 1944r. został aresztowany przez Gestapo lub Kripo w Warszawie. Więziony w Gross – Rosen (nr obozowy 12724), skąd zbiegł. Schwytany przez Niemców pod Częstochową (data?). W wyniku czego 8 lutego 1945 roku dostaje się za druty kolczaste do Dora – Mittelbau (nr obozowy 118315). Od tej chwili Jego dalsze losy są nieznane.

     3/ Porucznik artylerii, LUDWIK BONIFACY WITKOWSKI, pseud.: „Kosa”, „Michał”. Odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy i Krzyżem Walecznych oraz Złotym Krzyżem z Mieczami, z mianowaniem na stopień kapitana dyplomowanego.

[Źródło: Jerzy Tucholski, CICHOCIEMNI, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1988, s. 440.

Por. art. Ludwik Bonifacy Witkowski, ps. „Kosa”, „Michał”. Krzyż Orderu Virtuti MilitariV kl., Krzyż Walecznych 1, Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami (kpt.dypl.)]

 

Rodowity Sosnowiczanin z Niwki (dzielnica Sosnowca). Urodzony w Niwce 5 czerwca 1914 roku. We wrześniu 1939 roku w 10 Dywizjonie Artylerii Ciężkiej. Następnie jak wielu polskich żołnierzy internowany na Węgrzech. Po kapitulacji Francji przedostaje się do Wielkiej Brytanii. Tam służy w 1. Pułku Artylerii Ciężkiej. Zostaje w pełnej konspiracji przeszkolony do zadań dywersji; oficjalnie zaprzysiężony 29 listopada 1942 roku.

Nad okupowaną Polską skacze już zimą 20 na 21 lutego 1943 roku. „Zrzut przejęła placówka odbiorcza o kryptonimie Słoń, położona 20 km na południe od Chęcin, pod wsią Boruszowice..(.-)… ‘Kosa’ (przyp. Autora .: taki był wówczas jego pseudonim), który skakał z radiostacją, ciągniony przez spadochron po twardej grudzie przy silnym wietrze , poranił się do tego stopnia, że zaszła konieczność udzielenia mu pomocy lekarskiej”. Otrzymuje przydział do Kedywu Okręgu AK w Warszawie. Zostaje tam dowódcą oddziału dyspozycyjnego Batalionów Saperów Praskich. Niezwykle uzdolniony, więc szybko awansuje (1943) na zastępcę Szefa Kedywu Okręgu i dowódcę Oddziału Dywersyjnego o kryptonimie „Kosy” , później kryptonim „B”. W trakcie Powstania Warszawskiego walczy bohatersko w Śródmieściu, jako dowódca Oddziału Osłonowego Kwatery Głównej Komendy Okręgu. Następnie wraz z innymi Powstańcami Warszawskimi dostaje się do niewoli niemieckiej (gdzie?). Już po uwolnieniu z oflagu, w 1945 roku wstępuje jako ochotnik do Polskich Sił Zbrojnych Na Zachodzie. Tam kończy kurs w Wyższej Szkole Wojennej. Kierowany tęsknotą za rodziną i Ojczyzną powraca do Polski (kiedy?). Dalsze jego losy są nieznane.

 

Ci nieliczni bohaterscy polscy patrioci, z tajnej i konspiracyjnej organizacji wojskowej, zwanej – „Cichociemnymi”, a wywodzący się z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a później będący już w okupowanym kraju w strukturach Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej, zawsze dążyli, by nasza Ojczyzna stanowiła jednolity, zwarty monolit oraz była wolnym i niepodległym Krajem, by między Rodakami nie dochodziło już nigdy do niepotrzebnych, najczęściej bezsensownych waśni. Czy Ich narodowe wizje, i niewątpliwie też prywatne marzenia, dzisiaj w wolnej i niepodległej Ojczyźnie już się spełniły? Po części tak. Żyjemy dzisiaj w strukturach Unii Europejskiej. To dobrze! To nawet bardzo dobrze! Polacy powinni jednak zawsze pamiętać, że wolności i niepodległości nikt nigdy nikomu nie podarował za darmo i na wieczność. Ten narodowy skarb winniśmy więc pielęgnować z ogromną wizjonerską dumą i autentycznym europejskim rozumem…

Jak już wyżej zasygnalizowałem to artykuł ten pierwotnie opublikowałem w marcu 2011 roku pod tytułem: CZY PAMIĘTA O NICH SOSNOWIEC, część V.

 

Przypisy i publikacje:

– Jędrzej Tucholski „Cichociemni”, wydanie uzupełnione, Warszawa, 1988 (podstawowe informacje)

– Jan Szatsznajder „Cichociemni z Polski do Polski”, Wrocław, 1985 (podstawowe informacje)

– Cezary Chlebowski, „Wachlarz”, wyd. II, Warszawa, 1985

– Cezary Chlebowski „Wachlarz”, monografia wydzielonej organizacji dywersyjnej Armii Krajowej , wrzesień 1941 – marzec 1943), Warszawa, 1990

– AK w Dokumentach, t 1 – 5, Londyn 1970 (niepełne kserokopie )

– Władysław Boroch, Jędrzej Tucholski, „Halifaks JD 154 nie wrócił”, Warszawa, 1984

– Stanisław Jankowski, „Z fałszywym Ausweisem w prawdziwej Warszawie (t. 1 i 2), Warszawa 1981

– Janusz Prawdzic – Szlacki, „Nowogródczyzna w walce 1940-1945, Londyn 1950 (niepełne kserokopie)

– Andrzej Morgała, „Polskie samoloty wojskowe 1939 – 1945, Warszawa 1976

– Od narodzin do chrztu bojowego 1941 – 1944 „Spadochron. Pismo żołnierzy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, 1945 (kserokopia).

 

Katowice, kwiecień 2021 rok

                                                                                        

                                                                                                                                                                                            Janusz Maszczyk

Bear