Czy Urząd Pracy daje komuś pracę?
Znajdź kogoś, kto znalazł pracę dzięki Urzędowi Pracy to będziesz bogaty. Będziesz mógł go wozić po jarmarkach i zarabiać na pokazywaniu go ludziom. Tak niegdyś czyniono z kobietami z brodą, czy karłami i przynosiło to niezłe profity. Mamy jednak dwudziesty pierwszy wiek, czas komputeryzacji, szybkiej informacji i tłuszcza żąda innej rozrywki.
Pytanie w tytule jest nieco bezzasadne. Nie od dziś wiadomo bowiem, że Urzędy Pracy dają pracę zazwyczaj tylko swoim pracownikom. Mimowolnie stały się “podpisowalniami” do których nie idzie się szukać pracy, a podpisać się na liście. Jedyną przyczyną dla której jeszcze się do nich chodzi jest ów cenny podpis dzięki któremu nie mając pracy możemy być dumnymi posiadaczami ubezpieczenia zdrowotnego. Możemy zatem legalnie zachorować, bez obawy, że lekarz w przychodni zamiast recepty pokaże nam środkowy palec.
Urzędy Pracy nie oferują pracy bezrobotnym, za to organizują raz na jakiś czas targi tej pracy. Zjeżdżają się na nie inne Urzędy Pracy z okolicznych miast, które też nie oferują pracy swoim mieszkańcom, więc przyjechały nie zaoferować tej pracy też miejscowym. Poza nimi zdarzy się jedna-dwie agencje pracy oferujące pracę za minimalną krajową, najchętniej ludziom z grupą inwalidzką, którzy potrafią pracować co najmniej za dwóch. Bywają na takich targach też firmy zajmujące się szkoleniami pracowników. Łącznie kilka stoisk i pomiędzy nimi krążące kilka duszyczek bezrobotnych. Sami nie wiedzą po co tam przyszli, sami żałują tej straty czasu.
Urzędy Pracy miewają pieniądze na szkolenia, staże i na program dzięki któremu bezrobotny może założyć swoją firmę. Często bywa tak, że kasa kończy się na przykład we wrześniu. Kolejne transze będą powiedzmy w styczniu więc kilka pokoi pełnych urzędników zajmuje się w tym czasie informowaniem petentów, że nie ma pieniędzy, ale być może będą wtedy i wtedy. Proszą by pytać, dzwonić, zaglądać. Jak ktoś zajrzy szybciej czas leci w ciągu tego nieformalnego urlopu. A później od nowa staże, szkolenia i tak się kręci.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że część bezrobotnych idzie tam z nadzieją na znalezienie pracy. A czyją matką jest nadzieja? Wiadomo…
Podobieństwo losowo opisanego Urzędu Pracy do Urzędu Pracy w Sosnowcu jest oczywiście przypadkowe.
Więcej felietonów z Sosnowcem w tle znajdziesz tutaj.
[PP]